fot. jcomp na Freepik

Cykl: W szkole modlitwy osobistej
Odc. 2. Chrystus modli się we mnie

Kiedy zastanawiamy się nad modlitwą, bardzo często ograniczamy ją tylko do porządku moralnego. Mówimy wtedy, że dzięki jej praktykowaniu staniemy się dobrymi ludźmi. Jest to jednak tylko część prawdy, gdyż dobrze rozwinięte życie duchowe wpływa na jakość relacji międzyludzkich, natomiast głębokość więzi, które nawiązujemy z innymi, świadczy o kondycji naszej wiary. Błędnym wydaje się więc traktowanie praktyk duchowych jako środków potrzebnych do osiągnięcia nieskazitelności moralnej. Modlitwa jest przede wszystkim osobowym spotkaniem z Bogiem, dzięki któremu następuje uświęcenie człowieka. By to zrozumieć, spróbujmy się zastanowić, co dzieje się podczas modlitwy. 


Chrystus modli się we mnie 

Często zadajemy sobie pytanie:„co się dzieje podczas modlitwy?”. Odpowiedź na nie znajdujemy w wielu perykopach Nowego Testamentu. Gdy uważnie czytamy księgi natchnione, możemy zauważyć, że dosyć często powtarza się w nich stwierdzenie wskazujące na to, że Chrystus mieszka w chrześcijaninie. Innymi słowy możemy powiedzieć, że jeżeli Jezus mieszka we mnie, to podczas modlitwy jest Tym, który modli się we mnie.

Intuicję do odkrycia owej prawdy znajdujemy w Ewangelii według św. Jana, wtedy gdy Jezus, pokrzepiając uczniów przed swoim odejściem z tego świata, mówi do nich:„jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać”(J 14, 23). Jeszcze wyraźniejszą wzmiankę uwierzytelniającą przebywanie Chrystusa podczas modlitwy w osobie wierzącej znajdziemy u św. Pawła w Liście do Galatów. Apostoł pisze: „teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie” (Gal 2, 20). To właśnie dzięki temu, że Jezus przebywa w nas, podczas modlitwy dokonuje się nasze uświęcenie, które przybiera w nas formę dynamicznego upodobnienia się Zbawiciela. Mówi o tym List do Rzymian,wskazując, że podczas modlitwy „zostaliśmy z Nim złączeni w jedno” (Rz 6, 5).

Jezus, który podczas modlitwy upodabnia nas do siebie, czynito łaską Ducha Świętego, o którym Credo mszalne mówi, że jest Panem i Ożywicielem. W ciągu wieków mistrzowie życia duchowego, chcąc wyjaśnić ten fakt, ujmowali go w różnego rodzaju maksymy.Tertulian († 240) pisał, że „chrześcijanin jest drugim Chrystusem”. Natomiast św. Augustyn († 430) ujął tę prawdę w następujących słowach: „cieszmy się, nie tylko staliśmy się chrześcijanami, lecz także staliśmy się Chrystusem”. Ciekawe spostrzeżenie na ten temat zostawiła w swoich pismach św. Elżbieta od Trójcy Świętej († 1906), podkreślając, że „chrześcijanin jest w Jezusie Chrystusie pełnym rozkwitem człowieczeństwa”.


Chrystus mówi do nas 

Podczas modlitwy, Chrystus przebywający się w nas, upodabnia nas do siebie, stawiając nas w prawdzie. Czyni to przede wszystkim poprzez to, że mówiąc do nas, pozwala nam zobaczyć siebie w perspektywie Bożej miłości. Zapytajmy się siebie, w jaki sposób Bóg mówi podczas modlitwy. Odpowiedź na powyższe pytanie znajdziemy w scenach opisujących spotkania Jezusa z bohaterami ewangelicznymi, gdyż dialog, który się między nimi nawiązał, przybiera swoistą formę modlitwy. 

Kiedy Bóg mówi, czyni to zawsze z miłością. Przykładem może być spotkanie Jezusa i Samarytanki przy studni Jakubowej (J 4, 1-26). W wydarzeniu tym Chrystus delikatnie dotyka jej problemów. Nie przechodzi od razu do sedna problemu, lecz pozwala jej samej dostrzec go w sobie. Tak też jest podczas naszej modlitwy osobistej. Zbawiciel jest tym, który pokazuje, w czym tkwi nasz problem, lecz nas nie odrzuca. Dzięki temu możemy wzrastać w Jego łasce, przemieniając stopniowo swoje życie.

Bóg, który jest miłością, podczas modlitwy mówi do nas osobiście – tu i teraz. Obrazuje to uzdrowienie trędowatego opisane w Ewangelii według św. Marka (1, 40-41). Gdy człowiek cierpiący spotkał Jezusa, prosił o dar uzdrowienia. Chrystus dokonał jego uzdrowienia w tej samej chwili, gdy wypowiedział słowa: „chcę, bądź oczyszczony”. Kiedy stajemy do modlitwy, musimy być świadomi, że dla Niego nie ma granicy czasu i przestrzeni.Bóg słucha i mówi do nas osobiście zawsze wtedy, gdy się modlimy.

Osobiste zaangażowanie Boga w naszą modlitwę sprawia, że słowo, które do nas wypowiada, ma moc przemienić nasze życie. Przyjęte Boże wezwanie staje się w nas ożywczą siłą nawrócenia. Widać to w postawie celnika Zacheusza, który po spotkaniu z Jezusem wynagrodził osobom, które skrzywił swoim postępowaniem(Łk 19, 1-10). Doświadczenie celnika staje się także naszym, kiedy w trakcie  modlitwy usłyszymy Boże wezwanie do wejścia na drogę nawrócenia. Powyższe opisy spotkań wskazują, że Bóg mówi do nas podczas modlitwy. Zobaczmy, w jaki sposób działa wówczas w nas. 


Chrystus uświęca nas podczas modlitwy 

W trakcie modlitwy osobistej, Chrystus, który modli się w nas, nieustannie nas stwarza.Księga Rodzaju mówi o stworzeniu świata poprzez Słowo, w którym kryje się moc życia. Ono powołuje świat do istnienia oraz ciągle go stwarza. Jeżeli Bóg wycofałby swoje Słowo, świat przestałby istnieć, cofnąłby się do pierwotnego chaosu. Musimy więc być świadomi, że kiedy stajemy do modlitwy, Bóg przedłuża w nas dzieło stwórcze. Przemienia to, co jest naszym chaosem, napełniając nas swoim pokojem.

Kiedy podczas modlitwy Jezus modlący się w nas kontynuuje dzieło stwórcze, jest Tym, który przenika nas do głębi. Duch Święty, jak mówi List do Hebrajczyków, jest w stanie przeniknąć nas„do rdzenia duszy i ducha, stawów i szpiku”(Hbr 4,12), by ujawnić nasze najbardziej skrywane pragnienia czy zranienia.Nikt nie zna lepiej zakątków naszego życia jak Bóg i tylko On potrafi otworzyć swoim słowem te miejsca, które już dawno zamknęliśmy przed sobą.Łaska Boża podczas modlitwy jest jak skalpel w ręku najlepszego chirurga, który potrafi dotrzeć do najbardziej chorych miejsc w naszym życiu, otworzyć je i uleczyć.

W Modlitwie osobistej Jezus modlący się w nas jest jak ogień, który pali nasze wnętrze, lub jak młot, który kruszy skorupę naszej zatwardziałości czy fałszu. Obrazowo mówi o tym prorok Jeremiasz: „czy moje słowo nie jest jak ogień (…), czy nie jest jak młot kruszący skałę”(Jr 23, 29).Chociaż Chrystus potrafi być stanowczy i silny, to w swoim działaniu względem nas jest jednak zawsze bardzo delikatny. Prorok Izajasz mówi o tym w ten sposób:„nie złamie trzciny nadłamanej i nie zgasi knotka o nikłym płomieniu”(Iz 42, 3).

Jezus, który modli się w nas, jest dla nas jak chleb codzienny.Tak jak potrzebujemy pokarmu, aby żyć, tak potrzebujemy modlitwy do wzrostu w łasce Bożej. Kiedy codziennie stajemy do modlitwy, Bóg zaczyna wskazywać nam swoją wolę – najlepszą drogę do rozwinięcia życiowego powołania. Jeżeli brakuje nam czasu na modlitwę, pojawią się w nas fałszywe postawy wobec życia. Pierwszą z nich jest ucieczka od codzienności przejawiająca się w tym, że nie dostrzegany w niej Bożego działania. Konsekwencją takiej postawy jest pragnienie zaspokojenia wyższych potrzeb poprzez to, co stanowi jedynie ich imitację, np. pieniądze czy sławę. Drugą fałszywą postawą jest separowanie duchowości od dnia codziennego – sztuczne oddzielanie tych rzeczywistości. Dzielimy wówczas czas na poświęcony dla Boga i dla nas samych. Nie widzimy, że jesteśmy przeniknięci Bożym działaniem. Jest to wyraz duchowej schizofrenii polegającej na tym, że w danym czasie dnia jestem dla Boga, a w innym tylko dla siebie.

Kiedy stajemy do modlitwy, warto pamiętać, że jest ona wejściem w osobową relacją z Bogiem, który modli się we mnie. Dzięki Jego obecności dokonuje się nasze uświęcenie. Warto zadać sobie pytanie:„czy mam świadomość tak wielkiego daru, dzięki któremu Bóg może nadać sens mojemu życiu?”.