Obraz autorstwa mdjaff na Freepik
Pierwszą reakcją po uświadomieniu sobie nadchodzącej śmierci bywa zwykle bronienie się przed tą myślą, zaprzeczanie jej, szok, nieprzyjmowanie do wiadomości niekorzystnych diagnoz, podtrzymywanie złudzeń co do poprawy stanu zdrowia. Zdarza się to nawet u osób, które w czasie długiej, ciężkiej choroby albo w podeszłym wieku spodziewały się śmierci albo nawet za nią tęsknili; teraz jej bliskość wywołuje przerażenie. Niektórzy reagują słowami: „Nie, to nie ja, to nie może być prawdą”; zaczynają szczególną wagę przywiązywać do stroju, makijażu, „próbując w ten sposób ukryć przed sobą narastającą depresję i pogarszający się wygląd”. Nieraz wolą mówić o czymś wesołym, przyjemnym, niekiedy snują marzenia związane z przyszłością, układają dalekosiężne plany. Tego typu postawy są szczególnie charakterystyczne na początku tej pierwszej fazy (20).
W 2. fazie pacjent przestaje negować swój krytyczny stan; przyjmuje już do wiadomości nieuchronną bliskość śmierci. Wywołuje to jednak jego gniew, rozżalenie, bunt, agresję, nawet przeklinanie, nieuzasadnione żale, pretensje kierowane do bliskich, otoczenia, personelu medycznego. Pacjent w tej fazie może być bardzo dokuczliwy, niesprawiedliwy, nieznośny; miewa nawet pretensje do samego Boga. Niejednokrotnie powtarza: „Dlaczego akurat ja muszę umrzeć?”. Nieraz zrywa się do rozpaczliwej, beznadziejnej walki o przedłużenie swego życia. Mobilizuje ostatnie swe rezerwy. Bardzo rzadko się zdarza, że wychodzi z tych zmagań zwycięsko.
Trzecie stadium charakteryzuje zastanowienie się pacjenta nad swoją sytuacją, uznanie jej, a zarazem rozważania nad możliwością „targowania się” o przedłużenie swego życia, chociażby na krótki czas, przy czym „większość tego rodzaju targów prowadzona jest z Bogiem i zwykle trzymana w tajemnicy”. Nieraz pacjent Bogu coś przyrzeka, ślubuje. Zdarza się, że w tej fazie u ciężko chorego poprawia się samopoczucie; ulega wtedy złudzeniu co do rewalidacji. Wielu chorych nawet żartuje, miewa różne zachcianki, jeszcze łudzi się, ale nie traktuje tego wszystkiego już całkiem serio. Czasem wraca do buntu albo też popada w rezygnację. Faza ta na ogół nie trwa długo.
W następnej fazie {4.} pacjent zaczyna zdawać sobie sprawę, że na nic się zdały wszystkie dotychczasowe wysiłki lecznicze, że wszystkie jego reakcje obronne, unikowe, nadzieje, złudzenia nie miały sensu, że stan jego ewidentnie się pogarsza, a śmierć szybko się zbliża. Opanowuje go smutek, stan depresyjny, zwłaszcza gdy przypomina sobie minione życie, odczuwa żal, że musi wszystko opuścić, i to nieraz w stanie niedokończonym, a zwłaszcza rozstać się z życiem. Nieraz płacze, popada w rozpacz, zwłaszcza jeśli ciążą na nim nie naprawione winy. Otoczenie często jest bezradne w takiej sytuacji. W tej fazie człowiek próbuje też pojednać się z dawnymi wrogami, z Bogiem; często prosi już tylko o modlitwę; coraz mniej myśli o swej przeszłości, minionym życiu. Oswaja się z myślą o nadchodzącej śmierci, przygotowuje się na spotkanie z nią, żegna się z bliskimi, znajomymi.
W ostatniej fazie {5.} człowiek, o ile jest przytomny, już nie zazdrości zdrowia i życia innym, nie buntuje się na swój los; mijają stany depresyjne. Jego emocje ulegają wyciszeniu, akceptuje nadchodzącą śmierć, myśli o niej. Swoim bliskim daje ostatnie polecenia, dobre rady, niekiedy nawet dotyczące swego pogrzebu. Nieraz dziękuje za poczynione starania o ratowanie jego życia, opiekę w chorobie. Ale zwykle potrafi już tylko mówić z ogromnym trudem, urywanymi słowami, nieraz z dłuższymi przerwami. Coraz bardziej zaznacza się u niego ubytek sił. Zakres jego zainteresowań maleje, nieraz nawet pragnie być sam; reakcje jego stają się niewyraźne. W tych trudnych dlań chwilach otuchy może mu dodać świadomość, że nie jest osamotniony, dotyk dłoni osób bliskich, ich spojrzenie. Mało jest śmiertelnie chorych, którzy do ostatniej chwili rozpaczliwie walczą o swe życie, chwytając się każdej iluzorycznej nadziei; dla takich umieranie może stać się bardzo trudne.
Właściwe umieranie, agonię można wg A. Maudera również podzielić na 5 faz (21). W pierwszej z nich osoba dogorywająca, często nawet nagle, przestaje odczuwać ból, czuje się lekko, ale jest prawie bez sił. Tylko z ogromnym trudem potrafi wypowiedzieć pojedyncze słowa; usta ma wyschnięte. Czasem tylko spojrzeniem wodzi po bliskich; na długo przymyka oczy.
W następnym stadium, które dla otoczenia jest nieraz tylko mało uchwytne, u konającego zaczyna się zacierać poczucie czasoprzestrzeni, nie orientuje się już w najbliższym otoczeniu, które, jak mu się zdaje, odsuwa się od niego. Konający nieraz już nie wie, gdzie się znajduje. Zdarza się, że w tej fazie „widzi” osoby nieobecne, rozmawia z nimi. Nieraz ma wizje zmarłych, nazywa je po imieniu; czasem „stanowi to dlań wielką niespodziankę” (22).
Dla 3. fazy charakterystyczne jest zanikanie widzenia. Wielu dogorywających samorzutnie przymyka powieki; ale nawet jeśli ich oczy są otwarte, niczego już nie dostrzegają. Według relacji reanimowanych wtedy to wewnątrz zaczynają widzieć światło, które staje się coraz intensywniejsze. Stadium to trwa zazwyczaj od kilku sekund o pół godziny. Wcześniej i później mogą występować długie chwile zmagania się i rzężenia; zaczyna zanikać świadomość.
Faza 4. trwa bardzo krótko: zaczyna zanikać funkcjonowanie układu oddechowego i krążenia; oddychanie staje się coraz słabsze. Zwykle najpierw ustaje wdech, jeszcze kilka momentów trwa wydech. Również aktywność serca nie kończy się raptownie, lecz ustaje stopniowo. Z wypowiedzi reanimowanych wynika, że te chwile odczuwają jako uwolnienie, zapadanie w głębię nieskończoności; czują się oswobodzeni, wolni, „poza sobą”.
Śmierć kliniczna nie oznacza jednak ostatecznego wygaśnięcia egzystencji ziemskiej. W 5. fazie, trwającej na ogół krótko, od 3 do 5 minut, stopniowo zanikają resztki świadomości. Najdłużej funkcjonuje słuch. Do człowieka w stadium interletalnym, jak wynika z relacji reanimowanych, docierają słowa pełne bólu, modlitwy, płacz, a niekiedy już kłótnia o schedę. Nie jest jednak w stanie na nic reagować. Stopniowo napięcie jego rąk i twarzy rozluźnia się, często można na niej zauważyć harmonię „ostatecznego spokoju”. Kształtują się pośmiertne rysy umarłego; lekarz stwierdza zgon.
O ile prawie wszystkie powyższe fenomeny umierania są mniej lub więcej w sferze zjawiskowej stwierdzalne, o tyle jeszcze względnie niedawno temu nie było wiadomo, co właściwie człowiek przeżywa wewnętrznie w ostatnich chwilach konania i w stadium między śmiercią kliniczną a biologiczną. Reanimacje ze stanu interletalnego zdarzały się wyjątkowo: „Bardzo rzadkie przypadki osób, którym udało się przeżyć taki stan, odnotowywano na pierwszych stronach gazet jako ‘powrót zza grobu’. Wywoływały one uczucie nabożnego lęku”. Wypowiedzi osób, które wróciły „z zaświatów”, przyjmowano sceptycznie, z niedowierzaniem. Obecnie dzięki postępom nauk medycznych reanimacje z fazy interletalnej nie stanowią już rzadkości i nie budzą sensacji (23).
W dawniejszej literaturze istnieje bardzo wiele opisów życia pozagrobowego, niewiele jednak jest relacji osób, które przeżyły swoją śmierć kliniczną. Może najbardziej znana jest opowieść Platona (w Państwie, ks. X) o przeżyciach pośmiertnych poległego żołnierza pamfilijskiego Er, który po swej śmierci klinicznej, na stosie grzebalnym powrócił do życia; pamiętał, iż jego dusza, opuściwszy ciało, dostała się w towarzystwie innych dusz do cudownej okolicy, gdzie między szczelinami wiodącymi do nieba i podziemi siedzieli sędziowie, decydując o przyszłym losie sprawiedliwych i niesprawiedliwych (24). O osobistych odczuciach osoby w stanie interletalnym wspomina także św. Beda Czcigodny (+735): Cunningham, zmarłszy wczesną nocą, rankiem ku przerażeniu otoczenia powrócił do życia; opuściwszy swe ciało, dostał się w towarzystwie przewodnika w jaśniejącej szacie do cudownych zaświatów. Był tak nimi zachwycony, iż wcale nie miał ochoty wrócić do swojej cielesnej powłoki i doczesności. Nie śmiał się jednak temu poleceniu przeciwstawić (25).
W miarę doskonalenia technik reanimacyjnych przybywało relacji o doznaniach „pośmiertnych”. Według badań K. Ringa miało je ok. 60% osób reanimowanych. Odsetek ten wydaje się jednak zbyt wysoki; np. w badanej przez M. Saboma serii wynosił tylko 27%26; prawdopodobnie jest jeszcze mniejszy.
Jak wynika z badań R. Moody’ego, J. Hampego, M. B. Sabohma czy J.B. De- lacoura i innych autorów, osoby, które przeżyły swą agonię lub śmierć kliniczną, mimo iż doskonale pamiętają swe wrażenia okołośmiertne, mają jednak ogromne problemy z ich opisaniem. Niekiedy określają je wprost jako nieopisywalne, bo nie ma w naszej rzeczywistości takich odpowiedników. Zdawało im się, że znalazły się w jakimś wymiarze bezczasowym, iż utraciły poczucie czasowości; np. wg jednego z badanych „czasu nie dało się mierzyć; nie wiem, czy trwało to minutę, czy też 5 lub 10 godzin”. Z reguły jednak swe doznania uznają za w pełni realne, prawdziwe, nie podlegające wątpliwości: „Wiem, że tak naprawdę było; wiem, że tam byłem na górze; wiem to. I wiem, że ujrzałem sam siebie tam na dole”. Albo też: „Wszystko, co panu mówię, naprawdę się zdarzyło, choć w sumie jest to wszystko niesamowite”. Prawie wszyscy badani mieli też świadomość, że zmarli, nawet zanim skonstatował to lekarz czy pielęgniarka, zwłaszcza w sytuacji, gdy „opuścili” swe ciało i z góry na nie, jak widz niezaangażowany, spoglądali. Dominującymi odczuciami tych osób po ustaniu bólów agonalnych było poczucie wewnętrznego uciszenia, pokoju, harmonii, nawet szczęścia:
Nie można sobie wyobrazić czegoś piękniejszego od momentu, gdy opuściłam swe ciało… wszystko było fantastyczne; nie wyobrażam sobie, żeby coś na świecie dorównało temu, i nawet najpiękniejsze momenty w życiu są niczym w porównaniu z tym, co wtedy przeżyłam (27).
Niektórzy pacjenci byli wprost oczarowani tymi doznaniami okołośmiertnymi, do tego stopnia, że nawet wzbraniali się przed powrotem do swego ciała: „Przeżywanie śmierci jest cudowne; akceptowałem je, gdy stało się moim udziałem. Protestowałem, gdy sprowadzano mnie z powrotem do tego życia” (28).
Jest rzeczą interesującą, iż wszystkie osoby, które doznały przeżyć okołośmiertelnych, miały poczucie, iż wyszły ze swego ciała i znalazły się poza nim i w tym stanie mogły wizualnie je postrzegać jako martwe, bezczuciowe. 93% badanych uważało, iż ich odłączona jaźń stanowi niewidzialną, niematerialną istotę; czuli się jak duch; 7% uznało, że ich „eksterioryzowane ja” wyglądało podobnie jak ich ciało, ale tylko dla nich było widoczne, albo też że stanowiło zwierciadlane jego odbicie, ale było w dobrej kondycji (29). To „eksterioryzowane ja” zachowuje jednak wg badanych swoją wiedzę, pamięć, doświadczenie; widzi, słyszy, czuje, przeżywa wrażenia, obserwuje, co z jego ciałem się dzieje, jakim zabiegom jest poddawane (30). Pewien pacjent podaje:
Zauważyłem swe leżące ciało; lekarz zrobił mi zastrzyk dożylny i czekał z widocznym napięciem, czy poskutkuje; gdy nic się nie stało, odwrócił się z westchnieniem. Asystentka u jego boku przyniosła prześcieradło i przykryła mi twarz (31).
Zdarza się też, że w tym stanie „widzą” kogoś ze swych najbliższych, którzy już dawno zmarli, niekiedy nawet wielu znajomych, którzy odeszli do wieczności; próbowali z nimi nawiązać kontakt słowny, migowy; np. A. Ford pamiętał, że zewsząd przychodzili do mnie ludzie, których znałem i uważałem za zmarłych; o wielu z nich nie myślałem już od lat; każdy, którego lubiłem, przychodził aby mnie powitać… ich wiek uległ zmianie; niektórzy, co zmarli w podeszłym wieku, wydawali się teraz młodzi; inni, którzy zmarli w wieku dziecięcym, przywitali mnie jako dorośli (32).
W wielu relacjach reanimowanych przewija się też wątek, iż w tym stanie eksterioryzacji wszystko widzieli wyraziście, łącznie ze szczegółami, na które nieraz zwracali uwagą i które zapamiętywali, np. zapis na monitorze, kształt przyrządów, sposób przeprowadzenia reanimacji, reakcje osób, otaczających ich ciało. Nie odczuwali jednak żadnego bólu, nie odbierali bodźców fizycznych, zanim nie „powrócili” do swego ciała.
Znaczna część reanimowanych doznała także „przeżyć transcendentnych”. daleko wykraczających poza ich dotychczasowe doświadczenie, znaną im rzeczywistość materialną. Część osób miała wrażenie, iż znalazła się w ciemności, ewentualnie w próżni, że nosiła się w ciemnym tunelu, ganku czy rurze; niektóre doświadczały nieprzyjemnego szumu, brzęczenia albo przenikliwego dzwonienia. Wnet jednak u końca tego „tunelu” ujrzały coraz bardziej jaśniejące światło, które nie porażało wszakże ich „oczu”. Zostało ono różnie opisywane, czasem jako lśniące białe albo czerwono-pomarańczowe czy mieniące się różnymi kolorami; niekiedy interpretowano je jako zjawisko personalne. Człowiek w tym momencie czuje się akceptowany, szczęśliwy, w pełni bezpieczny; kilka osób dokonało samooceny swego życia, wartościowania swoich dokonań, którego wynik wypadł raczej mizernie. Z badań M. B. Sabohma wynika, że przeżycie retrospekcji życiowej miało zaledwie 3%, podczas gdy owo światło widziało 28%, a przejście do „transcendentalnego świata” przeżywało 54% badanych. Spotkania z innymi istotami miało 48% reanimowanych, którzy rozpoznawali w nich najczęściej swoich najbliższych zmarłych, w kilku przypadkach także Boga; nieraz te istoty dawały im znać, że będą musieli wrócić do doczesności, choć pragnęli już pozostać w „zaświatach”, że mają jeszcze do wykonania w życiu ziemskim określone zadania (33).
20 Przeżycia w pięciu fazach przedśmiertnych scharakteryzowano głównie na podstawie prac: E. K ü bler-Ross, Rozmowyośmierciiumieraniu,Warszawa1979,s.43-126;E. Kübler-Ross, Waskönnen wir noch tun? – Antworten auf Fragen nach Sterben und Tod, Gütersloh 1983, s. 22-43; A. M a u d e r, Co przeżywa umierający?, [w:] H. Nikolski (red.) Z pomocą umierającym, Warszawa 1989, s. 105-109; K. W i r s i n g, op. cit., s. 170-174.
21 Przeżycia umierających w pięciu fazach konania przedstawiono na podstawie: A. M a u d e r, op. cit., s. 109-113.
22 H. T. B r i k, Und nach dem Tode?, Wien 1972, s. 1150116; H. S c h w a r z, Wir werden weiterleben, Freiburg im Breisgau, 1984, s. 49.
23 I. Wilson, op.cit.,s.148.
24 Zob. D. V i s e u x, Das Leben nach dem Tod in den grosser Kulturen, München 1994, s. 80-81.
25 B e d e, A History of the English Church and People (przekład dzieła: Historia ecclesiastica gentis Anglorum), Harmondsworth 1955, s. 87.
26 M.B. Sabom, op.cit.s.81.
27 M.B. Sabom, op.cit.,s.31-39.
28 D.R. Wheeler, op.cit.,s.23.
29 M.B. Sabom, op.cit.,s.40-41.
30 H.T. Birk, op.cit.,s.122.
31 J.-B. Delacour, op.cit.,s.33.
32 A. F o r d, Bericht vom Leben nach dem Tode, München 1971, s. 171-172.
33 M.B. Sabom, op.cit.,s.271i275.
WROCŁAWSKIE TOWARZYSTWO NAUKOWE WROCŁAW SCIENTIFIC SOCIETY
Problemy współczesnej tanatologii
Materiały II Krajowej Konferencji TANATOS ’98, zorganizowanej przez Wrocławskie Towarzystwo Naukowe w Karpaczu w dniach 5 – 7 listopada 1998 r.