„Nie dokładajmy do pieca”
To jest chyba jedna z najbardziej znanych wypowiedzi Jezusa. Tymi słowami Jezusa żonglują wielcy mówcy, politycy i nie myślę tutaj jedynie o wierzących. Nawet odrzucającemu fakt przyjścia Zbawiciela i wojującemu ze wszystkim, co z Nim związane pasuje w tym momencie wynieść Go na piedestał i wznieść Jego słowa do rangi dającej moc niepojętą, bo przecież można pokonać dyskusję, zniszczyć interlokutora, wyjść z debaty zwycięzcą. Są takie miejsca, w których niespodziewanie wybrzmiewa treść Pisma Świętego: „Usuń najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka brata swego” (Łk 6,42).
Czy wybrzmiewa słowo Boże, kiedy chcąc pogrążyć mojego rozmówce, rzucam cytat z wypowiedzi Jezusa o belce i drzazdze? Nie! Ono wtedy nie wybrzmiewa! Kiedy z pychą i arogancją próbuję skierować je do kogoś drugiego, słowa Jezusa są wtedy zniekształcone. Stają się zafałszowane. Prawdziwe słowo Boże wybrzmi dopiero wtedy, kiedy stanę wobec drugiego człowieka i szczerze wypowiem, iż drzazga, a nawet belka tkwi w moim oku. Słowo Jezusa o belce przeszyło mnie do głębi i wiem, że to ja potrzebuję ratunku.
Jezus, który przyszedł po to, żeby uratować każdego człowieka, i który mówi o miłości nawet nieprzyjaciół, wcale nie miał zamiaru tą wypowiedzią kogoś obrazić, umniejszyć komuś. Tym bardziej nie chciał komuś, jak to się kolokwialnie powiada, „dołożyć do pieca”. Jeżeli Jezus chce wyciągać z bagna grzechu każdego człowieka, to chce również wyciągnąć tych, którzy tarzają się w bagnie pychy. Z ust Jezusa zdanie o belce nie jest wyrazem pychy, bo Jezus nie cofa się przed krzyżem, na którym umiera z miłości do każdego, a w tym za tego, który z wielką belką w oku wypomina każdemu i w każdym czasie, że drzazgi są w ich oczach.
Człowiek, który wykorzystuje zdanie Jezusa o belce i drzazdze, żeby tylko komuś „dołożyć do pieca”, tak naprawdę wypowiada słowa podsycane nadęciem: „Spójrzcie, jaki jestem pokorny! Spójrzcie, jaki jestem święty! Uczcie się ode mnie pobożności! Wy ludzie źli i pyszni”! Z ironią dodam, że właśnie usłyszeliśmy tutaj człowieka bardzo pokornego.
Pamiętam na rekolekcjach wielkopostnych w pewnej parafii, kiedy stanąłem przed kościołem po zakończonej Mszy św., słyszałem rozmowy wychodzących z kościoła uczestników rekolekcji: „ale jej powiedział… ale mu przywalił tym kazaniem… szkoda, że mojego męża nie było, to by swoje usłyszał”. A ja myślałem, że rekolekcje przeżywał każdy osobiście. Okazuje się, że słuchacz nauk rekolekcyjnych nie bierze treści kazania do siebie, tylko czyha, kiedy kaznodzieja „dołoży do pieca”: sąsiadce, mojemu mężowi, tej pani z pierwszej ławki.
Cytując zdanie Jezusa o belce i drzazdze, wybrzmi słowo Boże wtedy, kiedy weźmiemy je do siebie. Niech to słowo poprowadzi nas wszystkich do pogłębionego rachunku sumienia. Niech zaprowadzi nas wszystkich do zapłakania nad sobą. W perspektywie Wielkiego Postu, niech to słowo prowadzi nas do przemiany. I to właściwie wystarczy. Bo wiem, że moim rachunkiem sumienia, moim zapłakaniem nad sobą, moją przemianą, już wyciągam raniące drzazgi drugiemu człowiekowi.