Oddychać atmosferą Boga to znaczy żyć jego miłością i jej najwspanialszym owocem – miłosierdziem, którego źródłem jest Najświętsze Serce Jezusa. Ono to czyni człowieka nieśmiertelnym w miłości i świadczonym miłosierdziu. Pomimo tego, iż jest zawsze wydarzeniem powiązanym z ofiarą, a nawet obumieraniem i śmiercią: w małżeństwie, w rodzinie, we wspólnocie zakonnej; w każdej społeczności ludzkiej.

Serce Jezusa ujawnia niemoc egoizmu, który jest ucieczką przed tajemnicą istniejącą w miłości. Tylko śmierć bowiem tkwiąca w miłości daje płodność przynoszącą owoc. Egoizm, który chce uniknąć śmierci, zubaża człowieka i czyni go pustym. Tylko obumarłe ziarnko przynosi wiele owoców. 

Egoizm burzy świat. Jest bramą wejściową dla śmierci, jej przemożnym żądłem. Lecz jest ona jedynie przedostatnią władzą, ponieważ w sercu Jezusa  miłość i miłosierdzie okazało się silniejsze. Ono zwycięży świat, bo jego źródłem jest sam Bóg. W tym tkwi również siła i zwycięstwo tych, którzy idą drogą Jego miłosierdzia. Jedynie bowiem czerpiąc z miłosierdzia samego Boga najdoskonalej objawionej przez Serce z miłości włócznią przebite i czyniąc je w sobie wartością aktywną i dynamiczną, skierowaną wprost do Niego i drugiego człowieka, zdolni jesteśmy czynić rzeczy wielkie, poniekąd przekraczające nas samych i możliwości ludzkiej natury.

Brak miłosierdzia w człowieku jest śmiertelną raną zadaną wierze. Wprowadza w duszę śmiertelne rozdarcie. Dlatego polecenie Jezusa skierowane do swoich wyznawców aby okazywali sobie miłosierdzie, aby siebie kochali, jest w gruncie  rzeczy pytaniem o wiarę człowieka, która jest czynna przez miłość i miłosierdzie (Ga 5, 6). One są bowiem ostateczną motywacją naszych czynów, wykładnią autentyczności naszej postawy chrześcijańskiej. Autentyzm życia sprawia następnie, że człowiek przekonuje swoją postawą religijności, świadectwem zakorzenionym i ukształtowanym w głębi serca człowieka.

Powszechnie wiadomo, że dać świadectwo o prawdzie chrześcijańskiego życia, to nic innego jak zachować prawdziwe oblicze człowieka – chrześcijanina we wszystkich sytuacjach, a szczególnie wobec człowieka potrzebującego pomocy, szukającego naszego miłosierdzia. Św. Franciszek słusznie nazwał błogosławionymi tych, którzy potrafią troszczyć się o dobro bliźniego jak o swoje (por. Nap. 17). 

Poprzez swoje zachowanie „człowiek serca” może nie tylko stać się światłem dla świata, ale sam zdolny jest skutecznie przybliżać oblicze miłosiernego Boga w niebie. Jednakże jest to możliwe jedynie wtedy, gdy sam przejmie się prawdą o ogromie doświadczanego przez niego samego miłosierdzia Boga, a zarazem o ciągłym nadużywaniu wielkoduszności Boga.

Czyniąc miłość serca żywą w sobie samym, w sposób właściwy zacznie wcielać je w otoczenie na wzór Tego, który jest jego Źródłem. Oznacza to przede wszystkim szukanie autentycznego dobra dla drugiego człowieka. Nawet wówczas gdy jego realizacja oznaczałaby trud, wysiłek a nawet konieczność wypowiedzenia gorzkich słów prawdy. Okazywanie bowiem miłości i miłosierdzia drugiemu człowiekowi nie można w żaden sposób utożsamić z pobłażaniem, lub z przysłowiowym przymykaniem oczu na zło. Nie można oczekiwać miłosierdzia, gdy sam nic nie czynię aby co dnia stawać się lepszym. Gdy lenistwo przesłania mi oblicze Boga i świat Jego wartości, które są również wartościami moimi. Przejęcie się bowiem sobą i drugim człowiekiem oznacza widzieć jego i siebie sercem w całej, szerokiej perspektywie jednoznaczności i radykalizmie Ewangelii serca, która nie jest Nowiną o Bogu Naiwnym w swoim miłosierdziu. Lecz cierpliwym, pokładającym nadzieję w człowieku.