Dnia 2 kwietnia 2005r., o godz. 21,37, w pierwszą sobotę miesiąca, w wigilię święta Miłosierdzia Bożego przekroczył próg wieczności papież Jan Paweł II. Nazywano Go i nazywają „świętym” i „wielkim”. Cały świat, nie tylko chrześcijański i katolicki, mówi o Nim, podziwia, płacze, pisze o Nim i boleje. Są i tacy, których ta śmierć także ucieszyła. Był i jest nadal nauczycielem, który przekazuje prawdę jak mądrze i dobrze żyć. Co nam franciszkanom i tym wszystkim, którzy pragną kroczyć drogą świętego Biedaczyny z Asyżu pozostawił i przekazał Jan Paweł II.

5 listopada 1978 roku, krótko po swym wyborze na Stolicę Piotrową, udał się w pielgrzymce do Asyżu, aby modlić się u grobu współpatrona Włoch św. Franciszka. „Oto jestem w Asyżu w tym dniu, który chciałem w specjalny sposób poświęcić świętym Patronom tej ziemi – Włoch… Mając na uwadze, że nie urodziłem się na tej ziemi odczuwam nieodpartą potrzebę duchowych na niej narodzin. I dlatego tej niedzieli przybywam jako pielgrzym do Asyżu, do stóp świętego Biedaczyny, Franciszka, który dobrze wpisał ewangelię Chrystusa w serca ludzi swych czasów… Przybywam, aby odwiedzić to miasto, które było świadkiem nadzwyczajnej Bożej przygody, jaka miała miejsce na przełomie dwunastego i trzynastego wieku. To miasto było świadkiem zdumiewającej świętości, która tutaj okazała się jako wielkie tchnienie Ducha. Tchnienie, którego uczestnikiem stał się Franciszek z Asyżu, jego duchowa siostra św. Klara i tak wielu świętych tej samej duchowości ewangelicznej. Orędzie franciszkańskie rozprzestrzeniło się daleko poza granice Włoch i szybko dotarło także do ziemi polskiej, z której pochodzę. I zawsze tam, jak zresztą w innych krajach świata i na innych kontynentach, przynosi obfite owoce… Nie mogę nie wspomnieć, że właśnie tu w Asyżu, w tej bazylice, w 1253 r. papież Innocenty IV ogłosił świętym biskupa Krakowa, męczennika Stanisława, którego ja jeszcze niedawno byłem niegodnym następcom.

Dlatego dzisiaj, kiedy po raz pierwszy jako papież postawiłem swoje stopy u źródeł owego wielkiego tchnienia Ducha, u źródeł nadzwyczajnego odrodzenia Kościoła i chrześcijaństwa XIII w. dzięki postaci św. Franciszka z Asyżu, całym sercem zwracam się do naszego Patrona i wołam: „Ty, który tak bardzo przybliżyłeś Chrystusa Twojej epoce, pomóż nam przybliżyć Chrystusa naszej epoce; naszym trudnym i krytycznym czasom. Wspieraj nas! Czasy dzisiejsze oczekują Chrystusa z wielką tęsknotą, choć wielu nam współczesnych nie zdaje sobie z tego sprawy.

Zbliżamy się do dwutysięcznego roku po Chrystusie. Czy nie będą to czasy, które przygotują nas do odrodzenia w Chrystusie, do nowego Adwentu? Każdego dnia podczas modlitwy eucharystycznej wyrażamy nasze oczekiwanie, zwracając się ku Niemu Samemu naszemu Odkupicielowi i Zbawicielowi; kii Niemu, który jest wypełnieniem historii człowieka i świata.

Święty Franciszku z Asyżu! Pomóż nam przybliżyć Chrystusa Kościołowi i dzisiejszemu światu!

Ty, który nosiłeś w swoim sercu zmienne koleje losu ludzi Tobie współczesnych, wspieraj nas, abyśmy sercem, bliskim Sercu Odkupiciela, objęli sprawy ludzi naszej epoki, trudne problemy społeczne, ekonomiczne, polityczne, problemy kultury i cywilizacji współczesnej, wszystkie cierpienia, napięcia, kompleksy, niepokoje. Pomóż nam przełożyć to wszystko na prosty i przynoszący owoc, język Ewangelii. Pomóż nam rozwiązać te wszystkie problemy kluczem Ewangelii, aby Chrystus Sam mógł być dla. człowieka naszych czasów Drogą, Prawdą i Życiem.

Prosi Cię o to, święty Synu Kościoła, Synu ziemi włoskiej, Papież Jan Paweł II, syn ziemi polskiej, i ufa, że nie odrzucisz go, lecz go wspomożesz. Byłeś zawsze dobry i spieszyłeś z pomocą wszystkim, którzy do Ciebie zwracali się o pomoc.

A następnie w serdecznych i zachęcających słowach zwrócił się do naśladowców św. Franciszka i tak powiedział: …Mówię Wam to, co czuję w głębi serca:
Papież wdzięczny Wam jest za Waszą wierność Waszemu franciszkańskiemu powołaniu.
Papież wdzięczny Wam jest za Waszą działalność apostolską i ewangeliczną misję.
Papież dziękuje wam za Wasze modlitwy za niego i według jego intencji.
Papież zapewnia Was o swojej pamięci w modlitwie.
Służcie Panu z radością.
Bądźcie sługami Jego ludu z radością, gdyż św. Franciszek chciał, byście byli radosnymi sługami ludzkości, zdolnymi, by wszędzie zapalać lampę nadziei, ufności, optymizmu, które mają swe źródło w samym Panu.
Przykładem niech Wam będzie teraz i zawsze Wasz, nasz wspólny święty Patron, św. Franciszek z Asyżu.

Ojciec święty Jan Paweł II zaprosił na modlitewne spotkanie przedstawicieli religii świata w Asyżu w dniu 27 października 1986 r. Cały dzień poświęcony był modlitwie i refleksji na temat pokoju na świecie. Na zakończenie tego dnia Jan Paweł II powiedział: „To jest trwała lekcja Asyżu: to jest lekcja świętego Franciszka, który wcielił w życie ujmujący ideał; to jest lekcja św. Klary, która była jego pierwszą naśladowczynią. Jest to ideał złożony z łagodności, pokory, głębokiego poczucia Boa oraz oddania się na służbę wszystkich. Św. Franciszek był człowiekiem pokoju; św. Klara była w najwyższym stopniu kobietą modlitwy. Jej więź z Bogiem w modlitwie podtrzymywała Franciszka i jego towarzyszy, podobnie jak podtrzymuje nas dziś. Franciszek i Klara dają przykład życia w pokoju z Bogiem, z samym sobą, ze wszystkimi mężczyznami i kobietami na tym świecie.

Niech ten święty mąż i ta święta kobieta będą natchnieniem dla wszystkich ludzi dzisiaj, by mieli tę samą siłę charakteru i miłości Boga i bliźniego, by kroczyć nadal drogą, którą musimy iść razem.

Poruszeni przykładem św. Franciszka i św. Klary – prawdziwych uczniów Chrystusa – i przekonani przykładem tego dnia, który przeżyliśmy razem, zobowiązujemy się do dokonania rachunku sumienia, do wiernego słuchania ich głosu, do oczyszczenia naszego ducha z uprzedzeń, gniewu, wrogości, zazdrości i zawiści. Będziemy się starać czynić pokój w myśli i działaniu, mając umysł i serce zwrócone ku jedności ludzkiej rodziny.

I wzywamy wszystkich naszych braci i siostry, którzy nas słuchają, aby czynili to samo”.

17 września 1993 r. Jan Paweł II przybył na Alwernię, na górę stygmatów św. Franciszka. Przypieczętowując swoją pielgrzymkę do Alwerni, Ojciec święty odmówił modlitwę, w której przelał wiele z towarzyszących mu w ostatnich czasach trosk i niepokojów, następnie powierzył ją każdemu z wchodzących na szczyt pielgrzymów, włożył ją w usta, aby otwarła serca na jego troski i niepokoje i pomogła mu stawić im czoła. Święty Franciszku, który otrzymałeś stygmaty na Alwerni, świat tęskni za Tobą jako za ikoną Jezusa ukrzyżowanego”. Na Alwerni, podobnie jak w Asyżu, papież spogląda na Franciszka jako na latarnię, która rozlewa w Kościele i świecie rodzące nadzieję światło. Nie waha się przed wzywaniem jego pomocy i prośby o interwencję. „Pomóż nam przybliżyć Chrystusa Kościołowi i dzisiejszemu światu, prosił przed jego grobem. Teraz patrząc na Stygmatyka, mówi: „świat tęskni za Tobą… Potrzebuje Twojego serca otwartego ku Bogu i ku człowiekowi, Twoich stóp bosych i zranionych, Twoich rąk przebitych i błagających”.

Kiedy Franciszek schodził z Alwerni, miał naprawdę otwarte serce, zranione stopy, przebite dłonie, w swoim ciele nosił stygmaty ukrzyżowanego Chrystusa. Wcześniej przez wiele lat, niósł je wyryte w sercu gorejącym miłością, niewidzialne, lecz z tego powodu nie mniej bolesne i ekstatyczne. W ten sposób wśród górzystych lasów, działaniem Bożym i dłonią Franciszka, nakreślona została droga „wszystkim ukrzyżowanym przez cierpienie, głód i wojnę”, dla rzeszy zranionych kobiet i mężczyzn, upokorzonych na ciele i na duchu. Odtąd nie sposób zliczyć „ukrzyżowanych”, którzy ją przemierzyli i nadal przemierzają, wiedzeni pragnieniem znalezienia w końcu pokoju, pociechy i życia. Odtąd Franciszek nieprzerwanie otwiera „na nowo bramy nadziei”.

„Wszystkim ukrzyżowanym przez cierpienie, głód i wojnę otwórz na nowo bramy nadziei” – tak kończy się modlitwa odmówiona w kaplicy stygmatów. Franciszek otwiera bramy nadziei również i przede wszystkim ucząc każdego pielgrzyma, który do niego się zbliża, jak zostać bratem i siostrą tylu „ukrzyżowanych”, których napotykają na własnej drodze, po odejściu z sanktuarium.

Zgodnie z nauczaniem papieskim Biedaczyna jest świętym „potrzebnym” dla Kościoła i świata. Papież często kładł nacisk na trzy aspekty duchowej sylwetki Asyżanina: relacja z Chrystusem, wierność Kościołowi oraz miłość do wszystkich ludzi i stworzeń. Franciszek nade wszystko był człowiekiem wiary w Boga, pilnym uczniem Chrystusa, pobożnym i wiernym synem Kościoła, bratem ludzi, więcej jeszcze – całego stworzenia.

Jan Paweł II ciągle kładł nacisk na aktualność św. Franciszka, na urok, jaki wywiera na współczesnego człowieka, na jego prorocką funkcję, spełnianą także dziś nie tylko pośród chrześcijan, lecz również wśród wszystkich ludzi dobrej woli. Jest jeszcze coś więcej. Papież kilkakrotnie stwierdzał i to bez ogródek, że Kościół i świat nie mogą dalej obejść się bez Franciszka, nie mogą go pomijać, umniejszać jego roli, czy wręcz zapominać jego przykładu życia doskonale ewangelicznego. Ono właśnie stawia go, jako człowieka „potrzebnego” i „koniecznego”, jeśli chce się odnaleźć – i dotyczy to szczególnie chrześcijan – prawidłowy ogląd relacji z Chrystusem, wierności Ewangelii, w końcu, dialogu ze światem. Kościół postawiony jest we współczesnym świecie poprzez są Communio Sanctoru. W tej prawdzie, w tej rzeczywistości, Franciszek zajmuje wyjątkową, zadziwiającą część. Historia Kościoła, u schyłku drugiego tysiąclecia (i na początku trzeciego – T.S.), na nowo pisze dzieje Franciszka” – powiedział papież przy okazji Dnia Modlitw o Pokój w Europie, jaki odbył się w styczniu 1993 roku w Asyżu i dodał: „Franciszek jest konieczny (potrzebny) dla Kościoła i świata, jeśli chcemy dopisać nowe rozdziały do ich dziejów”. 

Franciszek jest potrzebny Kościołowi i światu, zawsze nim był odkąd Bóg ofiarował go Kościołowi i światu, bardziej jednak niż kiedykolwiek, potrzebujemy go dzisiaj, na początku trzeciego tysiąclecia, ponieważ tak jak on, nikt nie wcielił i zaświadczył o ewangelicznych wartościach, o wartości solidarnego ubóstwa, powszechnego braterstwa, modlitwy, pojednania z Bogiem i braćmi, pokoju. Doskonale ewangeliczny był i jest, wespół ze św. Klarą „niewiastą modlitwy” twórcą pokoju. Nadal przyciąga i porywa ludzi urzekającym ideałem „cichości, pokory, głębokiej świadomości Boga i pragnienia służenia wszystkim”. Przyciąga ich i porywa, bo jego orędzie, głęboko ewangeliczne, jest wciąż wymowne i bogate w bodźce; bo potrafił zrealizować nadal aktualny „wzór człowieczeństwa”, bo duchowa spuścizna, jaką pozostawił, posiada imponujące bogactwo, ubogacające tych, którzy z niego czerpią. Mężczyźni i kobiety naszych czasów tęsknią za radością, wolnością, pokojem, harmonią i powszechnym pojednaniem. Biedaczyna wcielił w czyn, urzeczywistnił i bronił tych wartości i z tego powodu cały świat nadal kroczy za nim. Franciszek uczy i wskazuje naszym czasom tak oczekiwaną drogę, wiodącą do nowej autentyczności. „Z całą jasnością ofiarowuje nam obraz autentycznego człowieka, który potrafił osiągnąć pokój z Bogiem, sobą samym i kosmosem”.

Rozwijając swoją myśl, papież wyjaśnia również, w jaki sposób Biedaczyna osiągnął tak wspaniały poziom ludzi i duchowy, że mógł stać się „doskonały”, jako ideał chrześcijański, a jednocześnie i zadziwiająco „atrakcyjny” dla wszystkich. U podstaw tego „sukcesu” – i jako najgłębszy powód – leży przejmujące spotkanie z Chrystusem, było spotkanie, które przemieniło go radykalnie. W nim także leży powód decyzji naśladowani i bezkompromisowego pójścia za Chrystusem, decyzja, która doprowadziła go do „czynienia pokuty” i wprowadzenia w życie Ewangelii, przyjętej w całości. Upodobnienie się do Chrystusa ubogiego i ukrzyżowanego, wypełniało serce, umysł i siły Franciszka. W realizacji swego postanowienia wspomagała go zawsze i tylko miłość: bezgraniczna miłość jaką umiłował go Chrystus i miłość jaką Franciszek Jemu odpowiadał.

Franciszek „jaśnieje w Kościele swym prostym i nadzwyczajnym przylgnięciem do Ewangelii Jezusa Chrystusa, upodobniając się do Niego w pokornym ubóstwie i radości serca, w bezkompromisowej miłości ludzi i w zachwycie dla piękna wszystkich stworzeń”. Łaska Boża pozwoliła mu być podobnym do Chrystusa w ubóstwie i pokorze. Biedaczyna nauczył się od Chrystusa bycia cichym i pokornym sercem. Jego duchowa droga naznaczona była wiernym naśladowaniem Jezusa, Człowieka-Boga, za którym pragnął pójść bez zastrzeżeń, drogą wyrzeczenia się siebie i całkowitego wyniszczenia. Ta droga naśladowania osiągnęła swój szczyt na Alwerni wyciśnięciem stygmatów.

Naśladowanie Chrystusa stanowi centrum duchowej drogi Asyżanina. Pozostaje poza sferą wątpliwości, że temat ten leżał szczególnie papieżowi na sercu. Uczynił go przedmiotem wielu swoich wystąpień, zwłaszcza spotykając się z członkami wielkiej rodziny franciszkańskiej, obojętnie świeckich czy zakonników. Jan Paweł II był przekonany, że jeśli świat nadal patrzy z podziwem na Franciszka, to należy to zawdzięczać temu, że widzi w nim „autentyczną, wierną i dlatego wiarygodną ikonę Jezusa Chrystusa”. 12 marca 1982 r. papież mówił do biskupów włoskich w Asyżu: „Pragniemy nauczyć się od Ciebie (Franciszku) tej przynależności do Chrystusa” (Ga 6,14), której całe Twoje życie stanowi tak doskonały wzór i przykład… Nazywano Cię „Biedaczyną z Asyżu” – a Ty byłeś i pozostałeś jednym z ludzi, którzy najszczodrzej obdarowują innych. A więc miałeś olbrzymie bogactwo, ogromny skarb. A tajemnice Twego bogactwa krył w sobie Krzyż Chrystusa”.

Franciszek jest przykładem miłości i wierności Kościołowi. Wiemy wszyscy, jak liczni są ci, którzy kontestują Kościół, tak wewnątrz, jak i z zewnątrz. Przedmiotem sprzeciwu jest instytucja Kościoła, jego hierarchia; Kościół postrzegany jedynie jako ośrodek władzy, nie pozostawiający wiele przestrzeni dla wolności wypowiedzi, odmienności, braku zgody wobec Nauczycielskiego Urzędu Kościoła w ogóle i nauczania papieskiego w szczególności. Wielu, również ochrzczonych, ostro oddziela w sobie wiarę w Chrystusa-Boga od przynależności do Kościoła, wierność Ewangelii od wierności tradycji Kościoła, zgodę na Ewangelię i poddanie się autorytetowi interpretującego Ewangelię – magisterium.

Jak bardzo nad tym bolał Jan Paweł II. Nikt bardziej od Niego nie dostrzegał niebezpieczeństw, które wynikały z takiego stanu rzeczy dla Kościoła. Postawy takie nie robią nic innego, jak tylko tworzą i mnożą podziały, stając się powodem usprawiedliwiającym brak zainteresowania. Lub wręcz odejścia od Kościoła. Jeżeli pomyślimy teraz, jak wiele mówił i czynił Franciszek dla Kościoła, natychmiast zdamy sobie sprawę, jak wspaniałym przykładem dysponował Jan Paweł II, by wezwać wiernych, nie wyłączając oczywiście i zakonników, do bycia zawsze i wszędzie wiernymi sługami założonego przez Chrystusa Kościoła.

Biedaczyna pragnął być w Kościele i chciał odnowić Kościół, bo tego żądał od niego Jezus. Oddał swe siły dziełu jego odnowy, ale odnowa ta polegała na bezkompromisowym posłuszeństwie papieżowi i pasterzom Kościoła, bez żadnych zastrzeżeń. Przed podjęciem jakiegokolwiek działania pragnął najpierw ich aprobaty. Miłował Kościół i to takim jakim był! 4 października 1981 r. w radiowym przemówieniu papież powiedział: „Syn Piotra Bernardone był człowiekiem Kościoła, oddał się Kościołowi i dla Kościoła, którego nigdy nie oddzielał od Chrystusa, poświęcił – także w cierpieniu – każde drgnienie swojej duszy, utwierdzony w tym zachętom skierowaną doń z krzyża w kościele św. Damiana: „Idź i napraw mój dom”. Taka miłość cechowała jego powołanie reformatora, a wcześniej jeszcze nawróconego nowego człowieka… Charyzmatem i profetyczną misją Brata Franciszka było ukazać w konkretny sposób, że Ewangelia jest powierzona Kościołowi i że musi być przeżywana i wcielana przede wszystkim tak, by służyła za wzór w Kościele, za zgodą i przy poparciu samego Kościoła. W ciszy pokornego posłuszeństwa stworzył św. Franciszek świetlany wizerunek człowieka odkupionego, który oparł się wiekom”.

Jan Paweł II pouczył nas katolików, że Kościół musi być kochany, trzeba mu służyć z tą samą gorliwością z jaką pragniecie się kochać i służyć Chrystusowi. Jeśli Franciszek staje się przykładem, należy zawdzięczać to temu, że w odróżnieniu od wielu innych rzekomych reformatorów swego czasu, nigdy nie oddzielał Chrystusa od Kościoła. Kościół został założony przez Chrystusa i do niego należy. Papież prosił franciszkanów o dowody ich przywiązania, miłości i wierności Franciszkowi. Takim dowodem ma stać się praktyczna, „całkowita i wspaniałomyślna wierność Kościołowi”. Nie jakiemuś wyimaginowanemu lub abstrakcyjnie wyidealizowanemu Kościołowi, lecz Kościołowi Katolickiemu z jego celami, prawami, środkami zbawienia i strukturami.

„Franciszek i Katarzyna – pisał papież 31.05.1989 r. – szczerze kochali Kościół, jak dzieci wierne i oddane, pomimo ludzkich słabości, jakie musieli w nim zauważyć. Oni rozumieli, że właśnie z tego powodu trzeba być w służbie Kościoła, aby ludzka słabość nie zasłaniała tego, czym on jest rzeczywiście w swej sakramentalnej misji zbawienia. Pojmowali dobrze, że Kościół jest ciałem mistycznym Chrystusa, źródłem łaski i sakramentem komunii z Bogiem i dlatego trzeba go kochać ze wszystkich sił”.

Papież nie miał zamiaru i to najmniejszego, by minimalizować, czy wręcz nie zauważać niewierności, zaciemniających oblicze Kościoła z powodu grzechów popełnionych przez jego członków. Przeciwnie, w osądzie Ojca świętego, jest dziś bardziej niż kiedykolwiek konieczne, skuteczne działanie na rzecz poważnej odnowy Kościoła. Kościół, według papieża, jest nie tylko przedmiotem, ale także przedmiotem odnowy. W ciągu wieków, a zwłaszcza w czasach, w których żył Biedaczyna, sama hierarchia Kościoła zaproponowała i nadal proponuje programy umożliwiające głębokie zmiany. Dla przykładu papież Innocenty III otwierając Sobór Lateraneński IV (1215), stał się wiarygodnym rzecznikiem takiego właśnie programu. Św. Franciszek, ze swej strony, przylgnął do niego i zrealizował go pod kierunkiem Ducha Świętego.

„Biedaczyna, za natchnieniem Bożym – jak zazwyczaj sam twierdził – to jest przynaglany żarem Ducha Świętego, dokonał wszystkiego, wszędzie szukał „Ducha życia”, które to słowa św. Jana z radością sobie przywłaszczał. Stąd właśnie płynęła godna podziwu i skuteczna siła odnowy, zawarta w jego osobie i życiu. I tak stał się on rzeczywistym odnowicielem Kościoła, nie drogą nagany i krytyki, lecz przez drogę świętości”. Kierunek ten wyznaczył Franciszek, a Jan Paweł II go potwierdził.

W modlitwie odmówionej w kaplicy stygmatów na Alwerni, Jan Paweł II prosił Franciszka o otwarcie „bram nadziei” tym, którzy ją utracili, lub tracą, uciemiężeni brzemieniem cierpienia, które dziś, jak zawsze przybiera tyle różnych twarzy. Franciszkanie, wszyscy, dla których życiową inspiracją jest życie, duchowość, charyzmaty ucieleśnione we Franciszku z Asyżu, są wezwani do stania się „stróżami nadziei”. Mają być gorliwymi stróżami i dlatego muszą być także aktywnymi i odważnymi świadkami, właśnie tak, jak On nim był. To jest zadanie, które papież Jan Paweł II powierzał kilkakrotnie wszystkim franciszkanom, nam. Powierzył je nam w uroczystej i urzędowej formie, kiedy przybył do Papieskiego Ateneum Antonianum 16 stycznia 1982 roku:

„Chciałbym, aby Zakon Braci Mniejszych przez Antonianum przyczyniał się w sposób szczególny do zaspokajania zapotrzebowania na nadzieję dzięki swemu autentycznemu posłannictwu natchnionemu przez św. Franciszka. Ufam, że podejmie się wszelki wysiłek, by przez różnorodną działalność właściwą uczelni akademickiej mogła i umiała ona we współczesnym społeczeństwie zdobyć więcej miejsca dla wartości zawartych w Ewangelii, gdyż jedynie one mogą wzbudzać i ożywiać nadzieję, która nie byłaby złudne”.

Zadanie jest jak nigdy pilne, nie można z niego zrezygnować. Należy je wykonać, mając wzrok utkwiony nie tylko w orędzie i przykładzie Franciszka i Klary, lecz także w orędziu i przykładzie Ojca świętego Jana Pawła II, który tak bardzo przybliżał nam naszych świętych założycieli, pielgrzymując do Asyżu na modlitwę, przekazując przesłanie Franciszka i Klary oraz beatyfikując i kanonizując tylu i tyle z rodziny serafickiej.