Obraz autorstwa studiogstock na Freepik
„Pokój zakwitnie kiedy Pan przybędzie”.
Betlejem … któż nie zna tej nazwy? Miasto w którym spełniły się proroctwa, miasto w którym przyszedł na świat Stwórca świata, miasto w którym ujrzał światło dzienne Ten który jest Światłem, miasto które nie przyjęło Zbawiciela, odrzuciło Tego, który przyniósł pokój.
Prorocy zapowiadając czasy mesjańskie, głosili że „stanie się na końcu czasów… Pan będzie rozjemcą między narodami… wtedy swe miecze przekują na lemiesze, a swoje włócznie na sierpy. Naród przeciw narodowi nie podniesie miecza i nie będą się więcej zaprawiać do wojny” (Iz 2,2.4).
Na czym ma polegać pokój przyniesiony przez Mesjasza, zastanawiały się wszystkie pokolenia. Jesteśmy świadkami jak miejsce urodzenia Mesjasza – Księcia pokoju (Iz 9,5), nie zaznaje pokoju.
Kwiecień i maj roku 2002 w Betlejem wejdą do historii. We wtorek oktawy wielkanocnej 2 kwietnia już w nocy ok. godz. 3.30 bracia franciszkanie w klasztorze przy sanktuarium Narodzenia Pańskiego słyszeli wzmagające się odgłosy walk w mieście. Już wtedy byli przerażeni. Po południu ok. 200 Palestyńczyków wpadło na teren sanktuarium i zaczęło okupować bazylikę Narodzenia, a cały kompleks został okrążony przez wojsko izraelskie.
W klasztorze bez możliwości wyjścia znalazło się 25 franciszkanów i cztery siostry zakonne. Przypadkowymi gośćmi klasztoru byli włoscy dziennikarze, a w niewielkim klasztorze przy Grocie Mlecznej tymczasowo mieszkali specjaliści od budowy organów. Cały następny dzień słychać strzelanie. Jedynym sposobem komunikowania się pozostał telefon, dzwoni prawie bez przerwy, o sytuację pytają współbracia z Jerozolimy i z Rzymu, dzwoni rodzina i najbliżsi, dzwonią z ambasad i dziennikarze. Drogą telefoniczną również prowadzone są rozmowy między wojskiem izraelskim a Palestyńczykami.
W czwartek 4 kwietnia wojsko od zewnątrz wysadziło drzwi prowadzące z ulicy Groty Mlecznej do monastyru prawosławnych, wtedy Arabowie w popłochu, z bronią gotową do strzału wdarli się do klasztoru franciszkanów, do kościoła św. Katarzyny, zajęli korytarze i wewnętrzny dziedziniec. Najbardziej uciążliwa jest niepewność, nie tylko niepewność jutra, bracia franciszkanie zadają sobie pytanie: jaką rolę pełnią w tej sytuacji, są zakładnikami czy żywymi tarczami?
Późno wieczorem silna eksplozja i gwałtowna strzelanina zaniepokoiła wszystkich mieszkańców klasztoru, szukali jakie szkody wyrządził wybuch, później okazało się tego typu eksplozje miały wpływać na psychikę, wywoływać strach.
W piątek kilku braci opuszcza klasztor, otrzymali od wojska izraelskiego pozwolenie na opuszczenie otoczonego terenu. Przy godzinę byli kontrolowani, a na przywitanie każdy z nich otrzymał od żołnierzy izraelskich jabłko i małą butelkę wody. Po południu dwie godziny zawieszenia broni, ulice szybko się zaludniły, lecz zakonnicy nie mogli opuścić terenu. Odtąd co dwa, trzy dni na krótko zostaje zawieszona godzina policyjna aby ludność mogła zaopatrzyć się w najkonieczniejsze środki do życia.
Noc z 5 na 6 kwietnia bracia spędzili w piwnicy. Miejsca do spania przygotowali sobie na materacach. Jeszcze był prąd elektryczny i do piwnicy można było zjechać windą. Następnego dnia kiedy Ojciec Ibrahim, dyrektor szkoły i domu pielgrzyma „Casa Nova” udał się do swego pokoju na 3 piętrze i otwarł okno, strzelano do niego. Świeckiego pracownika prawosławnych, który przyszedł jak zwykle na swoją służbę jako dzwonnik, zastrzelono na placu Żłóbka przed bazyliką. Przez dwa dni leżało jego ciało w deszczu, na placu. Strzelanina znowu się wzmogła.
Klasztor prawosławnych również opuściło kilku mnichów, a do franciszkanów raz po raz dzwonią oficerzy izraelscy i nalegają aby zakonnicy opuścili klasztor. Synowie św. Franciszka postanowili trwać w klasztorze.
Kolejna noc była spokojniejsza, bracia mogli spać w swoich łóżkach lecz w ubraniu. Z placu Żłóbka z megafonów całą noc był nadawane po arabsku wezwanie Palestyńczyków do opuszczenia bazyliki. Taka audycja powtarza się codziennie przeważnie w godzinach wieczornych, apel odwołuje się do czekających rodzin, dzieci.
Smutna była niedziela 7 kwietnia, bez dzwonów wzywających na Mszę św., bez ludzi spieszących do kościoła, a przede wszystkim bez samej liturgii Eucharystycznej w kościele. Tego dnia odłączono dopływ energii elektrycznej. Generator długo nie pociągnął. Funkcjonuje jeszcze telefon i dzwoni bez przerwy.
Taka sytuacja trwa przez długich, pełnych 39 dni.
Klasztor w Betlejem teraz leczy rany. Budynki są remontowane, szkody likwidowane. Rany zadane duszom ludzkim, ich psychice i mentalności nie zagoją się tak szybko.
A przecież tutaj „Dziecię nam się narodziło, Syn został nam dany … nazwano Go imieniem: Bóg mocny… Książę Pokoju” (Iz 9,5). Przecież tutaj narodził się Ten który przyniósł zbawienie i pokój; „pokój mój daję wam, nie tak jak daje świat…” (J 15,27). Świat nie daje prawdziwego pokoju.