Jezus za Swego ziemskiego życia czynił w sposób zamierzony wiele rzeczy, których czynić nie wypadało, albo wręcz nie było wolno. W obydwu przypadkach chodziło o obronę jakiegoś dobra. Pozostaje kwestią otwartą czy samo dobro, w służbie którego pozostawały jakieś przepisy było tej obrony warte. Jezus nie przejmuje się rytualną czystością, z której wynikało bardzo niewiele, poza dobrym samopoczuciem rytualnie czystego człowieka. Jezus jest także zainteresowany zwycięstwem dobra w człowieku. Rzecz nie w tym, że Zacheusz wiódł życie skazującego go na permanentną nieczystość. Sednem sprawy było to, że nikt nie wierzył ani nie chciał nawrócenia Zacheusza. Nieodwracalna grzeszność zwierzchnika celników w Jerychu była dla wszystkich oczywista i zaakceptowana. Dla Jezusa – nie. On Dobrą Nowinę głosi wszystkim. Jezus jest naprawdę przekonany, że każdy jest w stanie otworzyć się na Boże przebaczenie. Chrystus uczy, że warto uczynić wszystko, co możliwe, aby ta otwarcie się dokonało.
Czasem widoczna niezgoda na tryumf grzechu w czyimś życiu może spotkać się z tęsknotą za lepszym życiem. Sama z siebie będzie zapewne zbyt słaba, aby dokonać przemiany, jeżeli jednak spotka się ze wsparciem przychodzącym z zewnątrz – nawrócenie będzie o wiele bardziej prawdopodobne. Napięcie między normą a dobrem człowieka jest chyba nieusuwalne. Mamy jednak obowiązek szukania dobra człowieka. To jest Dobra Nowina. Jak bardzo ludzie, znajdujący się z różnych powodów w sytuacji uniżenia, wywołanej takimi czy innymi deficytami, nie najciekawszą przeszłością, zależnością ekonomiczną, jak bardzo tego rodzaju ludzie bardziej niż za konkretną pomoc są wdzięczni za bycie potraktowanym jak „człowiek”, że ktoś zobaczył w nich „człowieka”. Trzeba oczywiście uważać, aby nasza postawa nie posłużyła jako parawan dla zła, albo żeby nie była bezbożnym „rozgrzeszeniem” jakiejś niegodziwości. Jeżeli jednak ktoś życiowo pogubiony zorientuje się, że ktoś inny widzi w nim mimo wszystko człowieka, to jest to ogromna motywacja to poprawy życia. Zwróćmy uwagę na Chrystusowe: „muszę” (Łk 19,5). Wyraża się w nim żarliwa troska o zbawienie człowieka zniewolonego złem. Jest w nim pewien pośpiech, jakiś lęk przed niewykorzystaniem ostatniej szansy. Chrystus rozumie, że Jego ewentualna wizyta w komorze celnej w Jerychu, albo niechby i próba odwiedzin w domu przy innej okazji, takiego efektu by nie miała. To jest ta chwila: Zacheusz na drzewie, wokół urągający śmiech ludzi, którzy może oczekiwali na kąśliwy komentarz Rabbiego i szokujące dla wszystkich wproszenie się Jezusa do domu grzesznika. Nie trzeba się dziwić „pobożnemu” szemraniu świadków rozgrywającej się sceny: Jezus przerwał im zabawę. Wiara jest potrzebna, by uwierzyć w możliwość wygrzebania się spod najgorszego zła. Ale wiary potrzebujemy równie żeby obalić zasady, normy i zwyczaje, które nie dopuszczają możliwości przemiany życia.