Obraz autorstwa rawpixel.com na Freepik
Miesiąc listopad otwiera uroczystość Wszystkich Świętych a po niej „Święto Zmarłych – Dzień Zaduszny”. Modlimy się wtedy szczególnie za naszych najbliższych. Oni żyli tak jak my „jeszcze” żyjący. Odpowiedź na pytanie: Kim jestem? Brzmi: Jestem istotą żyjącą. Jestem człowiekiem a to znaczy stworzony na obraz i podobieństwo Boże. Ponieważ człowiek to mężczyzna i niewiasta Pismo św. wyraźnie to podkreśla: „Bóg stworzył człowieka na obraz i podobieństwo swoje, jako mężczyznę i niewiastę stworzył ich”(Rdz 1,22). Od Boga otrzymaliśmy życie. Owszem ono się kończy. Chodzi jednak o życie tu na ziemi. Przypomina nam to dogmat o wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny, Matki Bożej, Niepokalanie Poczętej, która po ukończeniu tego ziemskiego kresu życia, ciałem i duszą została wzięta do nieba. Tak dosłownie brzmią słowa dogmatu ogłoszonego przez papieża Piusa XII w roku 1950: „expleto terrestris vitae cursu, corpore et anima in coelum assumpta est”. Tę prawdę o dalszym życiu po życiu na ziemi przypomina nam także prefacja Mszy św. za zmarłych: „Życie Twoich wiernych o Panie zmienia się, ale się nie kończy, i gdy rozpadnie się dom doczesnej pielgrzymki, znajdą przygotowane w niebie wieczne mieszkanie”.
Mówi się, że dusza jest nieśmiertelna. Ciało czeka na dzień powszechnego zmartwychwstania. Prawdę tę wyznajemy odmawiając „Skład Apostolski”: „Wierzę w świętych obcowanie, ciała zmartwychwstanie, żywot wieczny”.
Trzeba jednak zauważyć, że te prawdy warunkuje czynność także od nas zależna: „grzechów odpuszczenie”. Umrzeć musimy, ale do nieba nie można dostać się z grzechami, by „obcować ze świętymi”, nie tylko z tymi, których wspomina Litania do Wszystkich Świętych. Tam z pewnością są już nasi najbliżsi, tam znajdują się święci Polacy. W niebie mogę i ja się znaleźć po „grzechów odpuszczeniu”. W roku jubileuszowym miłosierdzia Bożego, który kończy się w listopadzie otwarte były „bramy miłosierdzia”. Od chwili zmartwychwstania Jezusa są na świecie także otwarte „budki miłosierdzia”. Nazywamy je konfesjonałami od łac. confessio – wyznanie. A wyznanie grzechów z wiarą i postanowieniem poprawy wyraża łac. confiteor – spowiadam się odmawiane na początku mszy św.
Krótko „wyznanie grzechów” po którym następuje „grzechów odpuszczenie” jest warunkiem obcowania ze świętymi w niebie, gdzie nie będzie końca uczty zapoczątkowanej tu na ziemi przez Jezusa w czasie „Ostatniej Wieczerzy”. Chcesz być obecny na tej uczcie bądź też obecny na uczcie dokonującej się na ziemi w czasie Eucharystii we mszy św. Taki warunek postawił Jezus jeszcze będąc na tej ziemi i związał go z obietnicą „Kto spożywać będzie ciało moje i będzie pił krew moją nie dozna śmierci na wieki a ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym” (6,54).
Jezus w tej małej hostii, w tym kawałku chleba, który staje się Jego Ciałem „daje nam się cały, z nami zamieszkał tu”. Trzeba jednak chcieć przyjąć Jezusa. Podobnie jest z „odpuszczeniem grzechów”. To Jezus posługując się kapłanem odpuszcza nam grzechy. Trzeba je jednak wyznać, za nie żałować i chcieć się poprawić.
Poprawa to praca nad sobą. Wspiera nas w tym Jezus Eucharystyczny.
Przypomina nam to św. Jan już na początku swojej Ewangelii: „A Słowo (tzn. odwieczny Syn Boży) stało się Ciałem (tzn. człowiekiem) i zamieszkało wśród nas”. Najpierw na ziemi a teraz w tej okruszynie chleba jako „Jezus w hostii utajony”. Jaki jest skutek tego zamieszkania Jezusa wśród nas? Św. Jan do słów, które stały się trzecim wezwaniem modlitwy „Anioł Pański” dodaje „A wszyscy, którzy Je przyjęli dał im moc aby się stali synami Bożymi (J 1,13-14). W czasie mszy św. przyjmujemy najpierw Słowo Boże, Ewangelię Jezusa Chrystusa, Syna Bożego (Mk 1,1), uskuteczniając je sakramentalnie w przyjęciu Jezusa „w hostii utajonego”.
Św. Faustyna powiedziała czego nam zazdroszczą aniołowie, że my możemy przyjąć Jezusa do naszych serc. Ciekawe, że dodała drugą przyczyną zazdrości aniołów, że my możemy cierpieć. Papież św. Jan Paweł II jakby powtarzał te wypowiedzi św. Faustyny mówiąc w adhortacji apostolskiej o zbawiającym cierpieniu: „Salvivici Doloris”. Takie przecież było Jezusa Chrystusa i takie też wspominamy w słowach wprowadzających przeistoczenie w czasie mszy św.: „Który w przeddzień swej męki…”.
Przejście św. Franciszka z tego ziemskiego łez padołu do wieczności nazywamy „transitus”. Św. Franciszek za życia swojego nieustannie kontemplował i przeżywał „transitus” Syna Bożego z nieba do nas. W rozważaniu modlitewnym o codziennym zejściu Boga do nas pod postacią chleba karci wszystkich, którzy nie wierzą w Jezusa eucharystycznego.
Oto centralne słowa hymnu eucharystycznego:
Podziwiajcie i wyznajcie
jak codziennie się uniża!
Jak ongiś z królewskiego tronu
wstąpił w Najświętszej Dziewicy łono
tak dzisiaj do nas przychodzi
pokorny, uniżony.
Z łona Ojca niebieskiego wychodzi
na ołtarz przez kapłana ręce przychodzi.
Jak ongiś świętym Apostołom
w ziemskim ciele się objawił
tak obecnie w świętym Chlebie się zjawił.
Oni patrząc wtedy na Jego ciało
jak im się objawił.
W wierze Bóstwo Jego wyznawali
a patrząc nań oczyma ducha
Jego uwielbiali.
Niechże i my patrząc
na chleb i wino cielesnymi oczami
duchowymi wyznajmy silną wiarą
Jego żywe i prawdziwe Przenajświętsze Ciało
i Jego Krew za nas przelaną .
Aby być na zawsze z Nim złączonym naszym Panem,
jak powiedział, że z nami pozostanie aż do skończenia świata. (Mt 28,20)
Hymn eucharystyczny jest najdłuższy z wszystkich upomnień św. Franciszka (wyjątek z pierwszego upomnień 1,5-7. 14-22). Świadczy to o tym, jak bardzo Franciszek pragnął być już na ziemi zjednoczony z Jezusem. Tak też należy rozumieć słynne Jego: „Deus meus et omnia”.
Franciszek zdawał sobie sprawę, że jest stworzeniem, ale poprzez Chrystusa, który jest „Obrazem Boga niewidzialnego”(kol 1,15a) stał się „ikoną Chrystusa” do tego stopnia, że Chrystus upodobnił go do siebie przekazując mu swoje rany. Zdawał sobie sprawę z istoty podobieństwa polegającej na władzy rozumu i wolnej woli ale także z odpowiedzialności za siebie i za drugiego człowieka. Szczytem odpowiedzialności Boga za nas było zstąpienie Syna Bożego „ z nieba dla nas i dla naszego zbawienia”, które uwieńczył zadośćuczynią i przebłagalną ofiarą na krzyżu.
Kim my wszyscy w końcu jesteśmy? Jesteśmy dziećmi Bożymi od chwili chrztu św. „Jesteśmy wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, ludem Boga na własność przeznaczonym, abyśmy ogłaszali potęgę tego, który nas wezwał” (1 P2,9).
Czy ogłaszamy Boga? Czy jesteśmy na niedzielnej mszy św.? Czy w końcu wierzymy w grzechów odpuszczenie i je uskuteczniamy by zasiąść po naszym przejściu (transitus) przy wieczystej biesiadzie ze świętymi?
Bądźmy więc odpowiedzialni za nasze Boże szlachectwo: „Noblege oblige” – szlachectwo obowiązuje. Przecież „jesteśmy współobywatelami świętych i domownikami Boga…” (Ef 2,19).