Święty Łukasz opisuje w zwiastowaniu Maryi przez św. Gabriela Archanioła, że Ta stanie się Matką Jezusa. W nocy betlejemskiej najpierw anioł oznajmia radość wielką, że w mieście Dawida narodził się Mesjasz – Zbawiciel, a potem aniołowie śpiewali: „Chwała na wysokości Bogu”.
Święty Marek Ewangelista opisał w dwóch krótkich wersach: „Zaraz też Duch wyprowadził Go (Jezusa) na pustynię. Czterdzieści dni przebył na pustyni, kuszony przez szatana. Żył tam wśród zwierząt, aniołowie zaś usługiwali Mu” (Mk 1,12-13). U św. Marka aniołowie zaopatrują Jezusa na pustyni w pożywienie, u św. Mateusza zaś przystępują do Niego, aby Mu służyć, dopiero po scenie kuszenia (por. Mt 4,11). Górę pokusy przemieniają wtedy w górę raju.
Jezus jest na pustyni. Tam właśnie kusi Go szatan, upadły anioł. Lecz nie potrafi Go pokonać. I dzikie zwierzęta nie mogą Mu uczynić nic złego. Jezus żyje pośród nich, są z Nim bowiem aniołowie i służą Mu. Greckie słowo diakonein oznacza tu: służyć u stołu, czekać z posiłkiem. Aniołowie żywią Jezusa i dbają o Niego. Zaopatrują Go we wszystko, co jest Mu potrzebne. Szatan nastaje na Niego, by odstąpił od Boga. Próbuje doprowadzić do sytuacji, w której Jezus, zamiast oddawać się do dyspozycji Ojca, zadba o własną sławę. Ewangeliści Mateusz i Łukasza skonkretyzowali kuszenie Jezusa jako pokusę posiadania wszystkiego, co tylko możliwe, jako pokusę władzy i jako pokusę wykorzystywania Boga we własnym interesie po to, by objawić się ludziom jako wielki cudotwórca. Jezus opiera się tej pokusie. Pozostaje w służbie Boga, posłuszny Jego woli. Jezus żyje w przyjaźni z dzikimi zwierzętami. Aniołowie są z Nim, z służą Mu. Przemieniają pustynię w raj. Jezus jest nowym Adamem, Człowiekiem stworzonym na podobieństwo Boga, któremu ziemia jest podległa i który sprawia, że na tej ziemi staje się widzialne Jego niepowtarzalne i pierwotne wyobrażenie.
Aniołowie również i dla nas przemieniają pustynię w raj. Służą nam wtedy, gdy zostaliśmy odcięci od życia, gdy nasze człowieczeństwo zostało zagrożone przez pułapki, w które ciągle na nowo wpadamy, lub przez emocje, które nami targają. Służą nam, aby mogło rozkwitnąć w nas życie. Dzieci i dorośli doświadczają przeżyć pustynnych. Każdy w swym życiu poddany zostaje pokusom. Na każdego szatan zastawia pułapki. Pułapkami takimi mogą być zachowane z przeszłości wzorce postępowania, w które na nowo się wpada. Ciągle na nowo odzywa się w nas wzorzec, każący nam szukać winy w sobie samych i poniżać własną wartość. Człowiek czuje przymus, by robić wszystko w sposób perfekcyjny, ponieważ najdrobniejsza pomyłka na nowo rozbudza w nim wytworzony w dzieciństwie wzorzec. Każdy błąd, jaki wtedy popełnił, był natychmiast uogólniany. Wymyślano mu wówczas i bito go, nazywając nicponiem. Wszystko w nim było złe. Ten stary wzorzec, który utrudnia człowiekowi życie, odzywa się w nim ciągle na nowo. W takich chwilach potrzebny jest anioł, który służy życiu, ochroni człowieka przed pułapkami, by mógł uwierzyć we własne siły i zdolności. Stale jesteśmy konfrontowani z tkwiącymi w nas dzikimi zwierzętami, z naszymi namiętnościami i popędami. Nie potrafimy ich pokonać, a żyć w przyjaźni możemy z nimi jedynie wtedy, gdy służą nam aniołowie. Jeśli wzmocnią nas, przestaniemy się bać istniejących w nas dzikich sił, dokonamy ich przemiany, a wtedy owe moce staną się oznaką naszej żywotności i siły.
W scenie na Górze Oliwnej w wersji św. Łukasza Jezusowi podczas Jego modlitewnej walki ukazuje się anioł i wspiera Go. Jezus się lęka i boi. Stoi jakby przed wyborem – uciec czy wytrwać. Mocuje się z Bogiem, pytając Go, czy taka jest Jego wola, by musiał umrzeć. Chciał zwiastować ludziom nowinę o dobrym i miłosiernym Ojcu. Chciał im udowodnić Jego dobroć i życzliwość oraz poprowadzić ich na drogę pokoju i życia. A teraz reprezentanci Żydów, sprzyjający Rzymianom saduceusze, zwracają się przeciwko Niemu. Czy ma sprzeniewierzyć się swemu zadaniu i uratować tylko siebie? Czy to możliwe, że Bóg wydaje Go na męczeńską śmierć? W swej modlitewnej walce prosi usilnie: „Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich. Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!” (Łk 22,42). Anioł wspiera Go w Jego strachu. Święty Łukasz ukazuje lęk Jezusa w bardzo realistyczny sposób: „Pogrążony w udręce jeszcze usilniej się modlił, a Jego pot był jak gęste krople krwi, sączące się na ziemię” (Łk 22,44). Greckie słowo oznaczające strach to agonia, od agon – walka, zawody. Agonia jest wewnętrznym wezwaniem, obawą, lękiem o zwycięstwo, ostateczną koncentrację sił przed zbliżającym się rozwiązaniem lub nadchodzącą walką. Określa śmiertelny strach, koncentrację wszystkich sił przed śmiercią z rąk oprawców. U Jezusa jest to strach przed walką na śmierć i życie, strach przed cierpieniem, którego nie potrafi przewidzieć, strach przed samowolą władzy, na pastwę której jest wydany. W tym strachu otrzymuje wsparcie od anioła, który go umacnia i przemienia Jego strach. Po tej walce Jezus, spokojny i otwarty, udaje się do swych uczniów i mówi do nich: „Wstańcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie” (Łk 22,46). Modlitwa pomimo pokusy i zamętu uczuciowego pomogła Mu osiągnąć jasność umysłu i znaleźć w sobie siłę na drogę, która Go czeka.
Wielu ludzi żyje dziś w lęku. Nawet jeśli nie pokazują swego strachu na zewnątrz, jest on mimo wszystko ich stałym towarzyszem. A gdyby raz mogli o nim opowiedzieć otwarcie, wówczas strach stałby się ich głównym tematem. Jest to strach przed porażką i blamażem, strach przed tym, że ośmieszą się przed ludźmi. Inni lękają się tych, którzy mają władzę. Wpadają w panikę, gdy są krytykowani, gdy ktoś będący autorytetem traktuje ich z góry. To jest lęk przed takimi ludźmi, którzy mogą zrobić z człowiekiem, co im się żywnie podoba. Albo jest to strach, że się zostanie przez innych odrzucony, że jeśli popełni się błąd, przestanie się być kochanym. Albo jest to chroniczny lęk, którego nie można dokładnie wytłumaczyć. To może być strach przed ciemnością, strach przed ciasnymi pomieszczeniami, przed szpitalami, przed włamywaczami. Istnieje też strach egzystencjalny przed chorobą i umieraniem, strach, że nie da się rady, że życie przebiegnie obok nas. Nasze lęki żywią się jakby pralękiem, który najwyraźniej przynależy do istoty człowieczeństwa. Są to lęki, które tkwią w naszej kolektywnej podświadomości i które opisane zostały przez wszystkie ludy w mitach i sagach: strach przed zagładą, przed byciem pochłoniętym i przed unicestwieniem. Strach, który pojawia się przed konkretną sytuacją, zostaje wzmocniony przez doświadczenie z wczesnego dzieciństwa. Są osoby, które jako małe dzieci musiały spędzić długi czas w szpitalu i nikt ich nie odwiedzał. Teraz nadal ogarnia ich lęk, gdy idą do szpitala, by odwiedzić chorych. W niektórych sytuacjach pojawia się w nich zupełnie niewytłumaczalny warunkami zewnętrznymi strach przed stratą. One poznały już swój pralęk i teraz potrafią sobie z nim lepiej radzić. A mimo to pojawia się on ciągle na nowo i wzmacnia ten strach, który został wywołany przez konkretne doświadczenie. Inne osoby objawiają się wszelkich autorytetów, bo od razu przypomina im się ojciec, który je bił, wobec którego byli bezsilni i bezradni. Za każdym razem, gdy ktoś do nich głośniej zagadnie, pojawia się w nich ten prastrach dziecka przed krzyczącym i bijącym ojcem.
Lęki, obawy i strachy istnieją nadal. Można spróbować z nimi żyć. Gdy człowiek zna korzenie swych obaw, nie osądza się wtedy, gdy znów się pojawiają. Akceptuje je i dzięki temu potrafi je zrelatywizować. Walka z tego typu strachem nie ma sensu, ponieważ walcząc, jedynie go wzmocnię. Muszę się z nim zaprzyjaźnić, przyzwolić sobie na to, czego się obawiam. Mogę sobie na przykład wyobrazić, że się zbłaźniłem, że zacząłem się jąkać lub że się spociłem ze wzburzenia i niepewności. Co się wówczas stanie? Czy naprawdę wszyscy mnie wtedy odrzucą? A może ja sam nie umiem sobie wybaczyć własnych błędów? Mogę też sobie wyobrazić, że wtedy gdy się boję, towarzyszy mi anioł, że nie jestem sam ze swoim strachem. Strach ma prawo istnieć, a ja jednak jestem świadom obecności anioła, który jest ze mną. On sprawia, że mam poczucie ufności, która mimo mego lęku jest zawsze we mnie. Strach Jezusa nie minął od razu, kiedy anioł udzielił Mu swego wsparcia. Ale coś się zmieniło. Mój lęk wcale nie zniknie dzięki wyobrażeniu, że wtedy gdy się boję, jest ze mną anioł. Ale pojawi się dla mnie promyk nadziei. Czasem strach wydaje się bezgraniczny. Wydaje się, że straciliśmy grunt pod stopami. Pomaga wtedy wyobrażenie, że jest ze mną mój anioł, obdarowuje mnie w tym bezkresie lęku zaufaniem i pewnością.
Nie jestem całkowicie wydany na pastwę lęku i strachu. Dzięki aniołowi u swego boku mogę doświadczyć uczucia ufności. W chwili, gdy zawiedli nawet najbliżsi przyjaciele, Bóg posyła anioła, który w tajemniczy sposób utwierdza Jezusa w Jego zbawczej misji. A więc w tej trudnej godzinie opuszczenia i oczekiwania, w tym błagalnym wołaniu: „Ojcze… niech Mnie ominie ten kielich” – Ojciec nie pozostawia swojego Syna bez odpowiedzi: „Ukazał Mu się anioł z nieba i umacniał Go” (Łk 22,23). Pojawienie się anioła świadczy, że duchowa męka Chrystusa musiała być tak wyczerpująca, iż potrzebna była tu cudowna interwencja; by to smutek śmiertelny: „Smutna jest moja dusza aż do śmierci” (Mt 26,37-38). W takim smutku nie wystarcza zdawkowe słowo ludzkiej pociechy. Według nauki katolickiej każdemu z ludzi towarzyszy anioł – opiekun, a jego wsparcie potrzebne jest zwłaszcza w godzinach śmiertelnej udręki, gorąca modlitwa zawsze przywołuje go z pomocą, gdyż takie zadanie Bóg mu wyznaczył.
Nie wiemy dokładniej, na czym polegało umocnienie Jezusa przez anioła w Ogrójcu. Było to raczej zwiastowanie anielskie; zwiastowanie woli Bożej, która miała pozostać niezmienna. Malarskie ujęcia tej sceny przedstawiają zwykle anioła z kielichem w ręku; jest to chyba ten kielich, o którego odsunięcie modlił się Pan Jezus, a który jednak z woli Bożej został Mu wręczony.
Poprzez całe wieki pozostaje aktualna skarga psalmisty, którą Kościół wkłada w usta Chrystusa: „Na współczującego czekałem, ale go nie było, i na pocieszających, lecz ich nie znalazłem” (Ps 69,21). Wobec tej skargi chrześcijanie aż do skończenia świata mają obowiązek zajmować stanowisko – i każdy z nas powołany jest do roli pocieszyciela.
Jezus widział w Ogrójcu wszystko, co Go zasmucało i widział też wszystko, co mogło Go pocieszyć. Tak jak widział już wtenczas nasze grzechy – widział i wszelkie dobro, jakie dzieje się w nas i przez nas. Widział nie tylko gorszące spory, grzechy pijaństwa, cudzołóstwa, zdrady, nieuczciwości, niezachowywania przykazań boskich i kościelnych – ale widział też trudne akty przebaczenia, sumienności i tylu różnych przezwyciężeń. Jak przytłaczały Go wówczas nasze niewierności i zdrady – tak cieszyły Go i podnosiły na duchu nasze dowody oddania, przywiązania i współczucia. A więc i wszystkie nasze akty ekspiacji, pokuty, przebłagania, wynagrodzenia, wszelkie dobrowolnie podjęte umartwienia, wyrzeczenia i ofiary – już wówczas stanowiły dla Niego pociechę. Widział więc Jezus w Ogrodzie Oliwnym te tysiące osób mniszych i zakonnych w surowych zakonach kontemplacyjnych, widział niezliczone rzesze bohaterskich wyznawców, męczenników i dziewic; widział, ilu ludzi zjednoczy się z Nim w Jego ofierze i ilu z tej ofiary skorzysta w najwyższym stopniu. I cokolwiek do końca świata spełni się dobrego, na co zdobędzie się ludzkie męstwo, cierpliwość, miłość, wierność, wytrwałość – już wówczas pokrzepiało Jego strwożone serce.
Czy zdawałem sobie z tego sprawę? Czy dotarły do mnie takie oto słowa skargi Chrystusa: „Myślałem o tobie w mojej agonii… Te oto krople przelałem za ciebie… Czy chcesz zawsze stanowić cenę krwi mego człowieczeństwa, nie dając mi w zamian twoich łez?… Gdybyś znał cenę swoich grzechów, straciłbyś dla nich swoje serce… Bo kocham cię goręcej, niż ty upodobałeś swoje występki” (Błażej Pascal).
Napisał Juliusz Słowacki: „Boską rzeczą jest podnieść leżącego człowieka”. W istocie słowo, które podnosi, nie jest nasze, lecz boskie; światło i siłę, które przynosimy – czerpiemy od Boga. Słowa nie stłumią cierpień, jeśli będą to tylko słowa. Aby skutecznie spełniać funkcję anielską, trzeba wyposażyć się w anielską cierpliwość, anielską dobroć, anielską czystość, czyli bezinteresowność. Apostoł każe płakać z tymi, którzy płaczą (Rz 12,15).
Najczcigodniejszą świątynią – obok Wieczernika i Grobu Bożego w Jerozolimie – jest bazylika Konania w ogrodzie Getsemani. Obecna świątynia pochodzi z 1924 roku i opiekują się nią franciszkanie. W niej jest „Skała Konania”. Kościół jest bogato ozdobiony mozaikami. Przedstawiają one historyczne zdarzenia, jakie się tu rozegrały w pamiętny wielkoczwartkowy wieczór: modlitwę Jezusa, zdradę Judasza i pojmanie. Ciemny, fioletowy ton witraży sprawia, że w kościele panuje półmrok, który stwarza atmosferę smutku i przygnębienia. Tuż przed ołtarzem wystaje ponad posadzkę duży fragment białej, wapiennej skały; możliwe, ze właśnie to miejsce zostało uświęcone modlitwą i krwawym potem Jezusa w noc przed śmiercią.
Aniołowie odgrywają ważną rolę we wszystkich relacjach o zmartwychwstaniu Chrystusa. Dają o tym świadectwo i tłumaczą kobietom i uczniom tajemnicę pustego grobu. W Ewangelii św. Mateusza anioł Pana nie tylko mówi o zmartwychwstaniu, lecz, jak się zdaje, miał w nim swój udział i towarzyszył mu. „Po upływie szabatu, o świcie pierwszego dnia tygodnia przyszła Maria Magdalena i druga Maria obejrzeć grób. A oto powstało wielkie trzęsienie ziemi. Albowiem anioł Pański zstąpił z nieba, podszedł, odsunął kamień i usiadł na nim. Postać jego jaśniała jak błyskawica, a szaty jego białe jak śnieg. Ze strachu przed nim zadrżeli strażnicy i stali się jakby umarli. Anioł zaś przemówił do niewiast: «Wy się nie bójcie! Bo wiem, że szukacie Jezusa Ukrzyżowanego. Nie ma Go tu, bo zmartwychwstał, jak powiedział. Chodźcie, zobaczcie miejsce, gdzie leżał. A idźcie szybko i powiedzcie Jego uczniom: Powstał z martwych i oto udaje się przed wami do Galilei. Tam Go ujrzycie. Oto co wam powiedziałem». Pospiesznie więc oddaliły się od grobu, z bojaźnią i wielką radością, i biegły oznajmić to Jego uczniom” (Mt 28,1-8).
U świętego Mateusza kobiety przychodzą do grobu nie po to, by namaścić ciał o Jezusa, lecz po to, aby zobaczyć grób. Przychodzą późnym wieczorem. Po wieczornym zmierzchu rozpoczyna się nowy dzień. Chciały zostać przy grobie całą noc, by opłakiwać Jezusa, by o Nim rozmyślać i by medytować. Wtedy następuje trzęsienie ziemi. Wszystko zostaje wstrząśnięte, w sztywność grobowca wstępuje ruch. I anioł Pana zstępuje z nieba. Trzęsienie ziemi i objawienie anioła są w Starym Testamencie cechami spotkania Boga. Jego pojawienie się i wkroczenie w nasz świat zostaje zapowiedziane przez trzęsienie ziemi i przez anioła. Anioł odsuwa z grobowca płytę i siada na niej. Dość często leży na nas kamień, który nas blokuje i powstrzymuje przed życiem. Leży akurat w tym miejscu, w którym życie chciałoby w nas rozkwitnąć. Pod tym kamieniem życie nie może się rozwijać. Anioł zna nasze blokady i odsuwa kamień tam, gdzie on nam najbardziej przeszkadza w życiu. I anioł siada na tym kamieniu. Kamień, który nas blokował, przemienia w kamień, który ukazuje nam uwalniającą nas obecność Boga.
Anioł jest pełen mocy. Świeci w ciemnościach jak błyskawica. Strażnicy, którzy pilnują ciała Zmarłego, trzęsą się ze strachu. Są jak umarli, podczas gdy Ten, którego pilnują, powraca do życia. W naszym wnętrzu też są tacy strażnicy, którzy pilnują w nas umarłych, którzy czuwają nad tym, by się w nas nic nie zmieniło, by wszystko pozostało po staremu, by nasze zasady nie zostały zachwiane. Kiedy anioł jak piorun wpada do naszego grobowego świata, wówczas strażnicy upadają na ziemię. Z niego emanuje gwałtowna moc, rozbijająca również i nasz grobowiec, w którym się już nieźle urządziliśmy wraz z naszą rezygnacją i naszym rozczarowaniem. Anioł nie pozwala nam spokojnie spać w naszym grobowcu. Potrząsa nami, byśmy się zbudzili. Anioł Pana, odsuwając kamień, który nas blokuje, chce również w nas samych sprowokować zmartwychwstanie. Wielu ludzi nadal chętnie leżałoby w swoim grobie. Wprawdzie często narzekają, jednak boją się wstać, by stawić czoło życiu. Potrzebny jest anioł, który nimi wstrząśnie, wyzwoli w nich ruch i wyrzuci ich z grobu.
Anioł wzbudza zaskoczenie i strach. A jednak mówi do kobiet, iż nie powinny się lękać. Pokazuje im, że grób jest pusty, a Jezus zmartwychwstał. Nie znajdą Go już w grobowcu, bo On idzie przed nimi do Galilei. Zobaczą Go nie w Jerozolimie, lecz w pogardzanym obszarze galilejskim, gdzie Żydzi i poganie mieszkają wspólnie. Ujrzymy i spotkamy Zmartwychwstałego tam, gdzie żyjemy, w banalności naszego dnia codziennego, w którym to, co święte, miesza się z tym, co pogańskie, w którym miesza się oddalenie od Boga z Jego bliskością, obcość z tym, co znajome; ujrzymy Go tam, gdzie sami sobą gardzimy. Zmartwychwstania doświadczamy pośrodku zamętu tego świata.
Anioł wysyła kobiety, aby same stały się aniołami zmartwychwstania i przekazały uczniom radosną nowinę. One chcą jednak zobaczyć grób. Chcą pozostać widzami, ale otrzymują zadanie. Mają udać się do uczniów i oznajmić im, że życie pokonało śmierć, że miłość jest silniejsza niż nienawiść, że odsunięte zostały kamienie, które wstrzymują przed życiem, a grób jest otwarty. Kobiety opuszczają grób przepełnione radością, lecz zarazem pełne lęku. Są wstrząśnięte tym, co się zdarzyło. Anioł był dla nich nie tylko świadkiem zmartwychwstania Chrystusa. Wstały z martwych i udały się w drogę. W drodze tej napotkały samego Zmartwychwstałego. Wtedy przekonały się, że nowina anioła jest prawdziwa. I w ten oto sposób same stały się aniołami, posłańcami zwiastującymi innym wiadomość o zmartwychwstaniu.