Najlepsza z dróg

Proszę wyobrazić sobie taką sytuację: ktoś po kilku dniach od modlitwy, czy może od Mszy św. odprawianej w konkretnej intencji wraca z reklamacją. Może w pierwszej chwili wydaje się to troszeczkę komiczne, ale taka sytuacja jest poważnym problemem niejednego wierzącego. „Jezu, przecież wybrałem Cię na mojego Pana i Króla! Ty jesteś dla mnie wszystkim! Przecież zawarliśmy umowę! Ja Ciebie wybieram i obiecuję Ci wiele, a Ty mnie nawet nie próbuj zawieść!”

Czytując Ewangelię zauważamy, że Jezus nie jeden raz przedstawia się swoim słuchaczom. Ja jestem… i padają różne imiona określające Jego misję i przede wszystkim naturę Jego samego. Jednym z imion Jezusa jest „Droga”. Jezus mówi: „Ja jestem Drogą”. Czy mówi, że jest celem drogi? Nie. Czy mówi, że jest końcem szlaku? Nie. Czy mówi, że jest finałem? Nie. On jest „Drogą”. Czyli pomaga nam uświadomić, że każdy, kto staje się Jego uczniem, kto Go wybiera na swojego Pana i Króla, kto uznaje w Nim Boga i chce żyć razem z Nim nie wybiera od razu celu drogi, końca szlaku, szczytu góry, ale wybiera drogę. Każdy kto chodzi po górach ten wie, że nie chodzi tylko o zdobycie szczytu. Jezus jest „Drogą”. Modląc się i wybierając Jezusa jako Zbawiciela, wybieramy przygodę – „Drogę”, na której będzie wiele się działo. Oj, wiele.

Bóg wszedł w życie człowieka ze wszystkimi detalami. Przyjął ludzkie ciało i urodził się jak każdy człowiek. Płakał, jak każdy człowiek. Bolało Go, jak każdego. Był głodny i spragniony. Towarzyszyły Mu najróżniejsze emocje i uczucia. Okazuje się, że nawet, jeśli o Synu Bożym nie powiemy, że jest grzesznikiem, to jednak ustawia się w kolejce do Jana i pragnie przyjąć chrzest, którego potrzebują grzesznicy. Syn Boży solidaryzuje się z całym Izraelem, z całą ludzkością.

Kiedy Jezus modli się po przyjęciu chrztu otwiera się niebo, z którego padają słowa: „Tyś jest Mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”. Została oficjalnie zainaugurowana publiczna działalność Jezusa. Bóg rozpoczyna swoją zbawczą interwencję w dziejach ludzkości. Obietnica usłyszana z nieba mogłaby być odebrana jako zapowiedź szczególnej ochrony przed bólem i cierpieniem. Jednak odczytując Ewangelię w kluczu paschalnym, dostrzegamy potężną miłość Boga Ojca do Syna, który jednocząc się z ludzkością z potężnej miłości ma plan odkupienia i zbawienia. Jezus ma do przejścia drogę.

Wybierając Jezusa jako swojego Pana, Króla, Zbawiciela, wybieram Go jako „Drogę”. Razem z Nim mam konkretną „Drogę”, na której będzie wiele się działo. Skoro zapatrzony jestem w Przewodnika – Jezusa, muszę zauważyć rolę Ducha Świętego. W czasie chrztu w Jordanie, Duch Święty zstąpił na Jezusa, kiedy Ten zaczął się modlić. W Ewangelii według św. Łukasza zostało nie jeden raz podkreślone, że otrzymanie Ducha Świętego związane jest zawsze z modlitwą. Dzięki Duchowi Świętemu chrześcijanin może naśladować Jezusa, może iść „Drogą”. Nie można zapomnieć, że na tej „Drodze” namaszczenie Duchem Świętym nie jest aktem jednorazowym. Chrześcijanin nieustannie potrzebuje Ducha Świętego. Chrześcijanin ma być zatem człowiekiem modlitwy. Ma być człowiekiem uduchowionym.

Mając świadomość „Drogi” chrześcijanin zapatrzony w ukrzyżowanego umiłowanego Syna, w którym Ojciec ma upodobanie nie będzie Bogu składał reklamacji. Bo życie z Jezusem to nie przeskok do celu, życie z Jezusem to „Droga” – On nią jest.