Śmierć od najdawniejszych czasów stanowi jedno z najbardziej wstrząsających i traumatyzujących doświadczeń człowieka. Wiadomo z absolutną pewnością, że kiedyś nastąpi, ale jaka ona będzie, okoliczności, w jakich nastąpi, czas zejścia stanowią wielka niewiadomą.
„Śmierć zdaje się czymś bardziej bezwzględnym niż życie […] każdy bez wyjątku człowiek pozna nieuchronnie zakończenie, jak to podkreślał Heidegger, że byt ludzki jest bytem-dla-śmierci. W rzeczywistości życie i śmierć, jakkolwiek antonomiczne, okazują się wszakże zadziwiająco ze sobą związane: dziecko, które przychodzi na świat, nosi w sobie zapowiedź, nosi przyrzeczenie śmierci, jest już potencjalnym zmarłym”.
Każdy teoretycznie przewiduje kres swojego życia, ale praktycznie często się z nim nie liczy, toczy do końca walkę o życie, ale ostatecznie zawsze ją przegrywa. Człowiek ze śmiercią jest niemal codziennie konfrontowany, ale dotyczy ona „tych innych”; zwykle wypiera się ją ze swej świadomości, nieraz skutecznie do ostatnich swych dni, w czym nawet dogorywającemu w naszych czasach nieraz próbuje pomóc otoczenie.
Bo stosunek do śmierci dawniej i dziś może być bardzo różny; zależy od światopoglądu, filozofii życia, religii, kultury, tradycji środowiskowej, ale często bywał i jest ambiwalentny. Choć bowiem śmierć uznaje się za fakt, to jeszcze niewiele z tego musi wynikać, bo można myśl o niej zepchnąć do podświadomości, uznać jako coś niezmiernie odległego, z czym więc bezpośrednio nie trzeba się liczyć i jako nieprzyjemny, drażliwy temat można ją tabuizować. Skądinąd śmierć się wciąż uobecnia w naszym życiu, nawet codziennie w klepsydrach, nekrologach, telewizji, filmach, prasie, modlitwie – w każdym „zdrowaśku”, w różnych dyskusjach, np. o eutanazji, aborcji, karze śmierci, ludobójstwie, wojnach, AIDS, w sumie setki, tysiące razy w roku, tak że przestaje robić wrażenie, pamięć o niej płycieje – bo dotyczy ona zwykle obcych, dalekich czy wręcz anonimowych ludzi.
Stosunek do śmierci w historii zachodniej zmieniał się bardzo powoli. Dla ludzi w naszym kręgu kulturowym śmierć zwykle kojarzy się z cierpieniem, degradacją egzystencji biologicznej, depresją, żałobą, psychicznymi napięciami, złością, samotnością, lekami, rozpaczą i wieloma doświadczeniami i problemami. Mając to na uwadze, dla niejednego człowieka nieaktualna stała się modlitwa suplikacyjna: „Od nagłej i niespodziewanej śmierci zachowaj nas Panie!”, dla wielu marzeniem jest nagły, bezbolesny, natychmiastowy koniec życia, najlepiej, aby zasnąć i już się nie zbudzić. Dawniej widziano to inaczej. Np. Sokrates zastanawiał się, czy śmierć nie jest lepsza od życia, dla Platona stanowiła ona uwolnienie duszy od ciała, Montaigne przemyśliwał, jak można nauczyć się sztuki umierania; wg Giordana Bruna śmierć w nieskończonym wszechświecie nie jest możliwa, zdaniem Pascala najlepsze w życiu to nadzieja życia przyszłego; Leibniz sądził, że żadne jestestwo żywe nie ginie całkowicie, lecz tylko ulega transformacji, zaś Schopenhauer dowodził, że prawdziwym celem życia jest śmierć.
Średniowiecze w sposób szczególny konfrontowane było z problemem śmierci, która stała się dla przeciętnego człowieka zjawiskiem pospolitym, niemal spowszedniałym, np. w czasie wielkich epidemii, które zdziesiątkowały ludność Europy, a także wskutek wielkich klęsk żywiołowych, licznych najazdów, zwłaszcza inwazji mongolskiej; płonęły stosy z innowiercami, czarownicami; sądy ferowały często drakońskie wyroki śmierci nawet za stosunkowo niewielkie przewinienia – „ku przestrodze”. Kary śmierci, nieraz łączone z torturami, często wykonywano publicznie.
Myśl o śmierci stała się tematem dnia, szczególnie w schyłkowej fazie średniowiecza. Jak wskazuje J. Huizinga:
„Nigdy żadna epoka nie wpajała nikomu raz po raz z taką siłą myśli o śmierci, jak czynił to wiek XV. W życiu ówczesnym nieustannie rozbrzmiewało wołanie memento mori. Dionizy Kartuz w swoich wskazówkach życiowych dla szlachcica tak go oto napomina: >A gdy się udaje do łoża, niech pomyśli sobie, że tak jak teraz sam się w łóżko kładzie, tak w niedalekiej przyszłości jego własne ciało będzie przez innych złożone do grobu< […] Wydaje się, że umysł późnego Średniowiecza nie potrafił dojrzeć w śmierci niczego poza znikomością”.
W średniowieczu teologowie roztrząsali pytanie o genezę śmierci; np. Duns Szkot wysunął kwestię, czy wiązać ją z upadkiem w raju, czy więc jest skutkiem grzechu, czy też tkwi w ludzkiej naturze. Zastanawiano się też, czy zgon człowieka powoduje jakaś istota osobowa posłana przez Boga – śmierć upostaciowana, hipostazowana i jak wygląda.
Człowiek w wiekach średnich inaczej przeżywał koniec swojego życia i w ogóle problem śmierci niż człowiek współczesny. Owszem, również wówczas śmierć wiązała się z poczuciem końca biologicznej egzystencji, z cierpieniem, bólem rozstania się z bliskimi, „z tym światem”, to także był ostateczny kres prac, dokonań i zamierzeń oraz danie sobie odpowiedzi na egzystencjalne pytanie o sens swego minionego życia i o „tamtą, drugą stronę”, od której dzieliły już tylko chwile.
Jednak śmierci w średniowieczu na ogół nie tragizowano i nie tabuizowano, nie wypierano jej ze świadomości indywidualnej, rodzinnej i społecznej; przyzwyczajano się do niej od najwcześniejszych lat życia, oswajano się z widokiem ludzi umierających, ze śmiercią upostaciowaną na obrazach, rzeźbach. Niejednokrotnie „nagromadzenie horroru było dawniej jedną z oznak oswojenia ze śmiercią i cierpieniem”. Śmierć na różne sposoby upubliczniano, by się na co dzień z nią liczono. Przedstawiano jej grozę, zachłanność, masowość, nieubłaganą sprawiedliwość, a zarazem nieobliczalność, gdyż w każdym momencie mogła człowieka dopaść, na nic nie zważając. Pokazywano ją w akcji, jak np. strzałą godzi w główkę dziecka, a matka musi na to patrzeć w bezsilnej rozpaczy, albo jak umiera położnica, której cięciem cesarskim otwarto jamę brzuszną. Często wykonywano publicznie wyroki śmierci, nieraz ze szczególnym udręczeniem skazańców, tak by ich męczarnie przeciągały się przez wiele dni, aby odstraszały innych od popełnienia podobnych zbrodni; np. drzeworyt Tenglera z 1508 r. ukazuje całą scenerię takich barbarzyńskich rodzajów śmierci, m. in. patroszenie żywcem człowieka, spalenie na stosie, odrąbywanie kończyn, wieszanie, ścianie głowy itd. Stosowano wymyślne kary śmierci, które zdają się świadczyć o „jakiejś niezrozumiałej dla nas przyjemności zadawania innym cierpień”.
Ludzie w średniowieczu o wiele bardziej niż obecnie łączyli ze śmiercią aspekt religijny, obrzędowy, eschatologiczny. Wiedziano od dziecka, że zgon kończy życie doczesne, ale stanowi przejście na drugi świat, do wieczności i dlatego życie doczesne, zwłaszcza jego koniec winny być podporządkowane zapewnieniu sobie łaskawego sądu Bożego. Nie unikano osób w stanie terminalnym; umierający starał się przed zejściem załatwić swoje sprawy i zobowiązania, pojednać się z Bogiem, przyjąć wiatyk oraz wyrazić swoja ostatnią wolę. Nawet rycerz czy żołnierz ciężko ranny, jeśli tylko starczyło mu sił, skierował twarz w stronę Jerozolimy, skrzyżował ramiona na piersi, modlił się. Często kapelan wojskowy, obecny na polu bitwy udzielił mu rozgrzeszenia. Potem umierający w milczeniu oczekiwał nadchodzącej śmierci. W kręgach plebejskich i wiejskich śmierć była zdarzeniem publicznym; celebrowano ją ze szczególna powagą, przejęciem i religijnością, obecne były przy niej także dzieci. Oczekiwano, by rodzina i bliscy byli w ostatnich godzinach życia przy chorym. Umierający:
„prosił kolejno każdego z członków rodziny o wybaczenie krzywdy umyślnej czy nieumyślnej, a potem błogosławił ich na dalsze życie, czasem dając jeszcze przestrogi, pouczając lub godząc zwaśnionych. Dla domowników był to sygnał, że powinni zapalić gromnicę i rozpocząć modły za odchodzącego z tego świata”.
Nie wolno mu było odmówić przebaczenia. Nawet po śmierci osoby bliskiej nie należało oddawać się nadmiernej żałobie; samo zejście traktowano jako wyzwolenie moribunda z cierpień agonii, udręk tego świata i przejście do krainy światła i pokoju.
Pogrzeby, mniej więcej do VI w. były raczej skromne; odbywały się zwykle poza miastem. Być może, pewną role w tych przypadkach odgrywała obawa, że zmarli mogliby niepokoić żywych i prześladować ich. W następnych wiekach starano się znaleźć miejsce pośmiertnego spoczynku w pobliżu kościołów i kaplic.
„Zmiana ta jest charakterystyczna: ukazuje ogromną różnicę pomiędzy dawnym pogańskim a nowym chrześcijańskim stosunkiem do zmarłych, mimo że w obu przypadkach śmierć pozostała oswojona. Odtąd, i na długo, aż do wieku XVIII, zmarli nie budzą lęku w żywych; jedni i drudzy mieszkają na tych samych terenach, za tymi samymi murami”.
Zakładano cmentarze przykościelne, na których budowano także kaplice i trupiarnie, w których również deponowano szczątki kostne znajdywane na polu lub pochodzące z dawnych grobów. W sławnych paryskich katakumbach powstały kilkumetrowe sterty nagromadzonych kości. Często na ścianach takich kostnic widniały napisy przypominające śmierć, np. „Zewsząd otacza nas śmierć”. Bo świadomość śmierci towarzyszyła człowiekowi średniowiecznemu zawsze i wszędzie; zdawał sobie sprawę z kruchości swej egzystencji, chociażby ze względu na wysoką śmiertelność wskutek chorób zakaźnych, wobec których czuł się bezbronny. Jest rzeczą interesującą, a zarazem szokującą, że w tych repozytoriach kości ludzie również spotykali się, „by tu załatwiać interesy, grać i tańczyć”. Pewna bretońska pieśń zawierała wezwanie: „Pójdźmy, chrześcijanie, do kostnicy i zobaczmy szkielety naszych braci”. Takie zbliżenie się świata żywych do świata zmarłych miało służyć oswojeniu się ze śmiercią i zaświatami, których nie należy się zbytnio lękać, skoro będzie przecież zmartwychwstanie.
Ale we wczesnym średniowieczu śmierci jako takiej jeszcze nie przedstawiano, gdyż do połowy XIV w. miano większe problemy z obrazowaniem śmierci personifikowanej w sztuce. Jak bowiem wiadomo, w teologii i filozofii chrześcijańskiej nie hipostazowano śmierci i nie traktowano jej jako osoby czy konkretnego ducha. Owszem, niektóre teksty biblijne można by próbować interpretować w sensie śmierci uosobionej, np. „I ujrzałem, oto koń trupioblady, a imię siedzącego na nim Śmierć i Otchłań mu towarzyszyła […], by zabijali mieczem, głodem i morem i przez dzikie zwierzęta” (Ap 20, 14). Jak jednak łatwo można zauważyć, tekst Apokalipsy nie podaje jakiejś bardziej szczegółowej charakterystyki tej demonicznej postaci, stąd i różne podejmowano próby jej zobrazowania, m.in. jako przerażające straszydło, niekiedy o cechach hybrydowych, np. jako wampira albo szponiastego smoka lub demona ze skrzydłami nietoperza. Od XIV w. począwszy, zaczęto coraz częściej śmierć przedstawiać jako truposza i szkielet, niekiedy w różnym stadium rozkładu, z atrybutami swojej niszczycielskiej roboty i symbolami przemijania, zwłaszcza z kosą, sierpem, trumną, łukiem i strzałami, oszczepem i klepsydrą. Należałoby nadmienić, że personifikowana w sztuce i tradycji ludowej śmierć jako kosiarka czy kostucha:
„jest wynalazkiem chrześcijańskiego Zachodu, choć wiele zawdzięcza wyobrażeniom i mitom ze starożytności i z Biblii […]. W sztuce greckiej szkielet pojawia się późno i przedstawia nie Śmierć, a zmarłego. Śmierć bowiem miała czarujące rysy Tanatosa, dziecka nocy, bliźniaczego brata Hypnosa, Snu. Tanatos był pięknym chłopcem ze skrzydłami, przez co mylono go często z Erosem”.
Na jednym z najdawniejszych ujęć śmierci uosobionej na Zachodzie – w Camposanto w Pizie, wyobrażana jest jako unosząca się w powietrzu postać kobieca o skrzydłach nietoperza i stopach ze szponami.
Upostaciowiona śmierć miała ukazywać vanitas mundi, nieunikniony koniec ludzkiej egzystencji, pierwszą fazę „rzeczy ostatecznych”. Miała dogłębnie wstrząsnąć sumieniem człowieka, ukazać relatywność wartości ziemskich, ich przemijalność; przede wszystkim jednak pamięć o nich winna była zachęcić do dobrego postępowania, nakierowanego na zapewnienie sobie łaskawego sądu po śmierci i życia wiecznego.
Od XIV w. motyw śmierci personifikowanej stał się ogromnie popularny w sztuce, literaturze i pobożności ludowej. „Kaznodzieje średniowieczni niezmordowanie napominali ludzi, aby nie odkładać spowiedzi i nawrócenia na ostatnią godzinę”. Śmierć ukazywano jako stałego towarzysza człowieka, w różnych rolach i akcjach, np. jako żniwiarza, tancerza, szachistę, jeźdźca, grabarza, triumfatora, amanta, muzykanta, kompana zabaw. Powstawały całe cykle z alegoriami śmierci – tzw. Tańce śmierci, np. Hansa Holbeina Mł. albo Taniec berneński czy Zizenhausenerowski taniec śmierci.
O ile warianty śmierci hipostazowanej są liczne, a alegoryzacja jej jest wielowątkowa i stała się bardzo popularna, niektóre tego typu artyści wykorzystywali nawet w czasach współczesnych, o tyle przedstawianie w sztuce pozostałych kategorii eschatologicznych jest rzadsze. W różnych ujęciach tej tematyki można zauważyć dążność autorów do wywarcia wstrząsającego wrażenia na widzach, stąd „widzenie sądu i miejsc wiecznego przebywania zmarłych odznacza się wielkim realizmem, geomorfizmem i antropomorfizmem przedstawień. Miało to szczególne znaczenie w nauczaniu szerokich kręgów społeczności katolickiej”.
Należałoby tu zauważyć, że teksty biblijne dotyczące tej tematyki są dość lakoniczne, podobnie Urząd Nauczycielski Kościoła raczej wstrzemięźliwie wypowiedział się w tych kwestiach, podając tylko rozstrzygnięcia ogólne i zasady normatywne. Natomiast w ludowych traktatach o rzeczach ostatecznych, pismach pobożnościowych, popularnej literaturze eschatologicznej można spotkać nieraz bardzo realistyczne, szczegółowe opisy o sądzie pośmiertnym nad człowiekiem i sadystyczne niemal reportaże o mękach piekielnych, a nawet czyśćcowych, daleko wykraczające poza wypowiedzi biblijne i urzędową doktrynę kościelną. Relacje te są przede wszystkim oparte na prywatnych objawieniach i wizjach, niekiedy pochodzą z apokryfów, pewne sięgają także wierzeń przedchrześcijańskich i tradycji ludowej. Oczywiście wartość argumentacyjna tych informacji i wywodów jest ograniczona, zwłaszcza im bardziej odległe są od wypowiedzi biblijnych i dawnej tradycji oraz orzeczeń Kościoła.
Aczkolwiek śmierć według człowieka średniowiecznego należała do życia i z nią się liczono, to niesamowity był dla ówczesnych ludzi koniec nagły, np. wskutek wypadku czy zarazy. Stąd zrozumiała jest prośba „Od nagłej i niespodziewanej śmierci zachowaj nas, Panie!”. Zbliżanie się zwykłej śmierci człowiek na ogół przeczuwał; znaków jej bliskości znano wiele, zwracała na nie również uwagę rodzina moribunda. Np. bohaterski „Roland czuje, że śmierć go bierze całego, z głowy zstępuje do serca […]. Czuje, że dobiegł już kresu”. Podobnie zraniony zatrutą bronią Tristan „uczuł, że życie zeń ucieka. Zrozumiał, że trzeba umrzeć”. Zdaje się, że niektórzy moribundzi widzieli upostaciowioną śmierć; np. wg inskrypcji z 1151 r. zachowanej w Musée des Augustins w Tuluzie, zakrystian od Św. Pawła w Narbonne wiedział, że rychło umrze, bo „widział śmierć u swojego boku i tak jakby swój zgon przeczuwał”. Tak się też stało. W otoczeniu mnichów spisał testament, wyspowiadał się, poszedł do kościoła, przyjął komunię i tam zmarł. Niekiedy danemu człowiekowi rychły koniec zapowiadały w wizji duchy albo też zjawienie się kogoś zmarłego we śnie. Uważano bowiem, że „w pewnych miejscach i chwilach umarli są zawsze obecni wśród żywych, ale obecność ich odczuwają tylko ci, których czeka rychły zgon”. Wyjątkowo człowiek u brzegu swego życia otrzymał nawet informację, co czeka go po tamtej stronie; np. wg Rudolfa z Schlettstadtu rycerz-rozbójnik Swiger w księżycowej nocy ujrzał galopujących jeźdźców, na ich końcu ktoś prowadził lekko kulejącego konia. Swiger zapytał nieznajomego o ten hufiec. Ten mu odrzekł: „To są zabite rzezimieszki, którzy ni za dnia, ni w nocy nie zaznają odpoczynku”, bo służyli diabłu. Zaś rumak bez jeźdźca przeznaczony jest dla rozbójnika Swigera, który wnet umrze i zamieni swe podłe życie na katusze piekielne. Rozbójnik usłyszawszy to, tak się tym przejął, że wstąpił do klasztoru cystersów w Salem i surowo pokutowawszy, wnet umarł. Z naszej literatury znany jest przykład o ognistym „łożu Madejowym”, naszpikowanym nożami i kolcami, przygotowanym dla rozbójnika Madeja, któremu dzięki nawróceniu udało się tej kary uniknąć.
Nie buntowano się przeciw śmierci, którą uważano za wspólny ludzki los. Ale wraz z coraz silniejszym akcentowaniem rzeczy ostatecznych indywidualny los człowieka nabierał coraz większego znaczenia: wiadomo, że ostatnie momenty agonii decydują o całej wieczności, przesądzają o kwalifikacji dotychczasowego życia, zachodzi ostatni bój pomiędzy siłami dobra i zła; moribund nadaje swej przeszłości, teraźniejszości i przyszłości ostateczny wymiar. Umieranie w dobrym stylu stanowiło sztukę, którą należało zawczasu opanować; brano pod uwagę kruchość życia w obliczu możliwości śmierci niespodziewanej. Szczególnie w czasie grasujących epidemii należało mieć ją na uwadze i nie zwlekać z nawróceniem. „Kaznodzieje niezmordowanie napominali ludzi, aby spowiedzi i pokuty nie odkładać na ostatnią godzinę”. Celowi temu służyła bogata literatura typu Ars moriendi (sztuka umierania), która stała się bardzo popularna w późnym średniowieczu (XIV i IXV w.). Często teksty były bogato ilustrowane motywami tanatologicznymi w formie drzewo- lub miedziorytów, ukazującymi grozę i niebezpieczeństwo w tych ostatnich chwilach życia, ale podano również antidotum na nie – środki zbawienia dane przez Kościół i nadzieję chrześcijańską, neutralizujące moce ciemności. Często taki cykl ikonograficzny w „Sztuce umierania” składał się z 5 podwójnych przeciwstawnych ujęć: 1a. Szatan usiłuje podważyć wiarę człowieka i zasiać zwątpienie w jego duszę; 1b. Chrystus, Maryja i święci wiarę moribunda wzmacniają. 2a. Zwątpienie nachodzi człowieka na wspomnienie popełnionych w przeszłości grzechów; 2b. Pociechę daje przykład żałującego św. Piotra. 3a. Człowieka ogarnia niecierpliwość w boleściach; 3b. Przykład męki i śmierci Zbawiciela dodaje mu otuchę. 4a. Z jednej strony daje znać o sobie pycha; 4b. Jej przeciwstawia się pokora. 5a. Człowieka nękają troski doczesne; 5b. Napełnia go radość wiecznego zbawienia. Końcowy 11 obraz ukazywał najczęściej anioła lub samego Chrystusa, który przepędzał złego ducha, a także uniesienie duszy do nieba. „Zawsze ikonografia ars moriendi sprowadzała się do ukazania walki między niebem a piekłem o duszę człowieka”. Z czasem obrazy te rozwinęły się w tzw. taniec śmierci. Poczytne książeczki tego typu napisali J. Gerson, M. v. Dinkelsbiihl, T. Peuntner, J. Clichthove, Erazm z Rotterdamu. W Polsce ten typ literacki upowszechnił się później; w XVII w. znany jest np. traktat J. Januszowskiego, K. Drużbickiego i J. Morawskiego.
Jak widać, śmierć przeżywano w średniowieczu inaczej niż w starożytności; przede wszystkim nadano jej sens chrześcijański, stanowiła obrzęd przejścia z doczesności na sąd Boży, od którego będzie zależała cała wieczność człowieka. Stąd próbowano należycie się do niej przygotować, a umierający wraz ze swym otoczeniem starał się godnie i zbożnie umrzeć.
Podobny charakter miał chrześcijański pogrzeb. Stopniowo zarysowała się tendencja, że pochówki zmarłych nie miały miejsca poza miastem, ale w mieście, na cmentarzu przykościelnym czy nawet w samym kościele. Nie wolno było palić zwłok. Np. Karol Wielki wydał zarządzenie, że kto odważyłby się „według pogańskiego zwyczaju” spalić zwłoki, ma ponieść karę śmierci, zaś ciała chrześcijańskich Saksończyków należy przenieść na przykościelne cmentarze, a nie na „pogańskie wzgórza grzebalne”.
Cmentarz zyskał w ten sposób także wymiar kultowy i wyznaniowy. Kto nie należał do wspólnoty katolickiej albo się z niej wyłamał, nie miał prawa spocząć w obrębie murów cmentarnych, już w ogóle nie w podziemiu kościoła; ewentualnie został pochowany za ogrodzeniem cmentarnym, albo też jak w przypadku żydów na własnym cmentarzu wyznaniowym. Jeśli pogrzebano by innowiercę na katolickim cmentarzu, miejsce to uległo zbezczeszczeniu; należało ekshumować wtedy ciało i je przenieść; taki los spotkał np. zwłoki Wiklefa (+1384), którego wiele tez potępił sobór w Konstancji, który nakazał spalić jego zwłoki, co w 1428 r. wykonano.
Trumny czy sarkofagi były w wiekach średnich rzadkością, przywilejem bogatszych; podobnie też groby indywidualne (inaczej mogło być na wsi). Zwłoki ubogich i niemajętnych chowano w wielkim dole, niekiedy dość płytkim; warstwa przykrywającej ich ziemi miała wynosić co najmniej 1 łokieć. W okresie zarazy grzebano zmarłych także poza miastem. Na cmentarz zanoszono nieboszczyka, owiniętego w całun na grobowej desce albo też w gminnej trumnie wielokrotnego użytku lub w wydrążonym pniu. Wystawne nagrobki, epitafia, pomniki stawiano rzadko i tylko osobom najbogatszym i najmożniejszym albo też świętym.
Obrzędy związane ze śmiercią i pochówkiem wiązały się ściśle w średniowieczu z wiarą chrześcijańską w sąd pośmiertny, zmartwychwstanie, życie wieczne. Ideę tę wyrażały modlitwy, śpiewy, liturgia za zmarłych, krzyże nagrobne, zyskiwane odpusty za zmarłych, Dzień Zaduszny, odwiedzanie cmentarzy. Wiele z tych form zachowało się do naszych czasów jako kontynuacja wiary i tradycji ojców.
1 L.-V. T h o m a s, Wprowadzenie do antropotanatologii, [w:] Antropologia śmierci – myśl francuska, S. Cichowicz i J. M. Godzimirski (red.), Warszawa 1993, s. 24.
2 M. P e n n i n g t o n, Memento mori – Eine Kulturgeschichte des Todes, Stuttgart 2001, s. 8-10.
3 J. H o w e, Zur Problematik von Psychoterapie mit Sterben, [w:] Tod und Sterben, R. Winau, H. P. Rosemeier (Hrsg.), Berlin 1984, s. 317; J. W i t t k o w s k i, Tod und Sterben – Ergebnisse der Thanatopsychologie, Heidelberg 1978, s. 46-51.
4 J. C h o r o n, Der Tod im abendländischen Denken, Stuttgart 1967, s. 9-11, 243; H. P. R o s e m e i e r, R. W i n a u, Zur Konzeption dieses Buches, Tod und Sterben, R. Winau, H. P. Rosemeier (Hrsg.), Berlin 1984, s. 2.
5 N. O h l e r, Sterben und Tod im Mittelalter, Düsseldorf 2003, s. 200-223.
6 J. H u i z i n g a, Jesień Średniowiecza, Warszawa 1992, s. 168.
7 A. P i e ń k o s, Motyw śmierci w malarstwie, Wrocław 2002, s. 5-7.
8 D. Sersie (red.), Jak wyglądało życie w czasach rycerstwa, Wrocław 2002, s. 115; 133-139.
9 N. O h l e r, op. cit., s. 214.
10 C. J o n e s, Die letzte Reise – Eine Kulturgeschichte des Todes, München 1999, s. 24-25.
11 D. S i m o n i d e s, Mądrość ludowa – Dziedzictwo kulturowe Śląska Opolskiego, Wrocław 2007, s. 160.
12 P. A r i e s, Człowiek i śmierć, Warszawa 1992, s. 43.
13 C. J o n e s, op. cit., s. 25-26.
14 Sigla i cytaty biblijne oraz sposób cytowania wersetów [wg:] Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, wyd. 3, (Biblia Tysiąclecia), Poznań 1987.
15 J. C. C o o p e r, Illustriertes Lexikon der traditionellen Symbole, Leipzig 1986, s. 58.
16 F. H a u s e m a n n, Vom Bild und Sinn des Todes, Stuttgart 1982, s. 57.
17 M. C o u r t o i s, Pani Śmierć, [w:] Wymiary śmierci, S. Rosiek (red.), Gdańsk 2002, s. 97-101.
18 M. P e n n i n g t o n, op. cit., s. 56.
19 H. H o l b e i n d. J., Totentanz (reprint), Wiesbaden 2003.
20 Der Berner Totentanz, [w:] G. C o n d r a u, Der Menach und sein Tod – Certa moriendi conditio, Zurych 1991, s. 278-279.
21 Der Zizenhausener Totentanz, Friedhof und Denkmal, „Zeitschrift fur Sepulkralkultur“ 1/2, 2004.
22 Zob. np. H. G. P ö h l m a n n i wsp., Tod und Sterben – Deutungsversuche, Gütersloh 1985, s. 176-180.
23 B. R o k, Człowiek wobec śmierci w kulturze staropolskiej, „Acta Universitatis Wratislaviensis” 1673, 1995, s. 77.
24 H. D e n z i n g e r, Enchiridion Symbolorum definitionum et declarationum de rebus fidei et morum (ed. C. Rahner), Barcelona 1957, s. 54-55.
25 Zestawienie takich opisów podaje np. J. S o k o l s k i, Staropolskie zaświaty, Wrocław 1994 oraz t e n ż e, Pielgrzymi do piekła i raju, t. 1, Wrocław 1995.
26 P. A r i e s, op. cit., s. 20-21.
27 J. G r a b m a y e r, Zwischen Diesseits und Jenseits – Oberrheinische Chroniken als Quellen zur Kulturgesichte des späten Mittelalters, Köln 1999, s. 136-137.
28 W. K o p a l i ń s k i, Słownik mitów i tradycji kultury, Warszawa 1985, s. 632-633.
29 R. W i n a u, Einstellungen zu Tod und Sterben in der europäischen Gechichte, [w:] Tod und Sterben, R. Winau, H. P. Rosemeier (Hrsg.), Berlin 1984, s. 17-21.
30 M. P e n n i n g t o n, op. cit., s. 56.
31 J. H u i z i n g a, op. cit., s. 168.
32 K. B a r t o s z e w s k i, J. Z b i c i a k, Ars moriendi, [w:] Encyklopedia Katolicka, F. Gryglewicz i współaut. (red.), t. 1, Lublin 1985, s. 950.
33 K. B a u m g a r t n e r, P. B r a d y, Ars moriendi, [w:] Lexikon für Teologie und Kirche, W. Kasper (Hrsg.), t. 1, Freiburg 1993, s. 1035-1037; B. R o k, op. cit., s. 16-17.
34 N. O h l e r, Sterben (op. cit.), s. 146-148.
35 N. O h l e r, Sterben (op. cit.), s. 149-151.