Stabat Mater dolorosa

To tytuł, a zarazem pierwsze słowa hymnu liturgicznego (zwanego też sekwencją) z XIII wieku, której autorem jest najprawdopodobniej franciszkanin Jacopone z Todi. Pieśń ta nawiązuje do stwierdzenia św. Jana Ewangelisty, że pod krzyżem Jezusa stała Jego Matka (por. J 19,25). Ten krótki, niejako kronikarski zapis Apostoła pieśń ta rozprowadza tak żywo, plastycznie, przekrojowo i pięknie że w XVIII wieku została włączona do tekstów liturgicznych na wspomnienie Matki Bożej Bolesnej. Benedykt XIII w 1727 r. to wspomnienie wpisał do kalendarza rzymskiego na piątek przed Niedzielą Palmową. Natomiast św. Pius X przeniósł je na 15 września; było to w 1913 r. 14 września Kościół obchodzi święto liturgiczne Podwyższenia Krzyża Świętego, a następnego dnia wspomnienie Matki Bożej Bolesnej. „Stabat Mater” stała się natchnieniem poetów, malarzy, rzeźbiarzy, muzyków, którzy pozostawili po sobie wspaniałe dzieła. Wspomnijmy chociażby o znanym utworze „Stabat Mater” światowej sławy współczesnego polskiego kompozytora Krzysztofa Pendereckiego.

Tym, co ujmuje, zachwyca i porywa w treści średniowiecznej pieśni liturgicznej „Stabat Mater”, jest nie tylko poetycki opis boleści Matki dzielącej ból ukrzyżowanego Syna, czy też wyraz okazywanego Im współczucia, ile raczej gorące pragnienie współcierpienia z Nim. Pragnienie to wypływa z mistycznego, tajemniczego, trudnego do wypowiedzenia, wewnętrznego zjednoczenia w miłości z Jezusem i Jego Matką Jacopone z Todi. Zachwyca nas to i wprawia w zdumienie tym bardziej dziś, kiedy wciąż uciekamy od cierpienia, pragniemy się od niego za wszelką cenę uwolnić, gdyż trudno jest nam dopatrzeć się w nim jakiegokolwiek sensu.

Obrona przed bólem jest czymś zrozumiałym, naturalnym, ale i ograniczonym. Stąd też zdarzają się w życiu człowieka sytuacje, kiedy musi, podobnie jak Maryja, stanąć oko w oko z nieuniknionym bólem. Dlatego warto przyswoić sobie główną myśl zawartą w średniowiecznej pieśni „Stabat Mater”. Uzasadnia one, dlaczego Maryja, cierpiąc nie załamuje rąk, nie pada omdlała, nie rozpacza, lecz w mężnej, stojącej postawie, heroicznie znosi przeszywający Jej serce ból. Czyni tak dlatego, bo wie, co ze swym bólem uczynić. Swoje cierpienie łączy z cierpieniami swego Syna. Przez to współcierpi z Nim, a On współcierpi z Nią. Jacopone z Todi z taką żarliwością wyraża pragnienie współcierpienia z Jezusem i Maryją i nas do tego zaprasza.

Współcierpienie Jezusa z nami jest zaproszeniem do naszego współcierpienia z Nim. Kiedy to zaproszenie przyjmiemy i usiłujemy łączyć nasze cierpienie z cierpieniami Zbawiciela, cierpienie nasze nabiera sensu. Przez to zjednoczenie z cierpieniem Chrystusa staje się środkiem zbawienia. Może się to dokonać jedynie na podstawie gorącej miłości do Jezusa, podobnej do tej, jaka przepełniała serce autora „Stabat Mater”, kiedy błagał o łaskę współcierpienia z Chrystusem i Maryją. Jeżeli nam tej miłości nie dostaje, to Wielki Post stanowi okazję do jej odnowy i pogłębienia. Od cierpienia nikt nie jest wolny, a jeżeli tak, to trzeba stale przygotować się na jego przyjęcie. Z pomocą przychodzi nam wielkopostne rozważanie – zwłaszcza podczas Gorzkich Żali – Męki Jezusa Chrystusa i Jego Matki. Jeżeli będziemy z niego pilnie korzystać, miłość do Jezusa i Maryi przepełni nasze serce i coraz bliżej będziemy usposobienia jakie towarzyszyło Jacopone z Todi, kiedy pisał: „Matko, coś miłości zdrojem, spraw niech czuję w sercu moim ból Twój u Jezusa mój! Spraw, by serce me gorzało, by radością życia całą stał się dla mnie Chrystus Bóg”.

„Ach, ja Matka boleściwa” – śpiewamy w „Gorzkich Żalach” rozważając cierpienia Maryi złączone z cierpieniami naszego Odkupiciela. Maryja jako niepokalanie poczęta wolna była od grzechu pierworodnego, nie była jednak uwolniona od odczuwania bólu. A tak się składało, że życie Jej było życiem Matki Bolesnej. Cierpiała: kiedy Symeon prorokował, że Jej duszę przeniknie miecz; kiedy uciekała do Egiptu; kiedy szukała zagubionego Jezusa; kiedy spotkała Go dźwigającego krzyż; kiedy Jezus umarł na krzyżu; kiedy ciało Jego zostało zdjęte z krzyża i złożone na Jej łonie; kiedy złożono Jej Bożego Syna do grobu. Cierpienia Jej, chociaż zewnętrzne porównywalne do cierpień innych ludzi, wewnętrznie były nieporównywalne. Miarą bowiem wielkości cierpienia jest wielkość miłości i osobowej wrażliwości. Nie było natomiast i nie będzie na świecie osób tak wrażliwych i tak miłujących, jak Jezus i Maryja.

Maryja nie załamała się w cierpieniu. Św. Jan Ewangelista pisze „stała”. Jej siłą była niezachwiana miłość do Jezusa. Dzięki tej miłości zawierzyła Mu, zaufała, była przekonana, że tak trzeba i że tak jest dobrze, bo taka jest wola Ojca Niebieskiego, Boga – Miłości. Przenoszenie spojrzenia z postaci cierpiącego Jezusa na postać bolesnej Jego i naszej Matki jest dla nas czymś bardzo ważnym dla owocnego rozważania Męki Pańskiej. Matka Boża Bolesna poucza nas, jak uczestniczyć w cierpieniach Jezusa, aby przez Niego stały się one dla nas zbawienne. Trzeba z pełnym miłości zaufaniem Jezusowi przyjmować krzyż, jaki wkłada nam na ramiona (por. Łk 9,23). Nie wolno go z buntem odrzucać. Od krzyża nikt nie potrafi się uwolnić. Krzyż zaś odrzucony staje się źródłem cierpień, które nie mogą uczestniczyć w zbawczym sensie cierpień Jezusa.

Nie wystarczy dźwigać krzyż za Jezusem, ale trzeba z Nim współcierpieć, trzeba jak On pozwolić się do krzyża przybić i na nim codziennie umierać. „Z Chrystusem zostałem przybity do krzyża” (Ga 2,19). Codzienne zaś umieranie jest dla nas grzeszników umieraniem dla grzechu, namiętności, pożądliwości, niesprawiedliwości, nienawiści, zachłanności, lenistwa, zazdrości, nałogów. Tym naznaczona jest droga naszego życia chrześcijańskiego, którą kroczymy od momentu chrztu świętego. Przez chrzest zostaliśmy pogrzebani z Chrystusem i powstaliśmy z Nim do nowego życia. Powstać zaś z Chrystusem do nowego życia, to zapewnić sobie udział w chwale Jego zmartwychwstania i życia wiecznego. A zatem celem nie jest trud, wyrzeczenie, opanowywanie, cierpienie, śmierć. Celem jest radość życia wiecznego z Chrystusem.

Matka Bolesna w przedziwny sposób wiąże cierpienia Jezusa z naszymi cierpieniami, Jego krzyż z krzyżami naszego codziennego dnia, Jego zmartwychwstanie z nadzieją naszego zmartwychwstawania. Z głębokim przejęciem śpiewajmy podczas „Gorzkich Żali”: „O Maryjo Ciebie proszę, niech Jezusa rany noszę i serdecznie rozważam”.

Matkę Bożą Bolesną, papież Jan Paweł II w orędziu na Światowy Dzień Chorego (11.02.1994) nazywa „żywą ikoną Ewangelii cierpienia”. „Żywa ikona” oznacza żywy obraz albo – inaczej uosobienie. Maryja jest właśnie takim żywym obrazem, czyli uosobieniem cierpienia. Cierpienie towarzyszyło Jej przez całe życie. Maryja jest jednak „żywą ikoną”, „żywym obrazem”, uosobieniem nie samego cierpienia, ale „Ewangelii cierpienia”, czyli dobrej nowiny o cierpieniu. Dobra nowina o cierpieniu polega na tym, że wskazuje, jak cierpienie można zmienić w dobro, a Maryja jest tego ikoną, obrazem, przykładem. Przez co? Przez złączenia własnego cierpienia z cierpieniem Jezusa.

Cierpienie Jezusa jest tajemnicą Jego miłości do Boga i do człowieka. Miłość ta, objawia się przez dobrowolne przyjęcie cierpienia, dokonała zbawienia świata. Przez to samo cierpienie, jako wyraz miłości, nabrało zbawczego znaczenia. Maryja, włączając dobrowolnie swoje cierpienie w tej właśnie tajemnicy Jezusowej miłości do Boga i człowieka, nadawała mu zbawczego znaczenia. Przez to współdziałała z Jezusem w dokonującym się dziele zbawienia.

Maryja ma być dla nas „żywą ikoną Ewangelii cierpienia”. Cierpienie jest udziałem każdego człowieka. Nie omija ono i nas. Niewątpliwie wiele już w życiu przeszliśmy, ale możemy przypuszczać, że największe cierpienie jest jeszcze przed nami. Myślimy o tym z obawą, bo wiemy z własnego doświadczenia, jak trudno w cierpieniu należycie się zachować, a co dopiero godnie je przeżyć, należycie wykorzystać. 

W tych trudnych chwilach Maryja jest dla nas „żywą ikoną Ewangelii cierpienia”. Przez przykład swego życia poucza nas, jak w cierpieniu ustrzec się rozterki, załamania, a nawet rozpaczy. Wzywa nas, abyśmy nasze cierpienia włączyli w tajemnicy miłości Chrystusa do Boga i człowieka, i nadawali im przez to zbawczą wartość: dla nas, dla innych, dla świata.

W wierszu Ewy Szelburg-Zarembiny (1986) Pt. „To było długo potem” Maryja wspomina niełatwe i długie życie, kończąc swoją opowieść słowami: „Oto jak krzyż moje życie uprościł”. Kiedy więc dostąpimy łaski cierpienia, mamy spoglądać na Maryję – „żywą ikonę Ewangelii cierpienia”; oglądać Ją oczyma, czytać umysłem, słuchać sercem. Wówczas będziemy mogli z własnego doświadczenia powiedzieć: „Oto jak krzyż moje życie uprościł”.

Św. Franciszek do tego stopnia przeżywał cierpienia Chrystusa, że otrzymał stygmaty. Jeśli więc tak miłował i czcił Jezusa ukrzyżowanego, należało oczekiwać, że Franciszkowa Matka Bolesna będzie współcierpiąca, bolesna, obecna pod krzyżem, ale źródła franciszkańskie nie potwierdzają tego oczekiwania. Biedaczyna tak bardzo skoncentrował się na krzyżu i Ukrzyżowanym, iż niewiele uwagi poświęcił temu, kto stał pod krzyżem.

A jego duchowi synowie? Na ogół bardziej upodobali sobie Matkę Boską Radosną niż Bolesną. Ale w historii franciszkańskiej odkrywamy także Maryję Bolesną. Pisali o Niej Konrad z Saksonii, św. Bonawentura, bł. Jan Dunst Szkot, wspomniany już Jacopone z Todi i wielu, wielu innych. W kościele Braci Mniejszych Konwentualnych w Krakowie wielką czcią i nabożeństwem cieszy się Matka Boża Bolesna, zwana „Smętną Dobrodziejką”. Szczególnym nabożeństwem Matkę Bolesną darzył bł. o. Honorat Koźmiński, kapucyn. On to 18 kwietnia 1881 r. założył „Zgromadzenie Córek Matki Bożej Bolesnej”, zwanym także „Zgromadzeniem Sióstr Serafitek”. Hasłem tego zgromadzenia jest: „Wszystko dla Jezusa przez bolejące Serce Maryi”. Natomiast godłem jest Serce Matki Bożej przeszyte siedmioma mieczami. Dniem szczególnie obchodzonym w zgromadzeniu jest święto Matki Bożej Bolesnej (15 września). W tym dniu co roku podczas Mszy świętej siostry publicznie odnawiają śluby zakonne. W miesiącu wrześniu starają się wnikać w tajemnice Serca Matki Najświętszej, oraz odmawiają lub śpiewają ku Jej czci „Godzinki o Matce Bożej Bolesnej”. Również we wszystkie niedziele Wielkiego Postu czczą Maryję tymiż „Godzinkami”. W każdą sobotę odmawiają Koronkę do Matki Bożej Bolesnej. Każdego dnia do „Liturgii Godzin” dodają specjalne rozważanie o boleściach Maryi. Również każdego dnia, podczas modlitw południowych siostry pod wezwaniem Matki Bożej Bolesnej, przy zapalonych świecach, odmawiają głośno modlitwę ułożoną przez bł. Honorata: „O Maryjo, Ty wiesz”.

Swoją pieśń „Stabat Mater dolorosa” Jacopone z Todi kończy:
„Krzyż Chrystusa niech mnie broni,
Niech mnie Jego śmierć osłoni
I otworzy łaski zdrój.
Kiedy umrze moje ciało,
Obleczone wieczną chwałą
Dusza niech osiągnie raj.
Amen”.