„Przebywał na pustyni 40 dni, kuszony przez szatana”. Do czego właściwie szatan kusi Jezusa? Chyba nie do grzechu, choćby najcięższego. Czego chce szatan? Pragnie, aby nie dokonało się dzieło Odkupienia człowieka. To ważny wymiar pokusy: zwłaszcza wierzący i praktykujący są kuszeni do niepodejmowania jakiegoś dobra pod pretekstem wątpliwego sukcesu względów racjonalnych. Ilość powodów, by nie czynić dobra, jest daleko dłuższa od spisu argumentów za odstąpieniem od złego czynu. Pokusa, by nie czynić doba jest daleko groźniejsza od zachęty do zła. Im większą przestrzeń zajmuje dobro, tym mniej ma do powiedzenia zło. Prosty dowód: najczęściej wystarcza zdecydowanie wyartykułowany protest świadków jakiejś sytuacji, aby ktoś przestał zachowywać się niewłaściwie. Tego skutku nie odniesie jednak protest jednego człowieka. Raczej będzie można oczekiwać kłótni. Wracałem kiedyś pociągiem. Siedziałem w wagonie barowym. Podchmielony pan rozmawiał ze swoją żoną, gęsto okraszając małżeński dialog wulgaryzmami. Jedna z pań zwróciła mu ostro uwagę na obecność w „Warsie” dzieci. Jej protest wsparli inni pasażerowie i jegomość na rauszu się uciszył. Gdyby jednak wulgarnie zachowywało by się jeszcze dwóch innych podróżnych, pewnie nie byłoby innej rady niż wezwanie odpowiednich służb. Konserwatywny polityk angielski, Edmund Burke zauważył: Dla tryumfu zła potrzeba tylko, żeby przyzwoici ludzie nic nie robili”. Właśnie owo „nicnierobienie” jest istotą szatańskiej pustynnej pokusy. Jezus nie jest kuszony do buntu wobec Ojca. Taka pokusa byłaby absurdalna. Jest kuszony do niepodejmowania żadnego działania na rzecz człowieka. Diabeł niejeden raz powie nam: „Dosyć się już napracowałeś; niech teraz wykażą się inni”. Diabeł zauważa, że coś nie wchodzi w zakres naszych obowiązków: zawodowych ani jakichkolwiek innych. Czy też powie wprost: „Nie musisz tego robić”. Nasze nawrócenie zawiera, owszem, niemałą część walki z wadami i grzechem. Może jednak bardziej jeszcze trzeba nam się nawrócić z pomijania okazji do dobra, często pod naciąganym pretekstem, z byle jakiego powodu, czy ze zwykłego lenistwa. Kapitalnie tragiczne skutki uległości pokusie do nieczynienia dobra odsłania napisany w 1942r. w obozie koncentracyjnym w Dachau wiersz Niemieckiego pastora Martina Niemöllera: „Kiedy przyszli po Żydów, nie protestowałem. Nie byłem przecież Żydem. Kiedy przyszli po Żydów, nie protestowałem nie byłem przecież komunistą. Kiedy przyszli po socjaldemokratów, nie protestowałem. Nie byłem przecież socjaldemokratą. Kiedy przyszli po związkowców, nie protestowałem. Nie byłem przecież związkowcem. Kiedy przyszli po mnie, nikt nie protestował. Nikogo już nie było”. Nie wolno mi uchylić się od tego, co mogę uczynić. Próżnia w naturze nie istnieje. Jeżeli serce człowieka nie będzie wypełnione dobrem, szybko zaczną się propozycje zła. Może właśnie wysiłek wkładany przeze mnie w czynienie dobra, jest za łaską Bożą najlepszą obroną przed pokusa do złego.