Obraz autorstwa master1305 na Freepik

Duchowość franciszkańska w przysłowiach – „Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta” 

Kto wie, czy nie jest to najbardziej cyniczne z przysłów, dokumentujące nie tyle mądrość, ile raczej spryt narodów: zrobić interes na niechęci dwóch stron, wykorzystać to, że gniew zazwyczaj zaślepia, zawęża pole widzenia jedynie do przeciwnika, którego trzeba za wszelką cenę pokonać. Trudno nawet postawić komuś zarzut, że wykorzystał niemądre zacietrzewienie dwóch albo i więcej osób; jak oskarżyć kogoś o to, że był, no właśnie, jaki: mądrzejszy czy tylko bardziej opanowany, inteligentny? To, że ktoś dostrzega okazję do zrobienia zgodnego z prawem interesu, nie jest przecież przestępstwem. Czy jest natomiast grzechem? Przywołajmy zasadę życia chrześcijańskiego: „Zła zawsze trzeba unikać, ale dobra nie zawsze należy czynić”. Można go czasem zaniechać, gdy nakłoni do tego roztropność. 

W naszym konkretnym przypadku nie zawsze trzeba narzucać się skłóconym ludziom z posługą pośrednika, zwłaszcza jeżeli przewidujemy, przy wysokim stopniu zacietrzewienia, że i nam mogłoby się „oberwać”. Można i warto się za nich pomodlić, ale na modlitwie możemy jak najbardziej poprzestać. Wszystko to prawda. Jednak przysłowie nasze wychwala coś zupełnie innego: zimne, wyrachowane i bezlitosne wykorzystanie sporu, żeby ubić dzięki niemu własny, możliwie największy, interes. Zgoda, nic się często nie da poradzić, powiedzieliśmy już, że nie ma obowiązku na siłę przywodzić ich do opamiętania, ale przecież idzie o to, żeby mi się z tego powodu zrobiło choć na moment przykro. 

Ten smutek, który obym odczuwał, dowiedzie, że jestem człowiekiem. „Gdziekolwiek się jest, byleby się było człowiekiem. Dźwiga się ze wszystkimi losy świata”, pisze Maria Dąbrowska. Nie chodzi tu o egzaltację. Wystarczy choć jedna chwila smutku, niechby jedno zamyślenie. Tylko tyle mogę i tylko tyle powinienem. Jeżeli zacznę wietrzyć okazję do interesu, kimże jestem? 

Dwa obrazy chciałbym przywołać, aby unaocznić swoje przemyślenia. Pierwszy to scena z filmu, opowiadającego o pobycie w syberyjskim łagrze młodego chłopca, Amerykanina. W pociągu, wiozącym zeków (czyli więźniów łagrów) do obozu, został on wciągnięty w bójkę z urką – zawodowym rosyjskim przestępcą. Konflikt ten zwraca uwagę jednego z pilnujących więźniów żołnierzy. Przez chwilę przygląda się walczącym więźniom, potem wyciąga nóż i… rzuca go w kierunku będącego w gorszej sytuacji Amerykanina, który zabija urkę. Ponura przestroga, do czego może doprowadzić konsekwentne stosowanie zasady: „Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta”. „Korzyścią” może być nawet napawanie się zmaganiem na śmierć i życie dwóch nieszczęśników. W mniejszej skali mechanizm ten polega na „podpuszczaniu” wyprowadzonych z równowagi ludzi pozornym przytakiwaniem, by za plecami śmiać się z ich groteskowych zachowań. To też jest przecież jakaś „korzyść”. 

I drugi obraz: pewien dziennikarz wspomina początki kariery koleżanki po fachu, obecnie bardzo popularnej osoby. Były to czasy stanu wojennego. Dziennikarka zaś („była w tym świetna”) podsuwała mikrofon ludziom kłócącym się w tasiemcowych kolejkach, umiejętnie podsycając i tak już zaognioną atmosferę. Karierę można zbudować nawet na czyichś zrujnowanych nerwach, ale jak trzeba być nieczułym, by móc to robić? Jak bardzo trzeba gardzić ludźmi, by ich na siebie szczuć i móc z tym żyć? Święty Paweł nie mylił się, gdy pisał, że nieprawość to jest tajemnica…

Zdarzyło się, że w Asyżu „pokłóciło się” i to poważnie dwóch najwyższych dostojników miasta: biskup i syndyk. Nic tak nie cieszy gawiedzi, jak niesnaski „na górze”, w świecie możnych. W zaistniałej sytuacji Franciszek mógł wykorzystać to nieporozumienie na swoją korzyść. Nie czyni jednak tego, ale urzeka swym człowieczeństwem, głębokim, wrażliwym, pełnym, również i w tej sytuacji. Mój podziw budzi tok myślenia świętego: nie rozumuje on interesownie. Na marginesie: może ubóstwo polega też na tym, aby nie postrzegać świata w kategoriach możliwego zysku? Zbiór asyski dokumentuje myśl świętego Franciszka: „Wielki to dla nas wstyd, że biskup i syndyk się kłócą, a nikt nie bierze sobie tego do serca”. Człowieczeństwo świętego Franciszka objawia się przekonaniem, że tam, gdzie dwóch się bije, nie skorzysta absolutnie nikt. Kto to rozumie, jest człowiekiem. 

Dopowiedzmy jeszcze, jak święty Franciszek pojednał skłóconych dostojników, którzy – przyznajmy – niekoniecznie dowiedli opanowania, jakiego można by oczekiwać po ludziach, którzy sprawowali władzę. Było to tak: „W tym samym czasie, gdy leżał chory, już po ułożeniu i ogłoszeniu Pochwał, ówczesny biskup miasta Asyż [był nim Gwidon, biskup Asyżu w latach 1204-1228] ekskomunikował burmistrza Asyżu, podczas gdy tamten, rozgniewany na niego, będąc burmistrzem, kazał stanowczo i pilnie ogłosić w całym mieście zarządzenie, aby żaden człowiek biskupowi niczego nie sprzedawał ani od niego nie kupował, ani nie zawierał z nim kontraktów, i w ten sposób bardzo się nawzajem znienawidzili. 

Błogosławiony Franciszek, chociaż był tak chory, poczuł litość nad nimi, zwłaszcza że żaden duchowny ani świecki nie zabiegał o ich pokój i zgodę. I rzekł do swoich towarzyszy: «Wielki to wstyd dla nas, sług Bożych, że biskup i burmistrz tak się nawzajem nienawidzą, a nikt nie zabiega o ich pokój i zgodę». I tak przy tej okazji dodał jeszcze jedną zwrotkę do tych Pochwał, mianowicie: «Pochwalony bądź, mój Panie, przez tych, którzy przebaczają dla miłości Twojej i znoszą słabość i utrapienie; błogosławieni ci, którzy wytrwają w pokoju, gdyż przez Ciebie, Najwyższy, będą ukoronowani». 

Następnie zawołał jednego ze swoich towarzyszy, mówiąc do niego: «Idź i powiedz ode mnie burmistrzowi, aby razem z dostojnikami miasta i innymi, których ze sobą może przyprowadzić, przybył do pałacu biskupa».

A gdy on poszedł, powiedział do dwóch innych swoich towarzyszy: «Idźcie i w obecności biskupa i burmistrza, oraz innych, którzy są z nimi, zaśpiewajcie Pieśń brata Słońca, i ufam w Panu, że On skruszy ich serca i zawrą pokój między sobą i powrócą do pierwotnej przyjaźni i miłości». 

A gdy wszyscy zgromadzili się na wewnętrznym dziedzińcu pałacu biskupiego, powstali owi dwaj bracia i jeden z nich powiedział: «Błogosławiony Franciszek podczas swojej choroby ułożył Pochwały Pana, mówiące o Jego stworzeniach, ku Jego chwale i zbudowaniu bliźniego. Dlatego prosi was, abyście wysłuchali ich z wielką pobożnością». I tak zaczęli śpiewać i przemawiać do nich. A burmistrz natychmiast wstał i ze złączonymi ramionami i złożonymi rękoma, tak jakby to była Ewangelia Pana, słuchał uważnie z wielką pobożnością, a nawet ze łzami. Miał bowiem wielką wiarę i cześć dla błogosławionego Franciszka.

Po zakończeniu Pochwał Pana burmistrz powiedział w obecności wszystkich: «Zaprawdę mówię wam, że przebaczam nie tylko panu biskupowi, którego powinienem uważać za mojego pana, lecz przebaczyłbym nawet temu, kto by zabił mojego brata lub syna». I tak rzucił się do nóg pana biskupa, mówiąc do niego: «Oto jestem gotów zadośćuczynić wam za wszystko, tak jak wam się spodoba, dla miłości Pana naszego Jezusa Chrystusa i Jego sługi błogosławionego Franciszka». Biskup biorąc go za ręce, wstał i powiedział do niego: «Ze względu na mój urząd wypadałoby, żebym był pokorny, lecz ponieważ jestem z natury skłonny do gniewu, trzeba, abyś mi to wybaczył». I tak z wielką życzliwością i miłością uściskali się nawzajem i ucałowali.

A bracia bardzo się zdumiewali, widząc świętość błogosławionego Franciszka, gdyż dokładnie sprawdziło się to, co błogosławiony Franciszek przepowiedział o ich pokoju i zgodzie; również wszyscy inni, którzy byli tam obecni, oraz ci, którzy o tym słyszeli, uważali to za wielki cud, przypisując zasługom błogosławionego Franciszka to, że tak szybko ich Pan nawiedził i że, bez wypominania sobie choćby jednego słowa, od tak wielkiego skandalu powrócili do tak wielkiej zgody. Dlatego my, którzy z nim byliśmy, dajemy świadectwo o tym, że zawsze gdy mówił: tak jest, lub: tak będzie, spełniało się to prawie co do joty; i długo trwałoby opisywanie i opowiadanie tego, co my oglądaliśmy nas własne oczy”. 

Człowiek, o ileż bardziej chrześcijanin, to ktoś, kto widzi wyjście. Ono może być skrajnie trudne, ale zawsze istnieje. Człowieczeństwo zaczyna się nie od szukania zysku, ale rozwiązania, wyjścia z trudnej sytuacji. Do szukania korzyści wystarcza refleks, spryt, żyłka do interesów. Do szukania rozwiązania trzeba człowieczeństwa. Gdy dwóch się bije, niech ci będzie przynajmniej smutno. Zapewniam cię, że to naprawdę niemało.