Jaki byłby świat bez ptaków, zwierząt, roślin, kwiatów, bez ćwierkania wróbelków, szczekania psów, bzykania owadów? Byłby bardzo ubogi. Człowiekowi nie wystarcza życie obok świata zwierzęcego i ptaszęcego. On pragnie mieć te stworzenia pod własnym dachem, chce się z nimi dzielić własnym pożywieniem, chce im użyczyć ciepła, kiedy za oknem wielki mróz, chłodno, kiedy na dworze skwarno. Ludzie mieszkający na wsi lub w małych miastach mają o wiele bardziej bezpośredni kontakt ze zwierzętami i ptakami niż mieszkańcy dużych miast. Mimo kłopotów, które pies, kot lub ptak z nami dzieli, rośnie ich rola w naszej egzystencji. Trzymamy przy sobie z pewnego rodzaju potrzeby naszej duszy.
Historia i legenda, sztuka i poezja skomponowały wokół św. Franciszka z Asyżu ożywioną ruchomą aureolę zwierząt i roślin, czyniąc z niego jakby nowego Adama w sprofanowanym nieco Edenie, czyli na ziemi. I we wszelkiego rodzaju ptactwie upatrywały stworzenia najbardziej mu bliskie. Więź Biedaczyny ze światem flory i fauny zawiera coś ze święta, wolności, ucztowania i trwałej przyjaźni. Nieważne czy te epizody, w których ptactwo występuje jako partner rozmowy z Asyżaninem, są zgodne z prawdą historyczną. Wartościowe jest już to, że w tych historycznych lub legendarnych relacjach czytelnik wyczuwa sekret Franciszkowego czaru, siłę jego fantazji, umiejętność bycia bratem wszystkich stworzeń. „Pomyśl, jaką radość ducha przyniosło mu piękno kwiatów, kiedy oglądał ich urocze kształty i odczuwał ich słodki zapach! Zaraz zwracał się do rozważania piękna tego kwiatu, który pełen blasku wiosenną porą wyszedł z korzenia Jessego i swoją wonią wskrzesił niezliczoną ilość pomarłych. Gdy napotykał dużo kwiatów, przemawiał do nich i zapraszał je do chwalby Pańskiej, tak jakby miały rozum. Podobnie, z najczystszą szczerością, zachęcał do miłości i do radosnej służby Bożej zasiane zboże i winnice, kamienie i lasy, i całe piękno pól, źródła wód i zielone ogrody, a także ziemię i ogień, powietrze i wiatr. Wreszcie wszystkie stworzenia nazywał braćmi i w ten sposób uwznioślony nie doświadczony przez innych, wzrokiem serca rozpatrywał głębokie tajemnice stworzeń, tak jak ten, co już wszedł do wolności chwały dzieci Bożych” (1 Cel 81).
Niektórzy biografowie podkreślają, że stworzenia odwdzięczały się za jego dobroć, jakby radowały się jego pieszczotami, jakby zgłaszały gotowość wypełnienia jego poleceń i pragnień. Miłość biedaczyny do stworzeń uzewnętrzniała się nade wszystko w serdecznym zbliżeniu się do nich, w szczerym podziwie, w konkretnym zainteresowaniu się, w solidarnym uczestnictwie i w niemal matczynej opiece, a więc w postawach, które kategorycznie wykluczały jakąkolwiek formę dominacji, kalkulacji, egoizmu lub wyzysku. W rezultacie na widok Asyżanina zwierzęta i ptaki nie odczuwały instynktownego lęku, nie sposobiły się do samoobrony lub ucieczki. Stąd też nieprzerwana sekwencja ujmujących epizodów, które miały miejsce w jego wędrówce ziemskiej.
Słynne kazanie do ptaków w pobliżu Bevagna starannie odnotowali wszyscy biografowie, bezgranicznie zdumieni osobliwością cudu. Ptaki zamiast uciekać na widok Biedaczyny, jak to czynią wobec kogoś obcego, lub usunąć się z drogi w chwili, gdy on chodząc wśród nich, dotykał ich swoim habitem, jednoznacznie cieszyły się jego obecnością. Potem uważnie, ze czcią i jednomyślnością przyjęły jego wezwanie do wysławiania Tego, który je tak uprzywilejował, że zwolnił od wszelkich trosk, a przeznaczył wyłącznie do fruwania na wolności, w czystym powietrzu, w sprzyjającym klimacie, pod lazurowym niebem, w promiennym słońcu, oraz do wznoszenia treli i świergotów na chwałę Boga i ku radości śmiertelników. Kazanie do ptaków to najsłynniejszy obraz całego cyklu Giotta. Artysta bardzo konkretny, realista, pozbawiony sentymentalizmu, w przenoszeniu na obraz sceny kazania do ptaków niespodziewanie wzrusza się i powodowany tym wzruszeniem nadaje swojemu dziełu liryczną wymowę.
„W drodze do Bevagna, przybył (Franciszek) do pewnego miejsca, gdzie była wielka ilość różnego rodzaju ptaków. Gdy Święty Boży zobaczył je, szybko podbiegł na to miejsce i pozdrowił je tak, jakby były istotami rozumnymi. Gdy wszystkie zwróciły się w jego stronę i wpatrywały w niego, a także te, które siedziały na drzewach pochyliły ku niemu główki, gdy coraz bardziej zbliżał się do nich, to one w niezwykły sposób skupiły na nim swoją uwagę. Kiedy doszedł do nich i upominał wszystkie troskliwie, aby słuchały Słowa Bożego, tak przemówił: «Bracia moi, ptaszki, powinniście bardzo chwalić waszego Stworzyciela, który odział was piórami i dał wam skrzydła, abyście mogły latać, stworzył czyste powietrze i żywi was bez waszej pracy». I gdy dalej do nich przemawiał, ptaki zachowując się dziwnie, zaczęły wyciągać szyje, rozkładać skrzydła, otwierać dzioby, patrząc na niego uważnie. On zaś w dziwnym zapale ducha, chodząc wśród nich, potrącał je tuniką, a one jednak nie ruszyły się z miejsca, dopóki nie zrobił nad nimi znaku Krzyża i nie pozwolił im odlecieć, otrzymawszy zaś błogosławieństwo Bożego męża, wszystkie razem odfrunęły. Wszystko to oglądali towarzysze, oczekujący na drodze. Powróciwszy do nich, mąż pełen prostoty i czystości, zaczął się obwiniać, że z powodu niedbalstwa aż do tej pory nie wygłaszał do nich kazań” (ŻW XII,3).
Biedaczyna, oskarżając się o zaniedbanie dotychczas takich form kontaktu ze stworzeniami, „od owego dnia pilnie zachęcał wszystkie istoty latające, wszystkie zwierzęta i wszystkie pełzaki, a także stworzenia, które nie mają czucia, do chwały i miłości Stworzyciela, a to dlatego, że codziennie wezwawszy imienia Zbawiciela, z własnego doświadczenia poznawał ich posłuszeństwo” (1 Cel 58). Jednak Asyżanin doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że rześkie i żywe ptaszki są bardziej zainteresowane pożywieniem niż kazaniami. Jakże był szczęśliwy w takiej chwili! Brat Tomasz z Celano, mówiąc o parce rudzików, goszczących stale u Biedaczyny, obszernie się rozwodzi, jak te ptaszki, po codziennej przekąsce, przy stole Franciszka, unosiły okruchy dla swoich piskląt i specjalnie dawał im ziarno, a gdy pisklęta osiągnęły wystarczającą autonomię lotu, przyprowadziły je do niego jakby z wdzięczności za szczodrobliwość. „Pisklęta przywykły do braci, gnieździły się w ich rękawach i zachowywały się nie jak goście, ale jak domownicy. Unikały widoku ludzi świeckich, a lgnęły do braci. Święty obserwował to i zdumiewał się, a braci zachęcał do radości. Mówił: «Patrzcie, co nasi bracia rudziki zrobili, jakby obdarzeni rozumem. Powiedzieli bowiem: Bracia, oto przedstawiamy wam nasze potomstwo, wykarmione waszymi okruszynami. Dysponujcie nimi według woli, a my przenosimy się do innych larów»” (2 Cel 47).
Jest rzeczą znaną, że Biedaczyna rozważał projekt spotkania z cesarzem, by nakłonić go, z okazji Bożego Narodzenia, do ogłoszenia dekretu, który by zobowiązywał ludzi zamożnych do hojniejszych ofiar na rzecz ubogich, a zarządców zasobami zboża do rozsypywania ziarna ptaszkom, by także i one mogły uczestniczyć we wspólnej radości, i właścicieli trzody chlewnej do przeznaczenia podwójnej porcji paszy dla osłów i wołów, których pobratymcy otaczali żłóbek Dzieciątka Jezus w Betlejem (zob. ZA 14). Wreszcie ileż interwencji podjął w interesie swoich ukochanych „braci” i „sióstr”, by zabezpieczyć im pożywienie, przywrócić wolność lub uchronić przed tragicznym przeznaczeniem! Nie dyskryminował przy tym żadnej istoty, nawet tak odrażającej jak glista. Pamiętając o tym, co psalmista mówił o Mesjaszu: „Ja jestem robak, a nie człowiek” (Ps 22,7), „wielką miłością” otaczał również dżdżownice. Gdy przypadkowo napotkał je na drodze, zbierał i przenosił na inne miejsce, w którym mogłyby pełzać bez narażania swojego życia na niebezpieczeństwo (zob. 1. Cel 80). Skąd u Asyżanina ta „wielka miłość” do tych drobnych stworzeń, powszechnie uznawanych za nędzne i odrażające? Według badaczy franciszkańskich Biedaczyna spotykał się z Chrystusem ukrzyżowanym także i w cierpieniach zwierząt oraz w istotach zniekształconych i szpetnych. Dzięki temu potrafił uczestniczyć w cierpieniach Zbawiciela, który w swoim sercu nosił cierpienie świata.
Podobnie i pszczoły, wzbudzające podziw „technika” przy zbieraniu i gromadzeniu surowców pokarmowych, subtelnością instynktu i zdolnością orientacji, były przedmiotem troski Franciszka. Dostrzegał w nich blask geniusza Bożego. Wydawał zatem polecenia, by w zimie dostarczano im miodu lub najlepszego wina, ubezpieczając je przed śmiercią z zimna lub głodu (2 Cel 165). Szczególnym jednak uczuciem płonął Święty z Asyżu do skowronków, gdyż dostrzegał w nich coś z idealnego zakonnika. „W sobotę wieczorem po nieszporach, przed zapadnięciem tej nocy, której błogosławiony Franciszek. (…) O skowronku zwykł tak mawiać. – Brat skowronek ma taki kaptur jak zakonnicy. Jest również ptaszkiem pokornym, który chętnie lata po drodze, aby znaleźć sobie jakieś ziarenko, a chociaż je znajdzie w nawozie zwierzęcym to wydziobuje je i zjada. Fruwając chwali Pana, jak dobrzy zakonnicy nie przywiązujący się do wartości ziemskich. Ich bowiem obcowanie jest w niebie. Oprócz tego jego odzienia, a mianowicie jego piórka są podobne do ziemi i dające przykład zakonnikowi, że nie powinien ubierać się szaty barwne i miękkie, ale szare na podobieństwo ziemi. Właśnie dlatego, że błogosławiony Franciszek widział te wartości w braciach skowronkach, to je bardzo lubił i chętnie je oglądał” (ZA 14).
Czułości Franciszkowego serca doświadczyli także niemi mieszkańcy wód otwartych i stojących (1 Cel 61). wzrusza do żywego epizod z zajączkiem, który został schwytany w sidła w pobliżu pustelni w Greccio. „Święty mąż, ujrzawszy go, wzruszył się litością: «bracie zajączku, chodź do mnie. Dlaczego dałeś się pochwycić?» Puszczony przez brata, który go trzymał, zaraz uciekł do Świętego i przez nikogo nie przymuszony umieścił się na jego kolanach, jak na najbardziej bezpiecznym miejscu. Kiedy tam nieco odpoczął, święty Mąż, głaszcząc go z matczyną czułością, puścił go, by wolny wrócił do gaju On jednak wiele razy zestawiany na ziemię, z powrotem uciekał na kolana Świętego, który wobec tego polecił braciom odnieść go do pobliskiego lasu” (1 Cel 60). W hagiografii chrześcijańskiej Franciszkowe rozrzewnienie na widok owieczek i baranków jest wyjątkowe. Te wełniste zwierzęta wprowadzały go w ewangeliczny świat Jezusa, przypominały Jego pokorę i łagodność, a nade wszystko zawierały alegoryczne podobieństwo do Baranka Bożego. Pewnego dnia na drodze do Osimo natknął się na stado kóz i kozłów, wśród nich byłą jedna owca spokojnie skubiąca trawę. Na jej widok Święty spontanicznie pomyślał o pokornym i cichym Jezusie w otoczeniu swoich rodaków, ludzi często obłudnych, nieufnych, więcej – otwarcie wrogich i agresywnych. Dzięki jałmużnie pewnego kupca, który akurat tamtędy przejeżdżał, wykupił owcę, by ustrzec ją przed ewentualnymi prześladowaniami ze strony kozłów. Następnie powierzył ją mniszkom w klasztorze Św. Seweryna, które z jej wełny utkały mu tunikę (zob. 1 Cel 77-78). Innym razem wykupił dwa barani przeznaczone na rzeź. Ich beczenie tak go rozczuliły, że zaczął je głaskać, jak to czyni matka wobec płaczącego syna, i przekonywać niemiłosiernego właściciela, by oddał mu te biedne stworzenia w zamian za nowy płaszcz. Ów chętnie przystał na taką transakcję, gdyż płaszcz przewyższał wartością kupiecką jego żywy towar. Wówczas Biedaczyna za radą swojego towarzysza powierzył baranki temu samemu mężczyźnie, nakazując mu, by ich nigdy nie sprzedawał, nic im złego nie czynił, ale karmił je i dbał o nie z miłością (zob. 1 Cel 79).
Asyżanin uznawał się za oddanego i wiernego przyjaciela stworzeń nierozumnych. „W innym czasie, idąc z pewnym bratem przez bagna weneckie, spotkał wielką gromadę ptaków siedzących i śpiewających w zaroślach. Zobaczywszy je, powiedział do socjusza: «Bracie, ptaki chwalą swego Stwórcę, a wiec i my wszedłszy pomiędzy nich, odśpiewajmy Panu uwielbienia i godziny kanoniczne». Gdy weszli w środek nich, ptaki nie poruszyły się z miejsca, a ponieważ z powodu ich krzyku nie mogli się nawzajem słyszeć przy odmawianiu godzinek, święty mąż zwrócił się do ptaków: «Bracia ptaki, przestańcie śpiewać, aż do czasu, gdy my skończymy oddawanie Panu należnej chwały». I one natychmiast zamilkły, tak długo trwając w milczeniu, dopóki po wolnym odmówieniu godzinek i oddaniu chwały Panu, mąż Boży nie pozwolił im znowu śpiewać. Otrzymawszy zaś od Bożego męża pozwolenie, natychmiast zaczęły znowu po swojemu śpiewać” (ŻW VIII,9). „Gdy (Franciszek) leżał chory w Sienie, jakiś szlachcic przysłał mu dopiero co schwytanego żywego bażanta. Ten natychmiast, gdy tylko usłyszał i zobaczył świętego męża, tak się przywiązał do niego, że w żaden sposób nie dał się od niego odłączyć. Wynoszony bowiem wiele razy poza obręb mieszkania braci do winnicy, aby mógł odejść, a gdy chciał, natychmiast z pośpiechem wracał do Ojca, jakby przez niego od dawna był tego nauczony. W końcu został podarowany jednemu człowiekowi, który z pobożności zwykł był często odwiedzać sługę Bożego. Bażant… wcale nie chciał nic jeść. Przyniesiony jednak z powrotem do sługi Bożego, gdy go tyko spostrzegł natychmiast zaczął chciwie jeść, swoim zachowaniem ukazując radość. – Gdy przybył do pustelni na Alwernii, aby tam odprawić czterdziestodniowy post na cześć świętego Michała Archanioła, różnego rodzaju ptaki latając wokół jego celki, śpiewem i oznakami radości jak gdyby cieszyły się z jego przybycia, wydawały się zapraszać i nakłaniać pobożnego Ojca, aby tam zamieszkał. Zobaczywszy to, powiedział do towarzysza: «Sądzę, bracie, że jest wolą Bożą, abyśmy się tutaj dłużej zatrzymali. Wydaje się, że ptasia brać znajduje pociechę w naszej obecności tutaj». I zatrzymali się w tym miejscu, a gnieżdżący się tam sokół związał się z nim wielkim przymierzem przyjaźni. W nocnej bowiem porze, kiedy święty Mąż zwykł był wstawać, aby się modlić, sokół uprzedzał go swoim śpiewem i hałasem. Było to bardzo przyjemne dla sługi Bożego, gdyż tak wielka troskliwość, jaką go sokół otaczał, pomagała mu odrzucić od siebie precz wszelką gnuśność lenistwa. Gdy zaś sługa Chrystusowy bardziej niż zwykle rozchorował się, sokół okazywał się łaskawy i nie oznajmiał czuwań w stosownym czasie. Natychmiast, gdy zbliżał się ranek, jakby pouczony przez Boga, lekko uderzał w dzwonek swego głosu. Wydaje się, że na pewno był to Boży znak tak w radości różnego rodzaju ptaków jak i w śpiewie sokoła, że prawdziwy wielbiciel i czciciel Boga uniesiony na skrzydłach kontemplacji będzie w swoim czasie przemieniony tym ukazaniem się Serafina” (ŻW VIII,10).
Dzięki interwencji Asyżanina wolność, a może i życie odzyskały pewne turkawki. Podczas pobytu w Sienie spotkał chłopca, który udawał się na rynek z tymi ptakami. Biedaczyna, widząc w nich biblijny symbol czystych i pokornych dusz, zaapelował do wrodzonej hojności młodzieńczego serca. Chłopiec bez cienia żalu ofiarował turkawki Franciszkowi, a ten swojemu ofiarodawcy przepowiedział, że wstąpi do zakonu i będzie wiernie służył Jezusowi. Turkawkom natomiast pobudował gniazda, gdzie spokojnie się rozmnażały i „okazywały wdzięczność swojemu dobroczyńcy, i nie odlatywały nigdy, póki im Franciszek błogosławieństwem odlecieć nie pozwolił” (Kwiatki, XXII).
Wizja Franciszka powszechnego braterstwa między wszystkimi stworzeniami, z którymi serdecznie rozmawiał i chwalił z nimi najwyższego, wszechmogącego i dobrego Boa, jest realistyczna i wciąż aktualna. Biedaczyna jest bowiem jednym z nielicznych, którzy najlepiej uchwycili orędzie stworzenia i stworzeń, odczytali ich mistyczną symbolikę, odebrali i przekazali ich mowę, głosili i bronili ich praw. Nic więc dziwnego, że 29 listopada 1979 r. papież Jana Paweł II ogłosił św. Franciszka niebieskim patronem ekologii. Jako chrześcijanie i franciszkanie powinniśmy dążyć do pokonywania zła dobrem i ocalania dobra przed złem, a dobrem jest także przyroda, którą winniśmy ocalić dla tych, co przyjdą. Ocalić zdrowe powietrze, dziki las, czystą wodę, zwierzęta i ptaki, czyli całe stworzenie. W Księdze Rodzaju czytamy: „Na końcu rzekł Bóg: «Uczyńmy człowieka na nasz obraz, podobnego Nam, by panował nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad całą ziemią i nad wszelkim płazem pełzającym po ziemi»” (1,26). Jeśli więc Bóg powołał człowieka do panowania nad przyrodą, nad stworzeniami nierozumnymi, znaczy to, że oczekuje od nas i chce, byśmy naśladowali Jego własne panowanie. On jest Królem stworzenia.
Franciszek „odezwał się do ptasząt, mówiąc: «Siostry moje, jaskółki, już czas, żebym i ja mówił, ponieważ wyście już dość mówiły. Słuchajcie słowa Bożego, i bądźcie cicho i spokojnie, aż skończę przepowiadanie». A ptaszęta, ku zdumieniu i podziwowi wszystkich obecnych, natychmiast zamilkły, i nie ruszały się z tego miejsca, aż skończył kazanie” (1 Cel 59).