Duchowość Franciszkańska na co dzień i od święta.
Po franciszkańsku wyrzekać się wszystkiego. 

Ludziom wierzącym czyniony jest w zasadzie jeden zarzut: ktoś wierze niechętny patrzy na wierzącego z boku i mówi: co za nierozsądna postawa: co ty masz z tego,  że codziennie łazisz do kościoła? Co ty masz z tego, że klepiesz te pacierze? Od rana do nocy tego twojego radia słuchasz! Nie ma jak tego wytłumaczyć. Jak komuś wytłumaczyć swoją wiarę i to, jak ona dla mnie jest niesłychanie ważna? Najważniejsza? Różaniec, pacierz codzienny, moja modlitwa, Msza św., to, że bez modlitwy nie mogę funkcjonować. Że bez Mszy św. niedzielnej nie potrafię żyć. To jest absolutnie nie do wytłumaczenia. Dla mnie wiara to jest skarb. Ktoś patrzący z boku nie rozumie, że to jest dla mnie skarb. Taki skarb, dla którego warto poświęcić wszystko inne. Tej gotowości oddania wszystkiego Franciszek wymaga od swych naśladowców: Pan mówi w Ewangelii: Kto nie wyrzekłby się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem (por. Łk 14, 33); i: Kto chciałby zachować swoje życie, straci je (Łk 9, 24). Ten człowiek opuszcza wszystko, co ma, i traci swoje ciało, który siebie samego oddaje całkowicie pod posłuszeństwo w ręce swego przełożonego. I cokolwiek czyni i mówi, jeśli wie, że nie sprzeciwia się to jego woli, jest to prawdziwe posłuszeństwo, byleby to, co czyni, było dobre. I choćby podwładny widział coś lepszego i pożyteczniejszego dla swej duszy niż to, co nakazuje przełożony, niech dobrowolnie złoży Bogu z tego ofiarę i niech stara się spełnić życzenie przełożonego. To jest bowiem posłuszeństwo z miłości (1P 1, 22), ponieważ miłe jest Bogu i bliźniemu. Jeśli przełożony wyda jakieś polecenie niezgodne z jego [podwładnego] sumieniem, wolno mu nie posłuchać, niech go jednak nie opuszcza. A jeśli z tego powodu będzie przez kogoś prześladowany, niech go dla Boga miłuje. Kto bowiem woli znosić prześladowanie niż odłączyć się od braci, ten trwa rzeczywiście w doskonałym posłuszeństwie, bo życie swoje oddaje za braci swoich (por. J 15, 13). Jest bowiem wielu zakonników, którym się wydaje, że widzą lepsze rzeczy do zrobienia niż te, które nakazują przełożeni; ci oglądają się wstecz (por. Łk 9, 62) i powracają do wymiotów własnej woli (por. Prz 26, 11; 2 P 2, 22). Ci są mordercami i swoim złym przykładem gubią wiele dusz (Np. 3,1-11). 

Jest w ludziach niezgoda na to, że trzeba poświęcić, jeśli już nie naprawdę wszystko, to bardzo dużo, żeby coś osiągnąć. Jak się przekreśla, powątpiewa o sukcesie człowieka – głupi ma szczęście. Jest kategoria: szczęście, nie ma natomiast kategorii: wysiłek, praca, oszczędzanie, wyrzeczenia, ofiarność. Dzisiaj króluje kategoria szczęścia. Ludzie nawet się modlą o szczęście. Sukcesem jest trafienie szóstki w Totolotka. Albo sukces szkolny, świetnie zdana matura, czy zakończony nagrodą rok szkolny. Nikt nie mówi o wysiłku, o rezygnacji  z wielu przyjemności, o godzinach strawionych nad podręcznikiem, o setkach rozwiązanych zadań. Oświatowe osiągnięcie kwituje się krótkim: kujon! Gdy dawnymi czasy budowano dom jednorodzinny, na obowiązkowej tablicy informacyjnej obok ważnych numerów była także rubryka informująca, że dom budowany jest systemem gospodarczym. Owa gospodarność polegała na oszczędzaniu na wszystkim, to był chleb smarowany margaryną, to była praca w wolną sobotę i przez cały urlop. To było odmawianie sobie wszystkiego. To była praca po pracy. Inni jednak mówili: zbudował dom? Ukradł! Kombinował! Łapówki brał! Zawsze i w każdym czasie urabiano epitet dla kogoś, kto wszystko dał, by mieć np. dom, założyć firmę, napisać doktorat, czy dokonać jakiegokolwiek innego wielkiego dzieła. Świat nie rozumie, że można dać wszystko. Dlaczego nie rozumie? Bo dzisiaj cały wysiłek wychowania nakierowany jest na wmówienie człowiekowi, że mnożna osiągnąć coś…  łatwo. Zwróćmy uwagę na pojęcie bezstresowości. Nauka języka obcego w hipnozie. Tak wychowuje się człowieka słabego, człowieka podejrzewającego wszystkich o wszystko. W klasie szóstej szkoły podstawowej dzieci uczyły się piosenki rozpoczynającej się słowami: Wyklęty powstań ludu ziemi. Z każdą zwrotką było coraz bardziej agresywnie. Tak wychowany człowiek podejrzewa tych, którzy coś mają, coś osiągnęli. 

Franciszkowa przygoda życia zaczęła się od odkrycia w Chrystusie wszystkiego, dlatego: Bóg mój i wszystko. Celano tak opowiada o kluczowym momencie w życiu Franciszka: Ale pewnego dnia w tymże kościele czytano Ewangelię o tym jak Pan rozesłał swoich uczniów na przepowiadanie. Święty Boży, obecny tam, po ukończeniu obrzędów Mszy św., pokornie poprosił kapłana o wyłożenie mu tej ewangelii, chcąc lepiej zrozumieć jej znaczenie. On opowiedział mu wszystko po porządku. Święty Franciszek usłyszawszy, że uczniowie Chrystusa nie powinni posiadać ani złota ani srebra czy pieniędzy, ani trzosu, ani torby, ani chleba, nie nosić laski w drodze, nie mieć obuwia, nie mieć dwu sukien, ale przepowiadać królestwo Boże i pokutę, natychmiast w duchu Bożym rozradowany wykrzyknął: „To jest, czego chcę, to jest, czego szukam, to całym sercem pragnę czynić (1 Cel 22). W Regule zatwierdzonej Franciszek zaleci: niech pamiętają, że nade wszystko powinni pragnąć posiąść Ducha Pańskiego wraz z Jego uświęcającym działaniem, modlić się zawsze do Niego czystym sercem i mieć pokorę, cierpliwość w prześladowaniu i w chorobie, i kochać tych, którzy nas prześladują, ganią i obwiniają, bo Pan mówi: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za prześladujących i potwarzających was (por. Mt 5, 44). Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, bo do nich należy królestwo niebieskie (Mt 5, 10). Kto zaś wytrwa aż do końca, ten będzie zbawiony (Mt 10, 22) (2Reg 10,8-11). Może właśnie Franciszek najkrócej i najpiękniej streścił Jezusową naukę o perle, o skarbie, o wyrzekaniu się wszystkiego, co się podoba. A  uczynił to Franciszek wtedy, kiedy zawołał: Bóg mój i wszystko moje!