Obraz autorstwa jcomp na Freepik
Kiedyś moja „profesorka” z Liceum dziwiła się, że w moim domu i paru innych uczniów jest Biblia, bo przecież posiadanie i jej czytanie to był według niej „protestancki zwyczaj”. Były to czasy, kiedy drukowany tom zawierający przekład Pisma Świętego był „towarem” nawet bardziej „deficytowym” niż inne dobra. Ale nawet wtedy, gdy w szkole państwowej nie było miejsca dla chrześcijaństwa, niektóre wątki i obrazy biblijne stały się jakby wszechobecnym echem. W tamtym czasie, jak i dziś; dla mniej lub bardziej „oświeconych”.
Ogromnie cieszy upowszechnienie Biblii i wiedzy o niej w bardzo różnych formach. Pismo Święte stało się książką, jak wszystkie inne. Stoi na półce, kładzie się je na biurku lub wkłada do podręcznego bagażu. W wielu krajach goście hotelowi znajdują w swoich pokojach Biblię. Lecz od takiego traktowania świętej księgi i uważania jej za coś wyjątkowego a przyjęciem jej jako normy życia prowadzi jeszcze długa droga.
Muzułmanie nazywają chrześcijan, podobnie jak Żydów, „ludem księgi”. Jednak posiadanie księgi życia to zobowiązujące zadanie. Słucha się i czyta natchnione słowa nie tylko po to, aby bardziej poznać prawdę, lecz by według niej postępować. Życie nie jest jednak odgrodzone od zrozumienia i wiary. Rozumiał to święty Franciszek, którego stosunek do Pisma Świętego jest tego bardzo wymownym przykładem. W słowie Bożym Biedaczyna z Asyżu szukał konkretnych rad dla własnego uświęcenia i pożytku założonej przez siebie wspólnoty. W ten sposób odkrył najlepszy sposób na zapewnienie swoim naśladowcom najpewniejszej drogi i przyszłości. Franciszek przyjął Ewangelię w pokornej kontemplacji, z zauroczeniem mistyka i z radykalizmem człowieka zakochanego w odwiecznej Prawdy. Jego biograf, br. Tomasz z Celano ujmuje to następująco: „[Franciszek] uczył się od Boga tej mądrości, która pochodzi z wysoka, i oświecał się blaskiem wiecznego światła… Jego czysty umysł, wolny od wszelkiego skażenia, przenikał skrytości tajemnic… Czytał Pismo Święte, a co raz zapadło mu w duszę, zapisywał niezmazalnie w sercu” (Żywot drugi 102). Dla każdego więc, studiowanie Pisma Świętego nie oznacza pomnażania własnej erudycji, ponieważ Ewangelia nie potrzebuje uczonych dysput, lecz naszej woli, by wcielić ją w życie. Takie nastawienie pozwala na bardzo osobiste zwrócenie się ku Pismu Świętemu, które ma przemówić przede wszystkim do konkretnej osoby.
Już naród wybrany powtarzał w modlitewnej pieśni: „Twoje słowo jest światłem na mojej ścieżce” (Ps 119,105). Ten werset psalmu, który przyjął lud Nowego Przymierza – Kościół, wyraża należyty stosunek do Pisma Świętego. Nie należy uważać Biblii za niezależny wytwór bosko – ludzki, przeznaczony do chłodnej, krytycznej analizy lub podziwiania z dystansu. Chodzi o coś niezwykle ważnego, rzeczywistość żywą i podstawową dla każdego człowieka. Tak należy traktować słowo życia. Zresztą doświadczenie uczy, że pewnych rzeczy trzeba się trzymać, gdyż są one niezbędne, jak kompas i drogowskazy.
Nie traćmy busoli i właściwego kierunku. Jest to możliwe, gdy znajdujące się w zasięgu ręki Pismo Święte nie jest nam obojętne. Jeden z Ojców Kościoła, którzy stanowią głos Tradycji mówił: „Nauczyliśmy się, że Pismo natchnione zostało napisane przez Ducha Świętego, lecz celem Pisma jest niesienie pożytku ludziom” (Grzegorz z Nyssy, Przeciwko Eunomiuszowi III,5). Wśród myślicieli chrześcijańskich dawnych epok panowało przekonanie, że Pismo Święte w tym samym stopniu, co wcielenie Syna Bożego, ma swój punkt odniesienia w człowieku, stanowiącym główny przedmiot Bożej troski i dobroci. Tak więc również Biblia została napisana „dla nas ludzi i dla naszego zbawienia”. Słowo Boże było postrzegane jako odczuwalny przejaw Boga w świecie. Należy się zastanowić, czy to nie samo Pismo mówi o sobie. Już w III wieku Orygenes stwierdził: „Droga, którą uważamy za odpowiednią dla zrozumienia Pisma i odnalezienia jego sensu, w moim przekonaniu jest tego rodzaju, że z samego Pisma czerpiemy naukę, jak o nim należy myśleć” (O zasadach 4,2,4).
Tradycja chrześcijańska minionych stuleci przekazała nam bezcenne dziedzictwo, a konkretnie sposób pojmowania Słowa Bożego. Trudno je ogarnąć w całości, a często można ulec wrażeniu, że nie sposób znaleźć klucza do skarbów przypadającym nam w udziale. Blask Biblii często zamiast oświecać – oślepia, chociaż wszystko zostało napisane ku naszemu pouczeniu (por. 1 Kor 14,3). Jest wiele okazji, aby przypomnieć sobie o skarbach zawartych w Biblii. Jeśli o nich zapomnimy wtedy trzeba się lękać o siebie. Zwalniamy siebie z obowiązku poznawania Boga, popadając w pesymizm i czarno patrząc na świat. Tym mogą zarazić się wszyscy: duchowni i świeccy, starsi i młodsi.