Byłem wtedy w synagodze, tego nadspodziewanie ciepłego szabatu. Pascha była już blisko. Mordechaj, Avram i Pinhas wybierali się do świętego Miasta. Już od dwóch szabatów szlifowali judzki akcent. Za żadne skarby nie chcieli, żeby ktoś rozpoznał w nich mieszkańca pogardzanej Galilei.
Nasza Nazaretańska synagoga nie była tak duża jak dom modlitwy w Kafarnaum, nie wspominając o przepięknej synagodze w Tyberiadzie. Akurat żadna w tym zasługa Tyberiadczyków. Hojnym darczyńcą był tetrarcha Herod. Im grzeszniejsze wiódł życie, tym więcej łożył na świątynię, na synagogi. Pamiętałem Jeszuę z zabaw na bocznych uliczkach Nazaretu. Był najzdolniejszym uczniem a chazan Aaron Ben Zvi stawiał go za wzór: Zobaczcie, jak mały Jeszua miłuje Torę!”.
Gdy Jeszua ben Josef miał pierwszy raz wstąpić na bimę, aby odczytać Słowo i Je skomentować, wszyscy byli zdumieni. „Kto Mu to napisał?” – pytali jedne drugiego. Natomiast Aaron ben Zvi wpatrywał się w swego najzdolniejszego Ucznia z jakimś niespotykanym napięciem, jakby widział nie mimo wszystko zwykłego, choć zdolnego trzynastolatka, lecz… no właśnie: kogo? Szkoda, że nie dożył odwiedzin Jeszui w rodzinnym miasteczku.
Niestety, płomiennych owacji nie było. Pamiętam powtarzane, przez jednych ze zdziwieniem, przez innych z bezradnym zdziwieniem: „Czyż nie jest to syn Józefa?”. no tak. Moi krajanie mieli dobra pamięć. Pamiętam, jak babcia Zippora wspominała potępiającym głosem: Była brzemienna wpierw nim zamieszkali razem? Za moich czasów to było nie do pomyślenia!”.
Syn Józefa”. co jest takiego w byciu synem cieśli? Chyba jednak trochę ich rozumiałem. Przyszłością Avrama był nędzny kramik z suknem. Szimon chyba do końca życia będzie wypasał owce. Kaleb i Pinhas spędzą życie uprawiając skromny spłacheć ziemi. Tymczasem o Jeszui zaczynało już być głośno. Czyżby był u progu świetnie zapowiadającej się kariery? Zwłaszcza gdyby dołączył do zwolenników Heroda?
Kiedy porwali się z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili na stok góry, na który nasze miasto jest zbudowane, aby Go strącić, poczułem wyłącznie żal. Pomyślałem o sparaliżowanym od dzieciństwa Avramie; o Ichaku, który nigdy nie mógł się pobawić z nami w chowanego, bowiem od dziecka był niewidomy; o Chaimie i Janatanie, którzy jako trędowaci musieli opuścić nasze miasto. Pomyślałem, że gdyby to, co mówiono o Jeszui było prawdą tylko w połowie, Nazaret byłby zamieszkany wyłącznie przez zdrowych mężczyzn i kobiety. Inna sprawa, że Rabbi Jeszua też chyba trochę przesadził. Pamiętam, jak chazanowi, opowiadającemu dzieje Eliasza i Elizeusza, wyrwało się: „Jeszcze za mało go Elizeusz upokorzył, tego nieobrzezanego!”. Moi rodacy bardzo poważnie traktowali bycie narodem wybranym. Ale mimo wszystko szkoda, że to się tak skończyło. Szkoda tego dobra, żal radości tych, którzy odzyskaliby zdrowie. No i co z tego, że ręce nałożyłby na chorych syn Józefa? dla nich widać miało to znaczenie. W sumie nie powinienem się dziwić. Duma była jedynym „bogactwem”, posiadanym przez mieszkańców Nazaretu. Woleli zostać chorymi i nieszczęśliwymi, niż kłaniać się nisko „Synowi Józefa”.