Jak opisujemy życie: własne, oraz innych? Większość ludzi pytana o życie odpowiada, że wiodą „normalne”, albo „zwyczajne” życie. Przy czym te określenia mają wydźwięk negatywny. To nie jest życie złe w sensie moralnym, ale w rozumieniu większości ludzi życie przeciętne. Takie, którego dla swoich dzieci czy wnuków zdecydowanie by nie chcieli. Jednocześnie ci sami ludzie, kiedy opisują życie tych, którym – ich zdaniem – się powiodło, powiadają: „Ci to mają życie”. Albo: „Ci to wiedzą, że żyją”. Czasem formułowane jest takie marzenie, by choćby przez krótki czas „pożyć” jak oni. Wielu odkłada sporą sumę, żeby na urlopie pożyć jak ci, którym się udało, którzy odnieśli sukces.
Jezus, jako ideał życia, stawia nam przed oczy serca postawę nocnego stróża. Oto mamy ludzi, którzy mają czekać. Kilkakrotnie wybrzmi ta myśl w Ewangelii: Jezus nazwie kulturalnie stróża „rządcą”, niemniej to jest stróż. Na liście zawodów prestiżowych nocny stróż walczy o ostatnie miejsce z zamiataczem ulic, doganianym przez kopacza rowów.
Dlaczego Jezus tak bardzo cieszy się postawą kogoś czuwającego, człowieka „wiernego i roztropnego” (por. Łk 12,42)? Zobaczmy kolejną życiową prawdę, cieszącą się sporym społecznym konsensusem. Kiedy pojawiają się problemy z własnymi, dorastającymi dziećmi, czy też kiedy chcemy wychowawczo wesprzeć rodziców naszych siostrzenic i bratanków, mówimy do nich, kłócimy się z nimi, straszymy ich, grozimy im i… nie odnosimy żadnych sukcesów. Nasze argumenty, również te religijne, na nikim nie robią wrażenia. Czyżbyśmy zatem byli bezsilni? Mamy tylko jeden argument, w dodatku o mocy rozstrzygającej. Można ten argument przyjąć lub odrzucić, ale on nie podlega dyskusji. Argumentem tym jest nasze własne piękne, przyzwoite, dobre życie. Przy czym wcale nie jest konieczne, aby w tym życiu wybuchały jakieś fajerwerki. Nawet w dziedzinie religijnej zawężamy często życie piękne i godne do życia osób powołanych. Argument ze świadectwa życia jest rozciągnięty w czasie. Na nikim nie robi wrażenia jednorazowa, czy niechby kilkakrotna mobilizacja. Nieistotne jest, jaki jest człowiek jednorazowo, jaki jest w niedzielę. Bo człowiek taki nie jest. Człowiek jest taki, jaki jest naprawdę, jaki jest od poniedziałku do piątku i to nie na urlopie. Przy czym przekonują „dziesiątki: dziesięć lat, dwadzieścia, trzydzieści”. Im więcej, tym lepiej. Każdemu mogę powiedzieć: „Mój drogi kolego, sąsiedzie, chrześnico, wnuku. Nie mów, że tak postępują wszyscy, ponieważ ja tego nie uczyniłem ani jedne raz. Czy mnie widziałeś pijanym, czy ciebie okłamałem? Czy się za mnie musiałeś wstydzić?”. I to o tym właśnie mówi dziś Jezus. By swym życiem obalić kłamstwa, że wszyscy, że „nikt”. Choćby się miało być jedynym, czy jedyną.