„Miłość nieudawana”
Miłość nie jest sceną teatralną, którą można by odegrać. Miłości nie da się udawać. Nie da się kogoś oszukać, że się kocha ponad wszystko. Może w tym momencie czytelnik reaguje ripostując: „To nieprawda. Ilu ludzi zostało oszukanych przez udawanie miłości, przez fałszywe uwiedzenie, obietnice bycia przy sobie niezależnie od jakichkolwiek mających nadejść okoliczności”. Zgoda. Oszukani ludzie zapewnieniem miłości są. Ale czy to była miłość? Bo gdyby była to miłość, czy byłoby miejsce na teatr? Teatr natomiast ma to do siebie, że sztuka ma swój początek i koniec. Wystarczy chwila, by zejść ze sceny, na której grozi odebranie tego, co łechce ego.
Warto zauważyć, że Jezus uczy przykazania miłości w momencie bardzo charakterystycznym. Dzieje się to w Wieczerniku zaraz po wyjściu Judasza, tuż przed zdradą. Jezusowa mowa wybrzmiewa w kontekście tego, co robi Judasz, który właśnie schodzi ze sceny. Judasz ucieka z Wieczernika, tak jakby czuł, że już nikt nie może patrzeć na niego. Jak gdyby był przekonany, że jego twarz pokazuje prawdę o jego miłości. Tak właśnie jest, bo Jezus doskonale wie, co dzieje się z Judaszem i co siedzi w jego głowie. Judasz natomiast wie, że już nie da się dłużej udawać.
Jezus uczy przykazania miłości tuż przed męką. Słowa te są zatem ostatnią wolą. Przed śmiercią przekazuje się to, co najważniejsze, co ma być najbardziej zapamiętane i przekazywane: „Daję wam przykazanie nowe, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak ja was umiłowałem” (J 13,34). Można zastanawiać się, dlaczego Jezus nie bronił się, kiedy kładziono na Jego ramiona krzyż? Dlaczego nie uciekał, dlaczego nie walczył? Dlatego, że nie był aktorem i nie musiał schodzić ze sceny udawania miłości. On jest Miłością i nie zaprzeczył sobie, nie wycofał miłości. Święty Jan napisał o Jezusie: „Do końca umiłował” (J 13,1).
Realizowanie przykazania miłości ma być zatem znakiem rozpoznawczym ucznia Chrystusa. Po zachowaniu tego przykazania można poznać, czy ktoś zna Jezusa (1 J 2,3). Nie jest łatwo autentycznie kochać na miarę Jego miłości, ale może chodzi dzisiaj o to, żeby zrobić inny krok. Może trzeba przyznać się do teatralnego udawania miłości dla własnych korzyści. Może właśnie zejście ze sceny i wyzbycie się tej roli pozwoli dopiero otworzyć się na prawdziwą miłość godną ucznia Jezusa.