Po czym rozpoznajemy Zmartwychwstałego w naszym życiu?
Niemalże za każdym razem, kiedy zjawia się Zmartwychwstały, według ewangelistów pojawia się problem rozpoznania Go. Uczniowie niby rozpoznają Jezusa, ale okazuje się, że są w jakiejś konsternacji. Natomiast, kiedy już Go w końcu rozpoznają, są całkowicie przekonani, co do Jego obecności wśród nich. W perykopie ewangelijnej, która jest czytana w liturgii dzisiejszej niedzieli problem ten wybrzmiewa w taki sposób: Uczniowie w momencie zjawienia się Jezusa nie wiedzieli, że to był On. Jedynie Jan – umiłowany uczeń a zarazem autor czytanej Ewangelii – rozpoznaje w spotkanym człowieku swojego Mistrza i Pana. Piotr musiał usłyszeć dopiero z ust Jana, że to jest Pan. Reakcja Piotra na tę informację daje dużo do myślenia. Po cudownym połowie ryb, przy wspólnym posiłku, kiedy Zmartwychwstały jest wśród nich: „Żaden z uczniów nie odważył się zadać Mu pytania: «Kto Ty jesteś?», bo wiedzieli, że to jest Pan” (J 21,12).
Rozpoznawano Jezusa Chrystusa, ale istniał zarazem jakiś problem z owym rozpoznaniem. Uczniowie w drodze do Emaus rozpoznali Go dopiero przy łamaniu chleba, a przecież całą drogę szli obok siebie i rozmawiali. Maria Magdalena musiała usłyszeć dopiero charakterystyczne „Mario!”. Apostołowie w Wieczerniku, nie mówiąc już o Tomaszu, musieli przekonać się oglądając jego dziury po gwoździach. Dzisiaj słyszymy, że musieli poczuć ciężkie sieci ryb. Przecież tylko kilka dni minęło od ostatniego spotkania jeszcze przed ukrzyżowaniem i zmartwychwstaniem. Czy Jezus aż tak bardzo się zmienił, żeby Go nie poznać?
Tak, to nie jest już ten sam Jezus. Tamten Jezus, sprzed ukrzyżowania był we wszystkim podobny do człowieka oprócz grzechu. Tamten Jezus był w jakiś sposób ograniczony jako człowiek – poczuł zmęczenie, głód, ból, cierpiał, umierał. Chrystus zmartwychwstały ma ciało uwielbione, ale prosi o coś do zjedzenia, bo chyba nic tak bardzo nie świadczy o rzeczywistości naszego istnienia, jak fakt, że odczuwamy głód i pragnienie. Umarli o to już nie proszą. Dopóki człowiek żyje, „walczy” o coś do zjedzenia, pragnie żyć, ma wolę istnienia. Zmartwychwstały Chrystus nie walczy o życie. On żyje i nikt oraz nic tego życia nie zniszczy. Te ryby nawet dzisiaj sieci nie rozdarły, jak zauważył Jan (por. J 21,11), w przeciwieństwie do cudownego połowu w chwili, gdy dopiero spotkali pierwszy raz w swoim życiu Jezusa i zostali przez Niego powołani. Wtedy z powodu mnóstwa ryb sieci zaczęły się rwać (por. Łk 5,6). Między umieraniem a życiem po śmierci jest różnica. Miedzy ciałem cierpiącym, umierającym a ciałem uwielbionym jest różnica. Nie ma się co dziwić, że uznanie obecności Zmartwychwstałego wśród ludzi nie przychodzi z totalną łatwością.
Istnieje natomiast tajemniczy moment rozpoznania Zmartwychwstałego i wyznania, że Jezus żyje. To jest moment, kiedy człowiek dostroi się do języka miłości. To jest właśnie moment, kiedy uczniowie Jezusa ostatecznie wyznają, że to jest Pan, że On żyje. Chodzi o moment rozpoznania Jezusa jako Miłości. Nie ważne, czy widzą Go z oddali, czy bliska. Nie ważne czy słyszą Go doskonale czy nie najlepiej. Tak wiele okazuje się nieistotnym w rozpoznaniu Jezusa. Zmartwychwstały Jezus daje się rozpoznać po bezinteresownej, bezgranicznej miłości.