Maryja jako Matka Boleściwa
Słowa Symeona to proroctwo o Synu ale także o Jego Matce: „A Twoją duszę miecz przeniknie”. W święto ofiarowania Pańskiego błogosławi się świece. Ceremonia ta ściśle związana jest ze słowami Symeona. Wspomina o tym także modlitwa: „Boże… Ty dzisiaj ukazałeś sprawiedliwemu Symeonowi światło na oświecenie pogan … oświeć serca wiernych, aby wszyscy, którzy zgromadzili się w tej świątyni z płonącymi świecami mogli kiedyś oglądać blask Twojej chwały…” Symeon przed śmiercią mógł oglądać Jezusa.
My także możemy oglądać Jezusa we wierze, ukrytego w maleńkim kawałku chleba. Możemy go także piastować, po prostu przyjąć do naszych serc. Symeon udzielił błogosławieństwa rodzicom dziecka. Nam sam Jezus udzieli błogosławieństwa, gdy Go przyjmiemy w głębokiej wierze. Przecież wyraźnie oświadczył niewiernemu Tomaszowi, gdy ten się empirycznie przekonał o tym, że ukrzyżowany Jezus to zmartwychwstały Pan: ”Tomaszu uwierzyłeś, boś mnie widział: Błogosławieni którzy nie widzą a wierzą”. To my jesteśmy, gromadzący się wokół Stołu Pańskiego w uroczystość Ofiarowania Pańskiego błogosławimy świece. Poświęcone świece w tym dniu nazywamy także gromniczkami.. Mają nas chronić przed gromem – piorunem,
po prostu od wszelkiego zła, nie tylko materialnego, ale także duchowego. A takim jest każdy grzech. Gromnicę wkładamy również w ręce konających. Śmierć kończy nasze doczesne życie.
A które jest bez boleści, już obojętnie jakich. Tak by się wydawało, że Maryja Niepokalana będąca jak Jej Syn bez grzechu była wolna od cierpień. Św. Łukasz jednak zapisał starannie prorocze słowa Symeona o cierpieniu Maryi. Słusznie tedy nazywamy ją „Matką Boleściwą – Mater Dolorosa!
Proroctwo starca Symeona zawiera wyraźnie mesjański charakter. Wypowiedziane zostało przed Maryją i do Niej, ale w jego centrum stoi przecież nowo narodzony Mesjasz: …jemu Duch Święty objawił, że nie ujrzy śmierci, aż zobaczy Mesjasza Pańskiego(Łk 2,26). Symeon wyczekiwał pociechy Izraela (Łk 2,25). To oczekiwanie spełniło się: Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, któreś przygotował wobec wszystkich narodów. Światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twojego, Izraela (Łk 2,30-32). Wiersze te nawiązują do proroctw mesjańskich: Iż 40,5: 52,10; 42,6; 49,6.9; 25,7; 45,13. W ten radosny hymn o Mesjaszu, który przyniesie wszystkim narodom zbawienie, włącza Symeon nagle inny obchodzący jakby wyłącznie Maryję: Symeon zaś błogosławił ich i rzekł do Maryi, Matki Jego (Łk 2,34). Maryja tu jest bardzo mocno podkreślona jako Matka Mesjasza. Zjawienie się Chrystusa wywoła sprzeciw, którym będzie znakowane Jego życie i Jego działalność: Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą (Łk 2,34). Ofertę zbawczą Jezusa nie wszyscy przyjmą. Wręcz odwrotnie, odrzucą Jezusa i Jego naukę, przybiją Pomazańca Pańskiego do krzyża.
Jeśli uważnie przypatrzymy się tekstowi Łk 2,33-35, można w nim wyczytać dwie zapowiedzi męki: Jedna dotyczy Jezusa – znak, któremu sprzeciwiać się będą, a druga Maryi. Dotyczy jej osobiście, ale w kontekście zbawczych cierpień Jezusa. One przecież będą także odnosiły skutek pozytywny – na powstanie wielu. Nie obędzie się jednak bez cierpień ani Jezusa, ani Maryi. Cierpienie Syna to właściwie Jego los, Jego przeznaczenie, egzystencjalnie z Nim związane jak zbawienie, które nam przyniesie. Z tym losem Jezusa związana jest także Maryja, jako Jego Matka i Matka Zbawiciela. Jeśli z racji odrzucenia Jezusa Maryja będzie cierpieć, czyli z racji odrzucenia oferty zbawienia, to nie boleje tylko nad cierpieniami Syna, nad Jego okrutną śmiercią, ale razem z Synem cierpi i boleje nad przyczyną śmierci krzyżowej. A tą przyczyną jest grzech, przewrotność ludzka, fałsz, kłamstwo, zatwardziałość serca, ślepota i głuchota na zbawczą ofertę, którą dał Bóg ludzkości w osobie Jezusa Chrystusa, Zbawiciela świata.
Cierpienia Maryi trzeba więc rozpatrywać w łączności ze zbawczą męką Jezusa. Cierpienia Jezusa przechodzą na Maryję. Jeśli tedy mówimy o „współcierpieniu” Maryi z Jezusem, to z racji macierzyństwa Zbawiciela, na które wyraziła swoją zgodę już przy dziewiczym poczęciu. Cierpienia Maryi są więc konsekwencją męki Jezusa, ale także konsekwencją jej specyficznego macierzyństwa jako Matki Zbawiciela. Maryja jako Matka Zbawiciela stojąc pod krzyżem otwiera szeregi tych wszystkich, którzy uwierzyli w zwycięstwo krzyża w głębokiej ufności i w najgłębszym bólu równocześnie, w dzieło zbawcze Jezusa dokonane na drzewie hańby, Maryja uwierzyła w zwycięstwo krzyża jako Matka Zbawiciela, my uwierzyliśmy jako dzieci Maryi, którą Jezus z krzyża ustanowił naszą Matką. W boleściach pod krzyżem stała się naszą Matką. Syn Boży potwierdził przez swój testament z krzyża wiarę Maryi w zwycięstwo Krzyża. Solidaryzując się z cierpieniami Syna, przyjmuje je jako Matka jakby na siebie, ufając, że Bóg je przyjmuje, podobnie jak przyjmuje ofiarę, którą Jezus składa z Siebie na krzyżu swojemu Ojcu.
Tak to na początku Kościoła zrodzonego w boleściach, w śmierci i miłości Chrystusa stoi Matka Chrystusa „pod krzyżem”, przy pierwszym ołtarzu krwawej ofiary Chrystusa. Pierwszym owocem tej wiary w Janowej relacji jest nasze dziecięctwo, które Jezus z krzyża daje nam przez ręce nowej Matki, jaką jest Maryja, tworząca pod krzyżem razem z wierzącymi Kościół Chrystusa. W tym Kościele, który jest Ciałem Chrystusa a my członkami tego ciała, jakże często grzeszni, słabi i ułomni, mamy Matkę pod której płaszcz możemy się uciekać jako „Ucieczki grzeszników”.
Czy proroctwo Symeona powinno nam zabierać radość płynącą ze stajenki. Nie! Przecież możemy nadal śpiewać „Pobłogosław Boże Dziecię…” a nawet powinniśmy. Proroctwo Symeona powinno nas jednak także przygotować na nasze ludzkie słabości, może i cierpienia, jednym słowem na krzyż. Jednakże na krzyż Jezusa na „krzyż zbawienia”. Wzorem i przykładem łączenia radości żłóbka z cierpieniem przynoszącym zbawienie (tak brzmią pierwsze słowa adh. Ap. Św. Jana Pawła II: „Salvivici doloris) jest św. Franciszek. Radość zbawczego Wcielenia Syna Bożego, uwidoczniona w żłóbku, uwielbiał także klęcząc przed krzyżem. Zbawiciel wynagrodził życie ewangeliczne Franciszka. Dał mu to, co najcenniejsze, swoje własne rany. Miało to miejsce na Alwerni dwa lata przed jego śmiercią w roku 1224.