fot. kuritafsheen77 na Freepik
Bądźcie, więc roztropni jak węże
„Nieustanne oddawanie się modlitwie połączone z ustawicznym ćwiczeniem się w cnotach doprowadziło męża Bożego do zdobycia tak wielkiej jasności umysłu, że chociaż nie był biegły w piśmie św. Przez swoje wykształcenie, to jednak oświecony blaskami wiecznego światła, z dziwną bystrością umysłu wnikał w jego głębię” – tak napisał o Franciszku św. Bonawentura (Życiorys Większy XI, 1). Doktor Seraficki przytacza także wypowiedź Biedaczyny odnośnie swoich współbraci: „Chcę, mówił, aby bracia moi byli uczniami ewanelicznymi i tak postępowali w znajomości prawdy, żeby wzrastali również w nieskalanej prostocie, by nie oddzielali prostoty gołębi od roztropności wężów, które wybitny Nauczyciel połączył swymi błogosławionymi ustami” (tamże).
Jezus posyłając Dwunastu na dzieło ewangelizacji dał im bardzo konkretne rady, co mają czynić i mówić, oraz wskazał na trudności, jakie napotkają. Powiedział im: „Oto ja was posyłam jak owce między wilki. Bądźcie, więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie” (Mt 10,16). Z ust Chrystusa słyszymy zachętę do roztropności: „Bądźcie roztropni jak węże”. Roztropność to cnota nadprzyrodzona, która skłania rozum, aby we wszystkich okolicznościach obierał właściwe środki wiodące do celów – podporządkowując je zawsze celowi ostatecznemu. A zatem czynnikiem decydującym o roztropności nie jest sam tylko naturalny rozum, inteligencja czy spryt – ale rozum oświecony wiarą. Taka roztropność czerpie swe natchnienie z prawd i zasad ewangelicznych. Pan Jezus zapowiada swoim uczniom wiele trudnych sytuacji, w których potrzebna im będzie roztropność. Prawda Chrystusa musi umieć się znaleźć i uważać na to, co powiedzieć i kiedy zamilknąć. Wąż – w świecie starożytnym uchodził za symbol roztropności, gdyż potrafi unikać niebezpieczeństw. Roztropność, o jakiej mówi tu Chrystus ma zapewne coś z dobrze pojętej przebiegłości, to także umiejętne wykorzystanie sytuacji, aby uniknąć grożącego niebezpieczeństwa. Jednakże takie nastawienie, nacechowane „roztropnością”, nie może zawierać w sobie jakiegoś podstępu, czy obłudy. Stąd uczniowie Jezusa mają być jednocześnie „prości jak gołębie”. Wrogość ludzi, do których pójdą świadkowie Ewangelii Chrystusa, przybierze bardzo konkretne kształty. Nie tylko nie będą chcieli przyjąć Ewangelii, ale w wielu wypadkach zaczną formalnie prześladować jej głosicieli. Będą ich wydawać sądom i tam fałszywie oskarżać. Będzie to przykra i zaskakująca sytuacja. Nie powinni jednak jej się obawiać: „W owej godzinie będzie wam poddane co macie mówić”.
Biedaczyna w Regule niezatwierdzonej cały rozdział XVI poświęcił braciom udającym się do saracenów i innych niewiernych. I już w pierwszym zdaniu pisze: „Pan mówi: Oto ja was posyłam jak owce między wilki. Bądźcie więc roztropni jak węże a prości jak gołębie”. Dalsze fragmenty tego rozdziału przepełnione i przeniknięte są słowami Jezusa Chrystusa. Jego bracia jak uczniowie Chrystusa nie powinni stracić żadnej okazji do głoszenia Ewangelii i czynienia dobra. Powinni być równocześnie prości, ponieważ jedynie człowiek prostoduszny może zdobyć serca wszystkich. Jako chrześcijanie i franciszkanie winniśmy iść przez świat z tymi dwoma cnotami, które wzajemnie się umacniają i dopełniają. Prostota zakłada prawość intencji, stanowczość i zwartość w postępowaniu. Roztropność wykazuje w każdej sytuacji najodpowiedniejsze środki do osiągnięcia celu. Św. Augustyn poucza, że roztropność „jest miłością, która odróżnia to, co pomaga podążać ku Bogu, od tego, co temu przeszkadza”. Cnota ta pozwala nam poznać obiektywnie rzeczywisty stan rzeczy zgodnie z celem ostatecznym; wyznaczyć w sposób pewny drogę, którą mamy podążać, i działać zgodnie z tym.
„Roztropnym – mówi Jan Paweł II nie jest ten – jak się często sądzi, kto umie urządzić się w życiu i wynieść z niego jak największy pożytek, ale ten, kto stara się kształtować całe życie według głosu prawego sumienia i według wymogów słusznej moralności. W ten sposób roztropność staje się kluczem do tego, by każdy realizował podstawowe zadanie, które otrzymał od Boga. Tym zadaniem jest doskonałość samego człowieka” (przemówienie, 25.10.1978).
Jezus, Jan Paweł II i Franciszek uczą nas roztropności swoimi słowami i przykładem. Nie szukali i nie szukają wykrętów, ale mają na uwadze ludzi, do których przemawiają. Aby być roztropnym, trzeba posiadać światło rozumu. Właściwie oceniać wydarzenia i okoliczności będziemy mogli przy dobrej religijnej i ewangelicznej formacji intelektualnej i ascetycznej, a także przy pomocy łaski, dzięki której zdołamy odkryć drogi prowadzące do Boga i podjąć właściwe decyzje. Przy wielu jednak okazjach i sytuacjach będziemy musieli prosić o radę.
Często ludzi religijnych – a zwłaszcza ludzi świętych – podejrzewa się z reguły o tzw. Brak realizmu, krytycyzmu i roztropności. Mówi się o nich jako fantastach, marzycielach, nieżyciowych i niepraktycznych. A tymczasem Kościół i etyka chrześcijańska stawia człowiekowi dążącemu do doskonałości – na pierwszym miejscu: roztropność. W procesach kanonizacyjnych na pierwszym miejscu bada się, czy kandydat na ołtarze odznaczał się cnotą roztropności. Człowiek święty to przede wszystkim człowiek roztropny, który ma wielkie wyczucie realizmu życiowego i tak postępuje, by w jego konkretnych warunkach zdziałać jak najwięcej dobrego.
Pierwszym krokiem roztropności jest uznanie własnej ograniczoności, a więc cnota pokory. Przed podjęciem decyzji o poważnych następstwach dla nas i dla innych należy prosić o radę. Prostota każe nam dokonać sprostowania naszej pomyłki. W życiu duchowym prostota, tak bliska pokory, często każe nam prosić o przebaczenie, gdyż popełniamy liczne błędy i zaniedbania. Roztropność opiera się niewątpliwie na wrodzonych predyspozycjach. Wiele jednak uczy również doświadczenie życiowe. Dla roztropności chrześcijańskiej najważniejsze jest przy tym światło wiary. Nie pobłądzi ten, kto się stara coraz głębiej wnikać w ducha Ewangelii w ducha Kościoła powszechnego, mającego dwutysiącletnią tradycję i pomoc Ducha Świętego. Franciszek i jego bracia radzili się Jezusa otwierając kilkakrotnie księgę Ewangelii i odczytane słowa Chrystusa były dla nich odpowiedzią samego Mistrza, ale oni naprawdę całkowicie wierzyli i zaufali Bogu.
Bez roztropności można pobłądzić nawet w tym, co wydaje się dobre, jeśli się to czyni w niestosownym czasie albo bez umiaru. Człowiek roztropny stale się uczy. Prawdziwa mądrość szuka we wszystkim Boga.
Nie jest jednak dobra taka roztropność, która pod przykrywką konieczności zastanawia się nad danymi, ukrywałaby tchórzostwo niepodejmowania ryzykownych decyzji, unikania rozwiązania jakiegoś problemu. Nie jest roztropny człowiek, który kieruje się względami ludzkimi w apostolstwie i w oczekiwaniu na lepsze, pomija okazję, które może nigdy nie nadejdą. Nie należy roztropności mylić ani z nieśmiałością czy strachem, ani z dwulicowością czy udawaniem. Roztropność nie oznacza braku odwagi przed poświęceniem się i udziałem w dziełach Bożych. Nie oznacza też szukania łatwych kompromisów lub usprawiedliwia niedbałość. Wyznawcy Jezusa przy swoich słabościach i lękach, w każdej chwili szukali drogi do jak najszybszego rozszerzania się nauki Chrystusa, nawet gdy te drogi często prowadziły przez przykrości i utrapienia aż do męczeństwa.
Naśladowanie Jezusa w naszym życiu oznacza podejmowanie mniejszych lub większych „szaleństw”, jak to bywa w każdej wielkiej miłości. Kiedy Bóg domaga się od nas czegoś więcej – nie możemy ulegać fałszywej roztropności, roztropności tego świata. Nie możemy poddac się sądom ludzi, którzy nie czuja się powołani i którzy na wszystko patrzą jedynie ludzkimi oczami. Jezusa, Franciszka, Maksymiliana Kolbego i Jana Pawła II uznano za szaleńców. Oni nie są roztropni mądrością tego świata, ale są roztropniejsi od węży, od ludzi, od wszystkiego, bo ich roztropność jest nadprzyrodzona. Taką też roztropność powinni mieć wszyscy wyznawcy Chrystusa i także my, choćby za Jego przykładem nazywano nas szaleńcami i głupcami. Roztropność nadprzyrodzona ukazuje nam najszybszą drogę do Chrystusa w towarzystwie krewnych, przyjaciół, kolegów…
W litanii loretańskiej zwracamy się do Maryi „Panno roztropna” – Virgo prudens. Imiesłów i przymiotnik prudens znaczy: przewidujący, wiedzący, doświadczony, biegły, bystry, rozważny, rozumny, oględny, przezorny, ostrożny, roztropny. Inwokacja „Panno roztropna” stwierdza, że Maryja jako dziewica – panna posiada w najwyższym możliwym stopniu cnotę roztropności. Ona, doskonałe stworzenie Boże, nie skażona grzechem, w pełni urzeczywistniła ład tchnięty w Nią przez Boga. Panowała w Niej całkowita harmonia wszystkich talentów i sprawności, zespolonych ze sobą i wspomagających się wzajemnie. Całą Jej sylwetkę moralną i strukturę psychiczną przenikają trzy akty roztropności: Maryja rozważa, ocenia i decyduje. Maryja wszystkie słowa i zdarzenia zachowuje w sercu i rozważa; pilnie obserwuje wydarzenia, które aktualnie się dzieją i szuka ich prawdziwego znaczenia; wsłuchuje się w Pismo św., słowa anioła, Elżbiety, Józefa, pasterzy, mędrców ze Wschodu, Symeona, Anny, a zwłaszcza swego Syna; kontempluje poszczególne ogniwa łańcucha, w jaki się układa Jej życie, i zespala je w całość. Z zapowiedzi domyśla się przyszłych rzeczy, które Ja czekają i przygotowuje się na nie, od chwili ofiarowania Jezusa w świątyni żyje pod znakiem i w oczekiwaniu Kalwarii jako nieuniknionej drogi do celu, którym jest zbawienie ludzkości, zważa na okoliczności w jakich się znajduje sama, Jej Syn, Jego uczniowie i zwolennicy, unika przeszkód i usuwa je. Jest rzeczywiście Panną roztropną.
Człowiek roztropny nie działa pochopnie. Potrafi się wstrzymać i zastanowić nad tym, co ma zrobić. Tak postępował św. Franciszek: radził się papieża, kardynałów, biskupów, kapłanów, współbraci, sam się modlił i prosił o modlitwę św. Klarę, brata Sylwestra w danej sprawie. Zawsze miał przed oczami cel. Wiedział dobrze i jasno czego chciał. Następnie rozważał możliwości. Dobrze znał Ewangelię, a przecież Jezus powiedział: „Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw, a nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie? Inaczej, gdyby założył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy patrząc na to, zaczęliby drwić z niego: Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć” (Łk 14, 28-30). Biedaczyna pragnął, aby jego bracia – życiem i nauką – budowali Kościół i zakon, i by wszystkich ludzi budowali przykładem swego dobrego życia. Tych, którzy nie budowali albo rujnowali przeklinał mocnymi słowami: „Przez Ciebie – mówił – Najświętszy Panie, przez wszystkich mieszkańców nieba i przeze mnie, maluczkiego Twego, niech będą przeklęci ci, którzy złym przykładem przynoszą wstyd i rujnują to, co Ty zbudowałeś przez świętych braci tego zakonu i nadal nie przestajesz budować” (Życiorys większy, VIII, 3). Ponadto Franciszek był stanowczy w realizacji celu. Często kroczył dłuższą drogą, bo ją wybrał i nie szukał skrótów. Długo rozważał, pytał o radę, potrafił odczekać. Nie trwonił energii przez zastanawianie się nad drobiazgami. Jednak nie był upartym. Człowiek uparty potrafi iść swą drogą nawet tam, gdzie jest oczywiste, że się całkowicie pomylił. Życie nie rozpieszczało go. Wiele się natrudził i nacierpiał, ale swoje troski składał na Pana, a On go podtrzymywał. Skoro jednak do czegoś się przekonał – to konsekwentnie realizował. Tego również domagał się od swych braci. W Regule zatwierdzonej napisał braciom: „I stosownie do rozporządzenia Ojca Świętego nie wolno im (braciom) w żadnym wypadku wystąpić z tego zakonu, bo według św. Ewangelii nikt, kto przykłada rękę do pługa, a ogląda się wstecz, nie nadaje się do królestwa Bożego (Łk 9, 62) (rozdział II).
Wiedział Biedaczyna, że pługów jest wiele, a życie krótkie. Trzeba zatem wybrać tylko jeden. Po wyborze należy przyłożyć rękę i serce do wybranego pługa i nie wolno oglądać się wstecz. A może przyjść wielka pokusa. Wydać się może człowiekowi, że przy innym pługu jest łatwiej, piękniej, że przy nim więcej można zrobić. A tu Jezus mówi: człowiek, który przyłożył rękę do pługa, a ogląda się wstecz, nie nadaje się do Królestwa Bożego. Sąd ostateczny będzie czasem objawienia również tych porzuconych pługów (pług życia małżeńskiego, zakonnego, kapłańskiego). Przy nich staną ci, którzy oglądali się wstecz.
My skoro wybraliśmy pług życia franciszkańskiego i zdecydowaliśmy o nim, prośmy Boga o łaskę wytrwania. Zachęcajmy się wzajemnie, byśmy nie oglądali się wstecz, ale stali przy tym pługu, do którego przyłożyliśmy naszą rękę.
Rzymianie mawiali: „cokolwiek czynisz, czyń roztropnie i patrz na koniec”. Kto z nas zdecydował się pójść za Jezusem na wzór św. Franciszka powinien dobrze i twórczo wykorzystać życie. Każdy do czegoś dąży, chce coś w życiu osiągnąć, czegoś ważnego dokonać. Człowiek o tyle jest wielki, o ile dąży do czegoś wielkiego. Jeżeli opuści ręce, przestanie budować, zrezygnuje, przedstawia tragiczny obraz. Staje się rozgoryczony, pełen pretensji do siebie i świata stwierdza, że jego życie ma się ku końcowi, a on jeszcze niczego nie dokonał. Rozpoczął, ale mu się nie udało. Źle obliczył i nie dokończył budowy. Jezus przestrzega nas przed tym błędem. Wzywa do zastanowienia, rozwagi i roztropnego działania. Ten jest mądry, kto patrzy na koniec. Ucznia Chrystusa musi cechować wielka roztropność. Jest ona szczególnie potrzebna w walce ze złem. Zło rośnie obok nas, trzeba codziennie się z nim mocować, a jeśli się człowiek do niego zabierze nieroztropnie, może zginąć. Trzeba dokładnie obliczyć siły ciała i ducha – czy wystarczą do wytrwania. Czy zdołam rozprawić się ze złem całkowicie? Trzeba posłuchać Jezusa i nieraz pozwolić złu róść obok i pilnować, by nic nie stracić, a podczas żniw pszenica dobra zostanie zebrana, a kąkol zła spalony.