Jak trudno jest nadstawić drugi policzek. Jezus uderzony w twarz, drugiego policzka nie nadstawił. Bronił się tak, jak mógł – słowami. Zresztą Pan Jezus kilkakrotnie unikał niepotrzebnego cierpienia. Działanie ludzkie w ogóle podporządkowane jest jednemu prawidłu: musi mieć sens. Mogę nadstawić drugi policzek, kiedy to ma sens. Kiedy ma sens rezygnacja z obrony? Po pierwsze wtedy, kiedy obrona jest możliwa, więc kiedy mogę się obronić. Po drugie wtedy, kiedy nadstawienie policzka ma sens. Co jest tym sensem? Miłość. Kiedy mogę okazać miłość. Na przykładzie: kiedy uczeń pyskuje swoim rodzicom, że są głupi i się nie znają, albo że go nie kochają. Nic prostszego, jak takiego delikwenta czy delikwentkę strzelić. Czy załatwić sprawę jeszcze dotkliwiej: rekwirując ten najważniejszy kabelek w domu, ewentualnie to najważniejsze urządzenie, dzięki któremu jest się online. Mnożna tak zrobić. I rozumielibyśmy rodziców, którzy by tak postąpili. Ale można też powiedzieć dziecku: to dodaj jeszcze, że jestem idiotą. To proszę bardzo, uderz mnie. Skoro masz takich durnych rodziców, to się od nas wyprowadź. Wszystko wiesz przecież lepiej. Czy płacę na ciebie tu, czy gdzie indziej… Dosyć często to pomaga. Nie twierdzę, że zawsze. Albo inna sytuacja: kiedy za nami leci stek wyzwisk, od niedopitego menela, leżącego na trawie. Nic prostszego jak podejść i walnąć, czy wezwać patrol straży czy Policji. Zawsze wtedy, kiedy atakuje mnie słabszy – psychicznie, fizycznie, dobre będzie wtedy zrezygnować z obrony. Też nie zawsze i nie w każdej sytuacji. Żeby był taki moment zdziwienia: mógł mi przylać, a tego nie robi. Patrzy na mnie z jakimś wielkim bólem – czasami daje to do myślenia. Franciszek ofiarowuje nam głęboki komentarz do Chrystusowego nakazu nadstawienia drugiego policzka (por. Mt 5,39): Pan mówi: Miłujcie nieprzyjaciół waszych [czyńcie dobrze tym, którzy was nienawidzą i módlcie się za prześladujących i spotwarzających was] (Mt 5, 44). Ten bowiem rzeczywiście kocha swego nieprzyjaciela, kto nie boleje nad doznawaną krzywdą, lecz dla miłości Bożej smuci się grzechem jego duszy. I czynem okazuje mu miłość (Np 9,1-4). Dla Franciszka dobrą okazją do nadstawienia drugiego policzka jest znoszenie niesprawiedliwych oskarżeń: Błogosławiony sługa, który czyjeś uwagi, oskarżenia i upomnienia znosi tak cierpliwie, jakby pochodziły od niego samego. Błogosławiony sługa, który udzielane mu upomnienia przyjmuje spokojnie, słucha skromnie, pokornie wyznaje swą winę i chętnie wynagradza. Błogosławiony sługa, który nie jest skory do usprawiedliwiania się i znosi pokornie wstyd i naganę za winę, choćby się nawet jej nie dopuścił (Np. 22,1-3). Zauważy jeszcze: Gdzie jest cierpliwość i pokora, tam nie ma gniewu, ani zamętu (Np. 27,2). Franciszek nie stawia oporu prześladowaniu ze strony najbliższych: Ojca i brata: Chociaż Franciszek oddaje się już dziełom pobożności, jego ojciec według ciała prześladuje go. Jego służbę Chrystusowi uważa za szaleństwo i wszędzie obrzuca go złorzeczeniami. Przeto sługa Boży przywołuje pewnego człowieka z ludu, obiera go sobie za ojca i prosi, żeby mu błogosławił wtedy, kiedy własny ojciec będzie mu złorzeczył. W ten sposób wprowadza w czyn słowo prorockie i faktami pokazuje, co znaczy ta mowa: „Oni będą złorzeczyć, a ty będziesz błogosławił” (Ps 108, 28). Mąż Boży oddał ojcu pieniądze, które pierwotnie miał zamiar wydatkować na prace przy wspomnianym kościele. Poradził mu to biskup miasta, mąż bardzo zacny, iż nie godzi się brać żadnych pieniędzy, źle nabytych, i obracać je na użytek święty. A on, przy obecności wielu zebranych słuchaczy, powiedział: „Odtąd swobodnie będę mówił: „Ojcze nasz, któryś jest w niebie,” a nie ojcze Piotrze Bernardone, któremu oto oddaję nie tylko pieniądze, ale odstępuję też całe ubranie. Nagi więc pójdę do Pana.” O wolny duchu męża, któremu wystarczy już sam Chrystus! Spostrzeżono wówczas, że mąż Boży nosił włosiennicę pod ubraniem, jako że bardziej cieszył się z posiadania cnót, aniżeli z pozornego wyglądu. Jego brat według ciała, za wzorem ojca, dokuczał mu zjadliwymi słowami. Gdy pewnego ranka, w porze zimowej, ów przewrotny człowiek zauważył Franciszka trwającego na modlitwie, okrytego w liche szaty i drżącego z zimna, rzekł do pewnego swego współobywatela: „Powiedz Franciszkowi, żeby ci zechciał sprzedać odrobinę potu za jeden szelążek.” Mąż Boży, usłyszawszy to, bardzo się uradował i z uśmiechem odpowiedział: „Zaprawdę, ja go bardzo drogo sprzedam memu Panu.” Nic bardziej prawdziwego, bo teraz pod słońcem wziął nie tylko sto, ale tysiące razy więcej, a w przyszłości osiągnął życie wieczne nie tylko dla siebie, ale i dla wielu innych (2Cel 12). 

Wydaje się istotne, abyśmy rozróżnili między obroną, karą a odwetem. Do obrony mamy prawo naturalne, czyli otrzymane mocą samego człowieczeństwa. Prawo to nie jest absolutne, można z obrony zrezygnować. Tak czynili przecież męczennicy. Niemniej obrona czasem będzie moim obowiązkiem, niekiedy od obrony nie mogę się uchylić. W momencie najważniejszym Jezus nie bronił się: Jezus powiedział do Piotra: Schowaj miecz do pochwy. Czyż nie mam pić kielicha, który Mi podał Ojciec? (J 18,11). 

Kary natomiast nie można zaniechać. Jest to bardzo wielka niegodziwość i bardzo wielki grzech cudzy: grzechu nie karać. Należy ze wszystkich sił współpracować z legalną władzą dla wymierzenia kary. Owszem istnieje instytucja amnestii, ona jednak pośrednio stwierdza, że ktoś zasłużył na darowywaną mu karę. Pan Jezus mówił o karze (por. Mt 10,28; Łk 17,2; Mt 25,41). Nadstawienie drugiego policzka dotyczy raczej odwetu, nie mającego niczego wspólnego z wymierzaniem kary. Odwet to dopuszczenie nienawiści i działanie pod jej wpływem. W odwecie działanie kierowane jest nienawiścią do krzywdziciela. Swoi uczniom Jezus mówi: Miłujcie nieprzyjaciół waszych (Mt 5,44). Czyli odrzućcie logikę odwetu i zemsty, aby budować dobre, piękne życie. Możliwe także pomimo doznanych krzywd.