Obraz autorstwa tonodiaz na Freepik

3. Miraże modlitwy

Nasze rozważanie byłoby niekompletne gdyby zabrakło w nich uwagi o niebezpieczeństwach zagrażających stabilności tak jeszcze kruchej dopiero kształtującej się religijności. I koniecznie trzeba stwierdzić, że modlitwa, jak każda inna predyspozycja natury ludzkiej, podlega prawu rozwoju i regresji. Jeśli znajduje w sobie samej upodobanie, jeśli wyżywa się sama w sobie – jest modlitwą narcystyczną. Eufemizm tego określenia nie przesłania jednak drastyczności samego zjawiska, jakie niekiedy spotykamy w praktyce modlitewnej młodzieży.

Byłoby niewątpliwie naiwnością mniemać, że modlitwa może się rozwijać bez wolności, to znaczy, że człowiek obdarowany wolną wolą jest zdolny przyjąć Słowo Boże i  odpowiedzieć na nie, albo odrzucić je, mimo że jego serce jest niespokojne a „sam Duch prosi za nami wzdychaniem niewymownym” (Rz 8, 26, przekł. ks. J. Wujek). Wszelki przymus, presja wymuszająca na człowieku modlitwę – jest już jej końcem. Wolnemu Bogu odpowiedzieć może tylko wolny człowiek. 

Byłoby  także beznadziejnym błędem twierdzić, że modlitwą jest żywiołowa uczuciowość religijna jeśli pozbawiona ona jest pionu wiary rozumnej. Owa sentymentalność religijna jest najbardziej charakterystyczną złudą modlitewną młodzieży, gdyż podporządkowuje sobie objawione Słowo, nadużywając go dla celów zewnętrznych, autoterapeutycznych, ornamentacyjnych, i poszukuje jedynie samozadowolenia, co zresztą nie zawsze bywa uświadomione. Taka modlitwa prowadzi często do czczego kultu, ponieważ nie transcenduje do Słowa Bożego, skutkiem czego jest tendencja antropomorfizująca Boga, czyli skłonność do nakładania na nieskończone oblicze Boże – skończonych masek, tworów mimo- czy samowolnej religijności.

Podobną pułapkę stanowi doloryzm, który degraduje chrześcijańską koncepcję cierpienia, zaś ból traktuje nie jako drogę i ofiarę miłości, ale cel życia.  Adresatem owej „gry” są nie tylko inni ludzie ale przede wszystkim sam Bóg. Ten swoisty religijny egotyzm polega na tym, że w doznawanych cierpieniach człowiek szuka usprawiedliwienia własnych win, odkrywając, że ból nieszczęścia może być prowokacją miłosierdzia Bożego. Odkrycie to zmienia znaczenie nieszczęścia, konsekwencją czego jest w pewnym sensie zjawisko „modlitwy nieszczęśliwej”.

Cierpienie nie jest już racją rozpaczy i dowodem bezradności, lecz formą więzi z Bogiem. I wtedy często odpowiedzią na miłość Boga zwróconą ku człowiekowi nie jest miłość człowieka ku Bogu, lecz wyrzut i oskarżenie Go oraz skierowanie miłości ku sobie samemu, ze skłonnością do pogardy dla winnych naszych niepowodzeń (10). Należy jednak zaraz dodać, że jest to bardzo głęboki upadek natury duchowej, a niekiedy też etycznej. Najbardziej znamiennym rysem ludzi pochłoniętych kultem cierpiętnictwa, jest to, że nie tylko sami doświadczają cierpienia ale innym go też przysparzają. Najgorsze zaś jest to, że ich cierpienie jest równie wielkie, jak i zbędne. Takie zniekształcenie rozumienia modlitwy jest koleiną prowadzącą do kryptomanicheizmu  i acedii, bowiem podcina już wszelką aktywność ludzką.

Są jeszcze inne przykłady błędnej modlitwy stwarzającej niebezpieczeństwo wypaczenia rozwoju duchowego, modlitwy zainfekowanej przez humanizm ateistyczny. Nie ma potrzeby przypominać, że dla ateizmu modlitwa jest niedorzecznością, ponieważ nie można modlić się do tego, którego nie ma. Do szczególnie subtelnych, przewrotnych przy czym skrytych objawów tego rodzaju niebezpieczeństw należy zaliczyć presję ateizmu egzystencjalnego i psychologicznego. 

W myśl interpretacji egzystencjalistów modlitwa jest formą niewiary w możliwości działania ludzkiego, niewiary wynikającej z naiwności, braku krytycyzmu. Błagalne wołanie rozbrzmiewające w młodzieńczych suplikacjach – jest wołaniem skierowanym do pustego nieba, które odpowiada tylko głuchym milczeniem, podczas gdy i bez tych wezwań człowiek siłą swej inteligencji, dzięki nauce i technice, zapobiega i skutecznie chroni siebie przed żywiołowymi klęskami, zakładając ośrodki zdrowia, niosąc głodującym pomoc. A Bóg… pozostaje bogiem urojonym.

Tymczasem dla ateizmu psychologicznego modlitwa, stanowi nie tylko formę sublimującą potrzebę opieki i bezpieczeństwa, traktowana jest także jako źródło schorzeń psychicznych, gdyż kładzie nacisk na świadomość własnej grzeszności, nastawia umysł i wysiłek człowieka na jego wnętrze, tak że myśli on tylko o własnym udoskonaleniu, a nie o dobru innych, przez co jego działalność twórcza zostaje ograniczona do kultu własnego „ja”.

Badania dowodzą, że ateizm psychologiczny prowadzący do rezygnacji z rozmowy z Bogiem prowokują najczęściej nierozwiązane doświadczenia cierpienia i zła na świecie i zaburzenia procesu identyfikacji ale również czynniki natury lękowej, konflikt między wystarczalnością doraźnego szczęścia a nadzieją zbawienia (11).

Tu rodzi się groźny w skutkach tragizm kryzysu modlitwy młodego człowieka, a w konsekwencji również i jego chrześcijaństwa. Bezradne, ale pełne pretensji usta rzucają w twarz dorosłym: po co wznosicie nad naszymi głowami te strzeliste katedry, które nie wyrażają już niczyich modlitw; wy jedliście zielone winogrona a nam od tego ścierpły zęby (por. Ez 18, 1).

Te z konieczności ogólnikowe uwagi na temat deformacji i wynaturzenia modlitwy, które może wywołać ateizm, w jakiejś mierze wyjaśniają przeświadczenie ateizującego młodego człowieka, że taka modlitwa jest aktem antyhumanistycznym. Nie wolno całkowicie zlekceważyć tych zarzutów, ponieważ znajdują one uzasadnienie na poziomie modlitw egocentrycznych i wypaczonych. Jednak tracą podstawy w miarę, jak modlitwa uwalnia się od egocentryzmu i będzie konstruowała chrześcijaństwo heroiczne oparte na miłości i przebaczeniu. 

Henri de Lubac znakomicie odsłonił nieznane horyzonty tajemnicy Boga i człowieka podkreślając: „Nie obiecano chrześcijanom, że zawsze będą w większości (raczej zapowiedziano im coś przeciwnego). Ani, że zawsze będą się wydawać najsilniejsi i że ludzie zawsze będą zafascynowani tylko ich ideałem, a nie żadnym innym. Ale tak czy inaczej chrześcijaństwo nigdy nie będzie mieć realnej skuteczności (…) jak tylko siłą swego ducha, siłą miłości” (12).

4. Stanąć przed obliczem Boga we czci i miłości

Pozostaje nam jeszcze wskazać kierunki umożliwiające twórczą refleksję nad tak specyficznym charakterem modlitwy młodzieży. Wydaje się, że znaczenie modlitwy jako lirycznej eksplozji wiary doceniał i potwierdzał w swojej twórczości Karl Rahner. Ten wybitny niemiecki teolog, miał swego czasu powiedzieć, że zdolność i praktyka zrozumienia poezji jest podstawą w słuchaniu słowa Bożego.  Należał on do tych uczonych, których niepokoiło wyobcowanie tradycyjnej teologii z życia. Obdarzony niezwykłą intuicją teologiczną, chciał pokazać podstawę pojęć teologicznych w swoistym doświadczeniu człowieka i w ten sposób umożliwić ich zrozumienie. 

Przenikliwe i poruszające są jego rozważania poświęcone modlitwie, a bezspornie najcenniejszym ich rysem jest ich nieskrywana intymność życia wewnętrznego teologa. Koncepcja modlitwy Rahnera choć ukazuje jego własną drogę jako chrześcijanina, jezuity i teologa, jest niewątpliwie wartościowa dla każdego z nas. Służy bowiem przykładem modlitwy cichej i przytłumionej , ale jakże szczerej i głębokiej, gdyż jest westchnieniem zranionego serca. Rahner ogłaszał swoje teksty drukiem i nie wygładzał ich literacko, przez co stawał się bezbronny i wystawiony na rany (13). Wizji Rahnera warto się przyjrzeć, tym bardziej, że młodzi zawsze z uwagą słuchają świadectwa wiary i z przejęciem go później rozważają. I są niezwykle wrażliwi na prawdę i autentyczność takich przemyśleń i przeżyć.

Rahner uważał, że młodość jest optymistyczna, gdyż młody człowiek zaczyna dopiero „brać siebie w posiadanie”, przeżywać siebie jako osobę. Nie ogarnia więc jeszcze całej przepaści zła, którym jest grzech. Jawi mu się on jako niesprostanie postawionym celom, jako niedostatecznie jeszcze wykonane zadanie, jako dowód, że jego naturalny optymizm wciąż nie osiąga swych założeń. Bóg jest w oczach młodzieży głównie absolutną gwarancją, że jej pozytywny obraz świata nie musi zatonąć i pójść na dno ciemnej strony egzystencji, której rozwierające się gdzieniegdzie szczeliny zna już niejeden młody człowiek. Jeśli nawet przeżywa wątpliwości, doświadcza cierpienia czy głębokiego rozczarowania, traktuje je jako elementy życia wciąż jeszcze poszukującego dopełnienia, a nie egzystencji, która odkryła już własną skończoność (14).

A jeśli tak jest, to młoda osoba pyta o sens człowieczeństwa i życia, który wszystko w sobie zawiera – śmiech i łzy, rozpacz i szczęście, serce i umysł, szarą codzienność i migotliwą celebrę, grzech i wybaczenie, przeszłość i przyszłość, wszystko, co składa się na ludzkie życie? Niemiecki teolog odpowiada krótko – czynem serca, a więc modlitwą, gdyż modlić się to znaczy otworzyć serce Bogu zarówno w chwili gdy jest ono zamknięte  jak i wtedy, gdy jest gotowe na przyjście Oblubieńca (15).

Rahner podkreśla, że byłoby kłamliwym urojeniem wyobrażać sobie, że człowiek ma stale do dyspozycji wszystkie swe siły moralne w pełnym pogotowiu, że może zawsze dowolnie zmobilizować wszystkie moce potrzebne do decydującego pokonania prawdziwej pokusy. Jest rzeczą pewną, że w życiu ludzkim przychodzą okresy rozprzężenia, chłodu, oschłości. I wtedy człowiek niecierpliwi się i chce przynaglać czy „poszturchiwać” Boga, by zainterweniował, aby udzielił tyle światła i siły, by móc się modlić, by serce nie zaczęło rozpaczać, by dotrwać do chwili dopóki Bóg nie przemówi a Jego słowo będzie miłosierdziem i pociechą (16).

Kiedy człowiek w prosty i pokorny sposób mówi „jestem grzesznikiem” chce ująć swoją prawdę o sobie, wyznać, że jest istotą, którą podtrzymuje tylko Bóg i jest uratowany tylko przez Odkupiciela. Bez tej konstatacji człowiek zawsze jest sam dla siebie nieprzenikniony i zagubiony (17). 

Niemiecki jezuita zauważa, że rdzeniem młodzieńczej modlitwy powinien być Bóg jako Wszechmogący Pan i ostateczny Grunt Istnienia, który daje życie, pozwala rosnąć i każdemu daje wielkie życiowe powołanie i osobiście ręczy za jego sukces. W centrum modlitewnych rozważań winien być Chrystus bliski i kochany, mężny i zwycięski, gdyż jest wierny i prawdziwy (18). To jest charakterystyczny, pełen wdzięku i gracji krajobraz rahnerowskiej koncepcji modlitwy.

 Rahner niczym natchniony mistyk wskazuje, że miłość człowieka do Boga woła z głębi serca wtedy gdy, całą mocą swojej duszy biegnie Jemu naprzeciw, aby w duchowym zjednoczeniu Wybawca zjednoczył się ze swoim stworzeniem, aby Umiłowany związał się z ukochanym do tego stopnia, że nie pamięta już sam o sobie, lecz jemu tylko dobrze życzy, jego szczęściem się raduje. On pierwszy nas ukochał i zawsze daje odpowiedź na miłujące wołanie, wznoszące się ku Niemu z doliny śmierci i przemijalności (19).

Młode serce poruszone uszczęśliwiającym dotknięciem miłości, umie przetrwać chmurne godziny, przezwyciężyć ból i gorycz, nie zdołają tej miłości zgasić wody utrapień. Bóg Nieskończony umacnia bezsilną miłość ludzką. Im pełniej człowiek doświadcza Jego łaskawej i przebóstwiającej bliskości, tym mocniej rośnie święta poufałość naszego kochania i wtedy pozwalamy sobie  na radosne wołanie: „Abba – Ojcze”. Słowa: „Boże mój, kocham Ciebie” mogą zamknąć w sobie najświętszy akt wiary, największy z aktów ludzkich – tajemnicę naszej miłości do Nieskończonego (20). Największą łaską jaka może być udziałem człowieka, jest miłość Boga, w niej jest życie, szczęście, pokój niespokojnego serca. Czyż Ojciec nie wysłucha gdy dziecko prosić Go będzie, by je przygarnął do swego serca?

„Spraw bym Cię kochał, Boże. Cóż mam prócz Ciebie? Daj mi do Ciebie przylgnąć Panie i oczyść to serce by Cię kochało. Niech Twe piękno, dobroć, świętość i błogosławieństwo staną się moim szczęściem. Bądź ze mną zawsze i gdy mnie ogarnie pokusa, by Cię porzucić, nie pozwól mi odejść, Boże. Daj mi jedno tylko – Twą miłość. Spraw, by rosła we mnie, gdyż jest najwyższym dobrem i nie ustaje nigdy, a bez niej jestem nicością. Dozwól, bym przez miłość zjednoczył się z Tobą na wieki” (21).

10 Por. J. Tischner, Filozofia dramatu, Kraków 2006, s. 210-211.

11 Por. S. Kuczkowski, Psychologia religii, Kraków 1993, s. 211-222.

12 H. de Lubac, Dramat humanizmu ateistycznego, Kraków 2004, s. 149.

13 K. Rahner, Modlitwy życia, Kraków 1986, s. 10.

14 K. Rahner, O możliwości wiary dzisiaj, Kraków 1983, s. 127-129.

15 K. Rahner, Przez Syna do Ojca, Kraków 1979, s. 17.

16 K. Rahner, Kiedy się modlisz, Paris 1968, s. 73.

17 Tamże, s. 116.

18 K. Rahner, O możliwości… dz. cyt., s.129.

19 K. Rahner, Kiedy się modlisz…, dz. cyt., s. 45.

20 Tamże, s. 46.

21 Tamże, s. 52.