Sachalin choć jest dużą wyspą (76,6 tys. km2), to stosunkowo późno stał się znany w Europie, bo dopiero w XVII w., a że jest wyspą, dowiedziano się w połowie XIX wieku. Tylko jakieś mgliste lub mylne informacje docierały o mieszkańcach tej ziemi, bo gdy Chinami zawładnęli Mongołowie, próbowali zapanować i nad Sachalinem, ale Ajnowie stawili opór najeźdźcom i dopiero od 1308 r. zaczęli płacić haracz Mongołom. Na podstawie traktatu rosyjsko-japońskiego z 1855 r. północna część wyspy miała należeć do Rosji, południowa do Japonii. Potem Japonia zrezygnowała ze swojej części za Kuryle, po wojnie rosyjsko-japońskiej południowy Sachalin (zwany Karafuto) znów stał się japoński, a po 1945 r. ponownie rosyjski. Polaków wysiedlono do Polski, ludność japońską oraz Ajnów na Hokkaido. Za caratu w 1869 r. Sachalin północny stał się miejscem zsyłki do kolonii karnych i okrutnej katorgi oraz przymusowego osiedlania się skazanych.
Co roku przywożono tu statkami ok. 1000 katorżników, w tym wielu więźniów politycznych, a od 1885 r. także przestępczynie, najczęściej morderczynie; wszystkich ok. 30 000. Katorgę zniesiono dopiero w 1906 roku. Ze spisu ludności wynika, iż w 1897 r. 1636 osób za język ojczysty uważało język polski, a większość z nich była katolicka. Po wojnie Rosji z Japonią część Polaków wyjechała z wyspy. Sachalin należał do największej na świecie katolickiej archidiecezji mohylowskiej. Do północnej części Sachalinu od czasu do czasu przyjeżdżał kapłan z Syberii, a raz nawet biskup. Po 1905 r. opiekę nad katolikami na południu wyspy przejęła diecezja japońska na Hokkaido, ze stolicą biskupią w Hakodate. Opiekę duszpasterską i pracę misyjną zlecono franciszkanom.
Franciszkanie powrócili do Japonii w 1907 r. na prośbę bpa Hakodate Aleksandra Berlioza. Przyjechało czterech zakonników. Osiedli się w Sapporo, gdzie zbudowali mały klasztor. Katolików było niewielu. Pierwszym stałym duszpasterzem i misjonarzem na Sachalinie Południowym (Karafuto) stał się śląski franciszkanin – o. Agnellus Kowarz z Prowincji św. Jadwigi, który przez ponad 20 lat (1911-1932) przebywał na tej wyspie. Urodził się 4 września 1889 r. w Chróstach Opolskich. Mając 19 lat, wstąpił do franciszkanów w Harreveld w Holandii. Święcenia kapłańskie przyjął w 1906 r. we Wrocławiu, a w 1910 r. poprosił przełożonych o zgodę na wyjazd „na misje do Ajnosów na Hokkaido-Sapporo, gdzie pracuje kilku ojców z prowincji fuldeńskiej”. Potrzebne zezwolenie od o. generała otrzymał 13 września 1910 roku i już „na początku następnego roku opuszcza swoje strony rodzinne, by zamienić je na odległą wyspę skazanych – Sachalin”.
Już w maju 1911 r. wyrusza na Karafuto, dokąd został posłany ze względu na znajomość polskiego, by pracować tam wśród byłych zesłańców polskich i katolickich osiedleńców, pozbawionych dotąd regularnej opieki duszpasterskiej, a także wśród coraz liczniej tu przybywających Japończyków. Było tu wówczas tylko 5 katolickich rodzin japońskich i ok. 50 Polaków żyjących w rozproszeniu wśród Japończyków. „Odwiedziłem wszystkich, ochrzciłem kilkoro dzieci i słuchałem trochę spowiedzi. Była to pierwsza podróż misyjna”. Po czym powrócił do Sapporo, by popracować w centrali misyjnej i intensywnie uczyć się języka japońskiego. W 1812 r. wyrusza drugi raz na Sachalin. „Pozostałem tam przez całą jesień, mniej więcej 2 miesiące. Chodziło tym razem o to, by znaleźć tam ośrodek, w którym można by założyć stację misyjną. Ponieważ najwięcej Polaków i kilku Japończyków mieszkało w pobliżu nowo założonej stolicy Toyohary, więc oczywiście wybór padł na nią”.
W następnym roku, ledwo stopniały śniegi, w Niedzielę Białą, jak pisał z nieukrywanym wzruszeniem, „o. Wolfgang i ja spakowaliśmy kilka skrzyń i wyruszyliśmy, by za morzem, na Sachalinie założyć nową stację misyjną. Udanie się z krzyżem za morze to święte uczucie, którego tak łatwo się nie zapomina. Wynajęty dom został prawnie nabyty i przebudowany, na szczycie został zatknięty krzyż i stacja misyjna była gotowa (…). Chrześcijanie powoli przyzwyczajali się do „niedzieli”, bo urządzono tu także kaplicę. Później udział we mszy św. stał się bardzo gorliwy. Udało się w krótkim czasie stworzyć regularne duszpasterstwo stałe, z ośrodkiem parafialnym. Wielką radość przeżyli tutejsi katolicy, gdy po odpowiednim ich przygotowaniu bp Berlioz przyjechał z Hakodate, by udzielić im sakramentu bierzmowania. Była to pierwsza wizyta biskupa w tej części Sachalinu.
A co z misją wśród Ajnów? Ojciec Kowarz pragnął przecież wśród nich pracować, gdy wybierał się na Sachalin. Nie było ich już wielu; w 1869 r. w pobliżu Korsakowa (Otomari) 2500, a nad samą zatoką Lutoga 8 wiosek. Po 20 latach pozostało już tylko 581 mężczyzn i 569 kobiet, a za czasów o. Agnellusa nie było tam już prawie nikogo. Zostali wyparci na północ albo potem osiedleni w dwóch lub trzech miejscowościach przez Japończyków, którzy traktowali ich wyniośle. Stary tubylec mówił: „Gdy Shisam (Japończyk) śpi, Ajnos nań pracuje, karczuje las i łowi ryby; gdy Ajnos nie chce pracować, Shisam go bije”. Ojciec Kowarz zapoznał się z ich mitologią, demonologią i zwyczajami. Szczególnie cenny jest jego opis kultu niedźwiedzia (podobnie jak u Bronisława Piłsudskiego – badacza Ajnów). Sceptycznie oceniał próby ich nawrócenia na protestantyzm czy prawosławie, ale także na katolicyzm: „Nie ma szans pozyskania Ajnów dla Kościoła katolickiego”. A ci, którzy przyjęli protestantyzm, według Kowarza zrobili to tylko zewnętrznie: „Są ochrzczonymi poganami i żyją tak jak inni Ajnowie (…). Gdy sytuacja staje się poważna, znowu przyjdzie stary czarownik, by leczyć ich za pomocą magii. A gdy Ajnos umrze, zostaje zgodnie z dawnym ajnoskim zwyczajem obrzędowo pochowany samotnie w lesie i już nigdy nie będzie się go wspominało”.
Ale i ewangelizacja Japończyków była bardzo trudna. Ojcu Kowarzowi rzekł kiedyś prosty stolarz: „Obcokrajowcy jedzą chleb i z niego utyli. My Japończycy napełniamy swój brzuch ryżem i dobrze nam tak jest. Podobnie jest z religią chrześcijańską: jest ona dobra dla was obcokrajowców, zaś dla Japończyków najlepsza jest nasza religia”.
Jednak i praca wśród Polaków była niełatwa, a czasami ogromnie trudna. Po I wojnie światowej, gdy nad Sachalinem północnym zapanowali białogwardziści, a w latach 1920-1925 Japończycy, duszpasterstwo dla mieszkających tu ok. 400 katolików zlecono o. Kowarzowi. Główny ich ośrodek był w Aleksandrowsku, mieli tu swój kościół, chętnie przychodzili na mszę św., ale ze spowiedzią było znacznie trudniej. Często przychodzili na mszę również prawosławni, którzy kiedyś byli katolikami lub pochodzili z rodzin katolickich, w których rodzice zmuszeni zostali na przejście na prawosławie. Misjonarz odwiedzał i małe społeczności. Było coraz gorzej ze świadomością katolicką, a szczególny problem stanowiły niesakramentalne małżeństwa: „Co na Sachalinie człowiek sam może począć? – brzmią stereotypowe slogany – Na Sachalinie Bóg musi przebaczyć”. Odnosiło się to i do innych spraw; np. mniej liczyło się należyte przygotowanie się do śmierci, ale ważne było poświęcenie grobu, czego pilnował nawet najbiedniejszy, natomiast o modlitwie za zmarłych szybko się zapominało. W niektórych miejscach, gdzie dotarł o. Kowarz, wierni znali tylko najprostsze pacierze, a podczas mszy św. odmawiali różaniec. Często dewocjonalia były nieznane, nawet większe dzieci były nieochrzczone, już nie zachowywano postu piątkowego i nie świętowano niedzieli lub z młodszych roczników nikt nie był jeszcze na mszy św. Czasem w danym siole nawet ponad 10 lat nie było księdza, nikt nie miał modlitewnika, a dzieci nie potrafiły się nawet przeżegnać. Gdy o. Agnellus dotarł do ostatniego punktu misyjnego i mógł tam zostać tylko na 1 dzień, okazało się, że ksiądz ostatni raz był tam 17 czy 18 lat temu. Dzieci do 13 lat nie miały żadnego pojęcia o religii, były nieochrzczone. Ich matka rzekła: „Ja jestem katoliczką, dzieci są prawosławne, po co więc mam je nauczać?”. Wobec tego wcale nie uczyła ich religii. Podobnie było w innej rodzinie, gdzie było pięcioro dzieci w wieku od 3-12 lat. Ojciec ich usprawiedliwiająco mówił: „Ponieważ nie zostały ochrzczone, to myślałem, po co mam je nauczać religii”. Z niektórymi można było porozumiewać się tylko po rosyjsku. Nauka o sakramentach, życiu chrześcijańskim w ciągu 1 dnia mogła być fragmentaryczna. „Padałem ze zmęczenia, ale czułem wewnętrzną radość, iż rodzinie wygnańczej mogłem udzielić pociechy duchowej (…). Zaraz też pani domu misę przyniosła z gorącą zupą ryżową, z której według starego dobrego zwyczaju sachalińskiego wspólnie jedliśmy”. Przed odjazdem poproszono misjonarza o poświęcenie grobów.
Ojciec Agnellus był lubiany i poważany nawet przez niechrześcijan. Nieraz z narażeniem życia starał się dotrzeć zimą do umierających. Był również człowiekiem ekumenicznym. Nie stronił od kontaktu z prawosławnymi. „Może nigdy jeszcze Kościół wschodni i zachodni tak blisko nie koegzystowały ze sobą jak w owych latach, gdy pop Mikołaj, jedyny oprócz biskupa tokijskiego osiadł we Władimirowce. Byliśmy bardzo ze sobą zaprzyjaźnieni i mieszkaliśmy w tym samym domu, mianowicie u Tatara Sadeka. Tylko izdebka dzieliła katolicką kaplicę od rosyjskiej cerkwi. Mała komórka obydwóm nam służyła za wspólną kuchnię. Nie było tam wielu moich wiernych, ale kościół popa Mikołaja liczył tylko jednego członka”. Okresowo o. Agnellus odprawiał nawet nabożeństwa w przekazanej mu do dyspozycji cerkwi.
Po 18 latach odwiedził swoje strony rodzinne. Wracając przez Azję, spotkał w Harbinie (w Mandżurii) trzech bernardynów, którzy musieli opuścić to miejsce. Zaprosił ich na Sachalin, gdzie wtedy było już 433 katolików. W 1931 r. obchodził jubileusz święceń kapłańskich w stacji misyjnej Otomari, a potem w Toyoharze. „Skromny kościółek ledwo mógł pomieścić tłumy wiernych”. Biskup z Sapporo przy tej okazji mówił o nim, że „odznaczał się szczególną skromnością i nadzwyczajną pracowitością”. Podkreślano, że słusznie uchodzi on za pierwszego i właściwego misjonarza Sachalinu. Często nazywano go „nasz ojciec”, a nawet „nasz patriarcha z Sachalinu”. Doszło to nawet do Rzymu, gdzie dziwiono się, co to za „patriarcha Sachalinu”.
Południowy Sachalin przejęli bernardyni. 10 maja 1932 r. o. Agnellus z „krwawiącym sercem” udał się na Hokkaido. Podjął jeszcze pracę misyjną w Nagano na Honsiu. W czasie kolejnego pobytu w Sapporo zachorował i musiał udać się do szpitala w Tokio. 22 czerwca 1937 r. zmarł na atak serca. Ceremoniom pogrzebowym przewodniczył arcybiskup Tokio. W uroczystościach żałobnych brał również udział delegat apostolski na Japonię arcybiskup Marella. Życie o. Agnellusa Kowarza było ogromnie pracowite dla Boga i ludzi.