fot. jcomp na Freepik
Cykl: W szkole modlitwy osobistej
Odc. 3. Roztargnienia podczas modlitwy
W poprzednim odcinku zatytułowanym Chrystus modli się we mnie mówiliśmy o tym, że w trakcie modlitwy osobistej Jezus przebywający się w nas upodabnia nas do siebie, stawiając nas w prawdzie. Czyni to przede wszystkim poprzez to, że mówiąc do nas, pozwala nam zobaczyć siebie w perspektywie Bożej miłości. Dzięki tej praktyce rozpoczyna się w nas proces uświęcenia, w trakcie którego nieustannie aktualizuje się w nas dzieło stworzenia opisane na pierwszych kratach Księgi Rodzaju. Musimy więc być świadomi, że kiedy stajemy do modlitwy, Bóg przedłuża w nas dzieło stwórcze. Przemienia to, co jest naszym wewnętrznym chaosem, napełniając nas przy tym swoim pokojem.
Postawa „ja chcę”
Skoro podczas modlitwy osobistej Bóg przemienia nas swoją obecnością, warto zapytać: w jaki sposób człowiek współdziała w tym procesie? Działanie ludzkie polega przede wszystkim na przyjęciu postawy „ja chcę”, czyli inaczej mówiąc, jest to zgodność woli ludzkiej z wolą Bożą. Kiedy stajemy do modlitwy, winniśmy powiedzieć: „Panie, pragnę podczas tej modlitwy tego, czego Ty chcesz”. Nawet gdy pojawią się rozproszenia, mówimy: „Panie, chcę tego, czego Ty chcesz” i wracamy do modlitwy.
Postawę „ja chcę” można opisać za pomocą kilku zdań wskazujących, jak należy zachowywać się podczas modlitwy. Na początku powinno się zbudować osobową relację Ja – Ty z Bogiem, w której uświadamiamy sobie, że On na nas oczekuje podczas modlitwy. Relacja Ja – Ty staje się realna, kiedy zapytamy siebie: „Panie, jak się czujesz, kiedy widzisz mnie na modlitwie?”. Czynimy to po to, by poznać uczucia Boga. Następnie musimy być świadomi tego, że podczas modlitwy mogą pojawić się w nas różnorakie emocje. Należy jednak uważać, aby akt „ja czuję” nie przesłonił aktu „ja chcę”.
Reasumując, możemy powiedzieć, że gdy stajemy do modlitwy, musi nastąpić dobrowolne skierowanie mojego „ja” na Boga. Jeśli tego zabraknie, to pomimo wzruszeń, pozycji ciała, a nawet poważnego zastanowienia się nad sprawami Bożymi, modlitwy nie będzie. Ponadto musimy być świadomi tego, że proces wzrastania na modlitwie dokonuje się stopniowo. Doznajemy przy tym różnego rodzaju przeszkód, które powodują znaczne osłabienie naszej relacji z Bogiem. Jedną z takich trudności, którą dziś omówimy, są rozproszenia.
Rozproszenia na modlitwie
Skąd biorą się rozproszenia podczas modlitwy? Gdzie leży źródło tych doświadczeń? Powołując się na wielowiekową tradycję Kościoła, możemy wskazać dwa korzenie tego problemu. Pierwszym z nich jest działanie złego ducha – pokusa, drugi leży w słabości naszej ludzkiej natury.
Działanie złego ducha
W naszym życiu duchowym występują dwa rodzaje pokus. W przypadku Pierwszej z nich to Bóg wystawia człowieka na próbę. Kluczem do zrozumienia jej jest biblijny grecki termin peirasmos (pokuszenie), który oznacza każdą sytuację, doświadczenie, które pochodzi do Boga. Musimy tu jednak być świadomi tego, Bóg nie kusi, ale wystawia na próbę, aby oczyścić i wychować człowieka. Człowiek, doświadczając próby, może udowodnić, że jest bliski Bogu lub zrezygnować z walki i pójść w innym kierunku. Na tym polegała próba Hioba czy Abrahama.
Drugi rodzaj pokusy to zachęta do zła pochodząca od szatana. Jest głosem złego ducha, który zachęca nas do życia sprzecznego z Ewangelią. Szatan nie może człowiekowi nakazać grzeszyć, jest jednak dobrym taktykiem, co przejawia się w tym, że podsuwa jako pokusę nie wybór zła, ale pozornego dobra. Stara się tak działać, by zniekształcić widzenie rzeczywistości. Jakie to się dokonuje w odniesieniu do sfery modlitwy?
Ze względu na to, że pokusa pochodzi z zewnątrz i nie może zmusić człowieka do zaniechania, stopniowo przenika do jego wnętrza, nakłaniając go do rozpoczęcia lub zaprzestania modlitwy. Zły duch posługuje się tu pewną strategią działania, którą Ojcowie Kościoła opisują jako następujące po sobie etapy.
Pierwszy z nich nazywają „podszeptem”. Jest to pierwszy bodziec, pierwszy obraz, który pojawia się w wyobraźni. Na tym etapie zło ukazuje się nam w ponętnej postaci. Odnośnie do modlitwy może na przykład pojawić się sugestia, by zamiast stanąć do modlitwy wysłuchać kolejnej konferencji na jej temat.
Drugi etap nazywa się „dialogiem z pokusą”. Przypomina to rozmowę szatana z Ewą, opisaną w Księdze Rodzaju. Może mieć różne formy, np. człowiek kuszony przez złego ducha przypomina sobie konferencje o modlitwie, których wysłuchał, i zaczyna myśleć, jak bardzo pomogły mu rozwinąć tę praktykę duchową.
Trzeci etap nazywamy „walką”. Po długim dialogu pokusa zagnieżdża się w sercu i nie da się z niego w łatwy sposób usunąć. Jeżeli człowiek wszedł w rozważanie o skuteczności konferencji o modlitwie, zamiast do niej stanąć, to pragnienie wysłuchania następnej będzie w nim wzrastać.
Czwarty etap to „zgoda”. Ktoś, kto przegrał walkę, postanawia pogodzić się z myślą, że wysłuchanie kolejnej konferencji będzie dla niego owocne. W tym momencie praktycznie rezygnuje z praktyki modlitwy osobistej.
Etapem piątym jest „stan namiętności”, a więc nawyk, który osłabia duszę. Odnośnie do modlitwy przejawia się on w tym, że człowiek, który unika modlitwy osobistej, wejdzie w taki stan, w którym każdego kolejnego dnia modlitwa będzie sprawiała mu coraz większą trudność. Taki stan prowadzi do zaniechania życia duchowego.
Wyliczając te etapy, Ojcowie Kościoła zwracają uwagę na to, że by skutecznie walczyć z pokusą, trzeba unikać pierwszego momentu, tj. pojawienia się złej myśli, zanim ona nie przejmie w nas inicjatywy. Zwracają również uwagę na to, że człowiek nie może lekkomyślnie wchodzić w dialog ze złym duchem, gdyż zawsze go przegra. Rodzi się zatem pytanie, jak walczyć z pokusami podczas modlitwy?
Walka z pokusami zawiera w sobie kilka elementów. Pierwszy z nich mówi o tym, że bardziej należy cenić dobro niż zło, które niesie pokusa. Warto w tym momencie zwrócić uwagę na słowa św. Pawła, który w Liście do Koryntian zawarł następującą myśl: „wierny jest Bóg i nie dozwoli was kusić ponad to, co potraficie znieść” (1 Kor 10,13). Jeżeli nie ma pokus ponad nasze siły, to po co są i jaką naukę ze sobą niosą? Pokazują nam słabe strony naszej ludzkiej natury, ujawniają istniejący w nas nieporządek. W ten sposób pomagają poznać siebie i to, nad czym mamy pracować. Możemy powiedzieć, że pokusa rozproszenia podczas modlitwy jest dla nas znakiem, że ciągle potrzebujemy nawrócenia i pracy nad sobą. Ponadto rozproszenia uczą nas pokory oraz sprzyjają doświadczeniu miłości Bożej, gdyż uświadamiają nam, że aby je pokonać, musimy zakorzenić się w Chrystusie. Dosyć dobrze ujął tę prawdę Jean Vanier, mówiąc, że „za każdą pokusą stoi ponowny wybór Chrystusa”.
Druga wskazówka dotycząca walki z pokusą mówi, że człowiek podczas modlitwy nie może z nią dialogować. Sama pokusa jest neutralna, nie jest jeszcze złem. Jej działania doświadczył sam Chrystus. Problemem staje się wtedy, gdy poprzez dialog wyrażamy na nią zgodę, co skutkuje zaniechaniem modlitwy.
Trzecia zwraca uwagę na to, żeby podczas modlitwy walczyć bezpośrednio z pokusą. Ascetyczna tradycja chrześcijańskiego wschodu rozróżniała dwie główne metody walki. Pierwsza polegała na bezpośrednim sprzeciwianiu się pokusom, usiłując je odrzucić wysiłkiem własnej woli. Niestety ta metoda prowadzi często do odwrotnego rezultatu, gdyż myśli, które się gwałtownie odrzuca, powracają z większą siłą. Druga metoda mówi nam o tym, że zamiast zwalczać bezpośrednio złe myśli i odrzucać je siłą woli, można odwrócić swą uwagę i patrzeć gdzie indziej. Ewagriusz z Pontu nauczał, by nie walczyć bezpośrednio z samą pokusą, ale poprzez praktykowanie cnoty jej przeciwnej, np. lenistwo zwalczamy przez rozwijanie zainteresowań. Jak to się ma do modlitwy? Wskazuje na to Jezus, który walczy z pokusą poprzez odniesienie zaistniałej sytuacji do tekstów Słowa Bożego. Chrystus kuszony na pustyni odpowiada szatanowi słowami Pisma św. Takim słowem, które kierujemy w stronę pokusy, jest także modlitwa.
Słabość natury ludzkiej
Ze względu na słabość naszej ludzkiej natury często ulegamy rozproszeniom na modlitwie. Dzieje się tak, gdyż duży wpływ na tę praktykę ma w naszym życiu sfera zmysłów, uczuć i rozumu. Sfera zmysłowa dąży do zaspokojenia w człowieku pragnienia głodu, wygodnictwa, ruchu, przez co zamyka go na doświadczenie głębi spotkania z Bogiem. Natomiast sfera uczuciowa wywołuje w nas pragnie radości oparte tylko i wyłącznie na emocjach. Niebezpieczne wydaje się tu zredukowanie doświadczenia religijnego do odczuć związanych ze światem emocji i uczuć. Trudność odnosząca się do sfery rozumowej polega na tym, że człowiek podczas modlitwy koncentruje się przede wszystkim na poszukiwaniu doznań intelektualnych. Modlitwa w tym wypadku może zostać sprowadzona do środka zdobywania wiedzy teologicznej.
Kontrola nad rozproszeniami leży w mocy naszego Ja. Konieczne jest tu wprowadzenie pewnej umiejętność panowania nad poszczególnymi sferami życia – taką formą kontroli jest asceza. Praktyka ta dokonuje się przez tak zwaną pracę dalszą oraz umiejętność reagowania na rozproszenia podczas modlitwy.
Dalsza praca polega przede wszystkim na ćwiczeniu się w wewnętrznym skupieniu, inaczej mówiąc na koncentracji poprzez całkowite zatrzymanie działalności poszczególnych sfer w danej czynności. Sprowadza się to do tego, by przed rozpoczęciem czynności modlitewnych dać sobie krótką chwilę czasu na wyciszenie myśli.
Bardzo często popełniamy błąd polegający na tym, że do modlitwy podchodzimy z biegu, zaraz po codziennych zajęciach, dziwiąc się, że pojawiają się na niej rozproszenia dotyczące tego, co robiliśmy podczas dnia pracy czy nauki. Dlatego ważne jest, aby pojawiła się w nas ciągła troska o panowanie nad poszczególnymi sferami życia: wygodą, lenistwem, nadmierną wrażliwością uczuciową, wyobrażeniami czy ciekawością intelektualną.
Przygotowanie dalsze polega także na umacnianiu dążeń głębi przebóstwionej poprzez praktykowanie cnót teologicznych – wiary, nadziei i miłości. Im mocniejsze będzie w ciągu dnia pragnienie Boga, tym słabsze będą roztargnienia.
Natomiast umiejętne reagowanie na roztargnienia w czasie modlitwy zawiera w sobie między innymi troskę o zwrócenie uwagi na pozycję ciała, odprężenie czy oddychanie. Dobra modlitwa wyraża się przede wszystkim w dobrej postawie ciała. Dosyć często mamy problem z rozproszeniami wywołany tym, że ciało nie współgra z modlitwą. Jeżeli jest ona spotkaniem z Bogiem, a człowiek podczas jej trwania siedzi niedbale w fotelu z założonymi nogami, to prawie na sto procent po kilkunastu minutach będzie go bolał kręgosłup czy kolana, co skończy się tym, że skoncentruje się na kondycji cielesnej, nie zaś na Bogu.
Następnie należy zwrócić uwagę na sam fakt rozproszenia. Gdy spostrzeżemy, że pojawi się roztargnienie, nie możemy się na nie zgodzić, ale musimy mu przeszkodzić, dając inne zajęcie – na przykład spojrzeć na krzyż, skupić się na dowolnej postaci z Ewangelii. Najlepszym wyjściem z tej sytuacji będzie jak najszybszy powrót do modlitwy. Kiedy się zorientujemy, że pojawiło się rozproszenie, następuje nasza rekcja i powrót do ćwiczeń duchowych.
Ojcowie Kościoła podpowiadają, że gdy zdarzy się rozproszenie, człowiek nigdy nie powinien się na siebie denerwować. Niebezpieczeństwo tej sytuacji polega na tym, że doświadczając problemów na modlitwie, możemy zbyt mocno skoncentrować się na swojej słabości. W tej sytuacji, zamiast wracać do modlitwy, będziemy rozmyślać o swojej słabości. Trwanie w tym stanie odrywa człowieka od Boga oraz powoduje pogłębienie niskiego poczucia własnej wartości wywołanego rozproszeniem, które jest od niego niezależne.
Można także przemienić roztargnienia w modlitwę. Na przykład niepokój o bliską osobę można obrócić w modlitwę za nią. Treść rozproszeń staje się wtedy przedmiotem naszej modlitwy. Należy jednak zwrócić uwagę na to, by nie nadużywać tego sposobu radzenia sobie z problemami modlitewnymi. Niebezpieczeństwo tej drogi polega na tym, że nieistotne sprawy, które pojawiają się podczas rozproszeń, staną się najważniejszymi przedmiotami naszej modlitwy, przez co utrudnimy sobie dostęp do odkrywania tego, co tak naprawdę jest wolą Bożą w naszym życiu.
Zakończenie
Rozproszenia ma modlitwie będące wynikiem działania złego ducha czy słabości naszej ludzkiej natury będą zawsze występowały podczas modlitwy. Nigdy się od nich nie uwolnimy, gdyż jeszcze nie jesteśmy święci. Musimy być świadomi tego, że pokusy czy roztargnienia, na które się nie zgadzamy, nie przerywają naszej modlitwy. Przerywa ją dobrowolne odejście od niej!
Można to zobrazować poprzez przykład zakochanego mężczyzny, który jedzie do swojej ukochanej. Nagle zatrzymuje go ktoś, by pożyczyć lewarek, gdyż właśnie złapał gumę. Mężczyzna pożycza, pomaga przy zmianie koła i jedzie dalej. Czy przerwał podróż? Tak też jest z modlitwą. Czy jeżeli się rozproszę bez mojej winy, ale zaraz wrócę do niej, to czy ją przerwałem?
I jeszcze jedna bardzo ważna wskazówka. Jeżeli człowiek cierpi, że ma roztargnienia na modlitwie, to znaczy, że nie zgadza się na nie. Brak zgody wymusza pracę nad większym skupieniem w tej przestrzeni życia duchowego.