foto. wirestock on Freepik
Pokój wam, dobrzy ludzie!
Ależ pięknie przemawia ten adwokat! „Nieposzlakowana uczciwość”, „nienaganny przebieg pracy zawodowej”, „pełen oddania w służbie publicznej”. Jakąż to krzywdę wyrządzono człowiekowi, do którego odnoszą się te wszystkie komplementy? Aha, rozumiem, napisano gdzieś o nim źle, a ten poczuł się pokrzywdzony i dlatego pozwał do sądu autora tych słów. Teraz domaga się ich odwołania i pieniędzy jako zadośćuczynienia. No tak. Trzeba uważać na to, co się mówi. Ja też kiedyś zdenerwowałem się na współbrata, który mówił źle o pewnym biedaku.
Było to tak: któregoś dnia podczas mego przepowiadania w Rocca di Brizio pewien człowiek bardzo ubogi i chory przyszedł tam na miejsce. Litując się nad jego podwójną nędzą, mianowicie biedą i chorobą, zacząłem z towarzyszem mówić o ubóstwie. Brat mój jednak powiedział: „Bracie, to prawda, że on jest biedny, ale może w całej okolicy nie ma bogatszego duchem niż on”. Natychmiast go zganiłem, a gdy ten wyznał swą winę, tak mu powiedziałem: „Szybko pospiesz się, zdejmij z siebie swą tunikę, upadnij do nóg temu ubogiemu i przyznaj się do winy! Nie tylko proś o przebaczenie, ale błagaj też o modlitwy!”.
Brat posłuchał, poszedł wypełnić zadośćuczynienie i wrócił. Powiedziałem mu wtedy: „O bracie, gdy widzisz ubogiego, jawi ci się zwierciadło Pana i Jego Ubogiej Matki. Podobnie w chorych rozważaj niemoce, które On wziął na siebie za nas!”.
Może i miał mój współbrat rację. Przecież prawdopodobne jest to, że biedak ów był już w takim stanie, że pragnął tylko pajdy chleba i kawałka koca. Ale nawet gdyby mój współbrat się nie mylił, to po co w ogóle analizował myśli innego człowieka? Taki niepotrzebny i niebezpieczny grzech: obmowa czy gorzej jeszcze – oszczerstwo. Rozumiem więc nieco tego człowieka. O ile dane mi jest pojąć, człowiek ów obawia się, że to, co o nim napisano, pozbawi go widoków na sukces w wyborach. Rozumiem go zatem, ale przecież: czy nie martwi się on trochę za bardzo? Czy gdyby istotnie wybrano by go do tejże rady, czy byłby przez to lepszym człowiekiem? Tak mi się wydaje, że człowiek ten sądzi, że jest w istocie takim, jakim zostanie opisany. Czy gdyby naprawdę uczynił zło, a nie napisano by o tym i dlatego uważano by go za świętego prawie, czy byłby takim rzeczywiście? Często napominałem moich braci zżymających się na to, że co niektórzy mylą nas, szczerych chrześcijan, z katarami (heretykami), że człowiek jest tyle wart, jaką ma wartość w oczach Bożych. Tyle i nie więcej. I tak sobie jeszcze myślę, że im mniej człowiek zważa na to, że Bóg zna jego serce, myśli tajemne i najskrytsze czyny, tym bardziej ceni sobie wzgląd ludzki, dba o to, aby mówiono o nim i pisano tylko dobrze. Tym dotkliwiej też ranią kogoś takiego słowa złe i kłamliwe. Jednak jakże biedny jest człowiek, gdy musi ciągle potwierdzać swoją wartość słowem drugiego człowieka.
Patrzę na tego, który pozwał przed sąd pisarzy, nazywanych przez sędziego dziennikarzami. Jak mi go w gruncie rzeczy żal. Jest taki bezbronny, tak się denerwuje. Byłby może spokojniejszy, gdyby miał oparcie w swoim sumieniu. To ono mówiłoby mu, że uczynił coś złego, ono też nagradzałoby go za dobro. Sumienie takie sprawiałoby, że byłby o wiele, wiele spokojniejszy w obliczu krzywdzących sądów ludzkich. Wystarczającą pociechą byłoby dla niego to, że Bogu znane są jego czyny, że On wie, że nie dopuścił się tego, co jest mu niesprawiedliwie zarzucane. Człowiek ów lęka się ludzkiej opinii, a na Bożą nie zważa. Prędzej czy później zawezwie go Ojciec Niebieski przed swój trybunał. Cóż wtedy pomówiony uczyni? W chwili śmierci mało będzie go obchodziło, co ludzie o nim myślą. Nie przeczyta tego, co będzie się o nim pisać w gazetach po jego śmierci.
Jakże wielkim dobre jest czyste, prawe sumienie! Ono daje poznanie siebie samego, sprawia, że człowiek jednakowo spokojnie przyjmuje pochwały i nagany. On wie, że prawda zawsze się obroni, bo prawdę zna przecież Bóg. Uczyłem swoich braci: „Błogosławieni pokój czyniący, bo nazwani będą synami Boga. Nie może poznać sługa Boży, ile ma cierpliwości i pokory, dopóki się wszystko dzieje po jego myśli. Gdy zaś przyjdzie czas, kiedy ci, którzy powinni postępować według jego woli, zaczną mu się sprzeciwiać, ile wtedy okaże cierpliwości i pokory, tyle jej ma, nie więcej”. Mówiłem też do nich: „Błogosławiony sługa, który czyjeś uwagi, oskarżenia i upomnienia znosi tak cierpliwie, jakby pochodziły od niego samego. Błogosławiony sługa, który udzielane mu upomnienia przyjmuje spokojnie, słucha skromnie, pokornie wyznaje swą winę i chętnie wynagradza. Błogosławiony sługa, który nie jest skory do usprawiedliwiania się i znosi pokornie wstyd i naganę za winę, choćby się jej nawet nie dopuścił”.