Asyż, umiłowane miasto Pana

Tak Tomasz z Celano nazwał miasto św. Franciszka i św. Klary (Legenda o św. Klarze, 21), którzy w tym mieście się urodzili, żyli, uświęcili, umarli i zostali pochowani. Dante w Boskiej Komedii, Raj XI, pisze:

„Kto więc wspominać chce owego grodu,

Nie mówże: «Asyż», bo rzekłbyś za mało,

Lecz «Wschód», bo słuszna zwać go mianem wschodu”.

Możemy wyobrazić sobie, jak wyglądał Asyż za czasów Franciszka i Klary. Domy z kamienia, wąskie uliczki, prawie takie jak dziś, może bardziej rozrzucone i mniej gładkie, budynki umieszczone wewnątrz ciasnych i strzeżonych z twierdzy murów, ongiś mocnych. Jest to prawie ten sam Asyż, cudem nie tknięty i żywy – to znaczy niw sprofanowany i nie zaliczony do muzeum – z nieuchronionymi naprawami i przeróbkami (tylko po trzęsieniach ziemi), z elementami, których znaczenie całkowicie zostało utracone, jak na przykład „drzwi śmierci”, o których mówią przewodnicy.

Człowiek oglądany z punktu widzenia swego urodzenia i pochodzenia, ma coś z tego miejsca i geografii. Rzeczywiście, umiejscawia się on w określonym środowisku historyczno-geograficznym, poza którym traci swoją tożsamość. Odejście od warunkowania miejsca i czasu oznacza uczynić nijaką rzeczywistość ludzką, która dojrzewa i upodabnia się do słońca na własnej ziemi.

Z tych to powodów zrodziła się właśnie potrzeba pielgrzymek. Kiedy udajemy się do miejsc, gdzie żyła dana osoba, czynimy to, ponieważ chcemy ją poznać konkretnie, rozumieć ją bezpośrednio z dala od abstrakcyjnych koncepcji, a więc w okolicznościach, które dają żywość, intensywność jakby ludzkiej głębi. I tak miejsca, osoby, fakty przekraczając barierę czasu, nabierają kolorów świeżości, wymiarów swojej epoki.

Aby lepiej zrozumieć życie Franciszka i Klary w ich różnorodnych następstwach, słuszną rzeczą jest postrzegać ich we własnym kraju i mieście, kiedy się modlą, wędrują, wielbią i chwalą Boga. Umbria w pięknie swoich zielonych dolin i w pogodnym biegu strumyków, nie jest wyniosła, lecz uprzejma, pokorna i wzruszająca; daje niezastąpione ramy i idealną scenerię dla tych, którzy wznieśli siebie i świat na szczyty nieporównywalnego liryzmu ducha.

Pielgrzymi, udający się do Ziemi Chrystusa pragnęli zobaczyć miejsca, gdzie Jezus postawił swoje stopy, by usłyszeć echo i zrozumieć sens słów przypowieści w krainie, gdzie po raz pierwszy zostały wypowiedziane.

Dzisiaj krajobrazy – także te, które stanowiły tło przeżyć Franciszka i Klary – zostały głęboko przeobrażone przez technikę. Dlatego sama obecność fizyczna w tych miejscach – bez pism tych świętych i źródeł franciszkańskich w dłoniach – może okazać się niewystarczająca. Oczywiste, że powrót fizyczny do miejsca pozostaje czymś niezastąpionym, ale musi być połączony z odtworzeniem środowiska i historii świata, w którym żyły te osoby, które pragniemy poznać.

„Piękne” asfaltowe drogi prowadzą do Asyżu, do Porcjunkuli, do San Damiano, do bazyliki św. Franciszka, do bazyliki św. Klary albo do Carceri – powinny ustąpić miejsca jak to się mówi ścieżkom, po których Franciszek wraz z braćmi – towarzyszami jak i jemu współcześni chodzili powoli pod prażącym lipcowym słońcem i w zimnych dniach grudnia. I bazylika Matki bożej Anielskiej musi zdjąć z siebie dzisiejszą okazałość i na powrót stać się „Porcjunkulą”, to znaczy „małą cząstką”, „małym działem” we władaniu zakonnym, z tak bardzo zielonym lasem i maleńką, odnowioną przez Franciszka kapliczką, w której wieczorem gromadzili się bracia mniejsi z ludźmi i chłopami, pomagającymi im w codziennej pracy: przychodzili tu, by spędzić noc pod opieką Maryi. Jest to miejsce, gdzie grupa braci Franciszkowych otrzymała zgodę na prawach gości, a którą  Franciszek pewnego zimowego wieczoru wyczarował przeżyciem „radości doskonałej”.

Wędrówka po miejscach franciszkańskich nie odbywa się ściśle według kryterium historycznego czy też geograficznego, lecz towarzyszy ludzkiemu i duchowemu rozwojowi Franciszka, Klary, oraz osób, które wraz z nimi przebywały. Wszystkie miejsca franciszkańskie opromienione są urokiem ponadczasowym i wydaje się, że czas tutaj zatrzymał się. Wystarczy kilka chwil ciszy, by w atmosferze zastygłej na wieki, odczuć obecność Franciszka, Klary, Bernarda, Leona, Idziego, Rufina i pozostałych pierwszych towarzyszy Biedaczyny. Z pewnością spotkamy się z nimi. Przemówią do nas. Wysłuchajmy ich. Ich słowa zachowajmy w naszym sercu i podzielmy się nimi z ludźmi naszych czasów.

Asyż jest czarujący. Bogactwo sztuki, kultury i urok otaczającej miasto przyrody – które czynią zeń ośrodek prawdziwego piękna – mogą przysłonić prawdziwą tajemnicę, którą ono kryje we wspaniałym i wielkim blasku kolorów i słońca. W Asyżu, ponad osiem wieków temu, rozegrała się fascynująca przygoda, a którą Jan Paweł II nazwał „trwałą lekcją Asyżu” – to „jest lekcja św. Franciszka, który wcielił w życie ujmujący nas ideał; to jest lekcja św. Klary, która była jego pierwszą naśladowczynią. Jest to ideał złożony z łagodności, pokory, głębokiego poczucia Boga oraz oddania się na służbę wszystkim. Święty Franciszek był człowiekiem pokoju; św. Klara była w najwyższym stopniu kobietą modlitwy. Jej więź z Bogiem podtrzymywała Franciszka i jego towarzyszy, podobnie jak podtrzymuje nas dziś. Franciszek i Klara dają przykład życia pokoju z Bogiem, z samym sobą, ze wszystkimi mężczyznami i kobietami na tym świecie. Niech ten święty mąż i ta święta kobieta będą natchnieniem dla wszystkich ludzi dzisiaj, by mieli tę samą siłę charakteru i miłości Boga i bliźniego, by kroczyć nadal drogą, którą musimy iść razem. Poruszeni przykładem św. Franciszka i św. Klary – prawdziwych uczniów Chrystusa – i przekonani przykładem tego dnia, który przeżyliśmy razem, zobowiązujemy się do dokonania rachunku sumienia, dla wierniejszego słuchania ich głosu, do oczyszczenia naszego ducha z uprzedzeń, gniewu, wrogości, zazdrości i zawiści. Będziemy się starali czynić pokój w myśli i działaniu, mając umysł i serce zwrócone ku jedności ludzkiej rodziny” (Modlitewne spotkanie przedstawicieli religii w Asyżu, 27.10.1986 r.).

Z owej przygody, dzięki opatrznościowemu zrządzeniu, pozostało nie tylko wspomnienie, ale żywa obecność, która kryje się w murach Asyżu. Po ośmiu wiekach pozostały relikwie i wspomnienia. Cały Asyż jest żywą relikwią i świadectwem ludzi: Franciszka i Klary, niezwykłych ludzi. Czy tylko ludzi? Asyż jest świadectwem szczególnego upodobania, jakie Ojciec Niebieski za sprawą Jezusa, miał w Franciszku i Klarze, w tym „prostaczku”, w „Biedaczynie”. We Franciszku, który – jak mało kto w ciągu dziejów Kościoła i ludzkości – nauczył się od Chrystusa być „cichym i pokornym w sercu”. Tak, Ojcze, takie było Twoje upodobanie. Tylu ludzi przybywa do Asyżu, aby chodzić po śladach Bożego upodobania i wybrania, po śladach Biedaczyny i Klary.

W Asyżu stajemy wobec Franciszka, któremu Jezus w szczególnej mierze i obfitości zechciał objawić to, co przekazał Mu Ojciec. Tak – Franciszek był posłany z Chrystusową Ewangelią szczególnie do swoich czasów: do przełomu XII i XIII wieku, do pełni włoskiego średniowiecza, które było wspaniałe i trudne zarazem. Ale jego posłannictwo nie skończyło się wtedy! Trwa nadal.

Oto Franciszek zdaje się zwracać do nas słowami św. Pawła: „Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa niech będzie z duchem waszym bracia!” (Ga 6,18). Dziękujemy ci, Święty z Asyżu, za te życzenia, z jakimi przyjmujesz wszystkich w swoim mieście i w swojej bazylice. Patrząc w duchu na Franciszka i rozważając słowa Listu do Galatów, jakimi przemawia liturgia z 4 października, pragniemy nauczyć się od niego tej „przynależności do Chrystusa” (Ga 6,17), której całe jego życie stanowi tak doskonały wzór i przykład. Biedaczyna chlubił się tylko i wyłącznie z Krzyża naszego Zbawiciela. W ten sposób doszedł on do samego serca poznania prawdy o Bogu, świecie i człowieku. Prawdy, którą można zobaczyć tylko oczami miłości.

Kiedy stajemy przed Franciszkiem prosimy go, aby nauczył nas – tak jak jego nauczył św. Paweł – „chlubić się tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa” (Ga 6,14). Krzyż Chrystusa niesie ludzkości stale pokój i miłosierdzie. Poprzez Krzyż wyraził się do końca w dziejach człowieka Bóg, który jest „bogaty w miłosierdzie” (Ef 2,4). W Krzyżu objawiona jest chwała na wszystko gotowej Miłości. Tylko z krzyża – jak z  księgi do końca otwartej – może człowiek uczyć się do końca siebie i swojej godności.

Biedaczyna wpatrywał się w Krzyż i z Niego czytał. Jan Paweł II powiedział: „Franciszku, nazwano cię «Biedaczyną z Asyżu» – a ty byłeś i pozostałeś jednym z ludzi, którzy najszczodrzej obdarowują innych. A więc miałeś olbrzymie bogactwo, ogromny skarb. A tajemnicę twego bogactwa krył w sobie Krzyż Chrystusa” (Asyż, 12.03.1982 r., Homilia). Papież prosi Franciszka, aby nauczył nas tego bogactwa w ubóstwie i tego dawania w obfitości.

Franciszek na wzór arcykapłana Szymona (por. Syr 50,4) „poprawił dom Pański i wzmocnił świątynię… i myślał o swoim ludzie, aby go ustrzec przed upadkiem, umocnił przeto miasto na czas oblężenia”. Biedaczyna pozostał w tradycji, literaturze i sztuce jako ten, który przyczynił się do odnowy Kościoła. Franciszek nie czuł się godny przyjąć święceń kapłańskich, chociaż jemu tak wyjątkowo Jezus zlecił i powierzył swój Kościół. Patrząc na Franciszka, który „ubogi i pokorny wstępuje bogaty do nieba, czczony hymnami niebieskimi”, pragniemy przypomnieć mu: „Franciszku, myśl o swoim ludzie, aby go ustrzec przed upadkiem”! Franciszku – jak za życia, tak i teraz – poprawiaj dom Pański! Wzmacniaj świątynię.

Franciszek urodził się w sąsiedztwie Piazza del Comune i tam spędził swoje dzieciństwo oraz młodość. Piotr Bernardone, jego ojciec, miał tu prawdopodobnie dwa domy, być może jednocześnie, a może w różnym, jednak bardzo bliskim czasie. Na miejscu jednego z nich zbudowano „Chiesa Nuova” – Nowy Kościół, a na drugim oratorium „San Francesco Piccolino” – św. Franciszka Maleńkiego. W tym ostatnim miejscu wydaje się, urodził się Biedaczyna w 1181 lub 82 roku. Przypomina to łaciński napis: „Hoc oratorium fuit bovis et asini stabulum in quo natus est sanctus Franciscus mundi speculum” – To oratorium – kaplica była stajnią dla woła i osła, gdzie narodził się św. Franciszek, zwierciadło świata. Matka Franciszka, za radą tajemniczego pielgrzyma, miała schronić się w miejscu przeznaczonym na stajnię, aby porodzić syna. Jest to legenda, która zawiera przesłanie o podobieństwie Franciszka do Chrystusa nawet w narodzeniu. Jedna z pieśni o Świętym mówi: „Tyś w stajence się narodził w Zbawiciela ślad”. Często bywało tak, że legenda i pobożność dodawały wiele do czystej i prostej rzeczywistości faktów oraz rzeczy, Nie znaczy to, że trzeba odrzucać takie nadbudowy. Stanowią one bowiem żywy komentarz historyczny do faktów, jakby akompaniament do epopei.

W czasie narodzin Biedaczyny, Piotr Bernardone był nieobecny z powodów handlowych. Przebywał we Francji, a której sprowadzał wiele towarów, bogactw, i gdzie znalazł przede wszystkim żonę, Pikę.

Skład sukna, gdzie odbywał się ożywiony handel tkaninami, stanowił codzienność Franciszka. Życie Biedaczyny w porównaniu z jego ojcem wyglądało o wiele korzystniej, oryginalniej i ciekawiej, z pewnością mniej było uzależnione od pieniądza. Wszystko razem wziąwszy, ojciec dumny był z niego i widział w nim możliwość spełnienia wielu marzeń co do awansu społecznego z nobilitacją włącznie. Relacja trzech towarzyszy podaje: „Błogosławiony Franciszek urodził się w miasteczku Asyżu, w Dolinie Spoleto. Przez swoją matkę został nazwany najpierw Janem, ale jego ojciec, w czasie nieobecności którego się urodził, nadał mu po powrocie z Francji imię Franciszek. Gdy osiągnął wiek dojrzały okazało się, że jest bystrym młodzieńcem, wykonywał zawód swego ojca, tzn. zajmował się kupiectwem, robił to jednak w sposób bardzo odmienny, ponieważ był weselszy i wspaniałomyślniejszy od swojego ojca; oddawał się rozrywkom i zabawom, włócząc się chętnie dniem i nocą po Asyżu ze swoimi rówieśnikami. W wydatkach zaś był hojniejszy i to tak dalece, że to wszystko, co mógł mieć lub zarobić trwonił na uczty i inne zabawy. Z tego powodu rodzice karcili go często mówiąc mu, że takie wielkie sumy wydaje na siebie i innych, i sprawia wrażenie, że nie jest ich synem, lecz jakiegoś wielkiego księcia. Ponieważ jednak byli bogaci i gorąco go kochali, znosili to wszystko nie karząc go za takie wybryki. Kiedy zaś matka jego słyszała, jak sąsiedzi mówią o dużej jego rozrzutności, odpowiadała: Co wy sobie myślicie o moim synu? Jeszcze dzięki łasce będzie synem Bożym” (2).

Jednak mimo młodzieńczej beztroski i żywiołowości oraz sklepowego zamieszania – Franciszek okazał się wrażliwym i hojnym wobec biednych. „I stało się pewnego dnia, kiedy był w sklepie zajęty sprzedażą materiałów i całkowicie nią pochłonięty, że przyszedł jakiś biedny prosić o jałmużnę ze względu na miłość Bożą. Opanowany zupełnie pożądliwością bogactw i troską o sprzedaż, odmówił mu wsparcia. Kiedy później, dotknięty nagle łaską Bożą, wyrzucił sobie tę nieczułość, powiedział: Jeżeli ten biedak, prosiłby cię w imię kogoś wielkiego – hrabiego lub barona – z pewnością przychyliłbyś się do jego prośby. O ile więc bardziej powinieneś to uczynić ze względu na Króla królów i Pana wszystkich!” (tamże, 3).

Asyżanin był wymarzonym przywódcą młodzieży. Nieświadomie dążył do czegoś znaczącego, co mogłoby mu przynieść w oczach opinii publicznej ostateczne i uroczyste uznanie.

Wszystko to działo się w dzielnicy sąsiadującej z Piazza Comune. Wokół obecnego Kościoła Chiesa Nuova i oratorium S. Francesco Piccolino, gdzie Piotr Bernardone miał dom, składy i sklep. Nieco wyżej, w stronę Subasio, wznosi Rocca – Twierdza, której imponujące mury zachowały się dobrze jeszcze do dzisiaj. Asyżanie widzieli w niej symbol i punkt oparcia cesarskiej władzy. Z tej twierdzy położonej na górze, rozciągały nad miastem swe panowanie oddziały wojsk cesarskich, obserwując bacznie drogi ze wszystkich stron doń prowadzące. Korzystając z poparcia cesarstwa ukształtowała się grupa mieszkańców, uważająca się za „maiores”, czyli ważniejszych i większych.

W 1198 r. powstał zbrojnie lud. Byli to „minores”, czyli ludzie drugiej kategorii. Dokonali oni oblężenia twierdzy, a następnie zburzyli ją. Franciszek miał 16 lat i wraz z „minores” brał udział w oblężeniu i w długiej wojnie. Walczył najpierw w wojnie wewnętrznej między przeciwnymi frakcjami w mieście, a potem przeciw Perugii, która była oparciem dla szlachty i zwolenników cesarza.

By lepiej zrozumieć znaczenie wydarzeń owego okresu i następnych kilku lat życia Biedaczyny, trzeba koniecznie wspiąć się na twierdzę – Rocca. Z tej wysokości widać na północnym-zachodzie Most św. Jana i Perugię, gdzie Franciszek dostał się do więzienia i gdzie zachorował, u stóp zaś rozciąga się miasto, to tutaj pokonany młodzieniec spędził parę lat na rekonwalescencji. NA południe widać Spello i Foligno w kierunku których pewnego wiosennego ranka 1205 roku, Franciszek wyruszył konno, by dołączyć do księcia Gentile della Tagliara z Manopello.

Ale już za Foligno, a więc w Spoleto, gdzie dolinęzamyka górujący nad nią zamek longobardzki, zatrzymuje go widzenie, czy też sen. O tym jednak będziemy mówili w numerze 2. „Głosu Św. Franciszka”, który ukaże się w lutym.

Do samego Asyżu będziemy jeszcze dość często powracali mówiąc o San Damiano, Carceri, Rivo Torto, Porcjunkuli i o bazylice św. Franciszka i św. Klary.

Do Asyżu, miasta św. Franciszka i św. Klary, kilkakrotnie pielgrzymował papież Jan Paweł II. To rozważanie pragnę zakończyć kilkoma fragmentami przemówienia papieskiego wypowiedzianego przy grobie Biedaczyny w dniu 5 listopada 1978 roku. „Oto jestem w Asyżu w tym dniu, który chciałem w specjalny sposób poświęcić Świętym Patronom tej ziemi: Włoch. Powołał mnie do niej Bóg, abym mógł służyć jako następca św. Piotra. Mając na uwadze to, że nie urodziłem się na tej ziemi, czuję nieodpartą potrzebę duchowych na niej narodzin. I dlatego tej niedzieli przybywam jako pielgrzym do Asyżu, do stóp św. Biedaczyny, Franciszka, który dobrze wpisał Ewangelię Chrystusa w serca ludzi swych czasów. Nie możemy się dziwić, iż jego współobywatele chcieli widzieć w nim patrona Włoch. Papież, który z racji swego posłannictwa ma przed oczami cały Kościół powszechny –oblubienicę Chrystusa – w różnych częściach ziemi, potrzebuje w swej rzymskiej siedzibie szczególnej pomocy św. Patrona Włoch, potrzebuje wstawiennictwa św. Franciszka z Asyżu. I dlatego dziś przybywa tutaj:

Przybywam, aby odwiedzić to miasto, które było świadkiem nadzwyczajnej Bożej przygody, jaka miała miejsce między dwunastym a trzynastym stuleciem. To miasto było świadkiem zdumiewającej świętości, która tutaj się okazała jako wielkie tchnienie Ducha. Tchnienie, którego uczestnikiem stał się św. Franciszek z Asyżu, jego duchowa siostra Klara i tak wielu świętych tej samej duchowości ewangelicznej. Orędzie franciszkańskie rozprzestrzeniło się daleko poza granice Włoch i szybko dotarło także do ziemi polskiej, z której ja pochodzę. I zawsze tam, jak zresztą w innych krajach świata i na innych kontynentach, przynosi obfite owoce. (…) Dlatego dzisiaj, kiedy po raz pierwszy jako papież postawiłem swoje stopy tu, u źródeł owego wielkiego tchnienia Ducha, u źródeł nadzwyczajnego odrodzenia Kościoła i chrześcijaństwa XIII w. dzięki osobie św. Franciszka z Asyżu, całym sercem zwracam się do naszego Patrona i wołam: (…) Pomóż nam, św. Franciszku z Asyżu, przybliżyć Kościołowi i współczesnemu światu Chrystusa… Pomóż wszystko rozwiązać na podstawie Ewangelii, aby Chrystus mógł być dla człowieka naszych czasów Drogą, Prawdą i Życiem.”

Franciszek pozostawił nam wspaniały przykład człowieka pałającego szczególną miłością do Chrystusa, wiernego sługi Kościoła, serdecznego przyjaciela ludzi i wszystkich stworzeń. Dlatego do dziś ogromnie fascynuje także tych, którzy nie są chrześcijanami. Lecz był przede wszystkim człowiekiem wiary w Boga, gorącym uczniem Chrystusa, wiernym synem Kościoła, czułym bratem wszystkich ludzi, a ponadto bratem wszelkiego stworzenia.

W Asyżu trzeba spotkać się z Franciszkiem i pozwolić, aby miłość, którą tak hojnie obdarzał wszystkich, przelała się z jego duszy do naszych. Jego duch jest ciągle żywy. Asyż jest powiernikiem tajemnicy św. Franciszka. Odkryć i posiąść tę tajemnicę – to najszlachetniejsze pragnienie każdego, kto przybywa do tego miasta. Gdy w Asyżu spotkamy św. Biedaczynę wtedy nasze usta otworzą się, aby wołać: „Pochwalony bądź, Panie mój” i wzniesiemy nasze serce do Boga. A kiedy ujrzymy bliźniego naszego zawołamy za Franciszkiem: „Pokój i Dobro, Tobie, Bracie”!