Aniołowie w herbie franciszkańskim
Jest w historii Męki Pańskiej postać, która niesłusznie uchodzi naszej uwadze. W chwili, gdy zawiedli nawet najbliżsi przyjaciele, Bóg zsyła anioła, który w tajemniczy sposób utwierdza Syna Człowieczego w Jego zbawczej misji. A więc w tej tak trudnej godzinie opuszczenia i oczekiwania, w tym błagalnym wołaniu: „Ojcze, niech Mnie ominie ten kielich” – Bóg nie pozostawia swego Syna bez odpowiedzi: „Ukazał Mu się anioł z nieba i umacniał go” (Łk 22,43). Pisze o tym ewangelista Łukasz, który sam zresztą nie znajdował się wówczas w Ogrojcu, musiał więc dowiedzieć się o tym od obecnych tam trzech naocznych świadków; może powiedział im o tym sam Chrystus. Pojawienie się anioła świadczy, że duchowa męka Jezusa musiała być tak wyczerpująca, iż potrzebna była ta cudowna interwencja; był to smutek śmiertelny: „Smutna jest moja dusza aż do śmierci” (Mt 26,37-38). W takim smutku nie wystarcza zdawkowe słowo ludzkiej pociechy. Według nauki katolickiej każdemu z ludzi towarzyszy anioł – opiekun, a jego wsparcie potrzebne jest zwłaszcza w godzinach śmiertelnej udręki; gorąca modlitwa zawsze przywołuje go z pomocą, gdyż takie zdanie Bóg mu wyznaczył.
„Ukazał Mu się anioł z nieba”. Nie po raz pierwszy pojawia się ta postać w Jego życiu. W zaraniu życia, w chwili cudownego poczęcia, „anioł Gabriel został posłany przez Boga do miasta w Galilei… do Dziewicy poślubionej mężowi imieniem Józef” (Łk 1,26). Anioł uspokaja Józefa, gdy ten – nie chcąc zniesławić małżonki – „zamierzał potajemnie Ją oddalić” (Mt 1,19). Narodzenie Syna Bożego również obwieścił anioł, do którego „przyłączyło się mnóstwo zastępów niebieskich” (Łk 2,9-13). Później anioł przestrzega św. Opiekuna, aby uchodził z Dzieciątkiem do Egiptu, anioł także nakazuje mu powrót (por. Mt 2,13; 19-20). Gdy Jezus na wstępie do publicznej działalności zakończył swój wyczerpujący post i odczuł głód, „aniołowie przystąpili i usługiwali Mu” (Mt 4,11). Anioł wreszcie oznajmił niewiastom Jego zmartwychwstanie (Mk 16,5-7) i dwaj aniołowie poświadczą Jego wniebowstąpienie (Dz 1,10-11). Umocnienie anielskie Jezusa w Ogrodzie Oliwnym było po prostu potwierdzeniem, że w planach Opatrzności nie zajdzie żadna zmiana. Było to umocnienie Jezusa w raz powziętym zamiarze i w sposobie odkupienia.
Przedstawiamy teraz kilka ilustracji, które pokazują nam w jaki sposób twórcy herbów franciszkańskich posłużyli się aniołami w naszym godle. Pierwsza (1) pokazuje dwoje aniołków, które siedząc, podtrzymują tarczę herbu. Widzimy przybite, ale nieskrzyżowane, ręce: prawą rękę Jezusa i lewą Franciszka. Na szczycie znajduje się Serafin, a tarcza otoczona jest cyngulum zakonnym. Jest to dzieło Johanna Andreasa Pfeffela z XVII wieku. Druga ilustracja (2), nieznanego autora z 1650 r. z Wenecji, przedstawia dwoje aniołków trzymających tarczę herbu; każdy z nich ma tylko jedno skrzydło (do latania potrzebne są dwa, dlatego muszą się uzupełniać i uzgadniać ruchy). W środku tarczy nad krzyżem widzimy gołębicę symbolizującą Ducha Świętego. Trzecia ilustracja (3) ukazuje aż czworo aniołków trzymających herb franciszkański. Dwoje z nich klęczy na ziemi; ten z lewej na dwóch kolanach, ten z prawej przyklęka na lewe kolano; aniołki oburącz trzymają herb. Dwie postacie aniołków na górze są jakby w locie i podtrzymują za pomocą cyngulum herb; mają po dwa skrzydła. Jest to dzieło Pietra Clouweta z ryciny Abrahama van Diepenbeecka z XVI w. z Antwerpii. Na wielu innych naszych herbach ukazane jest cyngulum. Czwarta, piękna i wymowna, rycina (4) przedstawia dwóch aniołów podtrzymujących herb za pomocą cyngulum, które ma więcej niż trzy węzły. Jest to dzieło anonimowe z Rzymu z 1587 roku. Piąta rycina (5) to anonimowe dzieło z Lyonu z 1632 r. ukazujące jednego anioła siedzącego i trzymającego tarczę herbu. Na jego szczycie herbu widoczna jest głowa Serafina, a z boku zwisa cyngulum. Interesujący jest także anonimowy ksylograf z XVI w. z Włoch (6) – dwaj aniołowie w locie wynoszą promieniejący herb ponad chmury. Również dwaj aniołowie widnieją na rycinie z XVI w. z Włoch (7). Wznoszą oni herb ponad obłoki. U góry w lewym rogu ukazuje się Serafin, który naznaczył Franciszka stygmatami.
Nie wiemy dokładniej, na czym polegało umocnienie Jezusa przez anioła w Ogrojcu. Anioł raczej nie powiedział ani słowa. Jego milczenie prawdopodobnie miało oznaczać, że Ojciec niczego nie uczyni, aby ulżyć cierpieniom Jezusa. Było to więc jeszcze jedno „zwiastowanie anielskie”; zwiastowanie woli Bożej, która miała pozostać niezmieniona. Malarskie ujęcie tej sceny zwykle przedstawiają anioła z kielichem w ręku; to chyba ten kielich, o którego odsuniecie modlił się Pan Jezus, a który jednak z woli Bożej został Mu wręczony. Umocnienie anielskie było więc po prostu potwierdzeniem, że w planach Opatrzności nie zajdzie żadna zmiana, było to umocnienie Jezusa w raz powziętym zamiarze i w sposobie odkupienia.
Smutek Chrystusa w Ogrojcu pozostaje wciąż aktualnym wezwaniem. Poprzez całe wieki pozostaje niezmienna skarga psalmisty, którą Kościół wkłada w usta Chrystusa: „Na współczującego czekałem, ale go nie było, i na pocieszających, lecz ich nie znalazłem” (Ps 69,21). Wobec tej skargi chrześcijanie aż do skończenia świata mają obowiązek zajmować stanowisko – i każdy z nas powołany jest do roli pocieszyciela. Jezus dzisiaj już nie cierpi, nie doznaje smutku, cieszy się jako Bóg wiekuistą chwałą i pełnią szczęścia. Ale w Ogrojcu, gdy przyjmował na siebie grzechy i nędze całej ludzkości, wiedział, co przyjmuje i za co ma cierpieć. Doskonała boska świadomość ukazał Mu szczegółowo wszystkie nasze przewiny, które wymagały odkupienia. Lecz jeśli widział wszystko, co Go zasmucało, to widział też wszystko, co mogło Go pocieszyć. Tak jak widział już wtedy nasze grzechy – widział i wszelkie dobro, jakie dzieje się w nas i przez nas. Dostrzegał nie tylko gorszące spory, grzechy pijaństwa, cudzołóstwa, nieuczciwości, ale również i trudne akty przebaczenia, sumienności i tylu różnych przezwyciężeń. Jak przytłaczały Go wówczas nasze niewierności i zdrady, tak cieszyły Go i podnosiły na duchu nasze dowody oddania, przywiązania i współczucia. A więc i wszystkie nasze akty ekspiacji, pokuty, przebłagania, wynagrodzenia, wszelkie dobrowolnie podjęte umartwienia, wyrzeczenia i ofiary, już wówczas stanowiły dla Niego pociechę. A zdobywał się świat katolicki od najdawniejszych czasów aż po dzień dzisiejszy na wprost heroiczne akty pocieszenia. Widział więc Jezus w Ogrodzie Oliwnym te tysiące osób konsekrowanych Bogu, widział ich nocne czuwania, ich posty, leżenie krzyżem i biczowania, widział niezliczone rzesze bohaterskich wyznawców, męczenników i dziewic; widział, ilu ludzi zjednoczy się w Nim w Jego ofierze i ilu z tej ofiary skorzysta w najwyższym stopniu. I cokolwiek do końca świata spełni się dobrego, na co tylko zdobędą się ludzkie męstwo, cierpliwość, miłość, wierność – już wówczas krzepiło Jego strwożone serce.
W pewien jednak sposób Jezus nadal cierpi i smuci się: w swoim Kościele powszechnym. Ci, którzy ten Kościół stanowią, stali się przez chrzest członkami Jezusa Chrystusa. W specjalny zaś sposób utożsamił się On z ludźmi cierpiącymi. Oni są tymi – jak ich nazwał Jezus – braćmi najmniejszymi, którzy przedstawiają nam właśnie Chrystusa umęczonego: byłem spragniony, nagi, chory, uwięziony… „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili” (Mt 25,35-40).
Oto więc jeszcze jeden rodzaj pocieszenia Jezusa. Wobec ludzi smutnych i udręczonych możemy – jak w Getsemani – spełniać funkcję anielską. Słowo angelos znaczy „posłaniec”; do tych ludzi posyła nas Bóg ze słowem pociechy i umocnienia. To słowo może przyjść w ostatnim momencie, by uratować kogoś na krawędzi załamania. A w ogóle: jak radość, dzielona z drugim, jest o połowę większa – tak ból, podzielony z kimś życzliwym, staje się o połowę mniejszy. W istocie słowo, które podnosi, nie jest nasze, lecz boskie; światło i siłę, które przynosimy, czerpiemy od Boga. Uczestniczyć w tej boskiej i anielskiej funkcji, wypełniać umiejętnie to, co można określić jako apostolstwo pociechy, powinno się stać naszą ambicją. Można to zresztą wypełniać na różne sposoby: osobiście i korespondencyjnie (nawet nie zdajemy sobie sprawy, ile radości przynosi osamotnionemu człowiekowi list choćby tylko z życzeniami świątecznymi); pocieszyć można słowem, czynem materialnej pomocy lub po prostu samą obecnością, nawet tylko duchową.
Nie należy jednak sobie wyobrażać, że naprawdę pocieszyć i podźwignąć leżącego człowieka jest rzeczą łatwą i prostą. Zbyt często te nasze pocieszenia bywają jedynie wiązką jałowych i oklepanych frazesów, które nie tylko nic smutnemu człowiekowi nie dają, ale drażnią go i wręcz obrażają. Udręczony Hiob odpowiada swoim pocieszycielom: „Zamiast koić… dręczycie. Czy koniec już słowom na wiatr?… I ja bym przemawiał podobnie, ale gdy role zamienimy. Mowy bym do was układał, kiwałbym głową nad wami. Ustami był was pocieszał… Lecz cierpień słowami nie stłumię” (Hi 16,1-6). Słowa nie stłumią cierpień, jeśli będą to tylko słowa. Aby skutecznie spełniać funkcję anielską, trzeba wyposażyć się w anielską cierpliwość, anielską dobroć, anielską czystość, czyli bezinteresowność. Daremnym też trudem byłoby pocieszać kogoś z pozycji tego, komu się lepiej powiodło. Święty Paweł każe płakać z tymi, którzy płaczą (por. Rz 12,15). Nie odważę się podejść do kogoś ze słowami pociechy, jeśli wpierw sam nie przejmę się szczerze jego losem, nie wniknę w jego położenie, nie wczuję się w jego uczucia; wówczas nawet słowa mogą się okazać zbędne.
Biedaczyna uznawał i czcił archaniołów i aniołów, „z największym afektem aniołów, którzy stoją przy nas w walce i którzy razem z nami przebywają pośród «cienia śmierci» jako towarzysze, którzy wszędzie za nami podążają” (2 Cel 197). Na ich cześć pościł nieprzerwanie 40 dni od Wniebowzięcia Matki Bożej, nieustannie się modląc (ŻW 9,3). Podobne formy czci wpajał innym, przynaglając, aby wzywać aniołów jako stróżów (2 Cel 197). Kapliczka Matki Bożej Anielskiej (Porcjunkula) była ulubionym miejscem Patriarchy ubogich, ponieważ jest ono „napełnione łaską bardziej obfitą i nawiedzane przez duchy z wysoka” (1 Cel 106), o czym Franciszek wiedział z doświadczenia. Często się rozkoszował wizytami na tym miejscu, nazwanym od najdawniejszych czasów Matką Bożą Anielską, które wybrał na siedzibę „z powodu czci, jaką żywił wobec aniołów i szczególnej miłości do Matki Chrystusa” (ŻW 2,8). Uznawał je za miejsce „przepełnione obficie łaską”, które aniołowie „opromieniują swoim światłem” i napełniają „brzmieniem hymnów” w czasie nocy (ZwD 84). Brat Pacyfik będąc w ekstazie, widzi piękny tron, „wspanialszy i bardziej chwalebny” od wszystkich innych tronów, a głos z nieba zapewnia, że jest on zarezerwowany dla św. Franciszka ze względu na jego pokorę, podczas gdy pierwotnie był on przeznaczony dla zbuntowanego anioła Lucyfera, który go stracił przez swoją pychę (por. Iz 1412; 2 Cel 123). W związku ze św. Franciszkiem istnieje jeszcze jeden zachwycający epizod o cudownym graniu na cytrze dotykanej przez anioła, co dostarczało Biedaczynie, spragnionemu usłyszenia tego dźwięku, olbrzymiej błogości (por. 2 Cel 126). Oblicze Franciszka po śmierci przypominało „oblicze anioła, jakby żył, a nie umarł” (1 Cel 112). Podobieństwo do piękna anioła jest oczywiście poparte malarskim przedstawieniem aniołów w ich objawieniach w postaciach ludzkich, a nie na osobliwych przekonaniach minionego czasu, które przypisywały aniołom cielesne rysy twarzy.
Wspomnienie Matki Bożej Anielskiej i przypomnienie o obecności aniołów na drodze do nieba wystarczająco zwracają uwagę na ich misję w stosunku do ludzi i na ich udział w dziele Chrystusa, aż do ich przekazania Bogu w ostatniej drodze: to zadanie jest powierzone św. Michałowi Archaniołowi. Przez aniołów rozumiemy istoty czysto duchowe, niemające ciała, niematerialne. Pismo Święte mówi o aniołach w bardzo wielu miejscach. I tak: anioł bronił wejścia do raju, zjawił się w Agar, aniołowie wyprowadzili Lota z Sodomy, anioł nakazał Abrahamowi złożyć na ofiarę w miejsce Izaaka baranka, Jakub oglądał we śnie drabinę, a na niej mnóstwo aniołów, anioł wiódł naród wybrany do Ziemi Obiecanej, anioł uratował trzech młodzieńców od śmierci w piecu ognistym, uratował także Daniela od pożarcia przez lwy, ukarał chłostą Heliodora w świątyni, aniołowie wspierali wojska Izraela w wojnie z Syryjczykami. Podobnych miejsc w Starym i Nowym Testamencie jest znacznie więcej, w których występują aniołowie jako posłańcy Boży do ludzi.
- Dzieło Johanna Andreasa Pfeffela XVII w., Augsburg
- Dzieło nieznanego autora 1650r., Wenecja
- Dzieło Pietra Clouweta wg rysunku Abrahama van Diepenbeecka z XVI w.
- Dzieło anonimowe z 1587 r., Rzym
- Dzieło anonimowe z 1632 r., Lyon
- Anonimowy ksylograf z XVI w., Włochy
- Anonimowa rycina z XVI w., Włochy