Spróbujmy pomyśleć, co takiego, w przypadku faryzeusza nie powiodło się. Mamy przecież człowieka wierzącego i praktykującego, który przyszedł do synagogi żeby się modlić (Łk 18,10). Wylicza czyny naprawdę dobre: „Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam” (Łk 18,12). Jednocześnie jego modlitwa budzi nasze obrzydzenie i odruchowy opór. Sam Jezus zaznacza, że Jego modlitwy nie zostały przyjęte (Łk 18,14). Jak to się stało, że faryzeusz zmarnował wielkie dobro obecne w jego życiu? Na czym polega wielki i chyba nieuświadomiony problem człowieka, którego Pan Jezus opisuje w dzisiejszej przypowieści? Problem człowieka wierzącego i praktykującego?
Wydaje się, że faryzeusz nie jest do końca przekonany, albo też w ogóle nie jest do końca przekonany, że wiara i pobożność są dobre. Dla niego wiara to tylko normy i przepisy, które stara się zachować, żeby mieć spokój. Potwierdzeniem, że faryzeusz nie uważa, aby modlitwa, post i ofiarowywanie jałmużny były dobrem samym w sobie, jest okazywana przez niego innym ludziom pogarda: „Nie jestem jak inni ludzie którzy tego nie robią, a ja to czynię” (por. Łk 18,11).
Jak się ma opowiedziana przypowieść do naszego życia? Przypatrzymy się naszym reakcjom. Jak mówimy o sprawach zdrowotnych? Ile jest w naszym komentowaniu czyjegoś stanu zdrowia, czy w udzielanych komuś przestrogach naprawdę szczerego żalu i niepokoju? Bardzo wiele, jesteśmy bowiem wszyscy najdogłębniej przeświadczeni, że zdrowie wielkim dobrem jest. A jak wyglądają nasze reakcje na braki dostrzegane w życiu religijnym innych ludzi? Mówimy mniej więcej tak: „Może być w końcu poszedł do kościoła!”. „To się już pobierzcie!”. Reagujemy gniewem, który jest znakiem rozumienia życia sakramentalnego i duchowego jako zespołu norm. Denerwujemy się na czyjeś niespełnianie norm.
Pewnie oglądamy różne filmy. Są one produkowane przez różne wytwórnie filmowe. Z tego żyją. Są też filmy amerykańskie. I jest taka amerykańska wytwórnia filmowa. Nazywa się Metro Goldwyn Meier. Symbolem wytwórni jest lew. W obwódce lwa widnieją słowa: „Ars gratia artis”. Trudno przetłumaczyć to wyrażenie. Znaczy tyle co nasze polskie „sztuka dla sztuki”. Rzymianie wyrażali tym przysłowiem przekonanie, że sztuka jest tak wielkim dobrem, że sama sobie wystarcza i sama dla siebie jest nagrodą. Otóż tak samo jest z naszą wiarą. Na tym wygrał celnik, który na starcie znajduje się w bardzo nieciekawej sytuacji, przy czym celnikiem nie zostawało się przez przypadek. To tak dla ścisłości. Co jednak zrozumiał celnik? W czym jest „lepszy” od faryzeusza? Celnik odwołuje się do Bożego Miłosierdzia. W tym momencie nawiązał serdeczną relację z Bogiem. On – grzesznik, ale prosi o Boże miłosierdzie. Faryzeusz znajdował się o krok od serdecznej relacji z Panam Bogiem. Ale nie był nią zainteresowany, nawet je nie pragnął. I na tym polegało jego prawdziwe nieszczęście.