Błogosławiony Honorat Koźmiński
Sługa i wierny szafarz sakramentu pojednania

„Wyznaję jeden chrzest na odpuszczeni grzechów” – mówimy w wyznaniu naszej wiary. Perykopa ewangelijna o uzdrowieniu paralityka (Mt 9,1nn.) żąda od nas, abyśmy uznali, że jesteśmy grzesznikami, wyznali nasze grzechy, poprosili Jezusa, aby nas uzdrowił i oczyścił. Obmyj mnie, Panie, a nad śnieg wybieleję… uznaję mój grzech… uczyniłem, co jest złe przed Tobą (por. Ps 51,5nn.). Słowa te już prawie od trzech tysięcy lat – od chwili kiedy król Dawid popełnił swój ciężki grzech – służą do wyrażani uczucia na wskroś religijnego, a zarazem jakże ludzkiego, jakim jest skrucha.

Człowiek mocny, świadomy i uczciwy wie, że jest grzeszny, że myli się, wie, że potrzebuje przebaczenia; wie, że „ludzką rzeczą jest się mylić”. Człowiek tak postępujący chodzi w prawdzie, a nie w kłamstwie. Przed Bogiem nigdy nie będziemy chodzić w prawdzie, dopóki nie wyznamy naszej grzeszności. Człowieka pysznego, faryzeusza Bóg trzyma na odległość; pozostawia go w jego grzechach: „przyszedłem zbawić grzeszników”, to znaczy tych, którzy za grzeszników się uznają. Odkryjmy więc radość z pójścia do Boga i powiedzenia Mu z pokorą: „Ojcze, zgrzeszyłem”!; „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”! W ten sposób nadamy sens temu, co mówimy na początku Mszy świętej: „Uznajmy przed Bogiem, że jesteśmy grzeszni… „Spowiadam się Bogu, że bardzo zgrzeszyłem” i przed Komunią: „Panie, nie jestem godzien”. Nie zawsze jednak wystarcza samo uznanie, że jest się grzesznym. Jeśli umiemy wsłuchiwać się w Jego głos, to może i do kogoś z nas on dziś powie: Idź, pokaż się kapłanowi. A powie to słowami prostymi i zwykłymi: Wyspowiadaj się! Pojednaj się z Bogiem za pośrednictwem Kościoła!

Jezus mówi, iż „Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów” (Mk 2,10). Moc sądzenia i odpuszczania grzechów należy do Jezusa. Może on przebaczać grzechy, gdyż jest posłusznym we wszystkim Ojcu; On wziął na siebie wszystkie grzechy (por. Iz 53,4), aby zadość uczynić za nie, niosąc je „w swoim ciele na drzewo krzyża” (1 P 2,24). Ewangelista Mateusz napisał: „tłumy ogarnął lęk i wielbiły Boga, który takiej mocy udzielił ludziom” (Mt 9,8). W słowach wypowiedzianych przez Jezusa do paralityka zarysowuje się już „polecenie” przekazane Apostołom oraz Kościołowi po Wielkanocy: „Którym odpuścicie grzechy” (J 20,23).

Nauka o odpuszczeniu grzechów opiera się na trzech filarach zawartych w Objawieniu. Pierwszy pewnik – filar: Bóg nasz jest Bogiem miłosiernym i wielkim w przebaczeniu: „Jahwe, Jahwe, Bóg miłosierny i litościwy, cierpliwy, bogaty w łaskę i wierność, zachowujący swą łaskę w tysiączne pokolenia; przebaczający niegodziwość, niewierność, grzech” (Wj 34,6-7). Cechy charakterystyczne tego przebaczenia są następujące: jest ot przebaczenie radykalne; „Ja, właśnie Ja przekreślam twe przestępstwa i nie wspominam twych grzechów” (Iz 43,25). Jest to przebaczenie twórcze, sprawiające, iż powstaje nowe stworzenie, zwracające mu wszystkie jego możliwości. Ukazuje ono tym samym w najwyższy sposób wszechmoc Bożą: „Boże, Ty przez przebaczenie i litość najpełniej okazujesz swoją wszechmoc” (kolekta z 26 niedzieli). Może nawet bardziej od stworzenia przebaczenie ukazuje wszechmoc Bożą, ponieważ to ono wyprowadza rzeczy z nicości, większej nawet niż niebyt; wydobywa z nicości grzechu, gdyż grzech jest rzucaniem się w objęcia nicości, nonsensu. Nie myli się Dawid, kiedy używa na określenie przebaczenia tego samego słowa, co w Rdz 1,1 zostało użyte na określenie stworzenia: „Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste” (Ps 51,12). Jest to przebaczenie, które opiera się na miłosierdziu, to znaczy – mówiąc dosłownie – na litości płynącej z serca: „Wie On, z czego jesteśmy utworzeni” (Ps 103,4). Jest ot przebaczenie, którego motywem jest miłość.

Drugi pewnik – filar: Jezus przyszedł na ziemię, aby głosić i ukazywać tę miłość przebaczającą Ojca: „Posłał Mnie… by opatrywać rany serc złamanych” (Iz 61,1; Łk 4,18); „przyszedłem powołać grzeszników” (por. Mt 9,13); „Chrystus Jezus przyszedł na świat zbawić grzeszników, spośród których ja jestem pierwszy” (1 Tm 1,15). Jezus pojmuje swoje życie i swoją śmierć jako najwyższy gest Bożego przebaczenia oraz jako całkowite i powszechne odpuszczenie grzechów (por. Mt 26,28). Jest to oczyszczenie pozytywne, przynoszące owoce, ponieważ dające nowe życie wypływające z nowego Przymierza (por. Łk 22,20), aż po połączenie się z Bogiem. Chrystus – mówi św. Paweł – obmył Kościół swoją krwią, aby mógł stać się Jego oblubienicą (por. Ef 5,25nn.). Jeśli w Starym Testamencie mówiło się o przebaczeniu jako o stworzeniu, to w Nowym Testamencie, w świetle misterium paschalnego, należy mówić o nim jako o zmartwychwstaniu: człowiek, któremu przebaczono grzechy, jest tym, który „powstał z martwych z Chrystusem” (Kol 3,1). Jezus powiedział do paralityka: wstań! – i człowiek ten wstał.

Trzeci pewnik – filar: Chrystus tę moc odpuszczania grzechów, którą ma jako Syn Człowieczy, przekazał swemu Kościołowi, aby świadczył o niej i udzielał jej wszystkim ludziom: „Wszystko, co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie” (Mt 18,18). To, co w ten sposób zostało przekazane Kościołowi, nie jest abstrakcyjną władzą otrzymaną na mocy prawa, jest to Duch Święty na odpuszczenie grzechów! Święty Jan Ewangelista tymi słowami przekazał to samo Jezusowe polecenie, którego wysłuchaliśmy w wersji Mateuszowej: „Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane” (J 20,22-23). Tak więc moc odpuszczania grzechów należy do Ducha Świętego, który ożywia Kościół i który autorytatywnie przemawia przez Apostołów i ich następców. „Cała Trójca uczestniczy w odpuszczaniu grzechów, a mimo to wskazuje się na Ducha Świętego jako na tego, który odpuszcza grzechy… Ponieważ tylko dzięki Duchowi Świętemu można odpuszczać grzechy, grzechy można odpuszczać jedynie w Kościele, który posiada Ducha Świętego” (św. Augustyn). Duch Święty aktualizuje zbawcze działanie krwi Chrystusa; „przenosi”, jeśli tak można powiedzieć, za pomocą sakramentów łaskę i wyzwolenie przyniesione przez Chrystusa. On przekonuje świat o grzechu (por. J 16,8) i uwalnia świat od grzechu.

Jedną z najważniejszych posług kapłana jest niewątpliwie szafowanie sakramentami, a wśród nich sakramentem pokuty. Bóg podzielił się z kapłanem swoją władzą i mocną: „Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone” (J 20,23). Miłość i miłosierdzie Boga skłoniły Go do tak doniosłej decyzji. Jakże wielka musi być wartość i godność każdego człowieka, skoro Bóg dzieli się z człowiekiem całą swą Boską potęgą, by zniszczyć grzech, jedyną przeszkodę w drodze do szczęścia swoich stworzeń. Władza absolucji to nie tylko przywilej, ale wyróżnienie i zaufanie. To równocześnie obowiązek o niesłychanym ciężarze gatunkowym. To onus, który przygniata najodporniejsze barki kapłańskie. Świadomość odpowiedzialności wobec Boga i wobec ludzi – grzeszników nie pozwala kapłanom zlekceważyć tej posługi.

Dla spowiednika w danej chwili istnieje tylko jeden człowiek przy konfesjonale. O resztę w tej chwili nie dba. Resztę zostawia Bogu. On wie, że po Ofierze bezkrwawej spowiedź jest dla niego pierwszym obowiązkiem i obowiązek ten spełnia niestrudzenie. Spowiednik winien być mężem silnej wiary i mocnych przekonań. A te przymioty nabywa kapłan przez modlitwę, studium i współpracę z Bogiem. Częste wejrzenie i wczytywanie się w teologię życia wewnętrznego i teologię moralną są warunkiem owocnego sprawowania sakramentu pojednania. Ludzka pamięć zawodzi. Wiara to dar, łaska! Ale łaska wymaga współpracy. Do konfesjonału podchodzą penitenci pragnący odzyskać i pomnożyć łaskę uświęcającą. I chociaż kapłan nie daje ze swego, to jednak bardzo ważne jest, aby był w stanie łaski uświęcającej. Kapłan działa także swoją osobowością. Spowiednik winien zasiadać w konfesjonale nie z musu i konieczności, nie dla własnej chwały i poklasku, nie z wyrachowania i dla interesu. Jedynym motywem winna być miłość i gorliwość o zbawienie człowieka, odkupionego najdroższą Krwią Chrystusa. Nie może się zrażać żadną kategorią penitentów, najmniej tymi, którzy wymagają od niego wiele czasu i cierpliwości. Jedno spojrzenie na konfesjonał bł. o. Honorata wystarczy do dodania odwagi najbardziej zniechęconemu spowiednikowi. Kapłan nie wytrwa długo na swym trudnym posterunku bez ducha zaparcia i wyrzeczenia. Życie światowe, miękkie i cielesne nie da się pogodzić z duchem Chrystusa. Kiedy konfesjonały świecą pustką, a spowiednicy nie zasiadają w nich – nie dziwi nas, że owce pozostawione coraz bardziej bez pasterza gnuśnieją w swych obowiązkach religijnych i godzą się na „chrześcijaństwo” niewymagające ofiar. Duch umartwienia jest potrzebny spowiednikowi z wielu względów: by się nie zniechęcić w przeciwnościach i niepowodzeniu, by nie uchylać się przed trudem, by podjąć krzyż Chrystusa, pokutę za siebie i braci, by nie ulec zgubnemu naturalizmowi, który się wciska we wszystkie święte czynności, nawet za kratki konfesjonału. Cud modlitwy jest potrzebny do wypraszania sobie światła, a penitentom łaski, bez której wszelki ludzki wysiłek jest bezcelowy. Kapłan winien być mężem permanentnej modlitwy, by przepowiadając innym, spowiadając, sam nie został odrzucony, by mógł wypędzać złego ducha z dusz, a wprowadzać tam Ducha Świętego. Post i modlitwa – to najskuteczniejsza broń przeciwko złym duchom.

Do penitentów należy się donosić z wielką dobrocią, gorliwością delikatnością. Dobroć, życzliwość, delikatność, optymizm, szlachetność uspokajają, przekonują, jednają, podbijają. Natomiast złość, szorstkość, niecierpliwość, brak delikatności, gburowatość uprzedzają, zamykają serca, odstręczają, zrażają do księdza, do Kościoła, do religii, a nawet do Boga i to na długo, nieraz na całe życie. Spowiednik powinien z taką dobrocią odnosić się do penitenta, jakby pragnął, aby się do niego odnoszono, gdyby sam znajdował się na jego miejscu. Szacunek powinien cechować spowiednika odnośnie do penitenta. Grzesznik bowiem przyklęknął przy konfesjonale z natchnienia łaski Bożej. Mimo swej grzeszności i nędzy duchowej jest własnością Boga, a Ten sam dopomina się o jego prawa. To Bóg działa w jego duszy, może już od wielu lat. Spowiednik ma tylko dokończyć dzieła. „Idźcie, pokażcie się kapłanom” – powiedział Pan Jezus do trędowatych już po ich uzdrowieniu. Łaska może uczynić z grzesznika świętego. Spowiadanie jest posługą trudną i ciężką, nużącą i efekt tej pracy jest niewidzialny, niewymierny, trudny do stwierdzenia. Tu potrzeba dużo wytrwałości i cierpliwości.

Gdy patrzy się na życie bł. Honorata Koźmińskiego, to wydaje się, że istotą jego powołania było apostolstwo. Właśnie jego apostolstwo ocaliło życie zakonne w zaborze rosyjskim, tak bezlitośnie tłumione, tępione, śledzone i skazane na wymarcie. Już w latach „warszawskich” jego konfesjonał był oblegany. Aż tak duża liczba ludzi spowiadała się i szukała kierownika duchowego w osobie tak młodego wówczas kapłana, kapucyna. Świadczy to o jego specjalnym charyzmacie. Rozumiał, czym jest spowiedź św. Ojciec Honorat w ciągu długich lat życia naprowadzał tysiące ludzi na ścieżki świętości. Z biegiem czasu konfesjonał i kierownictwo duchowe stały się dla niego jedynymi formami apostolstwa. Nie ulega wątpliwości, że jego misją szczególną było sprawdzenie osób, które chciały swe życie całkowicie poświęcić i oddać Bogu. Świadom był tego, że Chrystus cierpiał na krzyżu za każdego człowieka.

W miarę napływu przyjezdnych, którzy z różnych krańców ziem polskich przybywali do Zakroczymia, aby odbyć spowiedź u o. Honorata, trzeba było zaprowadzić rodzaj zapisów, gdyż inaczej czekaliby po parę dni bez skutku. Z czasem w Zakroczymiu zrobiono o. Honoratowi specjalny konfesjonał. Chodziło o wzgląd bardzo praktyczny: o uniknięcie podsłuchu. Był to rodzaj trzydrzwiowej szafy z ruchomym daszkiem, który można było podnosić i opuszczać. Było tam ciemno i duszno; spowiednik mógł zapalić świeczkę. Trzeba zdać sobie sprawę, że w tym konfesjonale bł. Honorat spędzał długie godziny, miesiące. Duchota i ciemność, bezruch stały się przyczynami poważnych schorzeń zakonnika. Otyłość, nadciśnienie, złe krążenie w nogach spowodowane były przede wszystkim długotrwałym, w miesiące i lata przeciągającym się, unieruchomieniem w konfesjonale.

Swoim penitentom okazywał wiele współczucia i zainteresowania. Był przeciwnikiem zadawania nadzwyczajnych i ciężkich pokut. W dziewiętnastowiecznym pojmowaniu ascezy spowiedź generalna była uważana za nieodzowny warunek rzeczywistego nawrócenia. Ojciec Honorat wymagał jej nie tylko do grzeszników zrywających ze swym dotychczasowym życiem, ale i od osób pragnących żyć radami ewangelicznymi. Chcąc ułatwić penitentom odbycie spowiedzi z całego życia, ułożył odpowiednio do różnych stanów kilka pytań wedle dekalogu, na które należało powiedzieć „tak” lub „nie”, podając liczbę i okoliczności grzechu. Nasz Błogosławiony obdarzony został także charyzmatem wyjątkowej pamięci spraw i problemów ludzi, którzy przychodzili do jego konfesjonału po długiej, a nawet wieloletniej przerwie. Był to dar zadziwiający, jeśli się zważy, że spowiadał setki, a nawet tysiące ludzi. Rady dawał proste, przemodlone, przemyślane i przeżyte przez siebie samego. Był realistą, a do wszelkich nadzwyczajności duchowych był nastawiony krytycznie i traktował je z dużą ostrożnością.

W ciągu długich lat posługi duszpasterskiej doświadczenie nabyte w konfesjonale ukazało mu, że w wielu wypadkach źródłem zła i niewiary jest ignorancja w kwestiach moralnych połączona z nieoświeceniem religijnym. Stąd zrodziły się rekolekcje przygotowawcze do spowiedzi, zaopatrywanie czekających nieraz i parę dni w odpowiednią do poziomu lekturę, a niekiedy trzeba było zacząć od podstawowych prawd katechizmowych. Tego rodzaju przygotowanie było jeszcze trudniejsze przy licznych rzeszach analfabetów. Na intencje zatwardziałych grzeszników biczował się. Z czasem bł. Honorat stał się niewątpliwie wytrawnym znawcą dusz ludzkich. Potrafił słuchać, dawał się penitentom wypowiedzieć do końca. Przypisywano mu też dar czytania w duszach. Dobrze się orientował w usposobieniu penitenta i stopniu jego przygotowania do sakramentu pokuty. Najbardziej zabiegał o wzbudzenie w nich aktu żalu doskonałego.

Sława spowiednicza o. Honorata, zapoczątkowana jeszcze w Warszawie, zaczęła zataczać coraz szersze kręgi, ściągając ludzi nie tylko z okolicznych parafii, ale z obszaru całego Królestwa, a nawet dalej: z Litwy, Podola i Ukrainy. Prowadząc do doskonałości, o. Koźmiński nie wyrywał ludzi z ich środowiska, nie lekceważył codziennych trudności, uwzględniał uwarunkowania, w których żyli, a co najważniejsze, nie nakazywał, lecz wręcz zabraniał wyjazdu za granicę, aby wstąpić na przykład w Galicji do któregoś z klasztorów. Przeciwnie, pokazywał, jak żyć w swoim stanie, uświęcić się przez pracę i wykonywanie codziennych obowiązków. Błogosławiony Honorat jako spowiednik i kierownik duchowy stanął przed wielką odpowiedzialnością. Zgłaszało się do kratek konfesjonału wiele osób z autentycznym powołaniem ściślejszej służby Bogu. I tego nie wolno było zmarnować. Trzeba było odsyłać te osoby do środowisk, z których się wywodziły, aby tam stawały się świadkami w tej części Polski, w której życie zakonne w sposób bezwzględny zostało skazane na wymarcie. I to była geneza zgromadzeń ukrytych.

Tak wielki napływ ludzi do konfesjonału bł. Honorata Koźmińskiego dowodził niezbicie, jaki był głód świętości, autentycznego dążenia do Boga i to w rozmaitych środowiskach. Zawierzenie kierownictwa własną duszą stanowi zawierzenie najwyższej miary. Gorliwy apostoł konfesjonału zachęcał niektórych penitentów do częstej, a nawet codziennej Komunii świętej. Zezwalał na nią wszystkim, u których widział głód bliższego kontaktu z Bogiem.

Błogosławiony Honorat zasłynął jako specjalista od spowiedzi generalnych i te ostatnie uważał za konieczny „próg” prawdziwego zwrotu ku Bogu. Poza grupą ludzi, odbywającą spowiedź z całego życia z własnej gorliwości, wielu znajdowało się takich, którzy spowiedź generalną musieli odprawić z powodu niepełnych lub złych spowiedzi poprzednich. Zdarzał się przypadki, że do o. Honorata przybywali ludzie po kilkunastoletniej lub kilkudziesięcioletniej przerwie w przystępowaniu do sakramentów. Stąd pożyteczność kwestionariuszy służących jako pomoc do rachunku sumienia, o których już była mowa.

Ci, którzy nawiązali kontakt z o. Koźmińskim poprzez odbytą u niego spowiedź i oddali się pod jego kierownictwo, często się doń zwracali pisemnie, prosząc o radę. Stąd wywodzi się ogromna korespondencja duchowa Błogosławionego, idąca w setki i tysiące listów. Ojciec Honorat nikogo ze zwracających się nie lekceważył, każdemu poczytywał sobie za obowiązek odpisać. W miarę upływu lat jego listy stają się coraz zwięźlejsze i prostsze, coraz bardziej ujmujące sedno problemu. Ich późniejsza lakoniczność to nie tylko brak czasu, lecz i dowód wyrobienia wewnętrznego piszącego, który bez zbędnych słów, w telegraficznym niemal skrócie, wyrażał istotę sprawy, odpowiadając na trudności i problemy ludzi doń się zwracających. Nie używał do tych listów zwykłego papieru, lecz malutkich karteczek, na których swoim charakterystycznym „maczkiem” kreślił parę zdań. Olbrzymia większość jego korespondencji nie szła drogą pocztową. Im mniejsze były karteczki, tym łatwiejsze do przeniesienia. W konfesjonale i drogą korespondencyjną kierował sumieniami osób zakonnych, kapłanów, osób świeckich, zarówno tych wysoko postawionych w hierarchii społecznej, jak rzeszami „maluczkich”, dla których skreślenie paru liter stanowiło niewypowiedzianą trudność. Wśród ludności zamieszkującej okolice Zakroczymia zyskał sobie sławę „świętego ojczulka”. Nierzadko zdarzało się, że „twarda była ta mowa”, która brzmiała w jego listach. Ojciec Honorat, człowiek o wypracowanej łagodności nie bawił się w konwenanse, gdy chodziło o sprawy Boże, walczył o konsekwencję w postępowaniu na drodze raz obranych rad ewangelicznych, o tępienie „zajmowania się sobą” zamiast Bogiem.

Błogosławionego o. Honorata Koźmińskiego nazwano „męczennikiem konfesjonału”. Ale też konfesjonał stał się dla niego tronem chwały niebieskiej. Do naszego błogosławionego można odnieść słowa św. Józefa Cafasso: „Jeśli kapłan chce spełnić dzieła wielkie, wzniosłe, szlachetne i chwalebne – niechaj spowiada. Kto pragnie przynieść jak największy pożytek bliźnim – niechaj spowiada. Kto chce zebrać wielkie zasługi – niech spowiada”. Konfesjonał kryje w sobie skarby wciąż jeszcze przez nas nieodkryte. Może dlatego, że mamy za mało otwarte oczy, za mało otwarte serca. Odrodzenie duchowe współczesnej ludzkości leży w kapłańskiej posłudze, w kapłańskich rękach. Stanie się ono faktem dokonanym z chwilą, gdy wszyscy kapłani docenią wielkość i ważność sprawowanego przez siebie sakramentu pokuty; z chwilą gdy każdy ze spowiedników szczerze i bez przesady będzie mógł powtórzyć za ks. Huvelinem: „Nie mogę patrzeć na nikogo, nie pragnąc mu udzielić rozgrzeszenia”.

Historia Kościoła zna kapłanów apostołów i „męczenników konfesjonału”: św. Jan Vianney, proboszcz z Ars, św. Leopold Mandic, kapucyn z Castelnovo, św. o. Pio, kapucyn – stygmatyk i wielu, wielu innych. Nie pozostaje nam nic, jak podziwiać i dziękować Bogu, że dał Kościołowi tak wspaniałe sługi łask sakramentu Pokuty, którzy uświęcili się przede wszystkim przez sprawowanie sakramentu spowiedzi świętej. Kościół przypomina dziś wiernym zarówno gorliwym, jak i obojętnym, jak opatrznościową i wzniosłą posługą jest spowiedź indywidualna i uszna, że jest ona źródłem łaski i pokoju, szkołą życia chrześcijańskiego, niezrównaną pomocą w ziemskim pielgrzymowaniu do wiecznej szczęśliwości. Na koniec pragnę stawić przed oczy czytelników „Głosu św. Franciszka” czterech współbraci, którzy pilnie i gorliwie pełnili posługę miłosierdzia w konfesjonale: † o. Bernard z Wrocławia, † o. Wiktoryn z Krakowa pod Wawelem, † o. Pacyfik z Kłodzka i † o. Józef z Góry Świętej Anny.