Święto Chrztu Pańskiego

Kiedy coś przypomina o grzechu

Jako kapłan, duszpasterz i rekolekcjonista wskazywałem na krzyż wiele razy. Kiedy przychodzi rozmawiać z cierpiącym, kiedy przychodzi pocieszać zrozpaczonych, kiedy trzeba kogoś wesprzeć, wysłuchać, wspomóc w podejmowaniu decyzji, pokazać drogę w życiu – wtedy zawsze przed oczami pojawia się krzyż. Nawet jeżeli nie wisi na ścianie, ani nie stoi na stole, to o krzyżu można pomyśleć, o nim powiedzieć. Krzyż kreślimy dłonią na swoim ciele, kapłan kreśli nad drugim człowiekiem krzyż, kiedy błogosławi, kiedy rozgrzesza. Wierni kreślą go sobie nawzajem na czołach błogosławiąc. W naszym chrześcijańskim życiu krzyż to nie tylko symbol i znak. Krzyż Chrystusa to narzędzie zbawienia. Krzyż Chrystusa to moje życie.

Są jednak takie chwile w naszym życiu, że przychodzi wobec krzyża Chrystusa zwątpienie w Boga. Usłyszałem kiedyś na własne uszy, że Bóg musi być okrutnym Ojcem, skoro dopuszcza na Syna takiego cierpienia, tak okrutnej męki i bolesnej śmierci. Przychodzą niekiedy takie trudności na człowieka, że zaczyna krytykować Boga, iż dopuszcza ukrzyżowania swego Syna. 

Kiedy przyglądamy się temu, co wydarzyło się nad rzeką Jordan, gdzie w kolejce do Jana Chrzciciela razem z grzesznikami ustawił się Jezus, żeby przyjąć chrzest, który obmywa grzechy i daje możliwość wyprostować drogi swojego życia, to zrozumiemy zamiary Boga. Kiedy wsłuchujemy się w słowa, które zostały tam wypowiedziane przez Jana, ale przede wszystkim słowa, które świadkowie mogli usłyszeć z rozwierającego się nieba – to wtedy zrozumiemy, że Bóg posyłając swego Syna na ziemię i pragnąc, aby wypełniła się Jego wola wobec człowieka nie jest okrutnym, ale jest pełen miłości do człowieka.

Po co w ogóle Jezus przyszedł do Jana Chrzciciela? Po co wszedł do Jordanu? Po co chciał przyjąć chrzest, który obmywa z grzechów? Przecież Jezus jest Synem Bożym. Jest czysty. Jest niepokalany. Jest podobny do człowieka we wszystkim, prócz grzechu. Sam Jan zaświadczył o Nim wobec swoich uczniów, kiedy ujrzeli niegdyś Jezusa: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata” (J 1,29). Spełniło się proroctwo Jana na Golgocie w popołudnie przed Paschą, kiedy ojcowie rodzin składali w świątyni baranki ofiarne za grzechy, Ojciec na krzyżu złożył w ofierze swego Syna, aby odkupić i zbawić ludzkość. To jest również proroctwo Izajasza (por. Iz 53,7). A jednak czysty i bezgrzeszny Jezus wchodzi do Jordanu. Wchodzi do wody, która oczyszczała grzeszną ludzkość. Wchodzi nie po to, aby się oczyścić, ale po to, aby zabrać ze sobą cały brud grzesznych ludzi. On jest dopiero tym, który naprawdę zgładzi grzech. Chrzest Jezusa w Jordanie potwierdzał Jego zgodę na to, że stanie się Barankiem swojego Ojca i zaniesie grzechy aż na krzyż. Nad Jordanem z nieba dał się słyszeć głos: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie” (Łk 3,22).

W wydarzeniu chrztu Jezusa w Jordanie jawi się zapowiedź męki i śmierci Jezusa nie jako tragedii i porażki, ale jako wolność, zwycięstwo, życie w Bogu. W tym zatem kontekście chrześcijanin, który krytykuje Boga Ojca, iż jest okrutny przez to, że dopuszcza krzyż, tak naprawdę krytykuje Miłość. To Bóg pragnie, aby człowiek był odkupiony i zbawiony, oraz żeby żył w wolności jako dziecko Boże.

Treść dzisiejszego święta prowadzi nas do nowego spojrzenia na krzyż Jezusa. Chodzi o spojrzenie wypełnione dziękczynieniem za krzyż, uwielbieniem krzyża. Chodzi o dostrzeżenie Jezusa, który chrzci mnie Duchem Świętym dając przez to dar życia z Bogiem. Dzisiaj, kiedy widzimy decyzję Jezusa i wolę Boga Ojca pomyślmy też o roli krzyża w swoim życiu. Zachęcam do rachunku sumienia ze swojego patrzenia na krzyż. Zachęcam do zadania sobie pytania, co powoduje, że niektórzy nie chcą na krzyż patrzeć, nie chcą mieć go przed oczami i nawet nie chodzi mi teraz o miejsca publiczne, ale o swoje, prywatne mieszkania. Zachęcam do zastanowienia się, czym to jest spowodowane, że przez katolika krzyż często jest zdejmowany ze ściany, chowany do szafy lub nawet wyrzucany. Krzyż przypomina o moim grzechu.