O tym, że nic nie jest takie oczywiste jak się wydaje oraz że trzeba być sprawiedliwym
czyli Dekalog IV
„Dnia takiego to a takiego zmarł mój najukochańszy mąż, nasz najlepszy ojciec i dziadek” – oto mniej więcej treść każdego prawie nekrologu, oznajmiającego śmierć kogoś z rodziców. Chwalebna wierność starożytnej zasadzie, nakazującej mówić o zmarłych dobrze albo zamilczeć, czy też odkryta poniewczasie prawda, której uświadomienie sobie czyni śmierć ojca, rzadziej matki tym boleśniejszą? Czwarte Słowo Dekalogu każe nam czcić rodziców od wczesnego dzieciństwa do naszej własnej śmierci. W ten sposób Ojciec w Niebie pragnie nas zabezpieczyć przed rozpaczą, wynikającą z przytoczonego przez mnie standardowego tekstu nekrologu, kiedy jest już za późno, aby swą cześć i miłość okazać. A pouczenia tego nie odmówił żadnemu człowiekowi na kuli ziemskiej. Stanowi prawo dane przez Zaratustrę: „Niech umrze syn, który trzykrotnie okazał nieposłuszeństwo swemu ojcu. Zoroastrowi wtóruje Solon, prawodawca Aten: „Niech umrze syn, który zaniedba pogrzebania ojca i ten, kto nie broni jego pamięci”. Cześć dla rodziców nakazywało prawo Egiptu i mędrzec Pitagoras.
Bo my chyba odkrywamy stopniowo całą wielkość i duchowe piękno naszych rodziców, a nic tak nie przyspiesza tego procesu jak bycie rodzicem samemu. I chyba każdy/każda powtórzy z przekonaniem słowa de Saint-Exuperego z „Twierdzy”: „To on nauczył mnie patrzeć śmierci prosto w twarz, bo sam nie spuszczał wzroku nigdy. Mój ojciec był z rodu orłów”.
Czy zauważyliście z jakim szacunkiem wypowiadają się Wasi Kochani Rodzice o Waszych Dziadkach, czyli swych rodzicach? Ano właśnie. Pan Bóg zna ten mechanizm. Rozumieć, że „mozolnie odkrywamy rzeczy tej ziemi” (Mdr 9,16), najpóźniej zaś dochodzimy do prawd najistotniejszych, dlatego wzywa nas do zaufania Jemu, że Rodzice nasi godni są czci. I miłości, owszem, też można zatem czytać Czwarte Przykazanie tak: „Zaufaj mi, ze Masz Rodziców daleko wspanialszych, niż jesteś w stanie w swej gorącej głowie przeczuć. Spróbuj wyobrazić sobie, co to znaczy nie spać kilka nocy z rzędu, nie kupować sobie tego, co się chce, nie oglądać TV, martwić się bardziej niż o siebie o dziecko, brać nadgodziny i harować w wolne soboty, byleby tylko dziecko pojechało na zagraniczną wycieczkę czy mogło nosić się modnie – a to tylko drobny ułamek rodzicielskiej rzeczywistości; spróbuj objąć to wszystko umysłem a bardziej jeszcze sercem, zanim powiesz coś głupiego albo zanim zaczniesz jęczeć, jak to jesteś niebywale dręczony przez swoich rodziców”. Każdego z „narzekaczy” na rodziców trzeba by zapytać: „Kto ciężko pracował przez tych 16-cie czy ile tam masz lat twego życia, żebyś był przyzwoicie ubrany i nie chodził głodny; żebyś miał piłkę, rower, rolki, komputer i parę innych gadżetów? To naturalnie nie usprawiedliwia np. taty, jeżeli trochę nie radził sobie z alkoholem. Albo jeżeli wcale sobie nie radził. Niemniej to jest koniecznie do uwzględnienia. Otóż IV Przykazanie wzywa właśnie do wzięcia poprawki na całe materialne i duchowe dobro otrzymywane od rodziców. To uwzględnienie, czyli zwyczajna sprawiedliwość wobec taty i mamy powinno zaowocować postawą czci. „Czcić” Rodziców, to tyle co być im wdzięcznym, być wobec nich uczciwymi, sprawiedliwymi. Bowiem nie myli się Andre Malraux, twierdząc, że „każdy młody człowiek wcześniej czy później dokonuje zdumiewającego odkrycia, że także rodzice mają niekiedy rację”.
Ojciec Niebieski jest realistą; wie, że rodzice mogą niestety sprzeniewierzyć się swemu powołaniu, tracąc tym samym prawo do miłości dzieci. Bywa czasami bowiem tak, że nie da się kochać taty pijaka, czy takiego, który zostawił rodzinę. Ale trzeba być wobec wszystkich sprawiedliwymi. Dotyczy to także Rodziców. Sprawiedliwymi jesteśmy nie ze względu na ich zasługi, ale ze względu na nas. Przez wzgląd na nas samych, chcemy być uczciwi wobec wszystkich. „Długo żyć i cieszyć się powodzeniem”, czyli stać się beneficjantem obietnicy dołączonej do Czwartego Słowa można tylko pod warunkiem dochowania sprawiedliwości i uczciwości we wszystkich wymiarach życia. Dlatego tak bardzo ważne jest uwzględnienie całego dobra, jakim obdarzali nas Rodzice. Dlatego wołał Norwid: „Niech ci będzie cześć, jak jest rzeczono: nie tylko kochaj, więc mniej dla rodziców układność wdzięku i mowę pieszczoną lub przyrodzone uśmiechnięcie liców (które do łzami mas też sarnię młode, z wymion jej pijąc jak z dzbanu wodę, owszem – jak słowa nieodmienne stoją: będziesz czcił ojca i czcij matkę twoją” („Wtedy ty, matko”).
Co nam przeszkadza w wypełnianiu na pozór tak łatwego i prostego przykazania, jaki jest Czwarte Słowo i pierwsze z siedmiu porządkujących relacje z sobą samym, innymi ludźmi i światem? Przeszkadza nam nasza stara, boleśnie dobrze znana pycha, sprawiająca, że odruchowo przyjmujemy postawy roszczeniowe: „To mi się należy”, wmawiająca nam oczywisty charakter zapewnianych nam przez Rodziców dóbr materialnych; osłabiająca nasz intelekt i wyobraźnię do tego stopnia, że nawet nie jesteśmy w stanie uzmysłowić sobie, że tego i owego mogłoby nam zabraknąć. Czwarte Przykazanie jest więc apelem o krztę realizmu, który jest najlepszą odżywką dla wdzięczności.
I czy to aby nie jest tak, że staranne pielęgnowanie w sobie postawy czci, błyskawicznie owocuje przełomem, przy którym blednie ten autorstwa ks. Kopernika; przełomem który polega na uświadomieniu sobie, że w gruncie rzeczy kocham Rodziców, jak to mówi pieśń: „Cudownych Rodziców mam, bo moimi przyjaciółmi są”?