Gdzie wzrok nie sięga, tam wszystko się zaczyna
W naszym życiu jest wiele rzeczywistości, za którymi z łatwością da się coś ukryć. Zmęczoną twarz można ukryć za dobrym makijażem. Wewnętrzny smutek da się schować przez robienie z siebie „króla imprez” i najlepszego znawcę dowcipów. Brak wiedzy na dany temat niektórzy w rozmowie kamuflują używaniem wyszukanych, trudnych słów, czy też powoływaniem się na nigdy nieistniejących znawców tematu. Można by jeszcze długo wymieniać, natomiast chciałbym zwrócić tutaj uwagę na jeszcze jedną iluzję, która może pojawić się w naszym życiu, w naszych relacjach z drugimi, co więcej, w relacji z Bogiem. Jeśli o tę ostatnią relację chodzi, warto podkreślić, że ukrycie czegokolwiek przed Bogiem nigdy nie osiągnie zamierzonego skutku. Boga bowiem da się jedynie spróbować oszukać, ale nie da się Go nigdy oszukać. Tak już z Nim jest – jest w końcu Bogiem. O jakiej próbie iluzji chcę zatem tutaj wspomnieć? Chodzi o ukrycie się poprzez nie tylko pieczołowitą znajomość najróżniejszych przepisów związanych z życiem religijnym, ale przede wszystkim manifestację przestrzegania każdej literki owego prawa i stawanie się „policjantem” wobec brata i siostry w wierze. Jeżeli ktoś postępuje fair wobec Boga, wobec współmałżonka, wspólnoty, w ogóle wobec drugiego człowieka, to po co kamuflaż w postaci stróża prawa?
W czasie dzisiejszej liturgii eucharystycznej słyszymy Jezusa, który kontynuuje swoją mowę na Górze Błogosławieństw. Zwrócił się do uczniów zapewniając ich, że są błogosławieni jako ubodzy, cisi, pokorni, pragnący pokoju i sprawiedliwości, itd.. Ci właśnie szczęśliwi są tymi, którzy nadają smak życiu i są światłem dla ludzi żyjących w ciemnych zakamarkach swojej egzystencji. Dzisiaj słyszymy, że ci właśnie uczniowie Chrystusa mają żyć Bożym prawem w zupełnie inny sposób, aniżeli stało się to zwyczajem wielu nawet najpobożniejszych Żydów. Samo przestrzeganie przepisów nie wystarczy. To w wewnętrznym życiu człowieka znajdują się pokłady autentycznego postępowania i budowania prawdziwych relacji z braćmi i siostrami oraz przede wszystkim odpowiadania Bogu na Jego pragnienie przyjaźni z człowiekiem. To właśnie tam, w sercu rodzi się to, co zostaje następnie uzewnętrznione. Czymże miałoby być w oczach Boga poprawne zachowanie, skoro oponuje do wewnętrznych zamierzeń?
Kiedy Jezus mówi o wypełnieniu prawa, ma na myśli życie, które sprowadza się w całej swej istocie do jednego – do miłości. Wypełnienie prawa w ewangelijnym rozumieniu to nie to samo co przestrzeganie prawa. Kto kocha Boga całym sobą oraz kto po chrześcijańsku kocha bliźniego i siebie samego, ten nie musi stawać się utrudniającym życie stróżem moralności wobec drugich i wobec siebie. Kto wypełnia prawo miłości ten nie musi się lękać, kiedy staje w obecności Boga i odsłania się przed drugim człowiekiem. Kto jest autentyczny i wewnętrznie spójny, ten nie musi niczego udowadniać, z niczego nie musi się tłumaczyć, ani nie musi analizować, czym się podzielić z innymi, a co ukryć przed nimi, bo taki człowiek jest kimś, kto kocha wolność i żyje w wolności. Przemiana człowieka nie zaczyna się od inwestycji w poprawę wizerunku. Nawracanie się zaczyna się tam, gdzie wzrok nie sięga.