Pokój Wam, dobrzy ludzie!
Widzę, że niekoniecznie zbyt wiele zmieniło się od czasów mojego ziemskiego życia. Wtedy i dziś kupienie jakiejś rzeczy nie było sprawą prostą. Tylko przyczyny są inne. Pamiętać trzeba, że w moich czasach, które określane są jako średniowiecze (nie jest to zbyt miłe słowo, wszak się nie mylę?), ludzie nie posiadali tylu rzeczy, ile to się zdarza dziś, toteż przed zakupem długo się namyślali. To, co mieli nabyć, musiało im służyć przez całe życie, a po ich śmierci miało jeszcze się przydać ich dzieciom. (Już, już się odsuwam… bardzo ciekawy pomysł z tymi wózkami na kółkach!)
A wracając do trudności z zakupami: przyczyną waszych rozterek jest zapewne wielka mnogość towarów. Nie wiadomo, na który się zdecydować. Zaraz, czemu ci ludzie gromadzą się tam, w kącie? Co tam jest napisane? „Promocja?” Niech no posłucham, co mówi ta urocza białogłowa. Że co? Że przy kupnie szamponu mydło za darmo? Coś mi tu się nie zgadza. Od dawna już co prawda nie miałem w rękach pieniędzy, ale pamiętam jeszcze to i owo z praktyki w sklepie ojca. Chciał ze mnie koniecznie zrobić kupca… No więc jakby nie liczyć, coś tu nie gra. Wychodzi na to, że to mydło wcale nie jest za darmo, jego cena jest wliczona w koszt tego dziwnego płynu, zwanego szamponem. Czy nie należałoby tej młodej damy odstawić do sędziego? Z drugiej strony, nikt nie protestuje, wszyscy są zadowoleni… Kto wie, może to tylko taka zabawa?
Zaraz zaraz, tych dwoje ludzi razem z dziećmi jest tu od tercji, ci też… tamtych też widzę od dłuższego czasu. Chodzą, pchając przed sobą te dziwne kosze na kółkach… Oni wydają się naprawdę zadowoleni. Dziwne. Przecież ten sklep znajduje się poza miastem, to ja bym wolał pospacerować na świeżym powietrzu. Ale to kwestia upodobań…
Mój dobry i uczony przyjaciel, Hiszpan Dominik Guzman powiedział mi kiedyś, że już starożytni Rzymianie, zamieszkujący moją Italię, przed nami twierdzili, że na temat upodobań nie należy się spierać. Ależ ta dama ma wyładowany wózek, i ten jegomość także… A ci, o co się kłócą? Aha, to mąż tłumaczy swej żonie, że bierze dużo niepotrzebnych rzeczy. Może to dlatego, że tyle tu tego jest?
Pewnego razu, w drodze do Rzymu, do Ojca świętego Innocentego II, zatrzymaliśmy się, bracia i ja, w miejscowości Rivotorto koło mego rodzinnego Asyżu. W miejscu tym było opuszczone schronisko. Żyliśmy tam w wielkim trudzie i wśród braku wszystkich rzeczy. Bardzo często brakowało nam chleba. Zadowalaliśmy się rzepą, którą tu i ówdzie na równinie asyskiej uprosiliśmy, gdy nas bieda przycisnęła. Miejsce to było tak ciasne, że zaledwie mogliśmy w nim usiąść czy spocząć. Lecz nie szemraliśmy na to ani nie utyskiwaliśmy, bo serca nasze były spokojne, a duch pełen radości zachowywał cierpliwość. W owym czasie cesarz Otton ciągnął owymi stronami z orszakiem i wielkim hałasem, celem przyjęcia korony ziemskiego imperium. Nie wyszedłem jednak, aby go zobaczyć ani nikomu z braci nie pozwoliłem patrzeć, z wyjątkiem jednego, który bardzo stanowczo obwieścił cesarzowi, że ta jego chwała będzie trwać przez krótki czas. Otton został koronowany w Rzymie 4 października 1209 roku, a już w listopadzie następnego roku został przez tegoż papieża korony pozbawiony.
I właśnie w czasie naszego tam pobytu stało się, że pewnego dnia ktoś prowadzący osła przyszedł do schroniska, w którym przebywałem z towarzyszami. I żeby nie zostać wyrzuconym, zachęcał swego osła do wejścia, mówiąc: „Wchodź do środka, bo w tym miejscu będzie nam dobrze”. Na tę mowę poważnie się zmartwiłem, zrozumiawszy zamiar owego mężczyzny, który widocznie sądził, że my dlatego tu chcemy mieszkać, by rozszerzyć to miejsce i je rozbudować. Z powody mowy tego człowieka zaraz wyszedłem stamtąd i opuściwszy to schronisko, przeniosłem się na inne niedalekie miejsce, zwane Porcjunkulą. Nie chciałem mieć nic na własność, ażeby wszystko móc posiąść o wiele pełniej w Panu.
Usiądę sobie na ławce. Czego ci wszyscy ludzie tutaj szukają? Czy tylko o to im chodzi, że tu jest taniej? Pewnie tak. Mój ojciec zawsze powtarzał mojej matce: „Pamiętaj, moja Piko: interes robi się na obrocie. Nie chodzi o to, żeby sprzedać jedną rzecz drogo, ale żeby sprzedać dużo tanio. Liczy się ilość!”. Mądry jest mój ojciec, choć chyba trochę przewrażliwiony na punkcie pieniędzy. Ale i tak go kocham.
Tak mi się wydaje, że ludzie przychodzą do tego supersklepu, jak do innego, lepszego świata. Co prawda, to prawda: czysto tu, wszystko lśni, a strażnicy nie wpuszczą tu żadnego żebraka. To taki trochę sztuczny, nierzeczywisty, bardzo nieprawdziwy świat. Ileż tu wszystkiego! Nie ma się zresztą czemu dziwić. Ten świat dużo produkuje, dlatego zrozumiałą jest rzeczą, że chce dużo sprzedać. Patrzę na te wszystkie pomysłowe urządzenia i próbuję policzyć, bez ilu rzeczy mogę się spokojnie obejść. Chyba sporo waszych potrzeb zostało wymyślonych, dobrzy ludzie. Myślę że najważniejszym towarem, jaki tu jest sprzedawany, to są złudzenia: jeśli to kupisz, to będziesz szczęśliwy… Ale przecież, dobrzy ludzie, szczęśliwi jesteśmy tylko parę chwil, prawda? To znaczy tak długo, dopóki się nam ta rzecz nie znudzi. Ale czy przypadkiem sami nie pozwalacie się trochę oszukiwać? Bo chyba jesteśmy wystarczająco dorośli, aby wiedzieć, że szczęścia nie da się kupić w żadnym sklepie, za całe złoto świata. Zaraz, czego chce ode mnie ta pani? Ale z niej gapa! Zaprasza mnie tu jutro na zakupy… dobre sobie. Najwyraźniej zapomniała, że jutro jest niedziela…