Medytacja II: o świadczeniu o prawdzie oraz o mówieniu prawdy
Wiara jest źródłem prawdy, jest jedyną drogą poznania Boga, drugiego człowieka, samego siebie. Tylko w wierze można prawidłowo ocenić zachodzące w świecie wydarzenia. Przed Piłatem Jezus oświadcza, że przyszedł dać świadectwo prawdzie (J 18,37). Zbawiciel dlatego uczył wiary, ponieważ ona jest źródłem prawdy. Jedynie w jej przestrzeni człowiek może dobrze żyć. Czasem kłamie, a nawet trwa w zakłamaniu, ale tylko do pewnego momentu, bo zakłamanie nie jest wieczne. Ono nawet nie jest długotrwałe. Czasem mówimy sobie to, co wydaje się nam, że jest prawdą: „Powiem ci teraz, co naprawdę o tobie myślę albo kim naprawdę jesteś”. Nierzadko czynimy tak w dobrej, choć naiwnej wierze, a kiedy indziej, żeby kogoś zawstydzić, upokorzyć, pokazać w złym świetle, aby nad kimś tryumfować. Święty Franciszek jest zdecydowanym przeciwnikiem tego rodzaju postaw. Celano zanotował następujące wydarzenie: „Któregoś dnia podczas jego przepowiadania pewien człowiek bardzo ubogi i chory przyszedł tam na miejsce. Franciszek, litując się nad jego podwójną nędzą, mianowicie biedą i chorobą, zaczął z towarzyszem mówić o ubóstwie. A gdy współczując cierpiącemu, przechodził już w serdeczny dlań afekt, towarzysz rzekł do niego: »Bracie, to prawda, że on jest biedny, ale może w całej okolicy nie ma bogatszego duchem, niż on«. Święty natomiast go zganił, a gdy ten wyznał swa winę, tak mu powiedział: »Szybko pośpiesz się, zdejmij z siebie swą tunikę, upadnij do nóg ubogiemu i przyznaj się do winy! Nie tylko proś o przebaczenie, ale błagaj też o modlitwy!« Brat posłuchał, poszedł wypełnić zadośćuczynienie i wrócił” (2 Cel 52). Wiara poucza nas, że jesteśmy odpowiedzialni za prawdę. Za to, co o innych wiemy.
Wymowny szczegół zanotował autor Zbioru asyskiego: „Błogosławiony Franciszek bardzo ubolewał nad tym, gdy wchodził do jakiegoś kościoła i widział go nieposprzątanym i dlatego, kiedy głosił kazania do ludu, zawsze po zakończeniu kazania prosił, żeby wszyscy obecni tam kapłani zgromadzili się w jakimś odosobnionym miejscu, aby nie słyszeli go ludzie świeccy i pouczał ich o zbawieniu dusz, a zwłaszcza o tym, aby troszczyli się i dbali o utrzymanie w czystości kościołów, ołtarzy i wszystkich rzeczy, które mają związek ze sprawowaniem Boskich tajemnic” (ZA). Prawda woła o odpowiedzialność. Powie Paweł Apostoł, że prawdę wolno czynić tylko w miłości (por. Ef 4,15). Są i takie prawdy o ludziach, których nam nie wolno ujawnić. Niektóre prawdy mamy obowiązek zabrać ze sobą do grobu. Radzi Mędrzec: „Posłyszałeś słowo? Niech umrze z tobą! Nie obawiaj się – nie rozsadzi ciebie” (Syr 19,10). Czasem człowiek nie jest w stanie unieść prawdy. Dotyczy to zwłaszcza człowieka młodego. Prawdą można zabić. Czyżby zatem wolno było kłamać? Nie. Kłamstwo to zatajenie prawdy należnej. Mogę komuś powiedzieć, że mu czegoś nie powiem, bo nie chcę ani nie mam takiego obowiązku. Kohelet mówi: „Kto przysparza wiedzy – przysparza i cierpień” (Koh 1,18). Czyżby zatem lepiej byłoby nie poznawać prawdy? Nie, mamy obowiązek poznawać prawdę. Nie jest to jednak obowiązek absolutny. Wiąże nas on w takiej mierze, w jakiej jest to dla nas potrzebne i możliwe. Franciszek o tym wiedział, dlatego zostawił w Regule i takie polecenie: „ci, którzy nie umieją czytać, niech się nie starają nauczyć” (2 Reg). Aby prawdę w miłości czynić, trzeba myśleć, trzeba się wiele natrudzić. Trzeba też wielkiej odwagi. Celano zanotował o Biedaczynie: „Franciszek jako mężny rycerz Chrystusa krążył po miastach i grodach, wieszcząc królestwo Boże, głosząc pokój, ucząc zbawienia i pokuty na odpuszczenie grzechów, nie w przekonujących słowach mądrości ludzkiej, ale w nauce i mocy ducha. Mając upoważnienie apostolskie, działał we wszystkim otwarcie, bez żadnej obłudy, bez żadnych zwodniczych pochlebstw. Niczyich grzechów nie głaskał, ale w nie uderzał, nie pobłażał życiu grzeszników, ale je ostro karcił, ponieważ najpierw sam wykonywał to, co innym zalecał. Nie lękał się nagany, mówił prawdę bardzo szczerze, tak że nawet mężowie wykształceni, cieszący się sławą i godnością, podziwiali jego kazania i przejmowali się zbożną bojaźnią w jego obecności” (1 Cel 15).
Ludzie boją się prawdy, obawiając się kary lub zemsty za swoje czyny. Prawda tymczasem woła o przebaczenie. Mogę nie być do niego zdolny, ale trzeba próbować. Prawda woła o sprawiedliwy sąd i to już tu, na ziemi, ponieważ nie tylko sąd ostateczny będzie taki. Także sądy ludzkie jak najbardziej mogą i powinny być sprawiedliwe. Do samarytańskiej kobiety, bardzo uwikłanej w niemoralne życie, Jezus zwrócił się słowami: „Dobrze powiedziałaś: Nie mam męża. Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem” (J 4,17-18). Prawda ta jednak została powiedziana w „cztery oczy”. Między niemówieniem prawdy nigdy a mówieniem jej zawsze istnieje olbrzymia rozpiętość możliwości i sytuacji. Są prawdy, do których człowiek ma prawo. Utajnianie pewnych rodzinnych tajemnic przed dziećmi lub wnukami może być nieuczciwe. Jakie prawdy trzeba ujawniać? Te, które mogą wywierać znaczący wpływ na życie dorosłych dzieci. To jest zresztą pewna zasada generalna. Prawdę, niechby i niemiłą, czasem trzeba ujawnić dla dobra tego, któremu ją przekazujemy. Choćby po to, aby nie poznał prawdy od osób mu nieprzychylnych. Wielce pouczające jest pod tym względem wydarzenie, które spotkało mieszkańców Arezzo: „Otóż zdarzyło się, że Franciszek przybył do miasta Arezzo w czasie, gdy cały gród był trapiony wojną domową i groziła mu bliska zagłada. Mąż Boży zatrzymał się w zamku poza miastem. Ujrzał nad tym terenem radosne demony, podżegające obywateli do wzajemnych mordów. Zawołał brata, imieniem Sylwester, męża Bożego godnej prostoty i nakazał mu, mówiąc: »Idź przed bramę miasta i w imieniu wszechmogącego Boga nakaż demonom, żeby jak najszybciej wyszły z miasta«. Brat w zbożnej swej prostocie usłuchał. Najpierw złożył chwalby Panu, a potem zawołał potężnie przed bramą: »W imieniu Boga i z rozkazu ojca naszego Franciszka, zaraz stąd odejdźcie, wszystkie demony!«. Wkrótce potem pokój powrócił do miasta, mieszkańcy pilnie przestrzegali wzajemnych praw obywatelskich. Stąd to święty Franciszek, przemawiając potem do nich, na początku kazania powiedział: «Mówię do was jako do tych, coście ongiś byli ujarzmieni przez diabła i spętani przez demony. Ale wiem, że zostaliście wyzwoleni na skutek modlitwy pewnego ubogiego człowieka« (2 Cel 74).
Mamy być świadkami prawdy, mówiąc, gdy trzeba – „To nieprawda!”. To ważne, ponieważ kłamstwo chce, aby wszyscy mu przyklasnęli. Kłamstwo zaczyna uwierać już wtedy, gdy sprzeciwi mu się choć jedna osoba. O wiele ważniejszy jest jeden głos sprzeciwu od tysiąca podtrzymujących kłamstwo. Mamy obowiązek poznawać prawdę. Dziś ludzie nie chcą wiedzieć, jak było naprawdę. Jak wiele grzechów jest zakotwiczonych w zawinionej nieznajomości prawdy. Czasem trzeba by powtórzyć za św. Franciszkiem, patrząc na jakiś odcinek swego życia – „Byłem w grzechach”. Trzeba prawdę poznawać. Nie trzeba naiwnie pytać, jak u dentysty, czy będzie bolało. Będzie. Tak jak zawsze boli po poważnej operacji. Może się czasem człowiek nad prawdą popłacze. Kłamstwo to jest zawsze równia pochyła. Nie wystarczy jedno. Prawda tak, ale nie kłamstwo. Trzeba je podpierać kolejnymi nieprawdami, aż w końcu zakłamany człowiek czuje do siebie odrazę. Tylko poznając prawdę, możemy coś dobrego w swoim życiu uczynić.
o. Waldemar Polczyk OFM