Dzisiejsza uroczystość oddaje cześć Bogu Takim jakim Jest, jakim sam się człowiekowi objawia. Wiara w Boga jest taka stara jak człowiek. Każdy człowiek jest mocą swojego człowieczeństwa religijny. Pozostaje otwartym pytanie, kogo, co otacza czcią. Także niewiara jest tak stara, jak ludzka myśl. W systemach państw programowo ateistycznych bogiem była ideologia albo przywódca. U narodów, które zostawiły bogatą spuściznę kulturową od niepamiętnych czasów obserwuje się pokusę bezbożności. Nie wolno się dziwić czyjejś niewierze.
W Biblii objawiającej Trójjedynego Boga, niewiara jest zawsze związana z nieprawością. Znamy wprawdzie ludzi niewierzących, uczciwych i prawych, nie jest to jednak znowu sprawa powszechna. Najpierw jest nieuczciwość, złamane słowo, niegodziwe czyny, dopiero potem pojawia się bezbożna myśl i atak na wiarę. Człowiek nieprawy i nieuczciwy stwierdza nieistnienie Boga. W jakim jednak celu człowiek zwalcza Boga? Dlaczego to ludzie wierzący muszą się ze swej wiary czasem gęsto tłumaczyć? Dzieje się tak dlatego, ponieważ sądzi człowiek, że zadeklarowanie nieistnienia Boga, że potępienie Kościoła jako instytucji głoszącej wiarę pozwoli uniknąć skutków własnej nieuczciwości. Niewiara jest przepustką do działania zabranianego przez sumienie. Człowiek żyjący przeciwko swojemu sumieniu jest niebezpieczny. Taki człowiek będzie występował również przeciwko sumieniu drugiego człowieka. Można współpracować z człowiekiem niewierzącym pod jednym warunkiem: że żyje on w zgodzie ze swoim prawy sumieniem.
Liturgia dzisiejszej niedzieli wzywa do adoracji Boga. Dyskusja o wierze i niewierze w Boga nie dotyczy idei. To jest dyskusja na temat życiowej postawy. Odpowiedzią na czyjąś niewiarę jest moralna prawość wierzących. Ona uzasadnia naszą wiarę w Boga Trójjedynego. Na arogancki atak na wiarę nie ma odpowiedzi. Agresywność niewierzących wobec wiary katolickiej to nieporadny wyraz ich bezradności wobec „zamkniętych drzwi”. Wobec piękna, które w jakiś przewrotny sposób podziwiają, choć sami nie chcą a może i nie potrafią tak żyć. Chcą w sposób, owszem, raniący i nieporadny sprawić, żebyśmy nie byli ludźmi wierzącymi. Z obsesyjną czasem skrupulatnością wytykają nam wszelkie nawet najdrobniejsze moralne potknięcia, które urastają do rangi koronnego argumentu przeciwko wierze.
Trzeba nam tak żyć, aby ci, których spotkamy, mówili: „Ależ spotkałem człowieka. To jest ktoś!”. Od zachwytu naszym człowieczeństwem może rozpocząć się czyjaś droga odkrywania wiary lub powrotu do jej praktykowania. Wiara od wieków była broniona, przekazywana i strzeżona prawym życiem wyznawców Boga Trójjedynego. Niech będzie tak również dzisiaj.