Carceri – modlitwa i odosobnienie

Nad wejściem do Carceri umieszczono przed laty napis, który jest przesłaniem dla pielgrzymów i turystów:

„O Carceri! Kaplico błogosławiona!
Tutaj Bóg cię oczekuje w tej samotni, w swoich stworzeniach,
By spotkać się z tobą, duszo modląca,
I połączyć się z tobą w przeogromnym cudzie miłości.”

Carceri znaczy tyle co „więzienia” albo „zamknięcie”. Nie było tam nigdy i nie ma „zamkniętych” czy „uwięzionych”. Raczej trzeba by nazwać to miejsce „samotnią”, „pustelnią”, „eremem”, a tych, którzy tam przebywali – eremitami – pustelnikami, czy szukającymi samotności i odosobnienia.

Dzisiaj jest tam kościółek i mały klasztor, obydwa wybudowane w XV w. przez św. Bernardyna ze Sieny. Całość architektoniczna jest tak wtopiona w sterczące skały, że zupełnie zlewa się ze skalistym pejzażem. Na zboczach, czepiając się rozpadlin, szczelin i grot, wyrastają potężne buki.

Za czasów Franciszka była tam mała kapliczka, a dookoła, na zboczach i w wąwozach istniały liczne groty i pieczary dające schronienie dzikim zwierzętom, ptakom, turystom, wędrowcom i szukającym samotności. Oddalone o niespełna cztery kilometry od Asyżu to miejsce ciche, urocze i pociągające znał Biedaczyna. Jeszcze dzisiaj obok zakrystii tego kościółka znajduje się niewielka grota, gdzie Święty najchętniej przebywał. W Carceri i jego grotach można dopiero zrozumieć, skąd święty Franciszek, fizycznie przecież słaby i chorowity, czerpał tyle sił i energii duchowej do pracy apostolskiej i głoszenia kazań przemieniających serca słuchaczy. Tutaj także umacniało się jego duchowe męstwo pozwalające mu znosić z pogodą i radością cierpienia cielesne i udręki duchowe. Gdy wpatrywał się w Chrystusa modlącego się na osobności, to za przykładem Jego i on nie żałował czasu na osobistą, indywidualną i samotną modlitwę. Z miłości do Jezusa i chęci upodobnienia się do Niego odczuwał potrzebę pozostawania w samotności, by z dala od zgiełku, gwaru i krzyku świata jedynie z Nim przebywać. Spędzał tam nieraz długie tygodnie, zwłaszcza okres Wielkiego Postu a także czterdzieści dni przed uroczystością św. Michała. Zachowywał wówczas zupełne milczenie. Jego umysł i serce chłonęły piękno wszelkiego stworzenia, tak, iż podziwiał majestat natury, wielkość i dobroć Stwórcy. Ta wrażliwość na piękno świata była przejawem rozmiłowania się w Bogu, który sam jest Pięknem i źródłem wszelkiego piękna. Cokolwiek Biedaczyna spotykał, wszystko przypominało mu Boga, Jego dobroć, Jego wszechmoc, Jego miłosierdzie, Jego wspaniałość, Jego wielkość i Jego pokorę, dlatego trwał w nieustannej adoracji przepełnionej pokorą i miłością.

W samotnych wędrówkach i w samotnym zafascynowaniu się pięknem natury – chodził niejako na spotkanie ze swoim Panem. I rzeczywiście tutaj Go znajdował. Nie mówił wtedy nic, patrzył tylko w Jego Oblicze. Czuł serce Boga tak blisko, że zdawało mu się, że przechadza się ze swoim Zbawicielem i Stwórcą. Świadomość tego była dla niego przyczyną i powodem nieustannej radości i pokoju.

Nic więc dziwnego, że Franciszek ukochał Carceri i przeżywał tu najpiękniejsze uniesienia kontemplacyjne swej duszy. Idąc śladami wędrówek misyjnych Biedaczyny, bez trudu możemy odnaleźć kilka podobnych miejsc wykorzystanych na skupienie i odosobnienie: Sant Urbano, niedaleko Narni, Fonte Colombo, Greccio, Poggio Bastone, La Foresta w dolinie Rieti, Sarteano u progów Chiusi, słynna La Verna koło Arezzo, gdzie 14 września 1224 roku otrzymał stygmaty.

Franciszek zawsze był kontemplatykiem. Wiedział, że trzeba oddalić się od ludzi, by służyć ludziom. Uciec od rozgwaru i zgiełku świata, aby umieć rozmawiać z człowiekiem. Potem dopiero wypełnić polecenie Boże: idź i powiedz ludowi memu: „Otom dał słowo moje w usta twoje – otom cię dzisiaj postawił nad narodami i nad królestwami, abyś wyrywał i burzył, i wytracał, i rozwalał, i budował i sadził” (Jr 1,9-10). Tym tłumaczy się w życiu Świętego jego wielkie zamiłowanie do życia pustelniczego, jakie prowadził w okresach wolnych od pracy misyjnej.

Rzeczywiście błogosławione jest usunięcie się na miejsce samotne. Zadanie odnowienia „domu Bożego”, jest zobowiązujące i wyczerpujące. Domaga się, aby weń zaangażować całe swoje bogactwo ludzkie. Ale koniecznym jest bez ustanku powracać do Chrystusa. U Niego znajdujemy pewność, że jesteśmy wysłuchani, zrozumiani, kochani. Powołanie Franciszka, restauratora domu Bożego, który schyla się ku upadkowi wymaga co pewien czas dnia skupienia, milczenia, zadumy, samotności, refleksji i rozmyślania. Biedaczyna potrzebował takich oaz spokoju i wytchnienia, aby sprawdzić swoje dokonania spotkać się Jezusem w intymnej zażyłości, aby przygotować nowe wyprawy, poczynić zapasy odwagi, miłości, dobra i pokoju. Wielkie myśli i wielkie idee zawsze rodzą się, wzrastają i owocują w ciszy i odosobnieniu. Bóg rzadziej przemawia w hałasie tego świata. Trzeba wyciszyć serce, by móc odebrać Jego natchnienia i usłyszeć Jego głos.

Odosobnienie, cisza, wsłuchiwanie się w natchnienia Boże zawsze sprzyjały ludziom wielkim, bohaterom i świętym. Od samotności i wyciszenia ucieka i boi się człowiek mały, leniwy, próżny. Obawia się ich, bo one, mocne ciszą, nie mają „względu na osobę ludzką” i mówią w widzeniu, na jawie i we śnie rzeczy wstrząsające i prawdziwe. I albo trzeba wsłuchiwać się w tę wymowną ciszę albo uciec w zgiełk tłumu, w hałas, ułudę zmysłów czy narkotyków. Człowiek niedobry albo wewnętrznie pusty czuje się dobrze w rozkrzyczanym tłumie, wśród zgiełku i hałasu zagłuszającego sumienie.

Pustelnia Carceri mówi nam dzisiaj, że jeśli nasze zajęcia, kontakty i praca zajmują nam wiele czasu, to dla utrzymania równowagi wewnętrznej i wewnętrznego pokoju potrzebne są nam także godziny milczenia i samotności. Nie chodzi o milczenie dla samego milczenia, ale o milczenie twórcze, w którym słuchamy pilnie głosu Chrystusa. W łączności z Bogiem w godzinach ciszy rodzą się w sercach wszelkie dobra duchowe. Owocem zaś tego modlitewnego wyciszenia są: radość, miłość, pokój, pomagające dźwigać wszelki ciężar dnia i upodlenia.

Tomasz Celano pisze: „I tak odrywając się (Franciszek) nieco od świeckiego hałasu i zajęć, usiłował w wewnętrznym człowieku utaić Jezusa Chrystusa… Właśnie wtedy pewien mąż z miasta Asyżu przypadł mu do serca…, a trwała z nim przyjaźń ośmieliła go… Często prowadził go na miejsca odległe i odpowiednie do narad, twierdząc, że znalazł drogi i wielki skarb… Blisko miasta była pewna grota, do której idąc, rozmyślali o skarbie. Mąż Boży… wchodził do tej groty, podczas gdy towarzysz oczekiwał na zewnątrz… Gdy wracał na zewnątrz do towarzysza, był zmęczony, iż wydawało się, jakby kim innym tam wszedł, a kim innym stamtąd wyszedł” (1 Cel 6).

Franciszek starając się poznać, na jakiej drodze i w jaki sposób mógłby doskonalej służyć Bogu zgodnie z Jego upodobaniem, poprosił s. Klarę i kapłana, brata Sylwestra, aby na modlitwie prosili Boga o odpowiedź na dręczące go swą wątpliwością pytanie, ponieważ pragnął, aby odpowiedź pochodziła rzeczywiście od Boga. Brat Sylwester „przebywał na górze wznoszącej się nad Asyżem, gdzie cały czas poświęcał się modlitwom” (dotyczy Carceri). „Czcigodny kapłan i dziewica oddana Bogu, dzięki nadprzyrodzonemu objawieniu, będącemu dziełem Ducha Świętego, w sposób przedziwny byli zgodni w tym, że jest wolą Bożą, aby herold Chrystusa wyruszył na głoszenie Słowa Bożego” (Życiorys Większy 12,2).

Pierwsze przesłanie, które przekazuje nam współczesnym Carceri, dotyczy ducha modlitwy doprowadzonego aż do szczytów kontemplacji. Biedaczyna „zawsze szukał miejsca samotnego, w którym mógłby zespolić ze swym Bogiem nie tylko ducha, ale i całe ciało. (…) A modląc się w lasach i w samotniach, gaje napełniał jękami, ziemię zraszał łzami, ręką bił się w piersi. Tam też, jak gdyby wpuszczony do ukrytego skarbca tajemnic, często gawędził głośno ze swoim Panem. Tam odpowiadał Mu jako sędziemu, błagał Go jako ojca, rozmawiał jak z przyjacielem, cieszył się jak z oblubieńcem. (…) Często modlił się wewnętrznie, bez poruszania wargami, a skierowując to, co zewnętrzne, do wnętrza, podnosił ducha ku niebu. Całą swoją intuicję i cały swój afekt stapiał w jedność, o jaką prosił Boga, do tego stopnia, że cały stał się nie tyle orantem (modlącym się), co samą modlitwą” (2 Cel 94-95).

Drugie przesłanie płynące z Carceri to ubóstwo wewnętrzne i zewnętrzne. Tutaj w Carceri Franciszek nieznany jeszcze w świecie, zdystansowany od wszystkich i wszystkiego i zatopiony w Bogu przeżywał ubóstwo wewnętrzne i uważał się za szczęśliwego. Tutaj też pracując własnymi rękoma, kwestował żebrząc i pościł, stąd w sposób heroiczny przeżywał ubóstwo zewnętrzne. Pustelnia Carceri jest do dziś świadectwem jednego i drugiego ubóstwa.

Trzecie przesłanie płynące z tego miejsca to braterstwo. Wspólnotę Carceri stanowiło trzech albo czterech braci tak jak to przepisał Franciszek w Regule dla braci żyjących w pustelni. Relacja między nimi zachodziła tak jaka między „matkami” i synami, a nie jak między „ojcami” i synami. Wokół tego braterstwa rozwijały się inne formy braterskiej wspólnoty: kościelna, wspólnota miłości wszystkich dzieci Bożych; kosmiczna, wspólnota miłości z wszystkimi stworzeniami.