Co mam, tym mogę się podzielić

Są takie sytuacje, kiedy ktoś z naszych bliskich jest w potrzebie, a my nie możemy nic zrobić, ponieważ kończą się ludzkie możliwości. Jednym ruchem ręki nie zabierzemy komuś choroby, nie damy zdrowia, nie pozałatwiamy trudnych spraw drugiego człowieka. Oj, naprawdę są takie sytuacje, kiedy kończą się ludzkie możliwości i już nic nie da się zrobić. Ale czy na pewno nic?

W 4 Niedzielę Adwentu patrzymy na spotkanie Maryi z Elżbietą. Niesamowite jest to spotkanie. Nie tylko dlatego, że Maryja raczyła być dobra i zechciała pomagać swojej krewnej, która spodziewała się dziecka i była już w szóstym miesiącu. Jest to niesamowite spotkanie jeszcze z innego powodu. Otwierając tekst Ewangelii według św. Łukasza widzimy kontekst, którym jest zwiastowanie Maryi przez Archanioła Gabriela, iż za sprawą Ducha Świętego pocznie i porodzi syna, który będzie Synem Bożym. Poczęcie stało się faktem. Natychmiast po tym wydarzeniu Maryja idzie do domu Zachariasza i Elżbiety. Niesamowite spotkanie, bo Maryja niesie w sobie Syna Bożego. Niesamowite spotkanie, bo tam jest Bóg Wcielony. On już tam jest. Ewangelista Łukasz tak bardzo precyzyjnie opisuje spotkanie Maryi z Elżbietą: „Poruszyło się dzieciątko w łonie Elżbiety, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona głośny okrzyk i powiedziała: Błogosławionaś Ty między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie?” (Łk 1, 41-43). Elżbieta napełniona Duchem Świętym, jak pisze św. Łukasz, tak wiele wie, tak wiele rozumie i tak wiele wyraża słowami i w ogóle całą sobą. Wyznaje wiarę, że Matka Pana przychodzi – Matka Boga. Tam jest Jezus.

Są zatem te dramatyczne sytuacje, kiedy chcielibyśmy pomóc drugiemu człowiekowi, ale nie możemy, bo kończą się ludzkie możliwości. Czy na pewno nic nie możemy zrobić? Maryja daje człowiekowi Jezusa – Kościół daje człowiekowi Jezusa. Tak, kapłani dają Jezusa głosząc słowo Boże i udzielając chleb eucharystyczny, natomiast wszyscy karmiący się Chrystusem są Kościołem. A co mam, mogę dać. Co mam, tym mogę się podzielić. Czym żyję, tym mogę się dzielić. Mam Chrystusa.

Ktoś kiedyś stwierdził, że największym głodem na ziemi, nie jest głód chleba, głód podstawowych materialnych środków do życia, ale największym głodem na tym świecie jest głód miłości, głód nadziei. Może właśnie dlatego Jezus nie chciał odesłać do domu tłumów słuchających Jego nauki. Kiedy apostołowie namawiają Jezusa, żeby ich odprawił do domu, bo są głodni, Jezus odpowiada: „Wy dajcie im jeść”. Bo Jezus widział, że bardziej nad zwykły chleb, potrzebują tego, z czym przyszedł do człowieka Bóg na ziemię. I nastąpiło cudowne rozmnożenie chleba.

Dzisiaj cud rozmnożenia chleba miłości i nadziei jest możliwy. Bo w Kościele, w mocy Ducha Świętego możliwy jest cud dzielenia się Chrystusem. Może na pierwszy rzut oka tego nie widać, ale współczesny człowiek, może często po omacku, właśnie tego cudu szuka. Zagubiony człowiek, który pragnie być szczęśliwy tutaj na ziemi – szuka prawdy, szuka największego szczęścia. Człowiek pragnie nadziei, pragnie miłości i choć często nie potrafi jeszcze swojego pragnienia jasno określić, to on właśnie szuka Jezusa.

Maryja jest uosobieniem Kościoła, który wciąż daje Jezusa drugiemu człowiekowi. Można powiedzieć o wydarzeniu nawiedzenia Elżbiety, że jest to pierwsze zaniesienie Jezusa drugiemu człowiekowi przez Kościół. Pierwsza misja Kościoła.

Dzisiaj niejeden raz kończą się ludzkie możliwości. Ale drugiemu człowiekowi można dać jeszcze więcej… tyle, aż tyle.