Przeżył czasu wiele – św. Stanisław Kostka
Na początku nowego roku szkolnego w wielu parafiach organizowane są specjalne trzydniowe nabożeństwa, tzw. tridua, w związku z przypadającym w dniu 18 września świętem św. Stanisława Kostki, zakonnika, patrona polskiej młodzieży. Warto temu świętemu poświęcić krótką refleksję, bowiem 15 sierpnia minęło 553 lat od jego śmierci. Już wtedy Włosi dowiedziawszy się o tym fakcie, mówili, że umarł święty. Zresztą już za życia mówili o św. Stanisławie: „il santo polacco” (święty Polak).
Ale zacznijmy od początku. Mały Staś urodził się 28 grudnia 1550 r. w Rostkowie na Mazowszu jako syn Jana, kasztelana zakroczymskiego. Miał trzech braci i dwie siostry. Historia nie przekazała nam bliższych szczegółów z jego dziecięcych lat. Z akt procesu beatyfikacyjnego wiemy jedynie, że był bardzo delikatny i wrażliwy. Mając 14 lat, razem ze bratem Pawłem, został wysłany do szkoły jezuickiej w Wiedniu, która cieszyła się wówczas zasłużoną sławą. Codziennie odprawiano mszę św., przynajmniej raz w miesiącu studenci przystępowali do sakramentu pokuty i przyjmowali komunię. Modlono się przed lekcjami i po ich zakończeniu. Uczono w niej tzw. nauk wyzwolonych: gramatyki, dialektyki, retoryki, muzyki, arytmetyki, geometrii i astronomii. Pod koniec trzeciego roku studiów Stanisław należał do najlepszych uczniów. Władał płynnie językiem łacińskim i niemieckim, rozumiał również język grecki. Wolny czas spędzał na lekturze i modlitwie. Ponieważ w ciągu dnia nie mógł poświęcić kontemplacji wiele czasu, robił to w nocy. Zadawał sobie także pokuty i biczował się. Taki tryb życia nie podobał się kolegom, wychowawcy i bratu, którzy uważali Stanisława za dziwaka. W grudniu 1565r. ciężko zachorował. Według własnej relacji, kiedy był pewien śmierci, a nie mógł otrzymać komunii, gdyż właściciel domu – niekatolik nie chciał wpuścić kapłana katolickiego, sama św. Barbara, patronka dobrej śmierci, do której się zwrócił, w towarzystwie dwóch aniołów przyszła do niego i przyniosła mu wiatyk. W tej samej chorobie zjawiła mu się także Najświętsza Maryja Panna z Dzieciątkiem, które złożyła mu na ręce. Od Niej doznał cudu uzdrowienia i usłyszał polecenie, aby wstąpił do Towarzystwa Jezusowego.
Jezuici jednak nie mieli zwyczaju przyjmować kandydatów bez zezwolenia rodziców, a na to Stanisław nie mógł liczyć. Zdobył się więc na heroiczny czyn: zorganizował ucieczkę, do której się starannie przygotował. Było to 10 sierpnia 1567 r. Legenda wzbogaciła ten fakt wieloma niezwykłymi wydarzeniami. O prawdziwym przebiegu ucieczki dowiadujemy się z listu samego Stanisława. Za poradą o. Franciszka Antonio, który był wtajemniczony w jego plany, udał się nie wprost do Rzymu, gdzie byłby łatwo pochwycony w drodze, ale do Augsburga, a następnie do Dylingi, gdzie przebywał św. Piotr Kanizjusz, przełożony prowincji niemieckiej. Bał się on jednak przyjąć Stanisława do zakonu w obawie przed gniewem rodziców i ich zemstą na jezuitach w Wiedniu. Mając jednak bardzo dobre rekomendacje, skierował Stanisława wraz z dwoma młodymi zakonnikami do Rzymu z listem polecającym do generała jezuitów. Droga była długa i uciążliwa. Podróżujący odbywali ją przeważnie pieszo. Na miejsce dotarli 28 października 1567 r.
Stanisław został przyjęty do nowicjatu, który znajdował się przy kościele św. Andrzeja. Było z nim wtedy około 40 nowicjuszy, w tym czterech Polaków. Rozkład zajęć nowicjatu był prosty: modlitwy, praca umysłowa i fizyczna, posługi w domu i w szpitalach, konferencje mistrza nowicjatu i przyjezdnych gości, dyskusje na tematy życia wewnętrznego i kościelnego. Stanisław rozpoczął nowicjat pełen szczęścia, że nareszcie spełniły się jego marzenia. Ojciec jednak postanowił za wszelką cenę go stamtąd wydobyć, wysyłając list, pełen wymówek i gróźb. Za poradą przełożonych Stanisław odpisał ojcu, że powinien raczej dziękować Bogu, że wybrał jego syna na swoją służbę. W lutym 1568 r. Stanisław przeniósł się z kolegium jezuitów, gdzie mieszkał przełożony generalny zakonu, do domu św. Andrzeja na Kwirynale. Tam przebywał do śmierci.
Swoim wzorowym życiem, duchową dojrzałością i rozmodleniem budował całe otoczenie. W pierwszych miesiącach 1568 r. złożył śluby zakonne. Miał wtedy zaledwie 18 lat. W prostocie serca w uroczystość św. Wawrzyńca (10 sierpnia) napisał list do Matki Bożej i schował go na swojej piersi. Przyjmując tego dnia komunię św., prosił św. Wawrzyńca, aby uprosił mu u Boga łaskę śmierci w święto Wniebowzięcia. Prośba została wysłuchana. Wieczorem tego samego dnia poczuł się bardzo źle. 13 sierpnia gorączka nagle wzrosła. Przeniesiono go do infirmerii. 14 sierpnia męczyły go mdłości. Po północy 15 sierpnia 1568 r. przeszedł do wieczności.
Jego świętość zrodziła się natychmiast i spontanicznie, choć proces kanoniczny trwał długo. W latach 1602–1604 Klemens VII zezwolił na kult. 18 lutego 1605 r. Paweł V zezwolił na wniesienie obrazu Stanisława do kościoła św. Andrzeja w Rzymie oraz na zawieszenie przed nim lampy i wotów; w 1606 r. ten sam papież uroczyście zatwierdził tytuł błogosławionego. Uroczystości beatyfikacyjne odbyły się najpierw w Rzymie w domu św. Andrzeja, a potem w Polsce. Był to pierwszy błogosławiony Towarzystwa Jezusowego. Dekret kanonizacyjny wydał Klemens XI w 1714 r. Jednak z powodu śmierci papieża obrzędu uroczystej kanonizacji dokonał dopiero Benedykt XIV 31 grudnia 1726 r. Jan XXIII uznał św. Stanisława szczególnym patronem młodzieży polskiej.
Dnia 13 listopada 1988 r. Jan Paweł II powiedział: „«Żyjąc krótko, przeżył czasów wiele». Wszyscy znamy te słowa, które stanowią syntezę życia naszego Świętego, postaci doprawdy niezwykłej: w tak niedługim czasie zdołał osiągnąć ogromną dojrzałość powołania chrześcijańskiego i zakonnego. Ten święty patron młodzieży polskiej towarzyszył mi od dawna, w czasach młodości i potem, stale (…). Jego krótka droga życiowa z Rostkowa na Mazowszu przez Wiedeń do Rzymu była jak gdyby wielkim biegiem na przełaj do tego celu życia każdego chrześcijanina, jakim jest świętość. Kiedy znajdujemy się wobec tej niezwykłej postaci, myśli nasze podążają natychmiast do młodych całego świata (…). Tak, św. Stanisław miał trudną młodość, mimo że był z bardzo bogatego rodu, arystokratycznego, prawie królewskiego, miał trudną młodość. Młodzi dzisiaj mają w Polsce trudną młodość, czasem wydaje mi się, że nie potrafią sprostać wyzwaniom, czasem szukają wyjścia poza Ojczyzną. Dla wszystkich: i tych, co odchodzą z Ojczyzny, i tych, co zostają, niech św. Stanisław Kostka będzie patronem – patronem trudnych dróg życia polskiego, życia chrześcijańskiego. Szukajmy u niego stale wspomożenia dla całej młodzieży polskiej, dla całej młodej Polski”.
W zadumie nad przemijaniem ludzkiego życia i nad tą wspaniałą postacią wyrywają się słowa: „Końcem mego życia rządź, Chryste…!” Bo będąc młodym nie przychodzi łatwo myśleć o śmierci albo myśli się o niej źle. Nasze życie tu na ziemi nie jest wieczne. Ono się nie kończy, ale się zmienia, i dla każdego z nas przyjdzie moment przejścia z tego świata w wieczność. Stanisław miał lat 18, gdy z uśmiechem na twarzy, spokojny, poszedł na spotkanie z Chrystusem, na spotkanie z Maryją, którą tak kochał. Nie bał się, bo wiedział kogo spotyka – swego Przyjaciela, z którym był blisko całe życie, Boga, który jest miłością!
Kiedy dla mnie przyjdzie ten dzień? Nie wiem, nikt nie wie – Bóg to wie. Zawierzmy Jezusowi ten dzień, w którym narodzimy się dla nieba. Prośmy Go, byśmy byli gotowi na to najważniejsze spotkanie.
Cyprian Kamil Norwid urzeczony postacią św. Stanisława Kostki napisał piękny wiersz zatytułowany: A ty się odważ. Uczyńmy jego fragment naszą modlitwą na zakończenie:
A ty się odważ świętym stanąć Pana
A ty się odważ stanąć jeden sam
Być świętym – to nie zlękły powstać z wschodem
To ogromnym być, przytomnym być!
Krocz – jasny, uśmiechnięty,
Na twarzy ten Chrystusa rys
Miłość
Święty aż po krzyż – przez krzyż – na krzyż!
Ty się wahasz? Ty się cofasz?
Ty się odważ świętym być!