Święty Maksymilian M. Kolbe kapłanem największej miłości

28 października 1912 r. br. Maksymilian wraz z sześcioma innymi klerykami wyjechał do Rzymu na studia, które miały go doprowadzić do przyjęcia święceń kapłańskich. Zamieszkał w Międzynarodowym Kolegium Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych. W kolegium panowała zdrowa atmosfera zakonna. Pielęgnowano najlepsze tradycje życia franciszkańskiego wśród najmłodszej generacji zakonu. Miasto Rzym go urzekło. Brat Maksymilian odprawił pięciodniowe rekolekcje. Z nauk rekolekcjonisty skrzętnie wynotował myśli, które go szczególnie ujęły. Powziął również konkretne postanowienia: „Celem człowieka – chwała Boża; celem zakonnika – wielka chwała Boża”. „Bądź mężem modlitwy i pokory, a zbierzesz najobfitsze owoce w pracy”. „Kochać, szanować, nie bać się, nie stronić, szczerym być względem wszystkich przełożonych, braci. Wszyscy franciszkanie to twoi bracia”. „Dopomagaj słabszym albo współczuj im”. „Ukochaj dzieci, biednych, chorych itd. Chory (jest) błogosławieństwem konwentu, bo maże winy braci. Odwiedzaj chorych”. „Ani minuty nie trwaj w grzechu, ale przeproś Pana Boga. Grzechy w zakonie są grzechami o wiele cięższymi niż na świecie, bo tu wiesz, co to znaczy grzech, jego skutki itd., a przynajmniej powinieneś wiedzieć, stosownie do łask”. „Co chwila bądź lepszym! Pod grzechem ciężkim musisz dążyć do doskonałości”. „Cierp, zapieraj się siebie, nieś krzyż” (rekolekcje domowe 1912).

Z takimi postanowieniami br. Maksymilian rozpoczął trzyletnie studia filozoficzne na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Gregoriańskiego. Zabrał się do nich z zapałem i to tym większym, że ich program odpowiadał jego zamiłowaniom. Obok przedmiotów ściśle filozoficznych studiował geometrię, algebrę, trygonometrię, fizykę, chemię, mechanikę. W wolnych chwilach w czasie roku akademickiego zwiedzał Rzym. Jego zabytki odczytywał pod określonym kątem widzenia. Przede wszystkim patrzył na to miasto jako na kolebkę i stolicę chrześcijaństwa. W liście do matki (12.05.1913) pisał: „Rzym to wielki relikwiarz kości i krwi świętych, a zarazem wspaniały pomnik miasta cezarów, co rozkazywali całemu światu. Więc obok katakumb, kościołów z bogatymi relikwiarzami, leży tu pełno gruzów, to starych murów, to pałacu cezarów, to znów łaźni i wiele innych. Przed naszym Kolegium na przykład rozciąga się prawdziwe cmentarzysko: szczątki starych murów pałacu cezarów otoczone zielenią wspinającą się na wysoki pagórek, a pod jego stopami ciągnie się płaszczyzna cała pokryta szczątkami kolumn i murów. Na końcu zaś widnieje walące się już Koloseum, gdzie ziemia cała przesiąkła krwią męczenników. Dlatego też na rozkaz jednego z papieży przysypano ją na kilka metrów grubą warstwą ziemi (…). Niedługo po wysłaniu ostatniego listu byłem między innymi w Bazylice św. Piotra, gdzie jak i w innych kościołach odprawiały się wspaniałe nabożeństwa wielkotygodniowe, w obecności wielu kardynałów. Przedtem mówiono mi, że zostanie tam udzielone błogosławieństwo relikwiami krzyża św., gwoździem, którym Pan Jezus był do krzyża przybity i chustą św. Weroniki. I rzeczywiście po nabożeństwie kardynał udzielił błogosławieństwa z balkonu wewnątrz kościoła. Relikwii Krzyża św. i gwoździ nie wiedziałem dobrze, bo było za wysoko, ale przy błogosławieństwie chustą św. Weroniki pożyczyłem sobie okularów od jednego z braci i spojrzałem – a przede mną widniała twarz Pana Jezusa – prawdziwie, cudownie odbita na chuście św. Weroniki. Skłoniłem głowę z innymi, a tymczasem w powietrzu rozległ się głos dzwonów oznajmiający skończenie benedykcji”.

Brat Maksymilian poznając coraz lepiej historię Rzymu, uczestnicząc w licznych uroczystościach i nabożeństwach, widząc międzynarodowe rzesze pątników i stykając się z wielojęzycznymi studentami, czuł się też coraz pełniejszym członkiem wielkiej wspólnoty duchowej, założonej przez Jezusa Chrystusa, której stolicą jest Rzym, Wieczne Miasto.

11 grudnia 1913 r. zdał całościowy egzamin z pierwszego roku studiów i otrzymał tytuł bakałarza filozofii. Nauka nie zagłuszała w nim życia wewnętrznego. Usilnie pragnął odczytać wolę Bożą w odniesieniu do siebie. Chciał być doskonałym narzędziem w planach Bożej Opatrzności. Uważał, że jest to zadanie każdego człowieka i niczego innego, jak właśnie wypełnienia go życzył matce z okazji Świąt Wielkanocnych. Pomimo dolegliwości fizycznych i nie najlepszego zdrowia nauka br. Maksymilianowi szła dobrze. Zainteresowaniami wychodził poza zakres obowiązującego materiału. Nękał różnymi problemami swych profesorów. Końcowy egzamin z drugiego roku studiów zdał 25 lipca 1914 r. z wynikiem dobrym i otrzymał tytuł licencjusza filozofii. Jego wiara była zawsze prosta. Jej prawdy przyjmował i zawsze będzie je rozumiał tak, jak one brzmią w oficjalnym nauczaniu Kościoła. Nie napotykamy u niego wątpliwości w wierze, które są częstym zjawiskiem wieku dorastania. 28 października 1914 r. przyjął tonsurę, przez co uroczyście został włączony do stanu duchownego. W uroczystość Wszystkich Świętych na ręce generała zakonu złożył uroczyste śluby zakonne. Składając profesję, przyjął dodatkowo imię „Maria”. Będzie go odtąd używał obok imienia Maksymilian. Przyjmując je podkreślił, że na stałe i we wszystkim chce być zjednoczony z Najśw. Maryją Panną. Pokazał to i udowodnił swoim życiem. Składając śluby wieczyste, na stałe związał się z Zakonem Braci Mniejszych Konwentualnych.

W październiku 1915 r. obronił pracę dyplomową, zdał przepisane egzaminy i uzyskał stopień doktora filozofii w Uniwersytecie Gregoriańskim. Dyplom podpisał ówczesny generał jezuitów, Polak – o. W. Ledóchowski. Również w październiku tego roku br. Maksymilian rozpoczął czteroletnie studia teologiczne w Papieskim Wydziale Teologicznym św. Bonawentury Franciszkanów Konwentualnych w Rzymie. Podobnie jak studiom filozoficznym, tak teraz teologicznym oddał się całkowicie. Nie umiał czynić czegokolwiek połowicznie. Był bardzo uzdolnionym studentem. Uczył się dla siebie, nie dla stopni. Mylił się w modlitwach, które przypadło mu prowadzić w kaplicy lub refektarzu, nie brał udziału w grach sportowych, które pasjonowały współbraci. Prowadził natomiast bardzo intensywne życie wewnętrzne. Wiele czasu poświęcał mariologii. Podczas studiów teologicznych krystalizowała się w nim idea służby Bogu i Niepokalanej. Pragnął być narzędziem w ręku Boga. Ściśle zachowywał najdrobniejsze przepisy Reguły zakonnej czy poszczególnych regulaminów. Niepodzielnie skierowując swe serce ku Bogu, nie zapominał, że żyje między ludźmi i że tylko wespół z nimi i przez miłość ku nim dochodzi się do Stwórcy. Skoro sam Bóg tak bardzo umiłował człowieka, że Słowo Bożę przyjęło postać ludzką, to nie ma innej drogi do Boga jak właśnie przez miłość ku człowiekowi. Ona decyduje o doskonałości jednostki i społeczeństwa, ona też rozstrzyga o wiecznych losach człowieka. Często przypominał sobie, że miłość bliźniego winna być nadnaturalna, stała: myślą, słowem i uczynkiem. Zdając sobie sprawę z tego, że miłość bliźniego winna obejmować wszystkich, nawet nieprzyjaciół, postanawiał: „Kochaj nieprzyjaciół tym więcej, czym więcej ci przykrości uczynili”. Pierwszy rok studiów teologicznych upłynął mu na wytężonej pracy nad sobą.

16 października 1917 r. założył wraz z innymi współbraćmi towarzystwo „Rycerstwa Niepokalanej”. Celem nowego stowarzyszenia miało być nawracanie i uświęcanie wszystkich i wszystkiego pod opieką i za pośrednictwem Najśw. Maryi Panny Niepokalanej. Warunki przynależenia do stowarzyszenia były dwa, a mianowicie: całkowite oddanie się Najśw. Maryi Pannie Niepokalanej i noszenie Cudownego Medalika. Natomiast co do środków działania statut dawał całkowitą swobodę. Można było wykorzystywać wszystkie możliwości, na jakie pozwala stan, warunki i okoliczności, w zależności od gorliwości i roztropności każdego, byleby tylko godziwie. Szczególnym środkiem działania miała być modlitwa: „O Maryjo bez grzechu poczęta, módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy i za wszystkimi, którzy się do Ciebie nie uciekają, a zwłaszcza za masonami”. Modlitwę tę należało odmawiać codziennie.

Ten bardzo ramowy program nowego stowarzyszenia z latami będzie wyjaśniany, poszerzany i pogłębiany, ale w swoich zasadniczych zrębach pozostanie niezmieniony. On stanie się podstawą dzieła apostolskiego, jakie będzie prowadził o. Maksymilian. Następnego dnia po założeniu stowarzyszenia rozpoczął rekolekcje przed diakonatem. Przez 8 dni dokonywał rewizji życia i czynił postanowienia w kierunku zacieśnienia więzi z Bogiem i ludźmi. Jasno uświadomił sobie, że aby działać dla innych i wespół z innymi, nie można żyć w izolacji, że trzeba najściślej zjednoczyć się z Bogiem – źródłem łaski – i z bliźnimi. W zapiskach rekolekcyjnych napisał: „Całkowicie nie ufaj sobie, ale zaufaj Panu Bogu. Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia (Flp 4,13). Czyń, ile umiesz i możesz; jeśli nie potrafisz lub nie możesz, módl się i bądź pewny, że Bóg nie może odmówić pomocy (…). Miłość jest wszystkim. Bóg jest miłością (1 J 4,16). Apostołom polecił miłować «jak was umiłowałem» (por. J 17,23). Miłować cierpieniem. Miłuj nieprzyjaciół, którzy ci przykrości sprawiają. Miłuj Pana Boga w bliźnich. Skarbem są bracia krzyżujący, kochaj ich. Ukrzyżowanym być z miłości ku Ukrzyżowanemu jedyne szczęście na ziemi (…). Często w trudnościach powtarzaj – Bóg mój i moje wszystko. Miłość nie zna granic”. Po rekolekcjach, 29 października 1917 r., br. Maksymilian przyjął święcenia diakonatu.

Ostatni rok studiów teologicznych poświęcił dalszemu pogłębianiu życia wewnętrznego. Coraz wyraźniej zdawał sobie sprawę z tego, że motorem działania ludzkiego winna być miłość. Ona decyduje o tym, czy życie tylko tli się, czy też płonie. Miłość Boga w warunkach życia ziemskiego przejawia się w służbie drugiemu człowiekowi. Miłość bliźniego jest jedną z form miłości Boga. Bliźni jest podobieństwem Boga, przybranym synem Bożym i, jeśli trwa w łasce uświęcającej, oblubieńcem Bożym.

W kwietniu 1918 r. br. Maksymilian przeżył wielkie wydarzenie swojego życia: święcenia kapłańskie. Były one kolejnym etapem zjednoczenia z Bogiem i związania się z Kościołem oraz zakonem. Przygotowywał się do nich wiele lat, bardzo ich pragnął, ale kiedy przybliżało się ich przyjęcie, w duszę jego wtargnął niepokój. Szukał więc pomocy u Maryi Niepokalanej. „O Niepokalana, Pani moja, pomóż mi, abym się dobrze przygotował do tak ważnej chwili. – Jak myślę o tym, z jednej strony czuję strach przed tak wielką władzą; z drugiej zaś gorące pragnienie tak pożądanej chwili”. Dzień święceń kapłańskich przeżył bardzo mocno. W liście do matki i w pamiętniku zapisał: „28 rano (kwietnia) po modlitwach porannych, wspólnie odmówionych w kaplicy, wyszedłem (z innymi mającymi się święcić), aby się przygotować, a około siódmej wyszliśmy z kolegium, kierując się do kościoła św. Andrzeja «Della Valle», gdzie miały się odbyć święcenia ogólne. Przyszedłszy do zakrystii, ubrałem się w szaty diakońskie i odmówiłem z innymi modlitwy przygotowawcze do pierwszej Mszy św. Ustawiono nas potem w rząd po dwóch według święceń, które mieliśmy przyjąć, a było nas więcej niż stu z różnych zakonów i klerycy świeccy (diecezjalni) i z różnych narodowości; był nawet jeden Murzyn, co się święcił, a drugi również Murzyn z innymi kardynałami przy święceniach. Jaki to piękny widok: wszyscy połączeni pomimo takich różnic węzłem religii katolickiej i miłości bratniej w Panu Jezusie (…). Przed podniesieniem byliśmy już księżmi i razem z J. Em. Kardynałem wymawialiśmy prócz innych modlitw Mszy św. Także słowa konsekracji” (List do matki, Rzym 26.09.1918). „Po konsekracji łzy mi się cisnęły do oczu, ale trzeba było powstrzymać wzruszenie i odmówić modlitwy z kanonu razem z J.E. Kardynałem. Po święceniach wróciłem do domu – jakie wrażenie – trzeba przyznać, że Niepokalana mnie raczyła przywieźć aż dotąd”. „Całą tę sprawę uznając z wdzięcznością jako dar uproszony przez Niepokalaną naszą wspólną Matuchnę. – Ileż to razy w życiu, a szczególnie w ważnych jego przejściach doznałem szczególnej Jej opieki. Chwała zatem Sercu Przenajświętszemu Pana Jezusa przez Niepokalanie Poczętą, co jest narzędziem w ręku miłosierdzia Bożego do rozdawania łask. Całą też mą ufność na przyszłość w niej pokładam” (List do matki).

W dniu poświęceń o. Maksymilian założył tzw. Dzienniczek mszalny. Do końca życia będzie w nim notował intencje, w jakich będzie najść ofiarę Bogu. Rozpoczął znakiem krzyża i następującym wstępem: „Z miłosierdzia Bożego przez Niepokalaną, dnia 28 kwietnia 1918 roku w święto św. Pawła od Krzyża, w 4 niedzielę po Wielkanocy, w Rzymie, w kościele św. Andrzeja Della Valle, przez J. Em. Kardynała Wikariusza Bazylego Pompili, zostałem wyświęcony na kapłana Pana naszego Jezusa Chrystusa”. Sylwetkę duchową i zadanie, jakie sobie postawił w kapłaństwie, doskonale wyrażają teksty obrazka prymicyjnego. Na jego odwrocie czytamy: „Cóżem ja jest, Panie, iżeś mnie przywiódł aż dotąd” (2 Sm 7,18). „Bóg mój i wszystko”. „Dozwól mi chwalić Cię, o Panno Święta. Daj mi moc przeciw nieprzyjaciołom Twoim”. Mszę św. prymicyjną odprawił o. Maksymilian w kościele św. Andrzeja delle Fratte, przy ołtarzu objawienia się Niepokalanej A. Ratisbonne. Ofiarował ją o nawrócenie Sary Petkowitsch, schizmatyków, akatolików, masonów. Kolejną trzecią mszę św. odprawił przy grobie św. Piotra Apostoła o łaskę apostolatu i męczeństwa dla siebie i współbraci w Kolegium. Kolejne następne msze św. o. Maksymilian, jeżeli tylko mógł, odprawiał przy grobach apostołów i męczenników, między innymi przy grobie świętych Filipa i Jakuba, św. Pawła Apostoła, w katakumbach św. Kaliksta, przy statui św. Cecylii. Wybierał te miejsca, ponieważ tak jak męczennicy pragnął swoje życie całkowicie, do ostatniego nerwu i ostatniej kropli krwi poświęcić Bogu.

Po przyjęciu święceń kapłańskich o. Maksymilian poczynił wiele notatek świadczących o zacieśnieniu się więzi między nim a Najśw. Maryją Panną oraz o rozwoju w nim przekonania, że nie może być prawdziwej miłości Boga bez cierpienia, ponieważ ono najlepiej leczy duszę z miłości własnej. Oto niektóre z nich: „Opuść wszystko i wszystkich dla miłości Bożej; daj się prowadzić Niepokalanej”. „Przez Niepokalaną dojdziesz do świętości. Wzywaj Ją więc we wszystkich potrzebach”. „Daj się Jej prowadzić z miłością, wszystko bowiem przychodzi z rąk najlepszego ojca przez ręce Niepokalanej”. „Niepokalana zna sekret połączenia się najściślejszego z Sercem Jezusa”. „Małej wiary, czemu wątpisz; zaufaj całkowicie i we wszystkim Niepokalanej, a na pewno jak największą oddasz chwałę Panu Bogu; daj się Jej prowadzić i wzywaj Ją we wszystkich trudnościach; Nie słyszano dotąd, aby kto uciekając się do Niej, miał być opuszczony”. „Złóż całą ufność w Niepokalanej i o nic się nie troszcz”.

Życie wewnętrzne i działalność apostolską nierozerwalnie łączył z Najśw. Maryją Panną Niepokalaną. Stąd też, kiedy w 1918 r. rozpoczynał pamiętnik, to na okładce wypisał dużymi literami: „na jak największą chwałę Bożą przez cześć Niepokalanej”. W niej Maksymilian widział wzór życia doskonale złączonego z Bogiem i człowiekiem. Czynił więc często postanowienia, by naśladować Ją w miłości Boga i bliźniego, w ufności, pokorze, posłuszeństwie, czystości i we wszystkich cnotach. Bóg i Niepokalana stały się dla niego żywymi osobami, które pragnął kochać gorąco i darzył najwyższym szacunkiem. Odczuwał boleśnie każdą zniewagę Im wyrządzoną, radowały go oznaki przywiązania i czci.

Na kapłaństwo o. Maksymiliana najlepiej jest spojrzeć od końca jego życia. Gdy po wyborze więźniów w obozie oświęcimskim zjawił się przed zarządem obozu więzień nr 16670 z literą „P’ na pasiaku i zgłosił chęć pójścia na śmierć za Franciszka Gajowniczka, wtedy padło nieoczekiwane pytanie od komendanta obozu, Fritzscha, o zawód ochotnika. Z ust o. Maksymiliana pada również krótka odpowiedź: „Jestem księdzem katolickim”. W obozie w Oświęcimiu, choć w pasiaku, choć bez elementarnych możliwości do kapłańskiej posługi, choć w stałym zagrożeniu za najdrobniejszy gest kapłańskiej misji, to jednak o. Maksymilian kapłaństwo swoje wypełnia gdzie i kiedy tylko może. Narażając się śmiertelnie spowiada w najbardziej nieprawdopodobnych okolicznościach; komunikuje kogo i kiedy tylko ma możliwości, głosi kazania; pociesza smutnych, podnosi na duchu złamanych, a gdy nie może już inaczej pomóc w ludzkiej bezradności, to przynajmniej obiecuje modlitwę najbardziej skatowanym i chorym jako ten, który zna tajemniczy środek pomocy duchowej i wierzy w jego skuteczność. Nie na darmo notował i podkreślał postanowienia jeszcze jako kleryk: „Dopomagaj słabszym lub współczuj z nimi. Naucz się w bliźnim widzieć Pana Jezusa i znoś od niego wszystko jako dane lub opuszczone od Pana Jezusa, służ mu jak Panu Jezusowi, a będziesz zażywał pokoju”. W tak strasznych i koszmarnych warunkach jest to już chyba maksymalny wyraz kapłańskiej posługi i odbłysk serca ukształtowanego na wzór Serca Bożego. Nie dowiemy się już, ile on pomógł złamanym na duchu do zniesienia okrutnej niedoli i ilu zrozpaczonych uratował od samobójstwa swoimi modlitwami, słowami albo samą tylko swoją obecnością wśród nich. Więźniowie choć nie znali go z nazwiska, wiedzieli jednak powszechnie, że jest kapłanem i uważali za świątobliwego. To było też apostolstwo kapłańską postawą. Nie wiemy też, w jakim stopniu oddawanie swego chleba, zupy, herbaty, lekarstw czy miejsca w izbie chorych innym, słabszym i młodszym, było podyktowane kapłańską miłością bliźnich i spalaniem się na ołtarzu bezinteresownej pomocy potrzebującym. Jak wymownie brzmią tu słowa Chrystusa: „Byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; …byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie” (Mt 25,35-36). „Kto poda kubek świeżej wody do picia jednemu z tych najmniejszych… nie utraci swojej nagrody” (Mt 10,42). Na Pawiaku zniósł cierpliwie maltretowanie w obronie swej wiary w krzyż, gdy esesman bił go pięściami i kopał butami za posiadanie krzyżyka i przyznawanie się do wiary w Chrystusa Ukrzyżowanego. I jeszcze jeden fakt: o. Maksymilian przed Wielkanocą wygłosił rekolekcje na Pawiaku dla pracujących w bibliotece więziennej młodych ludzi z inteligencji warszawskiej i spowiadał kogo tylko mógł.

Poznając całe życie kapłańskie św. Maksymiliana trzeba powiedzieć, że kapłaństwo dla niego było niewyczerpanym źródłem inspiracji i najgłębszym motorem dążenia do najwyższej świętości osobistej, by godnie stawać przy ołtarzu do Najśw. Ofiary oraz skutecznie szerzyć Królestwo Boże na ziemi – osobistą świętością, jako głównym przymiotem niebieskiego obywatelstwa. Hagiografia franciszkańska – Święty Maksymilian M. Kolbe