Franciszkańskie rozmyślania nad językiem potocznym.
Nie będziesz mi rozkazywał!
Niewielu rzeczy tak się człowiek obawia, jak niewolniczego podporządkowania drugiemu człowiekowi. O ile w pracy nie miewa człowiek wielkiego wyboru, zwłaszcza kiedy o inną pracę trudno, to już w relacjach pozazawodowych nie toleruje człowiek najmniejszej formy zniewolenia, przychodzącej od drugiego człowieka. Nawet człowiek uzależniony będzie jednak wszem i wobec deklarował, że pije albo pali bo chce. Szczególnie alergicznie reaguje człowiek na rzekome próby zniewalania go przez Kościół, zwłaszcza w dziedzinie relacji intymnych. Mamy tu dwie, przeciwstawne sobie tendencje: z jednej strony wyznawcy politycznej poprawności bardzo krytykują Kościół za głoszenie moralności. Ksiądz nie będzie mi wiadomo gdzie zaglądał. Z drugiej zaś strony, ci sami ludzie, ze sposobu zaspokajania swych potrzeb na tym polu czynią podstawową kwestię prawno-polityczną. Nagle okazuje się, że sfera intymna, do tej pory bardzo intymna, do której władza państwa nie wkraczała, jak długo sfera intymna dotyczyła ludzi pełnoletnich, wyrażających zgodę na działanie w tej materii, oto teraz urasta do rozmiarów centralnej kwestii politycznej, wokół której obraca się cała polityka.
Nieco jednak nerwicowa afirmacja własnej niezależności rujnuje niejedno małżeństwo. Generalnie nie lubimy trybu rozkazującego. Chcemy być wolni. Zwłaszcza od dyktatu drugiego człowieka. wiedzą o tym specjaliści od marketingu czy kampanii wyborczych, wmawiając konsumentom, że zakup jakiegoś produktu, to ich suwerenna decyzja. Z kolei kandydatka/kandydat na reprezentanta narodu obiecuje wyborcom, że już nikt ich nie będzie do niczego zmuszał. Zwłaszcza w dziedzinie obyczajowej. Człowiek mający władzę budzi lęk. Może jej użyć przeciwko drugiemu człowiekowi. I ta bywa. Sam Jezus zauważa nader realistycznie: Wiecie, że władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swą władzę (Mt 20,25). Możnaby dodać, że nie tylko wielcy. Nie brakuje małych tyranów, raniących dziecko, współmałżonka. Mało kto lubi żyć w złotej klatce. Stosunkowo najłatwiej przyjmujemy polecenia (a nawet zakazy) osób, o których miłości do nas jesteśmy najzupełniej przekonani. Choć różnie z tym przekonaniem bywa. Ileż razy słyszeliśmy słuszne zapewnienia, w które jednak wtedy niekoniecznie wierzyliśmy: To dla twojego dobra! I chyba się jednak człowiek woli przekonać się do wielu rzeczy sam. Niechby to nawet bolało. Może dlatego szanujemy rodziców, dziadków, że na własnej skórze przekonaliśmy się o prawdziwości tego, co nam mówili? Nie zawsze sprzeciw jest czymś złym. Kiedy ktoś próbuje odgrywać rolę nieomylnego boga, kiedy próbuje drugim człowiekiem poniewierać, wtedy sprzeciw jest jak najbardziej uzasadniony. I na dobrą sprawę ideałem życia chrześcijańskiego będzie, aby człowiek sam sobie nakazywał dobra a zła zabraniał. Dobrym współmałżonkiem, podwładnym, ale i dobrym przełożonym będzie tylko człowiek wewnętrzne wolny. Franciszek pozostawił nam dogłębną Teologię przełożeństwa i posłuszeństwa. Uczył: Pan mówi w Ewangelii: Kto nie wyrzekłby się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem (por. Łk 14, 33); i: Kto chciałby zachować swoje życie, straci je (Łk 9, 24). Ten człowiek opuszcza wszystko, co ma, i traci swoje ciało, który siebie samego oddaje całkowicie pod posłuszeństwo w ręce swego przełożonego. I cokolwiek czyni i mówi, jeśli wie, że nie sprzeciwia się to jego woli, jest to prawdziwe posłuszeństwo, byleby to, co czyni, było dobre. I choćby podwładny widział coś lepszego i pożyteczniejszego dla swej duszy niż to, co nakazuje przełożony, niech dobrowolnie złoży Bogu z tego ofiarę i niech stara się spełnić życzenie przełożonego. To jest bowiem posłuszeństwo z miłości 1P 1, 22), ponieważ miłe jest Bogu i bliźniemu. Jeśli przełożony wyda jakieś polecenie niezgodne z jego [podwładnego] sumieniem, wolno mu nie posłuchać, niech go jednak nie opuszcza. A jeśli z tego powodu będzie przez kogoś prześladowany, niech go dla Boga miłuje. Kto bowiem woli znosić prześladowanie niż odłączyć się od braci, ten trwa rzeczywiście w doskonałym posłuszeństwie, bo życie swoje oddaje za braci swoich (por. J 15, 13) (Np. III). Trzeba koniecznie dostrzec motywację nadprzyrodzoną: niech go dla Boga miłuje. Ostatecznym kryterium rozeznawania wszystkiego, także posłuszeństwa i przełożeństwa jest miłość. Człowiek istotnie nie będzie mi rozkazywał, bo niby dlaczego, ale Bóg ma jak najbardziej prawo coś mi nakazać, dla mojego dobra. Sposób w jaki Bóg przekaże mi swa wolę, jest w tym momencie wtórny. Franciszek uczy także nakazujących: Nie przyszedłem, aby Mi służono, lecz aby służyć (por. Mt 20, 28) mówi Pan. Ci, którzy są postawieni nad innymi, tak powinni się chlubić z tego przełożeństwa, jakby zostali wyznaczeni do obowiązku umywania nóg braciom. I jeśli utrata przełożeństwa zasmuca ich bardziej, niż utrata obowiązku umywania nóg, tym więcej napełniają sobie trzosy z niebezpieczeństwem dla duszy (por. J 12, 6) (Np. IV). Celano przekazał nam świadectwo człowieka całkowicie pewnego miłości Bożej i zupełnie wolnego: On [Franciszek], najroztropniejszy kupiec, pragnąc na wiele sposobów czerpać zysk i cały obecny czas przemieniać na zasługę, chciał poddać się wędzidłom posłuszeństwa i siebie samego podporządkować cudzemu zwierzchnictwu. Nie tylko zrzekł się urzędu generała, ale dla osiągnięcia większego dobra przez posłuszeństwo poprosił o osobnego gwardiana, którego by specjalnie szanował jako przełożonego. Powiedział do brata Piotra Cattani, któremu już wpierw przyrzekł był święte posłuszeństwo: proszę cię, ze względu na Boga, abyś jednego z moich towarzyszy uczynił swoim zastępcą w stosunku do mnie, którego słuchałbym ze czcią, tak jak ciebie. Wiem bowiem, jaki jest owoc posłuszeństwa i to, ze temu, kto ugiął kark pod cudze jarzmo, żadna chwila nie mija bez syku. Zatem, po spełnieniu jego prośby, wszędzie aż do śmierci pozostał podwładnym, zawsze z szacunkiem słuchał swego własnego gwardiana. Pewnego razu powiedział do swych towarzyszy: Wśród różnych darów, jakich udzieliła mi miłość Boża, otrzymałem i tę łaskę, że gdyby mi dano za gwardiana nowicjusza, który dopiero jedną godzinę jest w zakonie, słuchałbym to tak samo jak kogoś z najstarszych i najbardziej doświadczonych braci. Podwładny powinien traktować swego przełożonego nie jako człowieka, ale jak Tego, dla którego miłości jest podwładnym. A im bardziej godny wzgardy jest ten, co stoi na czele, tym bardziej urzeka pokora słuchającego (2CFel 151).
Tam, gdzie nie ma miejsca na Chrystusa, tam niestety niejeden raz lęk przed drugim człowiekiem będzie aż nadto uzasadniony. Wtedy niejeden raz trzeba się będzie przed dyktatorskimi zapędami drugiego człowieka bronić. Gdy człowiek odrzuci Chrystusa, który uniżył samego stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej (Flp 2,8), wtedy będzie kuszony do udawania boga w relacjach z drugim człowiekiem. Wtedy bardzo na miejscu i wystarczająco uzasadnione będą słowa: Ty mi łaski nie robisz. Tynie będziesz dla mnie bogiem.
Z kolei przełożonych uczy Franciszek sztuki usługiwania swoim urzędem. Bo w Kościele Chrystusowym przełożeństwo jest służbą: Nie przyszedłem, aby Mi służono, lecz aby służyć (por. Mt 20, 28) mówi Pan. Ci, którzy są postawieni nad innymi, tak powinni się chlubić z tego przełożeństwa, jakby zostali wyznaczeni do obowiązku umywania nóg braciom. I jeśli utrata przełożeństwa zasmuca ich bardziej, niż utrata obowiązku umywania nóg, tym więcej napełniają sobie trzosy z niebezpieczeństwem dla duszy (por. J 12, 6) (Np IV). Nieznanemu nam bliżej ministrowi, czyli przełożonemu Prowincjalnemu, doradzi: Tak, jak umiem, mówię ci o sprawach twej duszy, że to wszystko, co przeszkadza ci kochać Pana Boga i jakikolwiek [człowiek] czyniłby ci przeszkody albo bracia lub inni, także gdyby cię bili, to wszystko powinieneś uważać za łaskę. I tego właśnie pragnij, a nie czego innego. I to przez prawdziwe posłuszeństwo wobec Pana Boga i wobec mnie, bo wiem na pewno, że to jest prawdziwe posłuszeństwo. I kochaj tych, którzy sprawiają ci te trudności. I nie żądaj od nich czego innego tylko tego, co Bóg ci da. I kochaj ich za to; i nie pragnij, aby byli lepszymi chrześcijanami. I nich to ma dla ciebie większą wartość niż życie w pustelni. I po tym chcę poznać, czy miłujesz Pana i mnie, sługę Jego i twego: jeżeli będziesz tak postępował, aby nie było takiego brata na świecie, który, gdyby zgrzeszył najciężej, a potem stanął przed tobą, żeby odszedł bez twego miłosierdzia, jeśli szukał miłosierdzia. A gdyby nie szukał miłosierdzia, to ty go zapytaj, czy nie pragnie przebaczenia. I choćby tysiąc razy potem zgrzeszył na twoich oczach, kochaj go bardziej niż mnie, abyś go pociągnął do Pana; i zawsze bądź miłosierny dla takich. I oznajmij to gwardianom, gdy będziesz mógł, że postanowiłeś osobiście tak postępować (LM 2-12).
Mówi Franciszek rzecz najoczywistszą: można bezpiecznie słuchać kogoś, kto cały jest przeniknięty miłością Bożą. Tej samej miłości potrzeba, by skutecznie coś komuś nakazać: najlepiej świadectwem własnego życia. Świadectwo to bowiem jest argumentem, którego odeprzeć nie sposób.