Wyznawca Boga i zwycięzca – św. Zygmunt Szczęsny Feliński
Z racji roku kapłańskiego ogłoszonego przez Benedykta XVI przedstawimy kilka sylwetek wielkich kapłanów Polaków. Rozpoczniemy od trzech, którzy pracowali w archidiecezji warszawskiej i wszyscy są pochowani w stolicy. Są to: św. Zygmunt Szczęsny Feliński, kanonizowany 11 października 2009 r. przez Benedykta XVI, sługa Boży ks. Jerzy Popiełuszko, którego beatyfikacja będzie miała miejsce 6 czerwca 2010 w Warszawie i Sługa Boży Stefan kardynał Wyszyński, Prymas Tysiąclecia.
Święty Zygmunt Szczęsny Feliński urodził się 1 listopada 1822 r. w Wojutynie pod Łuckiem, na Wołyniu, gdzie krzyżowały się kultura, język i tradycje polskie, litewskie, białoruskie oraz ukraińskie. Był siódmym z kolei dzieckiem z jedenaściorga dzieci Ewy z Wendorffów i Gerarda. Jego rodzice pochodzący z zubożałej szlachty posiadali dwa nieduże majątki w Wojutynie i Boroszowie. Była to rodzina religijna, liczna, zdrowa moralnie, w której panowała patriotyczna atmosfera. Stryj Alojzy był autorem hymnu: „Boże, coś Polskę”, a matka Ewa była znaną literatką i patriotką, zesłaną za swoją działalność na Sybir.
Czasy jego dzieciństwa były trudne – w okresie powstania listopadowego rodzina Felińskich musiała opuścić dom rodzinny i ukrywać się w okolicznych lasach. Zostali w końcu aresztowani przez austriacką straż graniczną i osadzeni w więzieniu. Zygmunt w dzieciństwie widział burzenie kościołów i zamykanie klasztorów, był świadkiem likwidacji polskich instytucji i rusyfikacji szkolnictwa. Po okresie nauki w domu rodzinnym, a następnie w szkole parafialnej w Nieświczu oraz w gimnazjum w Łucku i Klewaniu (tam w 13 roku życia złożył ślub czystości przed obrazem Matki Bożej) został przeniesiony przez matkę do gimnazjum w Krzemieńcu. 10 stycznia 1833 r. zmarł jego ojciec, wycieńczony poważną chorobą po powstańczej tułaczce. Rodziną zajmowała się matka, kobieta wyjątkowej mądrości i dobroci. Zygmunt opisywał jej rozsądek, spokój i świadomość, że „celem wychowania jest wykształcenie dziecka na cnotliwego i pożytecznego członka społeczeństwa”.
W Krzemieńcu panowały nastroje patriotyczne. Elita wołyńska skupiła się w konspiracyjnym Stowarzyszeniu Ludu Polskiego pod kierunkiem Szymona Konarskiego. Sekretarką tej organizacji została Ewa, matka Zygmunta, prowadząca korespondencję francuską. Zygmunt z bratem włączyli się w konspirację: uczyli się sztuki drukarskiej, gdyż planowali, że w przyszłości będą wydawać tajne pisma patriotyczne.
Gdy Zygmunt miał 16 lat, spisek Konarskiego został wykryty, a jego przywódcę stracono. Tysiące spiskowców zostało uwięzionych, a setki wywieziono na Sybir do ciężkich robót. Taki właśnie los spotkał jego matkę zesłaną do Berezowa. Po konfiskacie majątku Felińskich dziećmi zajęli się krewni i przyjaciele rodziny, nawet obcy ludzie. Zygmuntem opiekował się Zenon Brzozowski z Podola, który wysłał go na studia do Moskwy, gdzie studiował matematykę na Uniwersytecie Carskim. Rozszerzał także swe horyzonty lekturą dzieł filozoficznych i poezji, poznawał polską literaturę i nawiązywał przyjaźnie z Polakami. Po powrocie z Moskwy zamieszkał na dwa lata u swojego opiekuna na Podolu, gdzie pomagał w pracach administracyjnych, porządkował bibliotekę, a także włączył się w akcję wspierania zesłańców na Syberii. W tym czasie poznał Józefa Ignacego Kraszewskiego. Brzozowski chciał, by Feliński został w przyszłości wychowawcą jego synów. Zaproponował więc Zygmuntowi studia w Paryżu.
Matka Ewa napisała z Syberii do swych dzieci: „Nieście sobie nawzajem pomoc, niech miłość i jedność kierują… waszymi krokami… Znieście mężnie moje oddalenie, nie upadajcie na duchu; wszak Opatrzność czuwa nad wami… Bogu was polecam… Bóg wszechmogący wszystko przemienić może” (1839 r.).
W 1847 r. wyruszył w wielką podróż przez Lwów, Kraków, Wiedeń, Pragę, Drezno, Berlin, Brukselę aż do Paryża. Poznał wówczas Wincentego Pola, Jana Koźmiana, generała Jana Skrzyneckiego, Adama Mickiewicza – a przede wszystkim Juliusza Słowackiego, z którym się zaprzyjaźnił. Zryw roku 1848 (Wiosna Ludów) zaktywizowały polskich emigrantów. Zygmunt brał udział w pracach nad zjednoczeniem emigracji. W marcu 1949 r. na wieść o wybuchu powstania wielkopolskiego wraz ze Słowackim i kilkoma kolegami wyruszył do Ojczyzny. Do Berlina dojechali pociągiem, a następnie podróżowali dyliżansem. Na miejscu, jako 26-letni młodzieniec bez wiedzy wojskowej, został awansowany na porucznika. Brał udział w kilku potyczkach. W powstaniu, które szybko upadło, stracił cały majątek. Z Poznania do Paryża wracał na piechotę. Powrócił wyczerpany, bez środków do życia. Wydarzenia te poddały próbie płomienny, nieliczący się z realiami, patriotyzm młodych emigrantów.
Wkrótce czekał go kolejny cios. W kwietniu 1849 r. zmarł jego przyjaciel, Juliusz Słowacki. Zygmunt był jedynym Polakiem przy jego zgonie. Śmierć przyjaciela wstrząsnęła nim do głębi. Pisał: „Łzy za Słowackim nie zaschły dotychczas. Teraz pojmuję, jak silna może być przyjaźń. Ma od miłości tę wyższość, że wyzbywa się miłości samego siebie, a żyje istotą drugą, wypełniając ją na wskroś”. Był to bardzo trudny okres w jego życiu. I wtedy dojrzewała w nim myśl, że zostanie księdzem i jako kapłan będzie służyć Polsce.
Przyjaźń Słowackiego z Felińskim wyrosła na gruncie przyjaźni ich matek jeszcze Krzemieńcu. Poznali się, gdy Zygmunt przywiózł Juliuszowi ze Lwowa list od matki, Salomei Słowackiej-Bécu. Juliusz tak pisał o Felińskim: „Felusia ci polecam także, który jest ze mną, czystym brylantem i skarbem moim, prawdziwie mi takiego potrzeba było. Ukochany to chłopiec – już z chłopca człowiek – wszyscy go tu ukochali i szanując postępki jego anielskie, wiedzę rozkwitającą: stanie się kiedyś chwałą naszą… Jest to więc skarb na przyszłość i jeden z tych, którzy mnie o przyszłość uspokajają”. Zaś Feliński pisał o Słowackim: „wspólne uwielbienie dla ideału, jednaki pogląd na znaczenie sztuki i powołanie wieszcza, zupełna zgoda w zapatrywaniu się na sprawę narodową i na sposób jej służenia, wreszcie to samo głębokie przeświadczenie, iż tylko ze źródeł Ewangelii zaczerpnąć możemy owej wody żywota, co dawne rany zabliźni i pewnością życia nas obdarzy, wszystko to, mówię, zbliżało nas tak bardzo i tak blisko kojarzyło, iż niebawem towarzystwo Juliusza stało się dla mnie potrzebą serca, a i on tęsknił, gdy mnie dłużej nie widział”. Juliusz Słowacki miał proroczą wizję, w której widział Felińskiego i „rozmodlone tłumy klęczące u jego stóp w świątyni”. A oto ostatnie słowa Juliusza wypowiedziane przed zgonem, a zapisane przez Zygmunta: „Po chwili milczenia wzniósł oczy w górę i… mówił: «Wiara tylko pozwala spokojnie śmierć przyjąć (…). Dziś ja ufam w sprawiedliwość Bożą, bo ją pojmuję; tak ufam, że gdybym mógł powierzyć ducha mego w ręce matki, aby ona wynagrodziła go stosownie do zasług, nie oddałbym go z taką ufnością, z jaką dziś oddaję w ręce mego Stwórcy»”.
W 1851 r. ostatecznie opuścił Francję, by rozpocząć nowy rozdział życia. Upadek powstania wielkopolskiego i śmierć Słowackiego stały się przyczyną głębokiej depresji Felińskiego. W tym ciężkim stanie otrzymał pomoc od Boga. Był nią sen o własnej śmierci, w którym usłyszał: „Pragnąłeś śmierci, oto ją masz! Czy gotów jesteś stanąć przed trybunałem Sędziego?”. Zygmunt obudził się i błagał Boga o dalsze życie, by mieć czas na pokutę i poprawę. Wtedy podjął decyzję, że zostanie kapłanem, by w ten sposób najlepiej służyć Bogu i Ojczyźnie. W 1851 r. przyjął święcenia kapłańskie. Przez dwa lata pracował jako wikariusz i nauczyciel w szkołach dominikańskich w parafii św. Katarzyny w Petersburgu. Zainteresował się tragicznym losem sierot oraz bezdomnych i w 1857 r. zorganizował dla nich schronisko. Jednocześnie ks. Zygmunt założył zgromadzenie ss. Franciszkanek Rodziny Maryi i powierzył im opiekę nad schroniskiem. W tym samym roku został kapelanem i ojcem duchowym alumnów w Akademii, by z czasem objąć katedrę filozofii na tej uczelni. Ksiądz Feliński był wybitnym kaznodzieją i spowiednikiem. Znane są przypadki nawróceń za jego sprawą. Mimo wielu obowiązków znajdował także czas na tajną korespondencję z Watykanem oraz księżmi w innych krajach.
W Petersburgu mówiono o nim: „najlepszy ksiądz w Rosji”, „opiekun ubogich i sierot”, „wspaniały człowiek”, „apostoł pełen pokory nauki i kultury”. Te świadectwa docierały do Stolicy Apostolskiej, dlatego gdy poselstwo carskie zgłosiło kandydaturę ks. Felińskiego na stanowisko arcybiskupa Warszawy, Watykan w nadzwyczaj szybkim tempie wysłał nominację. Pius IX 6 stycznia 1862 r. mianował ks. Zygmunta arcybiskupem warszawskim.
W Warszawie wrzało. Car wprowadził stan wojenny. Panował straszliwy terror zaborcy: przepełniona Cytadela, niezliczone zsyłki, przelana krew, strzały do demonstrantów, pozamykane i sprofanowane kościoły. Podczas ingresu abp Feliński mówił: „Do walki się gotuję, bo walki się spodziewam, a więc i broń zawczasu przygotować winienem. Lecz broń ta nie materialna, ale duchowa być musi… Tą bronią jest modlitwa i ofiara. Oto są oręże, którymi Kościół walczy i zwycięża”. W Warszawie zgotowano mu lodowate przyjęcie. W dzień przyjazdu do stolicy nie czekał na niego nikt. W przeddzień ingresu otrzymał paszkwil, w którym nazwany był sługą cara i wrogiem narodu. Pierwsze jego kazanie w Warszawie zakończyło się demonstracyjnym wyjściem wielu wiernych z kościoła. Otrzymywał anonimy z pogróżkami. Bywało, że na ambonie witały go gwizdy i krzyki.
W Warszawie abp Zygmunt zastał kościoły zamknięte. Był to wynik carskich represji. Warunkiem ich otwarcia było wydanie zakazu śpiewów patriotycznych w świątyniach. Arcybiskup wydał taki zakaz – m.in. śpiewania pieśni „Boże, coś Polskę”, napisanej przez jego stryja – tłumacząc wiernym, że władza nie może zakazać modlenia się za Ojczyznę, a do tego przecież nie potrzeba pieśni, za które tylu wiernych cierpi więzienie. Spotkało się to z krytyką części mieszkańców Warszawy.
Wybuchło powstanie styczniowe. Arcybiskup, choć wcześniej robił, co mógł, by nie dopuścić do rozlewu krwi, jednoznacznie stanął za narodem. Do cara napisał: „Polska nie zadowoli się autonomią administracyjną, potrzebuje życia politycznego. Najjaśniejszy Panie, ujmij, silną dłonią sprawę Polski, uczyń z Polski naród niepodległy, połączony z Rosją węzłem Twojej dostojnej dynastii. To jest jedyne rozwiązanie, które mogłoby wstrzymać rozlew krwi i położyć podwaliny pod ostateczny pokój”. Za te słowa na arcybiskupa został nałożony areszt domowy. 2 czerwca 1863 r. kupił bilet na pociąg do Petersburga. Pisał: „Nie jest winą Polaków, że pragną odzyskania niepodległości. Nie można poczytywać Polakom za zbrodnię ich patriotyzmu. Losy narodów są w rękach Opatrzności i jeżeli wybiła godzina wyzwolenia Polski, nie przeszkodzi temu opór cesarza”. Za te słowa abp Zygmunt został zesłany do Jarosławia nad Wołgą na 20 lat.
W archidiecezji wyprowadzono żałobę kościelną: zamilkły organy, dzwony i śpiewy. Po latach pisano: „Dopiero wówczas zrozumiało społeczeństwo polskie, czym dlań był ks. Feliński i co mógłby zdziałać, gdyby znalazł należyte i jednomyślne poparcie w kraju”. W czasie zesłania prasa solidaryzowała się z arcybiskupem. W Jarosławiu żył skromnie – rząd wypłacał mu pensję bardzo nieregularnie, chcąc go w ten sposób złamać. Kontrolowano jego korespondencję oraz znajomości, ograniczono swobodę poruszania się. Na zesłaniu pisał „Pamiętniki”. Dużo czytał. W miarę możliwości prowadził działalność duszpasterską. W swoim pomieszczeniu organizował wiernym kaplicę. Wspomagał wygnańców materialnie i duchowo. Pisał listy do Polski. Nie załamywał się i z godnością znosił trudy wygnania. Mówił otwarcie: „Wiem, że mnie tu Pan Bóg nie przysłał dla trudów apostolskich, ale dla pracy wewnętrznej i z tego też przede wszystkim wyliczyć mi się przyjdzie w dzień porachunku”.
Arcybiskup Zygmunt szybko zyskał szacunek mieszkańców Jarosławia i wygnańców. Ludzie zatrzymywali go na spacerze, prosząc o błogosławieństwo. Przez długie lata pamięć o nim nie zaginęła, a miejscowi wskazując dom, gdzie przebywał podczas wygnania, mówili: tu mieszkał święty człowiek, „chodzący po świecie anioł”. Arcybiskupa nie objęła żadna z ogłaszanych później amnestii. Dopiero gdy nowy car ułaskawił go, a papież zwolnił go z obowiązków abpa Warszawy, mianując biskupem tytularnym Tarsu, wrócił z wygnania – ale z zastrzeżeniem, że nie do Warszawy.
„Witaj, wyznawco Boga!” – tymi słowami papież Leon XIII witał w Watykanie abpa Zygmunta, wracającego z dwudziestoletniego wygnania w 1883 r. Arcybiskup przyjechał do Polski, ale osiadł w małej galicyjskiej miejscowości – Dźwiniaczce. Od razu zaangażował się w wiele dzieł: otoczył opieką księży. Pomagał miejscowemu proboszczowi, nauczał w zakładach wychowawczych sióstr niepokalanek, głosił konferencje i rekolekcje. Brał udział w uroczystościach we Lwowie. Znajdował czas na pracę literacką i liczną korespondencję. Wziął udział w jubileuszowej pielgrzymce do Rzymu. W Dźwiniaczce na nowo organizował zgromadzenie Franciszkanek Rodziny Maryi. Postarał się o wybudowanie szkoły, gdzie uczęszczały polskie i ruskie dzieci, a nauczycielami były siostry z założonego przez niego zgromadzenia. Ostatnim jego dziełem był zakład wychowawcy dla niezamożnych dziewcząt w Lwowie.
Arcybiskup Felińskie nie chciał być dla nikogo ciężarem i wolał usunąć się w cień. Odrzucił możliwość zamieszkania w innym miejscu, bo właśnie w Dźwiniaczce czuł się potrzebny.
Stopniowo pogarszało się zdrowie abpa Zygmunta, jednak na leczenie nie miał czasu. Kuracja, na którą się zdecydował, była już spóźniona. Zmarł w Krakowie 17 września 1895 r. Pogrzeb na Wawelu był narodową manifestacją. Przyszły święty, ks. Józef Pelczar, późniejszy biskup przemyski – w mowie pogrzebowej powiedział: „Zawsze uprzejmy, zawsze spokojny, zawsze umartwiony, znosił z radością wszelkie przykrości… Twoje życie i śmierć twoja to jakby wielkie kazanie do narodu, by szedł zawsze drogami Bożymi… Za to kazanie dziękuję Ci Ojczyzna miła… O niechże Cię teraz Pasterz Najwyższy przytuli do swego serca”. Ciało abpa Zygmunta kilka dni po pogrzebie przewieziono do Dźwiniaczki, a w 1920 r. do Warszawy, gdzie spoczął w katedrze św. Jana. Arcybiskup Zygmunt Szczęsny Feliński zostawił po sobie setki stron pism. Pisał podczas zesłania i w Dźwiniaczce.
Sługa Boży Stefan kardynał Wyszyński otwierając proces beatyfikacyjny abpa Zygmunta Felińskiego, powiedział: „Trudna i ciężka droga będzie świadectwem świętości arcybiskupa Felińskiego. Jest ona bardziej wyraźna aniżeli znaki i cuda, które miałby czynić. To był bowiem cud miłości, najwspanialsza potęga ducha człowieka, który się nie załamał, chociaż miałby do tego prawo.
Arcybiskup Zygmunt Feliński został ogłoszony błogosławionym 18 sierpnia 2002 r. przez Jana Pawła II na Błoniach Krakowskich. Tam padły słowa podkreślające działalność arcybiskupa w zakresie pracy charytatywnej i służby ubogim. Sługa Boży Jan Paweł II powiedział: „Umiłowani, niech abp Feliński patronuje waszym wysiłkom mającym na celu tworzenie i realizację duszpasterskiego programu miłosierdzia. Ten program niech kształtuje wasze zaangażowanie wpierw w życie Kościoła, a potem jeśli to słuszne i konieczne – w życie społeczno-polityczne na arenie narodowej, europejskiej i światowej”.
W homilii podczas Mszy św. kanonizacyjnej, odprawionej 11 października 2009 r. w Bazylice św. Piotra w Watykanie – Ojciec Święty Benedykt XVI powiedział: „Zygmunt Szczęsny Feliński był wielkim świadkiem wiary i duszpasterskiej miłości w czasach bardzo trudnych dla narodu i Kościoła w Polsce”.