„Sam sobie poradzę. Nie potrzebuję twojej pomocy. Lepiej polegać tylko na sobie”. Dzisiaj dość często spotyka się człowieka afiszującego się samowystarczalnością. Z przyjściem choroby natomiast, czy też jakiejś gorszej chwili życia samowystarczalność przestaje królować. Człowiek potrzebuje człowieka. Uznaje to ten, który nie stanie na nogach o własnych siłach, nie napije się wody, jeżeli ktoś mu jej nie poda, nie pozbiera się po trudach życia, jeżeli ktoś nie będzie wsparciem.

Adwent choć jest radosnym czasem oczekiwania, nie zawsze będzie okresem łatwym do przeżywania. Skoro oczekiwanie związane jest z przyjściem Wyzwoliciela, które ma być powodem wielkiego świętowania na całym świecie, że już o „przedświątecznej gorączce” nie wspomnę, to rodzi się pytanie o niewolę. Czy jestem w jakiejś niewoli? Czy coś jest nie tak ze mną, że muszę po raz kolejny celebrować oczekiwanie i uznawać potrzebę ratunku, Bożej interwencji na ziemi? Może właśnie pragnienie samowystarczalności człowieka XXI wieku blokuje przed uznaniem potrzeby kogoś?

Są ludzie, którzy nie potrafią być samokrytyczni, nie potrafią stanąć przed sobą samym w prawdzie. Z uśmiechem można zauważyć, że są ludzie, którzy nie posprzątają swojego mieszkania, jak im się nie powie, że mieszkają w bałaganie i nie umyją się, jak im się nie powie, że nieprzyjemnie pachną. A tacy ludzie czasami jeszcze będą się bronić, że przecież to nie prawda, że wszystko jest w porządku… alkoholicy mają właśnie taki syndrom obronny. Kiedy powie się im, że mają problem z alkoholem, niemal zawsze w pierwszej chwili będą zaprzeczać. W życiu duchowym człowiek też nie potrafi być samowystarczalnym. Są ludzie obrośnięci grubą skorupą, która uniemożliwia im zauważyć tego, że coś w ich życiu jest nie tak i nie mają z czego się spowiadać. Przyjdą natomiast do spowiedzi ci, którzy spowiadali się dwa tygodnie temu, może nawet tydzień temu i będą się spowiadać i spowiadać, bo widzą wiele, bo żadna gruba skorupa ich nie więzi. Czy nie jest właśnie tak, że będąc coraz bliżej Jezusa, coraz wyraźniej w blasku Jego światła widać?

Człowiek, który oswoił się ze swoim grzechem tak bardzo, że go nie widzi i nie uznaje, potrzebuje pomocy. Człowiek, który uznaje swoją samowystarczalność nie będzie cieszył się w pełni z Bożego Narodzenia, a Adwentu do końca nie zrozumie. W tej materii ważną rolę na drodze oczekiwania odgrywa Jan Chrzciciel. Wciąż aktualne są słowa, które wyjmuje z Księgi Proroka Izajasza i woła: „Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego” (Łk 3, 4). Chrzest nawrócenia głoszony przez Jana jest wezwaniem do rozpoznania swojego grzechu. Zanurzenie w wodzie Jordanu jest aktem pokory, który uświadamia człowiekowi jego bezsilność i każe wołać o zbawienie Boże.

„O co chodzi, Janie Chrzcicielu? Czego ty ode mnie chcesz? Ja sobie w życiu świetnie radzę. Poukładam sobie wszystko po swojemu i będzie w porządku”. A Jan Chrzciciel chce nam powiedzieć, że nie jesteśmy w stanie prawdziwie otworzyć się na Boga, jeżeli nosimy w sobie chęć zatajenia czegoś, zagłuszenia, rozmycia, usprawiedliwienia się wobec Boga. Przecież niejeden świat zbudowany przez człowieka runął. Różne życiowe gierki, pozory, układy tworzą świat, który staje się przeciwieństwem do królestwa Bożego, czyli królestwa Prawdy, Pokoju, Miłości… Niejeden ludzki świat, choć wydawał się w kolosem pozostawił po sobie tragedię i poczucie bezsensu. I nie trzeba tutaj myśleć o wielkich ideologiach z historii świata. Sam człowiek potrafi w sobie zbudować swój świat, którego fundamentem są nałogi, egoizm i pycha prowadząca do poczucia owej samowystarczalności, która nie wystarczy.

Tak jak do Jana Chrzciciela słowo Boże zostało skierowane na pustyni (por. Łk 3, 2), tak na pustyni słowo Boże znajduje każdego człowieka. Nie trzeba daleko uciekać, by szukać pustyni. Rodzina, dom, miejsce pracy, uczelnia, szkoła, spotkania z drugim człowiekiem, chwile spędzone w samotności to są wszystko miejsca, które mogą stać się adwentową pustynią, gdzie słowo Boże znajdzie człowieka i to pomimo jego grzechu i upadku. W pierwszym czytaniu pada orędzie w kontekście klęski Izraela i jego uprowadzenia do Babilonu. Nie widać jeszcze żadnej perspektywy wyzwolenia, a prorok już każe odrzucić smutek i się cieszyć: „Złóż, Jeruzalem, szatę smutku i utrapienia swego, a przywdziej wspaniałe szaty chwały, dane ci na zawsze przez Pana” (Ba 5,1). Po co się więc bronić, kiedy ktoś będzie próbował mi rozbić grubą warstwę skorupy będącą moim światem bezpieczeństwa, iluzją szczęścia, maską przyzwoitości, murem obronnym, ułudą sensu życia, poczuciem samowystarczalności. Po co?

(Czytania mszalne na niedzielę: Ba 5,1-9; Flp 1,4-6.8-11; Łk 3,1-6)