„Święci ludzie naszych czasów”
Świętość często jawi się jako coś nieosiągalnego. Kojarzy się z czymś, co przekracza naturalne możliwości człowieka. Świętość kojarzona jest również z czymś potężnym, z czymś co jest w stanie zburzyć nawet wielkie światowe królestwo zbudowane ludzkimi rękami. Może właśnie dlatego zachęta do świętości wzbudza w wielu ludziach lęk?
Tymczasem 6 stycznia obchodzimy w liturgii objawienie się świętości w kruchości i małości. Wszechmocny i Potężny Bóg objawia się jako niewinne, małe dziecię. Jako świętość, którą można przytulić i przycisnąć do swojego serca. Dziecka nie trzeba się bać, ono nie ma zamiaru zrobić komuś krzywdy. Niektórzy natomiast boją się Boga. Tak, znam takich ludzi, którzy nie wiadomo z jakiego powodu boją się Boga. Przed nimi jeszcze zadanie i praca, żeby wyzbyć się fałszywych obrazów Boga lub poukładać w sobie wszystko i zrozumieć, skąd wziął się w nich lęk przed Bogiem. Oddając razem z mędrcami pokłon Bogu można zaśpiewać razem z piosenkarzem Pawłem Domagałą:
„Dziś nie musisz bać się Boga
jest taki mały
bezbronny jak sen (…)
możesz wziąć Boga na ręce
ukołysać, utulić, zaśpiewać przed snem
a może wtedy On pomoże zrozumieć ci więcej
i pojmiesz choć na chwilę
po co jesteś tu”.
Kiedy rozmawiam z ludźmi, którzy odeszli od Boga, którym życie pogmatwało się i mają na swoim koncie – nazwijmy to – niemałe wykroczenia przeciw prawu Bożemu, to najbardziej smuci mnie to, iż żyją w przeświadczeniu, że dla nich nie ma już nadziei, nie ma szans na przyjaźń z Bogiem, o świętości już nie mówiąc. Ktoś powie, że to takie proste pokazać człowiekowi Boga Miłosiernego. Okazuje się jednak, że nie jest takie proste dla grzesznego człowieka podnieść w górę głowę i uwierzyć w swoją świętość. A święty to nie ten, który nigdy nie upadł. Święty to ten, który umie powstawać i iść dalej w przyjaźni z Bogiem, bo wierzy, że Bóg nie męczy się naszym powstawaniem. W pamiętnikach niejednego świętego mowa jest o trudnościach w wierze, o wątpliwościach i kryzysach.
6 stycznia uroczyście świętujemy publiczną manifestację zbawienia przyniesionego przez Jezusa wszystkim ludziom. Wato podkreślić, że do Betlejem przyszli i oddali pokłon Jezusowi właśnie poganie. To właśnie oni – poganie po spotkaniu z Jezusem i rozpoznaniu w Nim Mesjasza nie wrócili do Heroda, by pomóc mu w zabiciu narodzonego Króla, ale poszli już inną drogą. Postawą zupełnie przeciwną jest postawa Heroda i tych, którzy zrobili wszystko, by doprowadzić później do ukrzyżowania Jezusa. To są ludzie pełni lęku o siebie i o swoje królestwo. To są ludzie, których motorem do działania jest pycha i egoizm.
Dzisiaj, kiedy widzę ludzi błąkających się w gąszczu ulotnego szczęścia, myślę sobie z nadzieją, że mając głód coraz większego szczęścia, dotrą kiedyś do tego Szczęścia, którym jest sam Bóg przychodzący do człowieka w swoim Synu. Widzę ludzi błąkających się w gąszczu ułudy szczęścia i myślę sobie, że to są kandydaci na świętych… oby tylko ich wzrok dojrzał łunę gwiazdy Ewangelii, oby zapragnęli tej wędrówki Mędrców. Po spotkaniu z Jezusem pójdą dalej, już inną drogą. Święci ludzie naszych czasów.