Siedzieć cicho i nie odzywać się?

Nie jeden raz, może oceniając kogoś, wypowiadaliśmy te słowa, albo słyszeliśmy z ust innych: „Zmarnował swoje życie”, „rozmienił na drobne swój życiowy kapitał”, „mógł wiele osiągnąć, ale niestety on wolał…”. Życie człowieka na ziemi to życie miliardów, może raczej bilionów, jak nie więcej ludzkich istnień. To życie tych, którzy przeszli przez ten świat, przejdą i teraz przechodzą. Nie nam osądzać, bo wszystkiego nie wiemy, ale Bóg wie. W uszach mogą nam w tej chwili zabrzmieć pytania Boga skierowane do człowieka: „Coś zrobił ze swoim życiem?” To sparafrazowane pytanie wybrzmiewa w uszach jeszcze mocniej w kontekście oczekiwania i zapowiedzi bliskości przyjścia Pana.

Są takie popularne powiedzenia utarte w naszych środowiskach: „Krytykować będą tych, którzy coś robią”. „Lepiej siedzieć cicho”. „Masz co zjeść, masz czego się napić, to siedź i się nie odzywaj”. Z tymi powiedzeniami nie zgadza się Ewangelia. Jezus nie zachęcał do bierności, wręcz przeciwnie. Chociażby przedstawienie w złym świetle sługi, który zakopując otrzymany talent, nie pomnożył go. Jan Chrzciciel nie zachęca do pozostawienia wszystkiego w takim samym porządku, a jakoś to będzie, może to się jakoś uda.

Człowieka czasami paraliżuje lęk. Lęk przed wyzwaniem jest czymś normalnym. Lęk przed odpowiedzialnością jest oznaką dojrzałości. Świadczy o tym, że stając przed powierzonym zadaniem zależy mu na tym, żeby nikogo nie skrzywdzić, żeby komuś w czymś pomóc, kogoś nawet uratować, rozwinąć konkretne dzieło, wykonać zadanie. Jednak zdarza się, że niestety człowiek tutaj zawodzi.

W tym kontekście powiedzmy o dwóch rodzajach lęku. Po pierwsze należy wskazać na lęk, który w Katechizmie Kościoła Katolickiego nazywany jest bojaźnią Bożą. Między innymi w tym lęku chodzi o to, że kiedy stanę przed Bogiem i będę musiał wyrazić to, że go zawiodłem, nie zrobiłem tego, co do mnie należy, do czego mnie powołał, będę musiał się przed Nim zawstydzić.

Drugim lękiem z kolei jest lęk o siebie. Jest to lęk przed straceniem tego, co moje, lęk przed straceniem mojego świata, który sobie zbudowałem. Jest mi dobrze, a nie wiadomo co będzie, kiedy mi ktoś ten świat zrujnuje, albo przez przypadek sam sobie go zrujnuję. Taki człowiek często będzie mówił, że lepiej niczego nie ruszać, niczego w sobie nie zmieniać.

Widzimy zatem z jednej strony bojaźń Bożą, a z drugiej strony bojaźń o swoje „ja”.

Bojaźń o swoje „ja” to na przykład człowiek, który nie okaże miłosierdzia, bo mówi „ach, bo jeszcze za dużo czasem stracę”. Bojaźń o swoje „ja” to może rodzic, który widzi grzech swojego dziecka, ale nic nie powie, żeby się nie narażać – lepiej siedzieć cicho i będziemy dalej żyli w zgodzie. Bojaźń o swoje „ja” to może dyrektor, prezes, kierownik, który widzi, że coś wymaga natychmiastowej przemiany, ale mówi sobie, że jakoś te kilka lat do emerytury, czy do końca kadencji przeleci, a potem niech następni się przejmują. Po co się narażać i później męczyć tym. Bojaźń o własne „ja” to może ja jako kapłan czy zakonnik, kiedy nie wypełniam woli Bożej, bo mówię sobie, że przecież ja też chcę pożyć po swojemu. Bojaźń o własne „ja” to może rodzic, który widzi i boli go, że w czasie niedzielnego obiadu każdy siedzi z talerzem w innym kącie pokoju i zanurza się w swój ekran smartfona, ale nie wprowadzi prawidłowego porządku obiadu, bo lepiej nie robić hałasu, nie prowokować. Jest przynajmniej cicho, a może unikniemy trudnych tematów przy wspólnym stole.

A bojaźń Boża? Bojaźń Boża to odpowiedzialność za życie swoje i drugiego człowieka. To odpowiedzialność za jego szczęście, za jego rozwój, za jego przyszłość, za życie na ziemi, w kraju, w Kościele. Bojaźń Boża to nasze powołanie i wypełnianie go. Bojaźń Boża to troska za drogę naszego życia, do którego przychodzi Bóg.

„Cóż więc mamy czynić?” Pytali Jana Chrzciciela, bo usłyszeli wezwanie: „Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego!” Jakie to są zatem drogi, które mają stawać się prostymi? Jakie drogi mają być kształtowane zgodnie z drogami Bożymi? Jan nie żąda wiele. Zaleca dobre relacje, szacunek… Jan zachęca do pozostania na drogach swojego życia. Bo chodzi o to, żeby nie uciekać od siebie samego, ale waśnie w swoim życiu przygotować drogi dla Pana.

(Czytania mszalne na niedzielę:  So 3,14-17; Flp 4,4-7; Łk 3,10-18)