Obraz autorstwa master1305 na Freepik

Zdanie to czule pieści nasze wrodzone – a jakże – poczucie sprawiedliwości. Co jak co, ale sprawiedliwi jesteśmy na pewno. „Należało mu się”; „Ma za swoje”; „Sam sobie winien”. Wszystkie te wypowiedzi sławią sprawiedliwość, która – rzadkie to, niestety w tym świecie, gdzie draństwo rządzi, łajdactwo zaś popłaca – w końcu jednak może święcić tryumfy. Taki Bóg, który postępuje z Kubą w oparciu o zasadę „vice versa” plus ewentualne procenty, budzi nasz strach, jest jednak mimo wszystko jakoś możliwy do pojęcia. Jest przewidywalny, taki „nasz”. Gdyby Bóg Franciszka był taki, nie modliłby się Patriarcha Ubogich z radośnie uniżonym zachwytem: „Kim Ty Jesteś, Panie, a kim ja?”. Taki Bóg nie musiałby rozjaśniać ciemności serca, bo żadnych ciemności by tu nie było. Przeciwnie: sytuacja byłaby czysta krystalicznie i klarowna: zasłużył, to ma za swoje. Amen. A posłannictwem, które wielu by zapewne skwapliwie podjęło, byłoby dokładne wykazywanie zależności przyczynowo-skutkowej w sytuacji każdego cierpienia i życiowego niepowodzenia. Czy byłoby to posłannictwo „święte i prawdziwe” – można by podyskutować. Jedno wszak pewne, że pozostające w zasięgu wszystkich,  również tych, których cnoty Boskie niekoniecznie są zawsze prawdziwe, niezachwiane i doskonałe. Natomiast wskazany byłby wysoki poziom poczucia sprawiedliwości i oburzenia na złoczyńców, wrednie się panoszących. Gdyby Bóg zaiste postępował, jak sugeruje przysłowie z Kubą w tle, nie byłoby Franciszka. Nas zresztą też nie. Zamiast Franciszka pozostałby naiwny średniowieczny hipis, który dostał od życia po kulach i resztę życia spędza na trwonieniu do spółki z bratem ojcowskiego majątku, obrażony na cały świat, który się na nim nie poznał, ze szczególnym uwzględnieniem Pana Boga. 

Tymczasem zaś nawrócenie Franciszka na tym zapewne polegało, że Bóg Najwyższy i Chwalebny w ten sposób rozjaśnił ciemności serca Franciszka, w którym to sercu wiele zapewne było żalu i złości na Boga i ludzi (na Perugian, że go śmieli trzymać w lochu, jak złoczyńcę jakowegoś; na tatę, że nie dość szybko wyłuskał kasę na jego uwolnienie; na kolegów, że go odstąpili, kpiąc z jego rycerskich przewag…; prawdziwie mądry był Brennus, wódz Galów, mówiąc do pokonanych Rzymian: „Biada zwyciężonym…”), owo rozjaśnienie ciemności Franciszkowego serca na tym więc polegało, że pojął Franciszek, że Bóg „nie postępuje z nami według naszych grzechów, ani według win naszych nam nie odpłaca”. Stąd też pewnie ten zachwyt Franciszka nad Bogiem; zachwyt który miał go już nigdy nie opuścić. Po latach dyktując Testament, powie słowa tak proste, które jednak wielkością znaczenia śmiało można porównać z Kopernikową księgą „O obrotach ciał niebieskich”: „Pan okazał mi miłosierdzie i czyniłem pokutę”. Będzie Franciszek mówił o pokucie, będzie wołał o zmianę życia, ale bez nerwicowej paniki przed nieuchronnymi okropnościami, jakie dopuści okrutny i trudny do przebłagania Bóg. Będzie raczej Franciszek pokazywał ludzką niewdzięczność, jaką jest każdy grzech. Nie będzie straszył. Raczej tłumaczył. Mówił do głowy (sam nie był głupcem a i słuchaczy swoich za kpów nie trzymał, czym się wielce różnił od mnóstwa ówczesnych ludzi Kościoła, a i zgoła tych, dziś występujących na ambonach…) a jednocześnie do serca, gdzie najłatwiej można się spotkać z drugim człowiekiem. Mieszkańcom Gubbio, trapionym przez wilka, czy obywatelom Arezzo, gdzie bardzo się demony rozdokazywały – nie ciśnie w twarz: „Samiście sobie winni!”. To jest zawsze najprostsze. To, co kto złego zrobił, przeważnie widać. Żadna sztuka wystawić paluch i powiedzieć: „Piłeś, kradłeś, cudzołożyłeś”. Może dlatego nie zawsze jest łatwo odróżnić prostotę od prostactwa. Miłość Boga jest zawsze twórcza, dlatego Franciszek pokaże zawsze drogę wyjścia z grzechu, zaproponuje zawsze jakieś twórcze rozwiązanie. 

Historycy i znawcy duchowości wiodą spór, czy faktycznie istniała owa bestia potworna, wilkiem z Gubbio zwana, czy też wilkiem zwano srogiego raubrittera, czyli rycerza-rozbójnika. Tymczasem sedno opowieści z wilkiem w tle takie jest chyba, że zło jest pokonywalne, że da się coś zrobić, zawsze. Nawet gdyby ściągnął sobie człowiek na siebie oraz innych zło tak niewyobrażalnie wielkie, jak wilk-ludojad. Że nawet zagrożenie taką bestią nie byłoby takie, że tylko ręce rozłożyć (rozdzieranie szat jest już trochę passé) i powiedzieć: „Jak Kuba Bogu…”. Nie. Również wtedy coś da się zrobić. Ale nie każdemu uda się ta sztuka. Tego, że w ogóle można by przynajmniej spróbować jakoś zaradzić złu, nie zauważy sokole oko, wytrenowane w tropieniu zależności przyczynowo-skutkowej, dla chwały Boga, ma się rozumieć. 

Tak sobie myślę, że przysłowie opisujące domniemane postępowanie Pana Boga wobec Kuby ukuli ludzie leniwi, aby tę swoją brzydką wadę usankcjonować, powołując się przy tym na autorytet Boski. Dowód to nieodparty, że przewrotność ludzka – jest po miłosierdziu Bożym, linii prostej oraz głupocie – czwartą rzeczywistością nieskończoną. 

Bo miłosierdzie Boże (ale i ludzkie przebaczenie też) darmo otrzymane, trzeba jednak pracą swą potwierdzić, by „owoc godny nawrócenia” wydało. Można ucałować trędowatego, popracować trochę przy kościele św. Damiana, albo ułożyć Regułę nowego „braterstwa”. Otrzymawszy Boże miłosierdzie, trzeba potem pracować. Powie o tym sam Zbawiciel, ostrzegając człowieka który był 30 lat sparaliżowany: „Oto wyzdrowiałeś. Uważaj teraz, aby cię co gorszego nie spotkało”. Trzeba pracować i to może przede wszystkim głową. Żeby daru miłosierdzia nie unicestwiać niemądrym mówieniem i czynieniem. Trudził się bowiem Franciszek, by ludziom bardziej niż dziś skorym do przyjęcia bez buntu twierdzenia o Boskiej karze ukazać Pana Boga jako Kogoś, Kto inaczej niż ludzie myśli i działa. Mówił Franciszek i pisał, że Bóg miast karać, daje łaskę, łaskę że się może pracować, że można czynić miłosierdzie trędowatym i ułożyć sposób postępowania, który Ojciec św. potwierdzi… Pan daje też braci, daje brata ogień i siostrę wodę i siostrę śmierć cielesną też daje. Oby i nam dał zrozumienie, oby i nam stało się poznanie, że nie tak postępuje Bóg z nami, jak my wobec Niego. On bowiem nad wszystkim ma litość, wszystko bowiem w Jego mocy. On oczy zamyka na grzechy ludzi, On kocha ludzi i życie. Kocha również nas, niemądrych, naiwnych leniwców, gadających o tym, jak to Pan Bóg z Kubą postępuje, a jakże by wobec nas musiał postąpić i to nie raz, gdyby prawdą było owo niemądre porzekadło?