Może zdarzyło się nam to osobiście albo byliśmy świadkami takiej sytuacji, w której ktoś bardzo nachalnie wyegzekwował swoje uprawnienia; wyprosił, a właściwie coś wymusił. Niby to mu się należało, niby miał do tego prawo, ale wszyscy, czasem z wyjątkiem samego zainteresowanego wczuwają, że ktoś tu mocno przesadził, że się w sumie wydarzyło jakaś niesprawiedliwość.
Jezus nie jest kuszony wprost do zła. Diabeł chce, aby Jezus „wziął swoje” paradoksalnie, raniąc w ten sposób swojego Ojca, stając się tym samym Kimś bardzo dwuznacznym. Kamienie przecież mogłyby stać się chlebem, ale takie pieczywo nikomu by chyba nie smakowało. Ojciec Niebieski z całą pewnością dałby rozkaz swoim aniołom, ale wzajemna miłość Ojca i Syna została by tym wydarzeniem mocno zraniona. Generalnie wymuszanie czegoś na kimś nie daje zadowolenia i pogarsza wzajemne relacje. Ci, którzy w egzekwowaniu swoich praw przesadzili, przeważnie też to wyczuwają. Dlatego przesadnie i mało wiarygodnie zanudzają wszystkich odwoływaniem się do przysługujących im uprawnień. Dziewczyna, na której chłopak wymusił „dowód miłości” niesie w sobie słuszny żal i żywi uzasadnione poczucie krzywdy. Nastolatek, który wypisał się ze szkolnej katechezy za często za głośno informuje, że to była „jego decyzja”. A co powiedzieć o paniach mantrujących o „legalności aborcji”? chyba w tych i w wielu innych sytuacjach ich bohaterowie nie potrafią oddalić od siebie niepokoju, że jednak czasem mocno przesadzili. Skutki tej przesady opisuje się zwyczajową formułką: „Między nimi nic nie było takie, jak przedtem”, albo że „nic już nie było takie samo”. Czyli że potem było zwyczajnie gorzej.
Jezus uczy dystansu do praw nabytych oraz do tego, co się „należy”. Może jest nawet tak, że wielkość człowieka można poznać po tym, że bardzo oszczędnie, jeśli w ogóle odwołuje się do tego, co jest „jego”. Czasem wymuszenie czegoś na kimś kończy bezpowrotnie obiecującą relację. Przestrogą przed stawianiem wygórowanych, niesprawiedliwych żądań, przed domaganiem się swego, nie licząc się z nikim, jest przywoływana w różnych wariantach opowiastka o okrutnej czy tylko niemądrej szlachciance, domagającej się by jej ukochany zaryzykował życie objeżdżając konno zamkowe mury. Tak też się dzieje, ale ukochany wcale nie ma zamiaru poślubiać damy, który wysunęła tego rodzaju żądanie.
Jezus uczy swym przykładem, aby nie testować życzliwości innych, aby nie egzekwować bezwzględnie swych praw. Lepiej poczekać na to, co zostanie nam ofiarowane z wolnej woli. A nawet jeśli nie otrzymamy czegoś, czego bardzo chcieliśmy, to ucieszmy się z okazji do doświadczenia przyjaźni bezinteresownej, w której trwanie będzie dobrym „treningiem” przed wiecznym radowaniem się czystą miłością Ojca Niebieskiego w Jego domu.