Święty Jan Maria Vianney – tercjarz franciszkański

Pielgrzymka do Ars-sur-Farmans wywołuje i pozostawia niezapominane wrażenie. Przybywającego tutaj urzeka coś wyjątkowego. To pamięć o proboszczu, który dzięki swojemu życiu i świadectwu stał się wzorem dla wszystkich kapłanów całego świata, a zwłaszcza dla duszpasterzy: to św. Jan Vianney, nazywany „Proboszczem z Ars”. Kto po raz pierwszy przybywa do Ars, spełnia się jego marzenie, które od jakiegoś czasu nosił w swoim sercu, i niecierpliwie pragnie zwiedzać, a duszę jego wypełnia nadzieja, że także w jego przypadku powtórzy się to oczarowanie tą miejscowością, jakie udzieliło się sercom tylu ludzi, jakby zniewalając ich do powrotów tutaj, aby na tym miejscu zaczerpnąć, zawsze z nowym pragnieniem, błogiej pociechy, jaką znaleźli podczas pierwszego pobytu. Nie dlatego, by ta niewielka miejscowość na północ o Lyonu we Francji była szczególnie urocza czy kryła jakieś osobliwe skarby sztuki. W Ars, prawie dwa wieki temu, rozegrała się bardzo fascynująca przygoda. Żył tu i działał człowiek, którego do dziś podziwia wielu, bo tu niemal wszystko ma jakiś związek z najsłynniejszym mieszkańcem tej miejscowości.

Jan Maria Vianney przyszedł na świat 8 maja 1786 r. w Dardilly niedaleko Lyonu. Był synem bogobojnych, pracowitych wieśniaków. Jego młodość przypadła na niespokojne czasy rewolucji francuskiej, kiedy to surowo i zapamiętale prześladowano Kościół. Jan na naukę katechizmu uczęszczał po kryjomu. Pierwszą Komunię Świętą przyjął w szopie zamaskowanej furą i sianem, a czytać i pisać nauczył się, mając 17 lat. Pragnął zostać kapłanem. Uczył się łaciny u miejscowego proboszcza. W 1813 roku został przyjęty do seminarium duchownego w Lyonie. Nauka szła mu niezwykle ciężko, a w dodatku Jan był chorowity. Przełożeni kilka razy radzili mu, aby opuścił seminarium. Ostatecznie, pomimo niezadawalających wyników w zdobywaniu wiedzy i wykształcenia, dzięki interwencjom proboszcza Jan Vianney w 1815 r. w Granoble otrzymał święcenia kapłańskie, mając już 29 lat.

Przez trzy lata ks. Jan był wikariuszem w Ecully; następnie w 1818 r. powierzono mu zaniedbaną i podupadłą parafię Ars-sur-Formans. Wspólnotę cechowała niemal całkowita obojętność religijna. I właśnie tutaj objawiła się prawdziwa wielkość pokornego i prostego księdza z Dardilly. Ksiądz Vianney żarliwie, ofiarnie i z wielkim poświęceniem pracował na rzecz odnowy moralnej swojej parafii, która liczyła zaledwie 230 dusz. Praca i walka, jakie podjął – zarówno na polu działalności duszpasterskiej, jak i z samym sobą – były trudne, ale trudy ostatecznie opłaciły się. W ciągu kilku lat wieś Ars zmieniła się niemal całkowicie. Swoją bezmierną cierpliwością, ustawiczną dobrocią, niezwykłą pokorą, a także dzięki posiadanym nadprzyrodzonym darom łaski – miał dar prorokowania i uzdrawiania – ks. Jan Maria dokonał prawdziwego cudu. Z czegoś tak bardzo podupadłego, dzięki pomocy Bożej i swej niezmordowanej działalności duszpasterskiej, stworzył pobożną, gorliwą i miłującą się wspólnotę parafialną.

Już wkrótce zaczęły się regularne pielgrzymki do Ars i ludzi tłumnie napływali na proste, ale porywające kazania proboszcza, z którego osoby promieniował wyraźny charyzmat. Potrzeby własne ks. Jan spychał całkowicie na dalszy plan: jadał mało, a sypiał niewiele, dzięki czemu mógł być aktywny dzień i noc – za dnia na ambonie, a nocą w konfesjonale. W Ars ks. Jan Vianney pasterzował 41 lat (1818-1859). Życie jego było ubogie, często nie miał pieniędzy na najkonieczniejsze i najpilniejsze potrzeby. Swoje posty i umartwienia ofiarowywał w intencji nawrócenia parafian. Całymi godzinami klęczał i modlił się przed Najświętszym Sakramentem. Spał kilka godzin na dobę i to na gołych deskach. Chcąc zapoznać się z ludźmi, często ich odwiedzał w domach i przy pracy. W jego kazaniach nie było wielkiej mądrości ani pięknych i wyszukanych zwrotów. Mówił językiem prostym o podstawowych prawdach wiary: grzechu, pokucie, modlitwach, sakramentach, miłości bliźniego, nadziei, śmierci, warunkach dobre spowiedzi św., sądzie ostatecznym.

Powoli obraz parafii zaczął się zmieniać na korzyść. Wierni zaczęli uczęszczać do kościoła, częściej przystępowali do sakramentów św. Ksiądz Jan Maria musiał wiele godzin spędzać konfesjonale, ponieważ do Ars zaczęli przybywać pielgrzymi. Bóg obdarzył go charyzmatem czytania w ludzkich sumieniach i darem proroctwa. Przychodzili do niego ludzie prości, a także elita intelektualna z Paryża.

Proboszcz z Ars doznawał także częstych napaści szatana, który ukazywał mu się w odrażającej postaci, bił go, a nawet podpalał mu łóżko. Nadmierne posty i umartwienia osłabiły bardzo jego wątłe zdrowie. Pod koniec życia mógł się jednak cieszyć, że Ars stało się miejscem jednania grzeszników z Bogiem, a jego praca nie poszła na marne. Ksiądz Jan Vianney nie był kapłanem uczonym, ale świętość jego życia miała zasadnicze znaczenie dla odrodzenia religijnego parafii.

Biskup diecezji mianował ks. Jan Marię Vianneya kanonikiem honorowym, a władze świeckie w 1855 r. rycerzem Legii Honorowej. Przez jakiś czas doznawał też wrogości, zazdrości i ataków księży, którzy krzywym okiem patrzyli na jego sukcesy. Na krótko przed śmiercią założył jeszcze szkołę dla dziewcząt i sierociniec utrzymywany wyłącznie z ofiar.

W 1848 r. o. Leonard, kapucyn z klasztoru w Les Brotteaux w Lyonie, przyjął ks. Jana Marię do III Zakonu św. Franciszka. Parafianie dość żywo okazali swe zaniepokojenie: sądzono bowiem, że zostanie kapucynem. Proboszcz z Ars istotnie objawił to życzenie o. Leonardowi, który kilkakrotnie słuchał jego spowiedzi, lecz poczciwy i zacny kapucyn, wyrzekając się tak pięknej zdobyczy, przedstawił mu, iż więcej może spełnić dobrego, pozostając w parafii, niż wstępując do klasztoru kapucynów. A gdy ks. Jan usilnie nalegał, o. Leonard wyjaśnił mu, co to jest trzeci zakon i zapoznał go z jego regułą. Wkrótce potem proboszcz z Ars poprosił o habit tercjarski, w czym poczęli go naśladować najgorliwsi z parafian.

Ksiądz Jan Maria Vianney umarł 4 sierpnia 1859 r. w swojej parafii, utrudzony i wyczerpany, mając 73 lata. W pogrzebie jego uczestniczyło około 300 kapłanów i około 6 tysięcy wiernych. Proboszcz z Ars został pogrzebany nie na cmentarzu, ale w kościele. Beatyfikował go papież św. Pius X w 1905 r., a kanonizował papież Pius XI 31 maja 1925 r. W 1929 r. tenże sam papież ogłosił go patronem wszystkich proboszczów.

Kto ma dzisiaj tę łaskę i szczęście przejścia się uliczkami Ars-sur-Formans, nie niepokojony przez tłumy pielgrzymów i turystów, ten może w głębokim spokoju, jaki tu wtedy panuje, przenieść się w czasy sprzed półtora wieku, kiedy to kapłan Jan Vianney stał się jedną z największych postaci Kościoła katolickiego. W pozłacanym brązowym relikwiarzu, dzieła Pierre’a Bossana, spoczywają relikwie św. proboszcza z Ars w nowoczesnej bazylice, którą wzniesiono nad starym kościołem parafialnym w Ars.

Przedsionek kościoła to przestrzeń pierwotnej świątyni, gdzie można zobaczyć prostą ambonę ks. Jana Marii Vianneya, a na prawo od wejścia jego konfesjonał. W idealnie białej kaplicy Serca, oddalonej od kościoła o kilka zaledwie kroków, znajduje się relikwiarz kryjący serce proboszcza oraz stoi słynny jego posąg.

Wrażenie wywołuje także zwiedzanie ubogiej plebanii św. Jana Vianneya, w której wszystko wygląda tak, jak za jego życia. W sypialni stoi nadal jego wysokie łoże, gliniane naczynie na stole, szafy w kuchni, w pokoju nadal leżą na biurku książki. Na obrazach św. proboszcza z Ars można zobaczyć rokiecie????? i stule stułę????.

Ars stało się powiernikiem tajemnicy św. Jana Marii Vianneya. Jego duch jest tu ciągle żywy. Odkryć i posiąść tę tajemnicę – to najszlachetniejsze pragnienie każdego, kto przybywa do tej miejscowości. Aby to osiągnąć, nie wolno pozwolić się zwyciężyć płochej ciekawości. To wszystko, co się tu zobaczy, ma służyć tylko jako środek do wniknięcia w ducha św. Jana Vianneya.

Przybywając dziś do Ars, może masz w sercu jakiś problem, który cię nęka i nie potrafisz znaleźć pokoju, mimo że szukasz go od dawna. Proboszcz z Ars czeka być może i na ciebie w jakimś zakątku miejsc, które były świadkami jego życia. Musisz umieć zobaczyć go i usłyszeć jego głos. Może oczekuje cię w ciszy przed Najświętszym Sakramentem. Może dostrzeżesz go na ambonie, gdy podaje jasno proste prawdy naszej wiary. Albo może dostrzeżesz go w ujmującej prostocie jego konfesjonału, gdzie upraszał Boże miłosierdzie dla grzeszników, jednając ich z Bogiem w Trójcy Świętej. Albo w kaplicy Serca, gdzie jego duch otwierał się na kontemplację miłującego Boga. Może dostrzeżesz jego oblicze w bazylice albo usłyszysz go przemawiającego do ciebie z majestatycznej ciszy grobu.

Musisz umieć odnaleźć go! Pozwól, aby miłość, którą tak hojnie obdarzał ludzi, przelała się z jego duszy do twojej. Kiedy znajdziesz tu św. Jana Vianneya, wszelkie piękno nie straci swego uroku, nawet jeśli zobaczysz oblicze nieżyczliwego ci człowieka. Gdy zaś z wiarą podniesiesz swojego oczy, aby jeszcze raz podziwiać Ars, twoje usta mimo woli zaczną powtarzać za Świętym: „A ja ci wskażę drogę do nieba”.

Proboszcz z Ars potrafił żyć radami ewangelicznymi posłuszeństwa, ubóstwa i czystości w sposób stosowny do swego stanu kapłańskiego i tercjarza franciszkańskiego. Posłuszeństwo św. Jana Vianneya wyrażało się całkowicie w pełnym przylgnięciu do codziennych wymogów swej posługi. Znana jest historia, gdy był dręczony myślą o swojej nieadekwatności do posługi parafialnej i chęcią ucieczki, „by opłakiwać samotnie swe biedne życie”. Jedynie posłuszeństwo i pasja zbawienia dusz zdołały go przekonać, by pozostał na swym miejscu. Sobie i wiernym wyjaśniał: „Nie ma dwóch dobrych sposobów służenia Bogu. Jest tylko jeden jedyny: służyć Jemu tak, jak On chce, by Mu służono”. Wydawało się mu, że złota reguła życia posłusznego jest następująca: „Czynić jedynie to, co może być ofiarowane dobremu Bogu”. Jego ubóstwo nie było takie jak zakonnika, lecz takie jakie wymaga się od księdza: pomimo zarządzania znacznymi sumami pieniędzy (pamiętajmy, że bardziej majętni pielgrzymi interesowali się jego dziełami charytatywnymi), wiedział, że wszystko ofiarowano jego kościołowi, ubogim, sierotom, dziewczętom z jego „Providence” i najuboższym rodzinom. Dlatego „był bogaty, by dawać innym, a bardzo ubogi dla siebie”. Kiedy miał puste ręce, zwracającym się do niego ubogim mówił zadowolony: „Dziś jestem biedny, tak jak wy, jestem jednym z was”. Mógł w ten sposób stwierdzić u kresu życia z całkowitym spokojem: „Nie mam już nic (…). Dobry Bóg może mnie teraz wezwać, kiedy zechce!”. Również jego czystość była taką, jakiej wymaga się od księdza dla jego posługi. Można powiedzieć, że była to czystość właściwa dla tego, który habitualnie powinien dotykać Eucharystii i habitualnie patrzy na nią z całą żarliwością serca i z tą samą żarliwością daje ją swoim wiernym. Powiadano o nim, że „w jego spojrzeniu jaśniała czystość”, a wierni dostrzegali to, gdy zwracał się ku tabernakulum oczyma zakochanego.

W kontekście duchowości karmiącej się praktyką rad ewangelicznych ważne jest, by kapłani potrafili pojąć nową wiosnę, którą Duch rozbudza w naszych dniach w Kościele, nie na poślednim miejscu poprzez nowe ruchy kościelne i nowe wspólnoty. „Duch jest różnorodny w swoich darach. Tchnie tam, gdzie chce. Czyni to nieoczekiwanie, w miejscach nieoczekiwanych, w formach wcześniej niewyobrażalnych… ale ukazuje nam także, że działa On, mając na względzie jedno Ciało i że działa w jedności jedynego Ciała”. „Badając duchy, czy pochodzą od Boga, (kapłani) niech w duchu wiary odkrywają różnorodne charyzmaty świeckich, zarówno małe, jak i wielkie, niech je z radością uznają, z troskliwością popierają”. Dary takie, które popychają wielu do doskonalszego życia duchowego, mogą przynieść korzyść nie tylko wiernym świeckim, ale i samym szafarzom. Z komunii między kapłanami a charyzmatami może rzeczywiście wypływać cenny impuls do odnowionego zaangażowania Kościoła w głoszenie Ewangelii nadziei i miłości i dawanie jej świadectwa we wszystkich zakątkach świata. Posługa kapłańska ma radykalną „formę wspólnotową” i może być wypełniona tylko w komunii kapłanów ze swym biskupem. Trzeba, aby ta komunia między kapłanami a także ze swym biskupem, mająca swe podstawy w sakramencie święceń i przejawiająca się w koncelebracji eucharystycznej, wyrażała się w różnych konkretnych formach rzeczywistego i afektywnego braterstwa kapłańskiego. Tylko w ten sposób kapłani będą umieli żyć w pełni darem celibatu i będą zdolni do sprawiania, by rozkwitły wspólnoty chrześcijańskie, w których powtarzane są cuda pierwszego przepowiadania Ewangelii.

Zakończony w czerwcu 2009 r. Rok św. Pawła kieruje także naszą myśl ku Apostołowi Narodów, w którym jaśnieje przed naszymi oczyma wspaniały wzór kapłana, całkowicie oddanego swej posłudze. Jak pisze: „miłość Chrystusa przynagla nas, pomnych na to, że skoro Jeden umarł za wszystkich, to wszyscy pomarli” (2 Kor 5,14). Dodał jeszcze: „Za wszystkich umarł po to, aby ci, co żyją, już nie żyli dla siebie, lecz dla Tego, który za nich umarł i zmartwychwstał” (2 Kor 5,15). To jest dobry i piękny program zaproponowany kapłanowi starającemu się o rozwój na drodze doskonałości chrześcijańskiej.

Uroczystości 150 rocznicy śmierci św. Jan Marii Vianneya następują bezpośrednio po dopiero co zakończonych obchodach 150 rocznicy objawień w Lourdes (1858). Krótko przed zakończeniem przez św. Proboszcza z Ars pełnego niebiańskich zasług życia, również we Francji w Lourdes ukazała się świętej, pokornej i niewinnej dziewczynce Bernadecie Maryja, by przez nią macierzyńskim upomnieniem wezwać ludzkość do modlitwy i chrześcijańskiej pokuty; a dostojny Jej głos, do dziś poruszający dusze mimo upływu 150 lat, dźwięczy długo i szeroko jakby w nieskończoność. W rzecz samej, czyny i słowa św. Jana Vianneya były jakby jakimś uprzedzającym niebiańskim światłem nadprzyrodzonych prawd, które objawione zostały w grocie w Lourdes niewinnej dziewczynce. On sam żywił wielkie nabożeństwo do Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Dziewicy. W 1836 r. poświęcił kościół parafialny Maryi Niepokalanie Poczętej, a w 1854 r. uczuciami najgłębszej czci i radości witał prawdę wiary katolickiej. Święty Proboszcz z Ars zawsze przypominał swoim wiernym: „Jezus Chrystus, dawszy nam wszystko, co mógł nam dać, pragnie nas jeszcze uczynić dziedzicami tego, co ma najcenniejsze, to znaczy swojej Najświętszej Matki”.

Najświętszej Dziewicy Niepokalanej należy zawierzyć ten rok kapłański, prosząc Ją, by wzbudziła w duszy każdego kapłana wielkoduszne odnowienie swoich ideałów całkowitego oddania się Chrystusowi i Kościołowi, które inspirowały myśl i działalność św. Jan Vianneya. Swym żarliwym życiem modlitwy i gorącą miłością do Jezusa Ukrzyżowanego Proboszcz z Ars posilał swe codzienne bezwarunkowe powierzenie się Bogu i Kościołowi. Oby jego przykład wzbudził we współczesnych kapłanach owe tak bardzo dziś, jak i zawsze potrzebne świadectwo jedności z biskupem, między sobą oraz z wiernymi świeckimi. Niezależnie od istniejącego w świecie zła zawsze rozbrzmiewa jakże aktualne słowo Chrystusa do swoich apostołów w wieczerniku: „Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33). Wiara w Boskiego Nauczyciela da im siłę, by z ufnością spoglądali w przyszłość. Chrystus zawsze liczy na swoich kapłanów. Idąc za przykładem św. Jana Marii Vianneya, niech kapłani pozwolą się Jemu zdobyć, a staną się również we współczesnym świecie posłańcami nadziei, miłości, dobra, radości, przebaczenia, pojednania i pokoju.

Ksiądz Jan Vianney ukochał Matkę Bożą od kolebki. Stawszy się kapłanem, pracował ze wszystkich sił nad rozszerzeniem Jej kultu i czci. Na frontach wszystkich domostw w Ars znajdowały się statuetki Najśw. Maryi. W każdym domu wisiał kolorowy obraz Matki Bożej, ofiarowany przez Świętego, z jego podpisem umieszczonym u dołu. W 1844 r. ks. Jan umieścił wielkich rozmiarów posąg Niepokalanej na froncie kościoła. 8 lat wcześniej, 1 maja 1836 r., poświęcił swą parafię Maryi bez grzechu poczętej. Potem polecił wykonać pozłacane serce, które zawiesił na szyi Cudownej Matki Bożej. W sercu tym zawarte są nazwiska wszystkich parafian z Ars, spisane na białej jedwabnej wstążce. W dni, w które przypadały święta Maryi, zawsze licznie przystępowano do komunii świętej, a kościół przez dłuższy czas był wypełniony wiernymi.